Leniwe wrześniowe popołudnie niemal pół wieku temu. Świeże fundamenty domu wcinają się w pachnące wrzosowisko, nad którym unoszą się roje owadów, pod zwisającymi gałęziami młodziutkich sosen błyszczą lepko- brązowe kapelusze maślaków. Między kępami wrzosów buszują sójki, zakopując w piasku żołędzie...
Zima
Jeszcze mam w oczach obraz prześwietlonej słońcem polany, jaką był
ogród mojego dzieciństwa w czasach, kiedy z rodzicami sprowadziliśmy się
do Podkowy Leśnej. Teraz w tym samym jesiennym ogrodzie ani śladu
wrzosów, które wyparł cień krzewów panoszących się między pniami
kilkudziesięcioletnich sosen i pokaźnych dębczaków posadzonych niegdyś
przez sójki. Bez mego udziału sama przyroda w bliskości lasu tak
zadecydowała o zmianach na rodzinnej działce. Co jest więc
odziedziczonym przyrodniczym spadkiem – czy wrzosowisko, które
„odebrał” nam mężniejący las, czy dorosłe, łysiejące nieco sosny,
które wkrótce zaczną się starzeć jak ja i wcześniej czy później też
z mego ogrodu znikną? A może skrawek wydartego dzikiej naturze ogrodu,
gdzie ocalały staromodne kosztele i papierówki, czy też nowy, wygładzony
klomb z holenderskimi odmianami rododendronów? Jaką odsłonę przyrody
poznają przyszli właściciele tego ogrodu, jaki obraz przyrodniczego
dziedzictwa zostawimy my wszyscy przyszłym mieszkańcom Podkowy?
Obchodzone w połowie września Europejskie Dni Dziedzictwa stały się
okazją do takich refleksji przez przypomnienie, że niezbywalną część
europejskiej spuścizny szczególnie w Mieście-Ogrodzie stanowi
wartość, jaką jest miejscowa przyroda. Już samo określenie „dziedzictwo
przyrodnicze” oznacza żywe dobra w krajobrazie, które zastaliśmy,
a będąc ich spadkobiercami, powinniśmy nie uszczuplone, a może
i pomnożone przekazać naszym następcom. Dobrze przecież wiemy, jak
określa się tych, co spadek przepuścili... Aby jednak to wiedzieć, trzeba
najpierw określić dzisiejszy stan podkowiańskiej przyrody, porównując
z tym, co było w idealizowanej przeszłości. Jeśli porównanie nie
wypadnie pomyślnie (a za mojej pamięci zniknęły choćby dudki i kraski), warto
się zastanowić, co zrobić, żeby zielonej schedy nie roztrwonić do
końca, ale raczej ją odbudować i wzbogacić. Przy tym bilansie rodzą się
jednak ważkie pytania. Czy wartość dóbr przyrodniczych da się dokładnie
zdefiniować? Czy pojęcie cenności różnych elementów przyrody nie ulega
zmianom wraz z lepszym zrozumieniem wielu procesów naturalnych? Czy
nasza dzisiejsza
modna „sztuka ogrodów” to dziedzictwo przyrodnicze
wzbogaca czy też wprost odwrotnie – w sposób niezamierzony niszczy?
Pytania takie przyszło stawiać nie tylko nam w Podkowie Leśnej.
W obliczu kurczących się obszarów dzikiej przyrody i nad wydłużającą się
listą ginących gatunków zastanawiają się nad tym problemem naukowcy
i miłośnicy przyrody na całym świecie. Czy wystarczy chronić tylko tę
ocalałą dzikość przyrody w rezerwatach, „odpuszczając sobie” miejsca
już przez człowieka przekształcone, bo przecież wszystkiego ochronić nie
sposób? Może tylko otoczyć opieką wybrane gatunki roślin i zwierząt,
które zaspokajają nasze potrzeby konsumpcyjne oraz estetyczne?
Odpowiedzi na te dylematy dostarczył sławny amerykański biolog prof.
Edward O. Wilson w latach 80. zeszłego stulecia, określając całe bogactwo
życia na Ziemi zwrotem „różnorodność biologiczna”. Rozszerzył tym
pojęciem obszar ochrony przyrody, nie ograniczając jej tylko do przyrody
„dzikiej”. Zwracając uwagę zarówno na niepowtarzalność każdego
żyjącego indywiduum, jak i różnorodność gatunków i środowisk, wskazał, że
nie da się chronić jedynie wybranych elementów bez ochrony całości
bogactwa różnorodnych przejawów życia. Także tych, które kształtowały
się pod wpływem działalności człowieka. Dziełem człowieka jest więc
krajobraz rolniczy z mnogością odmian roślin uprawnych, a także
bogactwo ogrodów i parków miejskich. Tak więc i te stworzone przez
człowieka enklawy „przyrody pod kontrolą” są nie mniej warte
zachowania, bo pomnażają jeszcze różnorodność. Nie da się podzielić
przyrody na mniej lub bardziej cenną, na gatunki jedynie warte uwagi
i takie które są „po nic”. Tylko zachowanie wszystkich
zapewnia podtrzymanie sieci życia. Nic nie przyjdzie
z ochrony wybranych gatunków czy środowisk, gdy zerwane będą zachodzące
między nimi relacje i zachwiane wielkie przyrodnicze procesy
gospodarowania energią i materią, a także zatrzymane naturalne zmiany.
Pojęcie różnorodności biologicznej zrobiło zawrotną karierę. Oznacza
to dużą zmianę w podejściu do tradycyjnej ochrony przyrody zwłaszcza
w poszukiwaniu skuteczności działań także w miejscach zagospodarowanych
przez człowieka – jak miasta czy ogrody.
Wczesna wiosna
Co z tego przydługiego wstępu wynika dla przyrody
Podkowy Leśnej? Zarówno tej „dzikiej” przenikającej do ogrodów
z lasu, tej „oswojonej” staraniem twórców ogrodów, ale i niestety
wypieranej betonowymi ścieżkami i szczelnymi ogrodzeniami. Zacznijmy od
ogólnej charakterystyki przyrodniczej Podkowy Leśnej. Polodowcowy
charakter krajobrazu wyposażył Podkowę i okolice w zróżnicowane
siedliska – mamy tu piaszczyste wydmy i podmokłe zagłębienia, a także
żyzne gleby doskonałe dla bogatego lasu mieszanego. Jedno, czego nam los
poskąpił, to środowisko wodne – rzeka, potok lub jezioro. Te
najpiękniejsze fragmenty drzewostanu z wiekowymi dębami i sosnami objęte
zostały ścisłą ochroną rezerwatową i to nie tylko w obrębie lasu
Młochowskiego, ale i w samym środku miasta w Parowie Sójek. Różnorodność
ukształtowania terenu i zróżnicowany charakter lasu oddaje w miniaturze
park wokół Pałacyku-Kasyna, stanowiący chroniony zespół
przyrodniczo-krajobrazowy. Szczególnie okazałe głazy, pojedyncze
czcigodne drzewa, a nawet całe ich szeregi, jak Aleja Lipowa, noszą dumne
miano pomników przyrody. Jednak, z całym szacunkiem dla tych licznych
miejsc i obiektów chronionych prawem, dbałość o ich bezpieczeństwo nie
zwalnia od opieki nad całą przyrodą pozostałą. To właśnie stopień
zadbania zieleni miejskiej, a przede wszystkim stan przyrody na każdej
z prywatnych działek stanowi o tym, czy poważana jest istota Miasta-
Ogrodu. Przecież sztandarowym hasłem, które przyświecało powstawaniu
Podkowy Leśnej, było zapewnienie harmonii pomiędzy ludźmi a zachowaną leśną
przyrodą, w której królestwo ludzie wkroczyli. Ta leśna przyroda
wyglądała u zarania Podkowy rozmaicie w różnych częściach miasta. Niektóre
działki były pokryte sosnowym lasem, na innych, jak w Podkowie Zachodniej,
królowały dęby, jeszcze inne były pozostałością po opuszczonych polach,
gdzie zwolna kiełkowały przyniesione przez wiatr nasiona brzóz i sosen.
Przestrzenie między działkami nie były ogrodzone, co pozwalało przyrodzie
na zmiany zwane sukcesją. Dziś dobry przyrodnik potrafiłby odtworzyć
historię wielu z ogrodów. Nieustająco też trwa proces dzielenia
przestrzeni na działki, których gospodarze różnie sobie
poczynają z przyrodą. Zachodzą również zmiany samej przyrody spowodowane jej
naturalną
dynamiką. Jak więc dziś można ocenić stan różnorodności biologicznej
Podkowy? Warto więc w tym miejscu wrócić znów do teorii i przypomnieć
główne z przyczyn jej zagrożenia.
Są to przede wszystkim:
Niestety, to jedno z największych zagrożeń podkowiańskiej
różnorodności. Szczelne ogrodzenia, ba, czasem mury jak w warownych
zamkach, uniemożliwiają wędrówki drobnych zwierząt. Jeże, jaszczurki czy
ropuchy uwięzione w takich klatkach-ogrodach nie mają szans na
kontakty z innymi przedstawicielami swego gatunku. Jeśli zaś znajdą się
na zewnątrz, to nie mają dokąd uciec. Sama widziałam jeża, który
panicznie biegał wzdłuż ruchliwej ulicy, bezskutecznie starając się
czmychnąć w bok.
Może ta opowieść skłoni niektórych posiadaczy takiego „płotu-
pułapki” do zainstalowania w nim przepustów dla drobnych zwierząt.
Moda na wielkie powierzchnie gładkich trawników i niechęć do krzewów oraz choćby kawałka dzikiego ogrodu sprawia, że różnorodność środowisk gwałtownie się zmniejsza, zabierając zwierzętom miejsca na kryjówki czy zakładanie gniazd. A przecież może być inaczej. Za świetny przykład ogrodu, w którym zadbano o różnorodność środowisk, może służyć pięknie zaplanowany ogród wokół kościoła św. Krzysztofa. Bogactwo roślin stwarza różnorakie możliwości dla wielu gatunków zwierząt, a staw z kaskadą zapewnia im dostęp do wody w upalne dni.
Zatrucie środowiska może być spowodowane stosowaniem pestycydów –
chemicznych substancji zwalczających szkodniki roślin. Konsekwencje
ekologiczne stosowania tych substancji są szczególnie duże, gdy zatruciu
ulegną trzmiele oraz inne owady zapylające. Tymczasem w wielu
przypadkach stosowanie „chemii” w ogrodzie nie jest niezbędne: więcej
mogą zdziałać owadożerne ptaki, które zachęcimy powieszoną budką lęgową.
Właściwości środowiska mogą się też niekorzystnie zmienić gdy jesienią
usuwamy „do czysta” wszystkie opadłe liście, narażając glebę na
przemarzanie i szybsze wysychanie.
Nasze marzenia, aby w letnie dni fruwały roje motyli, nie dają się pogodzić z bezwzględnym niszczeniem w ogrodzie pokrzyw i innych „chwastów”. Nie można chronić jakiegoś gatunku, gdy odetniemy go od źródła pokarmu, a pokrzywy czy osty – choć może wyglądają nieszczególnie – są pokarmem gąsienic wielu motyli, a nasiona – ptaków. Dlatego wzorem rad, jakich udzielał niegdyś św. Franciszek z Asyżu, trzeba choć małą cześć ogrodu oddać we władanie dzikich roślin,.
W skali zagrożeń światowej różnorodności poczesne miejsce zajmują gatunki roślin i zwierząt, które dostaną się do środowiska w miejscach, gdzie nigdy przedtem nie występowały. Powszechnie znany jest przykład królików, które przywiezione do Australii tak się rozmnożyły, że o mały włos nie wyparły kangurów. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak groźne mogą choroby i pasożyty egzotycznych roślin zawleczone do lasu – zgodnie z szerzącym się zwyczajem wywożenia tam suchych liści po porządkach w ogrodzie.
Może to ciągle powracanie do problemu opadłych
liści zabrzmi jak obsesja, ale ich skrzętne usuwanie z ogrodów to jeden
z większych zamachów
na przebieg naturalnego procesu, niezbędnego dla zachowania różnorodności
biologicznej czyli krążenia materii. Ilość substancji pokarmowych jest
w środowisku ograniczona i ich dopływ wraz ze szczątkami roślin podnosi
żyzność gleby. W procesie rozkładu liści bierze udział cały szereg
organizmów np. dżdżownic, które są także pokarmem dla kosów i jeży.
Trudno więc sobie wyobrazić na długą metę zachowanie bogactwa
gatunkowego i dobrej kondycji przyrody bez pozostawiania jesiennych
liści, choćby w odległym rogu ogrodu czy na stercie kompostowej.
Tych kilka reguł służących zachowaniu różnorodności biologicznej to
bezdyskusyjne minimum działań, bez których bogactwo przyrody Podkowy
Leśnej będzie uporczywie się zmniejszać. Inne sposoby działania są już
dużo bardziej skomplikowane, bo wobec dochodzenia naszych sosen do
naturalnego kresu życia i rozprzestrzeniającej się ich choroby stoi
przed nami konieczność przebudowy drzewostanu. A sposób i kierunek
wprowadzenia tych zmian to temat na osobne rozważania.
Owady, ptaki i inne...
Czyńmy więc to, co możemy zrobić już dziś, bo różnorodności biologicznej niestety nie wzbogacą nawet dziesiątki nowych odmian roślin ozdobnych, sprowadzanych z najlepszych holenderskich szkółek do wypielęgnowanych ogrodów. Choć być może wydłuży się lista gatunków, nie uda się zachować innych kryteriów różnorodności: bogactwa środowisk i niezakłóconego przebiegu naturalnych procesów. Stracić za to możemy to, co stanowi o unikalności Miasta-Ogrodu: harmonię między tym, co naturalne, a tym, co wprowadzone ręką człowieka. Będzie to przyroda zbliżona bardziej do umeblowanego salonu niż naszych tęsknot za kontaktem z naturą. Nawet jeśli sama natura się zmienia i nigdy już nie będzie taka, jak zapamiętana z czasów naszego dzieciństwa, niezależnie od tego, na jakie czasy ten piękny okres by przypadał...
Europejskie Dni Dziedzictwa, Festiwal „Otwarte Ogrody”