PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 54-55

Bohdan Pociej

Utracona ojczyzna



Romantyzm w najbardziej uproszczonym i prymitywnym swym ujęciu stał się hasłem walki pomiędzy starszym, „przedwojennym” pokoleniem i obozem młodych, który [...] z niewątpliwą słusznością stara się o możliwie krytyczne i obiektywne wobec romantycznej przeszłości stanowisko. Dla pierwszych jest Romantyzm rajem utraconym, poza bramami którego zaczyna się bezgraniczna sfera jałowego eksperymentatorstwa. [...] Dla „młodych” tenże sam Romantyzm to duszne więzienie, z którego się wydostali na świeże ożywcze powietrze, odzyskując swobodę ruchów i możność nowych zdobyczy. I oni jednak zapomnieli, iż owo więzienie mogło być cudowną budowlą o nieskazitelnych architektonicznych liniach. [...]
Jest niezaprzeczonym faktem, iż w tej właśnie epoce rozwój techniki kompozytorskiej i wzmożenie środków wyrazu, niezwykłe wysubtelnienie języka muzycznego osiągnęło nieznane dawniej wyżyny...
[...] Na przestrzeni kilku dziesięcioleci zaledwie pracowali i tworzyli obok siebie: Chopin i Berlioz, Liszt i Schumann, i stojący już na progu swego wspaniałego rozkwitu Ryszard Wagner. Cóż za fantastyczna różnorodność i bogactwo twórczych typów, w zasadzie obcych sobie i niejednokrotnie zwalczających się wzajemnie! [...]
Jak każdy artysta podlegałem wpływom, lecz nie Romantyzmu, a szeregu wielkich twórców żyjących zarówno w tej epoce, jak i w poprzedniej. Przy czym muszę zaznaczyć tu dwa charakterystyczne fakty:
Od najwcześniejszych lat moich aż do dzisiaj uwielbiam uczuciem gorącym a pokornym przede wszystkim „klasyków”: Bacha i Mozarta, następnie Chopina, którego [...] nie podobna uwięzić w złotej, lecz ciasnej klatce Romantyzmu. Pomimo najgłębszego uwielbienia dla geniuszu Ryszarda Wagnera, jemu właśnie zawdzięczam wszystkie złe nałogi muzyczne, których dziś z uporem się pozbywam.



Tak pisał, w roku 1928 (w stulecie śmierci Schuberta!), ostatni wielki romantyk w muzyce polskiej, Karol Szymanowski, zarazem współtwórca nowej muzyki swoich czasów. Wypowiedź jego znamienna jest dla postawy ówczesnych, postępowo nastawionych kompozytorów wobec muzycznego romantyzmu: odpycha on ich, a zarazem przyciąga; jawi się im jako coś, co – w twórczości aktualnej – musi być przezwyciężone, a równocześnie jako coś fascynującego, emanującego szczególnym czarem.

Jak dziś, po niemal osiemdziesięciu latach, w innej zgoła epoce, odczuwają i pojmują dziedzictwo romantyzmu kompozytorzy? Właśnie oni, bo szerokim rzeszom miłośników muzyki romantyzm dzisiaj jest równie (jeśli nie bardziej!) bliski niż na początku ubiegłego wieku. Z upływem czasu świadomość romantyzmu pogłębiała się, rosła wielkość tej niezwykłej w dziejach muzyki epoki. Także dziś muzyczny romantyzm przedstawia się nam – muzykom, kompozytorom, znawcom i miłośnikom muzyki – jako czas niebywałych nasileń i erupcji mocy twórczych, bezprzykładnego bogactwa inwencji, maksymalnego spotęgowania sił muzycznej wyobraźni, jako „epoka geniuszy”. A będąc takim, romantyzm muzyczny wzbudza dzisiaj – choć nie od dzisiaj – szczególnego rodzaju tęsknotę: nostalgię...

Czym bowiem jest nostalgia? Najkrócej: tęsknotą za utraconą ojczyzną. Mniej ważne, czy to będzie ojczyzna „wielka”, w postaci kraju, części świata czy wręcz całej ziemi – jak w Lied von der Erde Mahlera, czy też „mała”, jak prowincja, miasto, wieś, dzielnica lub zgoła dom rodzinny...

Nostalgia jest odmianą tęsknoty romantycznej, a jako taka bywała również silnym impulsem twórczym, zwłaszcza w literaturze i muzyce. Mazurki i polonezy Chopina, Pan Tadeusz Mickiewicza, Beniowski Słowackiego, Pieśni z Des Knaben Wunderhorn i symfonie z tego kręgu Mahlera, Buddenbrockowie Manna, nowele i wiersze Iwaszkiewicza, filmy Tarkowskiego, powstałe już na emigracji – oto wspaniałe owoce formotwórczej nostalgii w jej pierwszym znaczeniu: wspomnieniowo-refleksyjnej tęsknoty za utraconą ojczyzną, ziemią rodzinną, krajem lat dziecinnych i młodzieńczych.

Jest jeszcze drugie znaczenie, węższe i ograniczone tylko do muzyki. Nostalgia tyczy mianowicie szczególnego stanu – „stanu nostalgicznego”, w jakim, można mniemać, znajduje się kompozytor nawiązujący w swej twórczości do sposobów i stylów uprawiania muzyki dziś już nieaktualnych, z przeszłości bliższej i dalszej. Jeśli w rezultatach tych doświadczeń czujemy coś więcej niż tylko zręczną i efektowną zabawę w naśladownictwo, parodię, pastisz, jeśli wyczuwamy tu głębsze odcienie sentymentu, czułości, miłości – możemy powiedzieć, że utwory te zrodzone zostały z nostalgii, czyli ze szczególnej tęsknoty za – utraconą – muzycznąojczyzną. Utraconą w sensie Proustowskim – le temps perdu, należącą do „czasu utraconego”, ale przecież nie całkiem utraconą, bo mającą swój byt ponadczasowy w dziełach i stylach muzyki. Istniejącą też „aksjologicznie” – jako punkt odniesienia, miernik wartości dla nas.

Nawiązywanie do dawnych dzieł i stylów może być przejawem muzycznej nostalgii, zaś utraconą ojczyzną bywa na przykład epoka baroku czy romantyzmu, chorał gregoriański czy epoka polifonii średniowiecza i renesansu. Bywa też dziś taką utraconą ojczyzną twórczość wielkich kompozytorów przeszłości: Mahlera, Brucknera, Wagnera, Schuberta, Beethovena, Mozarta, Bacha, Monteverdiego, Palestriny...

Nostalgia, o której mówię, zrodziła się w epoce romantyzmu jako szczególny sposób romantycznego bycia w muzyce; tęsknota – metafizyczna i miłosna – jest wszak nicią przewodnią twórczości kompozytorów romantycznych! Gdy w muzyce Mendelssohna znajduję odniesienia do barokowego Händlowskiego oratorium, w muzyce Liszta nawiązania do Bacha, chorału gregoriańskiego, polifonii Palestriny, a w muzyce Wagnera (Meistersingerzy, Parsifal) – do polifonii Bacha, do chorału gregoriańskiego – mogę powiedzieć, że są to przejawy romantycznej nostalgii. Podobnie Brahmsowskie nawiązania do Händla, Bacha, form baroku. Podobnie Bachowskie reminiscencje w  Kindertotenlieder Mahlera. A dalej, już w XX wieku, nostalgią różnych odcieni podszyta jest muzyka Strawińskiego w swoich aluzjach do Bacha i baroku, do renesansu, średniowiecza, romantyzmu (Czajkowski!). Przejmująco nostalgiczne są reminiscencje chorału Bacha i popularnych melodii wiedeńskich w Koncercie skrzypcowym Berga. Wszystko to zaś są owoce „świadomości nostalgicznej”.

Nostalgia tedy jest stanem uświadomionej tęsknoty do muzycznej przeszłości. Stanem, w którym rodzi się pragnienie tej „muzyki przeszłości” ponownego ożywienia, urzeczywistnienia w procesie kompozytorskim możliwości twórczych tkwiących (jeszcze!) w stylach i dziełach czasu minionego.

Z aksjologicznego punktu widzenia romantyczna nostalgia muzyczna jest tęsknotą do wartości wysokich, najwyższych, które, realizowane niegdyś w aktach kompozytorskich, winny dostąpić realizacji ponownej, współcześnie.

Autorowi tych słów bliski jest ów stan muzycznej nostalgii, zwłaszcza gdy postrzega go u kompozytorów polskich, swoich rówieśników i młodszych. Nostalgia stanowi dla nich silne źródło inspiracji twórczych. Jak silne i głębokie – o tym przekonujemy się słuchając utworów Góreckiego, Pendereckiego, Kilara, Knapika, Szymańskiego. Każdy z nich ma jakieś swoje szczególnie żywe ogniska nostalgii, równoznaczne ze źródłami muzycznego piękna, z których może czerpać. Górecki – z romantyzmu przemieszanego z ludowością. Penderecki – z późnoromantycznych stylów symfonicznych i kameralnych. Kilar – z ekspresji emocjonalnej późnoromantycznego symfonizmu. Knapik – ze stylów pieśniowych późnego romantyzmu. Szymański – z form i stylów muzycznych baroku. Nazwać ich można największymi dziś mistrzami przetwarzania nostalgicznych impulsów w formy o tradycyjnej proweniencji, a zarazem nowe i tchnące intensywną (romantyczną?) ekspresją.

Spytać by teraz można, do czego głównie tęsknią dziś kompozytorzy nostalgią romantyczną tknięci? Bo tęsknią niewątpliwie za czymś, co w romantyzmie muzycznym ważne, istotne, może najważniejsze... Tym czymś dla romantyzmu muzycznego najistotniejszym sdaje się melodyczna mowa uczuć, których gorące centrum stanowi miłość, pierwszy, naczelny motor duchowy, spiritus movens muzyki romantyzmu. Muzyka romantyczna, powoływana do życia siłą miłości, poruszana jej energią, chciałaby więc tę miłość najsugestywniej, najintensywniej wyrazić. Kompozytorzy trawieni dziś nostalgią za utraconą ojczyzną romantyzmu tęsknią do muzycznego języka miłości, zbyt pochopnie odrzuconego i zaniechanego przez muzycznych „rewolucjonistów”, inicjatorów generalnej odnowy języka muzycznego w początkach XX wieku. Tęsknią i próbują ten język wskrzesić, ożywić, odnowić.

Pisze Eugeniusz Knapik w komentarzu do cyklu pieśni Up into the Silence:

Kiedy rozpoczynałem pracę nad tym utworem, powziąłem zamiar, by tematem przewodnim i wyłącznym całego cyklu uczynić miłość. Postanowiłem poświęcić ten cykl miłości, bowiem w moim przekonaniu sztuka ostatnich dziesięcioleci (a ściś1ej, właściwie całego ubiegłego wieku) tę najważniejszą sferę doznań człowieka i niezwykle istotny obszar ludzkich doświadczeń zepchnęła na margines swojej penetracji. [...] Pokusa, by pod koniec wieku jeszcze raz zmierzyć się z tematem, który był dominantą zainteresowania twórców wszystkich epok, a mimo to pozostał nieodgadnioną tajemnicą ludzkiej natury, była wielka. Bo jeśli wierzyć Emily Dickinson, to: Miłość jest wszystkim, co istnieje – To wszystko, co o niej wiemy.

Wielcy kompozytorzy romantyzmu wyrażali miłość najróżniejszymi sposobami. Powiedzieli zda się o niej wszystko, co muzyką powiedzieć można. Bo muzyka zdawała im się być (czym w istocie jest!) najczulszym medium miłości. Inne sztuki – malarstwo, poezja, teatr – miłość zapośredniczają: obrazem, słowem, pojęciem. Sztuka dźwięków zaś wyraża miłość wprost, całą sobą, swoją substancją i swymi akcydensami. Stan miłości, w jaki człowiek w swoim życiu popada, muzyka transformuje we własne brzmienia i struktury dźwiękowe: melodie, akordy, barwy, sploty głosów. Ta transformacja zaś jest zarazem sublimacją.

Czymże jednak jest miłość? Gdy ją przeżywam i gdy nikt mię o nią nie pyta – wiem. Kiedy mam o niej komuś mówić, nie wiem; staję bezradny wobec pojęcia bezmiernie wieloznacznego. Jawi mi się miłość jako „ludzka”, „kosmiczna”, „Boska”... Wspominam Platońską drogę do Piękna idealnego po stopniach Miłości. Równocześnie jawi mi się miłość w całej swojej ambiwalencji: z jednej strony jako moralna i etyczna, z drugiej – „poza dobrem i złem”. Bywa szczęściem i nieszczęściem, wzlotem i upadkiem, zdrowiem i chorobą, siłą i bezsilnością, wolnością i zniewoleniem, radością i smutkiem, rozkoszą i bólem. Jest spotęgowaniem ludzkiego „ja” i zarazem tegoż „ja” zatraceniem...

Muzyka mówi miłość. Wśród rozlicznych tematów jej dźwiękowej mowy uczuć ten właśnie zda się najważniejszy: miłość jako stadium życia duchowego, wyznaczająca jedną z kluczowych „sytuacji granicznych” naszej egzystencji.

Co jest sednem miłosnego języka muzyki? Jest nim poruszenie dźwiękowej substancji, przybierającej kształt melodyczny i harmoniczny, z przydaniem odcieni dźwiękowego koloru. Substancja muzyki, czuła na impulsy miłości, przejmuje je w siebie, sublimuje w brzmieniach, poruszana i kształtowana siłą miłości. Miłość jest uczuciowym motorem muzyki.

W muzyce europejskiej, na przestrzeni jej ponad tysiącletnich dziejów, powstaje ekspresyjny język miłości. W czasach średniowiecza i renesansu jest on jeszcze nie w pełni rozwinięty; miłość opiewa się tu bardziej w słowach niż wyraża muzyką. Dopiero nowożytne prądy renesansowego humanizmu bardziej uczulą substancję dźwiękową na miłosne inspiracje. A w wieku XVII muzyczny język uczuć miłosnych po raz pierwszy rozkwitnie. Apogeum jego wyrazowych możliwości przypadnie wszak dopiero na epokę muzycznego romantyzmu. Kompozytorzy romantyczni, od Mozarta po Szymanowskiego, odczuwają i pojmują miłość jako centrum życia uczuciowego i odkrywają w niej dla siebie nowe źródła formotwórczych energii. Pragną oni miłość przedstawić, „powiedzieć”, wyrazić w całej jej rozległości i mocy i w całej jej dialektyce sprzeczności i antynomii. Jakież więc cechy, stadia, stopnie, odcienie miłości chcą wyrażać kompozytorzy wielkiej epoki romantyzmu, genialni piewcy miłości: Mozart, Beethoven, Schubert, Berlioz, Schumann, Chopin, Liszt, Wagner, Brahms, Czajkowski, Mahler, Szymanowski? Pragną oni może nade wszystko wyrazić piękno: piękno miłości i miłość piękna – urodą melodii i harmonii, powabem barw. Chcą też wyrazić to, co w miłości najlepsze: czułość, tkliwość, subtelność uczucia. Zarazem przenika ich miłosna żarliwość. A im bardziej w głąb XIX wieku, tym wyższa temperatura uczucia, tym mocniejszych wymagająca środków dla swego wyrażania, które też znajdują kompozytorzy romantyczni w owym wspaniałym wielogłowym instrumencie, jakim dysponują: orkiestrze symfonicznej, na której potrafią wygrać wszystko! Metafizyczna siła miłosnej namiętności porywa Wagnera. U Mahlera zaś, co w swojej muzyce skupił najważniejsze wątki romantyzmu, miłosna żarliwość osiągnie apogeum.

Jako ludzie romantyzmu, odczuwający rzeczywistość transcendentnie i ekstatycznie, mają też kompozytorzy przedmioty swojej miłości: kochają kogoś lub coś. Ale jako wielcy artyści romantyczni kochają oni przede wszystkim... samą miłość – rozmiłowani w miłosnym marzeniu, zdolni do miłosnego skupienia, skłonni do miłosnych uniesień, wzlotów, porywów.

Jako znawcy i penetratorzy uczuć, tropiący ich zawiłą logikę, aby ją transformować w logikę utworu muzycznego, kompozytorzy romantyzmu wrażliwi są również na strony miłości bardziej ciemne, odcienie pesymistyczne; świadomi tego, że miłość jako stan graniczny naszej egzystencji rozpina się między biegunami: światłem radości a mrokiem rozpaczy; że miłość zdaje się przerzucać mosty istnienia nad przepaścią nicości; że jest ona stale między życiem a śmiercią, że jest „śmiercią podszyta”. Ten egzystencjalny wymiar miłości najgłębiej odczuwali, i temu dawali przejmujący wyraz, wielcy romantycy z początku i końca wieku: Schubert i Mahler. Oni właśnie najsugestywniej wyrażają miłosny pesymizm: smutek, ból, rozpacz miłości; Schubert – w pieśniach z  Winterreise i Schwannengesang. Do tego schubertowskiego stadium miłości nawiąże Mahler w Lieder eines fahrenden Geselle, czułością muzyki łagodząc miłosny ból.

Podkreślmy jeszcze i tę cechę muzyki XIX wieku: język miłosny muzycznych romantyków, od Mozarta po Mahlera, w swoich sposobach wypowiedzi tknięty jest pragnieniem miłości i przeniknięty tym, co jest miłości źródłem i nicią przewodnią: tęsknotą(metafizyczną!), która nigdy w tym życiu, z istoty swej, ukojona być nie może, wynika bowiem z samego rdzenia ludzkiej egzystencji.



Skrócony tekst audycji otwierającej cykl Muzyczne przestrzenie romantycznej wyobraźni, nadawany w programie II Polskiego Radia




 <– Spis treści numeru