Jan Rembowski (1879-1923), artysta dziś prawie zapomniany, wypowiadał się w wielu dziedzinach sztuki. Rzeźbił, malował, projektował wnętrza i przedmioty sztuki użytkowej, robił ilustracje, okładki i winiety, zajmował się grafiką warsztatową. Pisał wiersze i opowiadania, publikował artykuły prasowe. Przede wszystkim jednak znany był jako rysownik. Najwybitniejsze dzieła stworzył podczas pobytu w Zakopanem, gdzie mieszkał od końca 1903 do końca 1916 roku, kilkakrotnie tylko wyjeżdżając w rodzinne okolice Warszawy oraz do Włoch i Szwajcarii. W Zakopanem powstał jeden z najciekawszych jego rysunków – wykonany węglem karton Legenda o Giewoncie, znajdujący się od 1962 roku w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Praca, o wymiarach 71x103 cm, sygnowana monogramem artysty i opatrzona datą 1905, była prezentowana w Wiedniu, Krakowie, Lwowie i Warszawie na czterech kolejnych wystawach Grupy „Pięciu”, którą Rembowski utworzył wraz z kolegami z krakowskiej ASP – Leopoldem Gottliebem, Vlastimilem Hofmanem, Mieczysławem Jakimowiczem i Witoldem Wojtkiewiczem.
Jan Rembowski,
Legenda o Giewoncie, węgiel, 1905, Muzeum
Narodowe we Wrocławiu
„Legenda o Giewoncie mówi o korzystnym zwrocie w dziedzinie
kompozycji” – napisał krytyk „Nowej Reformy” o kartonie
Rembowskiego, wystawionym po raz pierwszy w Polsce we wrześniu 1906
roku. Określenie „kompozycja” odnosi się tu, zgodnie z ówczesnym
rozumieniem, do obrazu z fabułą lub ze „znaczącym”
nastrojem. Wartości te, obecne także w innych rysunkach artysty z tego
czasu, były jednak najłatwiej dostrzegalne właśnie w Legendzie,
co sugerował już sam tytuł odnoszący się do literatury.
Geneza kartonu, związana w ścisły sposób z biografią autora, okazała
się możliwa do hipotetycznego odtworzenia. Późną jesienią 1903 roku, na
skutek zaostrzenia objawów gruźlicy, Rembowski znalazł się w nowo
otwartym Sanatorium Kazimierza Dłuskiego w Kościelisku. Wtedy (lub
niedługo potem) musiał zmierzyć się i z koniecznością rezygnacji
z kariery rzeźbiarskiej, i – zapewne po raz pierwszy w tak realnym
wymiarze – z tajemnicą śmierci. Wśród rysunków przysłanych przez
niego na wystawę akademicką w Krakowie w 1904 roku znalazła się praca
przypominająca w ogólnej koncepcji Legendę o Giewoncie.
Ukazywała podobno samego artystę, który „rozebrany do naga leży umarły,
gromnice płoną, dookoła katafalku kilkunastu kolegów zanosi się od
płaczu”. Twórca tego opisu i przyjaciel Rembowskiego, rzeźbiarz Józef
Gardecki, stwierdził – co brzmi zaskakująco w tym kontekście – że rysunek
„doskonale charakteryzował humor autora”.
Czy oznaczało to, że własna śmierć została przedstawiona przez
Rembowskiego w ujęciu satyrycznym lub przynajmniej ironicznym? Trudno
jednoznacznie rozstrzygnąć tę kwestię, ponieważ ów rysunek z wystawy
akademickiej zaginął. Pewne wyobrażenie o nim mogą dać szkice zawarte
w zeszycie, podarowanym artyście przez przyszłą żonę w grudniu 1903
roku, a więc pochodzące z tego samego czasu. Kilka z nich ukazuje
leżącą na marach kobietę w otoczeniu dzieci, inne – pochód postaci
o modlitewnie splecionych rękach prowadzony przez mężczyznę obejmującego
czoło ruchem pełnym rozpaczy. Na kolejnym szkicu jest przedstawiony być
może sam autor; jego głowę obejmuje człekopodobna istota o wymiarach
wyraźnie zmniejszonych wobec wielkości głowy leżącego. (Taka
dysproporcja wystąpi też w Legendzie o Giewoncie, gdzie nagi
młodzieniec zdaje się być reprezentantem znacznie roślejszej rasy niż
pozostali bohaterowie). W wymienionych pracach z zeszytu-
szkicownika kształty zostały wydobyte syntetyzującym, ale miękkim, jakby
„lejącym się” konturem; jeśli dodać do tego deformację i celowe
zaburzenie proporcji, łatwo się domyślić, dlaczego ów rysunek
z katafalkiem miał, według Gardeckiego, dać pojęcie o poczuciu humoru
Rembowskiego. Prezentował przecież sposób ujęcia zbliżony do
stosowanego ówcześnie w karykaturze, np. przez Witolda Wojtkiewicza.
A więc wcale nie jest pewne, że w wystawionej w krakowskiej ASP pracy
artysta faktycznie potraktował własną śmierć humorystycznie, tak jak to
odczytał jego przyjaciel. Może raczej należałoby przypuszczać, że
uogólniona, ekspresyjnie przerysowana forma tej kompozycji (jak na
podstawie omówionych szkiców możemy sobie ją wyobrażać) była efektem
podjętej próby odrealnienia spraw ostatecznych, odsunięcia ich
prawdopodobieństwa i rzeczywistej grozy. Była zabiegiem artystycznym,
ale też, pewnie podświadomie, magicznym.
Jan Rembowski,
rysunek w szkicowniku z lat 1903-1904, Instytut
Sztuki PAN, Zbiory Specjalne, nr inw. 1620
Inny szkic ze wspomnianego zeszytu, nie łączący się tematycznie
z wymienionymi, również pozostaje najprawdopodobniej w związku z
Legendą o Giewoncie. Przedstawia półleżącego młodzieńca, któremu
towarzyszy chłopiec, trzymający lirę. Zarys takiej samej liry widać na
marginesie rysunku kredką z Muzeum Narodowego w Warszawie, podpisanym
ręką autora: „1905 | szkic do kompozycji | rysunkowej | «W
burzliwą noc»”. Miecz w ręku nagiego herosa, harfa (na którą
ostatecznie zdecydował się autor) i grająca na niej dziewczyna, jak
również literacki tytuł, pozwalają mniemać, że już w tym szkicu,
najpewniej poprzedzającym bezpośrednio Legendę, dokonało się
przeniesienie problemu śmierci z własnej osoby w świat legendy, odjęcie
jej wymiaru osobistego i rzeczywistego, co sfinalizuje się ostatecznie
w ukończonym w tym samym roku kartonie.
O metaforyzacji sensu całego przedstawienia decyduje jawna
teatralizacja ukazanej sceny i dekoracyjna stylizacja. Zauważył to już
w 1907 roku jeden z krytyków, pisząc: W Legendzie p. Rembowski
wczuł się głęboko w jakieś naiwne, bohaterskie pogrzeby, w jakąś
adorację umarłej świeżo miłości. W tej kompozycji tyle ludowo epicznego
pierwiastka, że ona staje już ponad dramatem. Wszakże to wszystko
skamieniało, stanęło na wyżynie symbolu. A obraz stał się znowu
monumentalnie dekoracyjny.
Gdyby zainspirować się przytoczonym tekstem (zwłaszcza sformułowaniem
o „umarłej świeżo miłości”), a w rozważaniach nad biografią
Rembowskiego zniżyć się do poziomu brukowców, to obraz istotnie można
potraktować jako metaforyczne przestawienie śmierci artysty, może nie
tyle „dla świata”, ile dla jego żeńskiej połowy. Rok powstania
kompozycji rozpoczął się bowiem dla malarza ślubem (z przebywającą
w Zakopanem francuską nauczycielką, Marie Julaine), do którego
przystępował z poczucia honoru i bez szczególnego chyba entuzjazmu. Tym
samym poniekąd umierał dla dwóch (przynajmniej) liczących się w jego
życiu kobiet, które wiązały podobno z jego osobą (i za jego sprawą)
jakieś plany na przyszłość. Pierwszą z nich, Annę z Meduskich Żarnecką,
sportretował, jakby w geście zadośćuczynienia, w listopadzie tego roku,
już po jej desperackim, „odwetowym” zamążpójściu. Drugiej zaś,
Stefanii Tatarównie, jakiś czas później podarował właśnie Legendę
o Giewoncie.
Być może o tym właśnie rysunku pisał do niej 1 października 1912 roku,
w przeczuciu zagrożenia wobec zaognionej sytuacji politycznej na
Bałkanach: Obrazy, które Ci są milsze od innych, np.: Śmierć lub
portret Twój z gwiazdą można oddać jako depozyt do muzeum, jeżeli
myślisz, że w ręku prywatnym mogą zaginąć. Oznaczałoby to, że drugi,
nieoficjalny tytuł Legendy to Śmierć. Potwierdzałaby to
recenzja Stanisława Piaskowskiego z wystawy Rembowskiego w Zachęcie
w roku 1907, wymieniająca tak zatytułowane dzieło. Czy zatem, mimo
wcześniejszych spostrzeżeń, to jednak śmierć jest w istocie tematem
kartonu?
Osiem lat po jego narysowaniu Rembowski opatrzył go skrótowym
komentarzem, który naprowadza na jeden zaledwie trop interpretacyjny,
najłatwiejszy zresztą do odczytania z samego obrazu. Komentarz ten
zdaje się zarazem jakby celowo zniechęcać do poszukiwania innych,
sięgających głębiej interpretacji. Oto co autor pisał z Zakopanego 8
maja 1913 roku w liście do Wilhelma Feldmana: Obraz, o który
Szanowny Pan zapytuje, Legenda o Giewoncie, nie [jest] osnuty na ludowej
legendzie, a raczej z legendy wzięte tylko [to], że Giewont był człowiekiem.
Obraz mój przedstawia Giewonta umarłego. Dzieci góralskie, jedne
pogrążone w smutku i rozpaczy, inne śpiewają pieśni na znak żałoby.
Zwięzłe określenie przedstawienia zdaje się definitywnie rozwiązywać
kwestię zawartych w nim znaczeń. Jednak lapidarność i ogólnikowość
opisu miała uprzedzać ewentualne posądzenie o literackość, czego
najbardziej obawiał się artysta, uważający się – nie tylko pod tym
względem – za ucznia Stanisława Witkiewicza.
Skoro wiemy, że leżący heros uosabia Giewont (którego
charakterystyczna sylwetka czytelna jest w tle rysunku), powstaje
pytanie o samą legendę, z której pomysł został wzięty, i o miejsce,
jakie zajmuje w niej bohater. Na początek należy zauważyć, że Giewont
stał się obiektem zainteresowania literatów i malarzy (a także
turystów!) dopiero na przełomie XIX i XX wieku (wcześniej w tej roli
pojawia się najczęściej Pyszna, Gerlach, a zwłaszcza Łomnica), razem
z „odkryciem” Zakopanego. O skali tego zainteresowania w pierwszych
latach XX wieku świadczy satyryczny wiersz Franciszka Mirandoli
zamieszczony w zakopiańskim numerze „Liberum Veto” (1903, nr 15) pod
znamiennym tytułem: Tysiąc sześćset dwudziesty trzeci sonet
o Giewoncie. W malarstwie szczyt pojawia się nie tylko w ujęciach
czysto pejzażowych, lecz również w kompozycjach symbolicznych, jak
Prometeusz Alfonsa Karpińskiego (1898, olej, Muzeum Narodowe
w Krakowie) czy dzieła Leona Wyczółkowskiego – Giewont
o zachodzie słońca (1898, olej, zbiory prywatne) oraz cykl 28 pasteli
Legendy tatrzańskie (wystawiony w Zachęcie w 1904).
Antropomorfizacja Giewontu występuje także dość często w poezji końca
XIX i początku XX wieku (m.in. u Adama Asnyka, Jana Kasprowicza, Wacława
Wolskiego), a także np. w satyrycznym tekście prozą Rozmowa gór
Władysława Orkana. W żadnym z tych utworów nie ma jednak nawiązań do
konkretnej legendy mówiącej o Giewoncie-człowieku. W rozmaitych
wersjach góralskich gadek, w zapisach Sabałowych bajek, w tatrzańskich
opowieściach Kazimierza Przerwy-Tetmajera i Jana Kasprowicza także
próżno by szukać herosa-Giewonta. Nie uwzględnia go także Julian
Krzyżanowski w swojej monumentalnej pracy systematyzującej polską bajkę
ludową. I dzisiaj po prostu wie się, że górujący nad Zakopanem Giewont
to śpiący rycerz.
Jedynie w opublikowanej w 1899 roku książeczce Andrzeja Stopki-
Nazimka Rycerze śpiący w Tatrach. Fantazye na tle podań ludowych
(Kraków 1899) występuje Giewont-młodzieniec w trzech różnych
odmianach legendy. Według najbardziej rozbudowanej Giewont jest
najmłodszym synem Gerlacha i Świnicy, wybranym na przywódcę „zaśnionego
wojska”, który jednak ginie i – jak się łatwo domyśleć – zostaje
tak jak wszyscy inni bohaterowie tej opowieści zamieniony w kamień –
szczyt górski. Ta właśnie legenda okazała się wyjątkowa poprzez
wprowadzenie wątku „zaśnionego wojska”. Mit o śpiących rycerzach,
rozpowszechniony w całej Europie (ale też poza nią), występuje na
przykład w legendzie króla Artura i rycerzy Okrągłego Stołu, Karola
Wielkiego i Rolanda, Fryderyka Barbarossy i Fryderyka II Hohenstaufena.
Według schematu podstawowego śpiący rycerze spoczywają zazwyczaj
w górskiej grocie, a przebudzić się mają wówczas, gdy wybuchnie walka
o wolność lub wiarę. W Polsce legenda znana jest w kilkudziesięciu
odmianach, w powiązaniu z różnymi regionami geograficznymi. Najbardziej
popularna umiejscawia śpiących rycerzy w Tatrach: nie tylko pod
Giewontem (jak w wersji zapisanej przez Tetmajera w cyklu Na
Skalnym Podhalu), ale częściej pod Ornakiem, jak chciał Sabała
(którego opowieść opublikował Bronisław Dembowski w 1896 i 1902 roku i do
której w twórczy sposób nawiązywał potem Tadeusz Miciński), czy
w Dolinie Kościeliskiej – jak w podaniu, na którym oparł się Jan
Kasprowicz (O śpiących rycerzach w Tatrach). Tatrzańskie wojsko
miało być armią Bolesława Chrobrego lub też Bolesława Śmiałego; do tego
wariantu odwołał się w swoim dramacie Stanisław Wyspiański.
Franciszek Ziejka szczegółowo omówił i zanalizował recepcję mitu
w literaturze polskiej, poczynając od przykładów najwcześniejszych.
Zwrócił przy tym uwagę, że legenda „właściwe miejsce w świadomości
narodowej znaleźć miała dopiero na przełomie wieków XIX i XX. Dopiero
wówczas stała się własnością nie tylko pisarzy, ale i publicystów,
popularyzatorów, polityków, a co z tym idzie – szerokich rzesz
społeczeństwa. Stała się jedną z naczelnych idei epoki”. Przyczynę
zjawiska badacz wiąże z awansem folkloru, zwłaszcza góralskiego, który
dokonał się właśnie w tym czasie. Przy prezentacji kolejnych utworów,
w różnym zakresie wykorzystujących wątki legendy o „zaśnionym wojsku”,
Ziejka akcentuje ich ton profetyczny (obecny także we wspomnianej
„fantazji” Stopki), wiarę w „niedaleki kres niewoli narodowej”.
Szczególnej mocy ton ten nabierze w latach ruchów niepodległościowych
1905-1907, stanowiących ważną „kolejną cezurę w dziejach
patriotycznej legendy”. Jednoznaczna identyfikacja gotujących się do
walki górali ze śpiącymi rycerzami będzie powtarzać się w utworach
powstałych tuż przed wybuchem I wojny światowej; odwoła się do niej
także Włodzimierz Tetmajer w odezwie do Podhalan, nawołującej do
wstępowania do Legionów 24 sierpnia 1914 roku.
Warto jednak zauważyć, że tendencje do aktualizowania mitu pojawiały
się w kulturze polskiej najwcześniej, bo już na przełomie wieków, na
Podhalu właśnie. Dawne przekonania o możliwości moralnego odrodzenia
narodu w Tatrach stały się podłożem dla rozbudzenia nadziei na zbrojne
odzyskanie niepodległości, bo tu przecież przetrwały – wedle słów
piewcy Tatr, Franciszka Nowickiego – „wolności ołtarze”.
Już w 1904 roku (a więc przed cezurą Ziejki, a w czasie bezpośrednio
poprzedzającym powstanie Legendy o Giewoncie Rembowskiego)
nastąpiła wyraźna zmiana nastrojów społecznych, wywołana przebiegiem
wojny rosyjsko-japońskiej. W broszurze PPS Na dziś,
opublikowanej latem tego roku w Krakowie, pisano, „że może wkrótce uda
nam się, jeżeli nie odzyskać niezależny byt narodowy, to przynajmniej
zdobyć sobie niejakie prawa, które posłużą nam za punkt wyjścia dla
naszego odrodzenia społecznego i narodowego”. Tę atmosferę podgrzewały
płynące na Podhale wieści z Królestwa i Zagłębia Dąbrowskiego, a później
także z innych regionów, zapowiadające rewolucyjne wrzenie, wśród
których największe znaczenie miała informacja o zbrojnej demonstracji
PPS na placu Grzybowskim w Warszawie 13 listopada 1904. W Zakopanem chronili
się przed wcieleniem do armii rosyjskiej rezerwiści z Królestwa,
przyjeżdżali politycy i działacze ze wszystkich zaborów. Tu także od
1900 roku urządzała trójzaborowe zjazdy Liga Narodowa i, co istotniejsze
dla podsycania bojowego ducha, spotykali się członkowie PPS, prowadząc
działalność propagandową. W samym 1904 roku w Zakopanem odbyło się kilka
spotkań zorganizowanych przez tę partię; w końcu listopada Józef
Piłsudski wygłosił w sali „Sokoła” odczyt o polskich ruchach
zbrojnych, a w kilka miesięcy później wystąpił z projektem utworzenia
komitetu, który zwróciłby się do społeczeństwa z apelem o złożenie
„narodowego podatku” na polskie siły zbrojne. Nic więc dziwnego, że
w tych warunkach mit o „zaśnionym wojsku” stawał się coraz bardziej
popularny i łączony z wiarą w rychłe przebudzenie.
Jan Rembowski, Pieśń wojenna,
płaskorzeźba; fotografia
w „Tygodniku Ilustrowanym” 1901, nr 45, s. 890
Można zatem sądzić, że również Rembowski (związany z PPS jako żarliwy sympatyk), przedstawiając zmarłego Giewonta, był świadom profetycznego charakteru mitu o śpiących rycerzach i rozważanych ówcześnie szans na realizację tych przepowiedni. Wydaje się więc prawdopodobne, że artysta znał pierwszą z podanych przez Andrzeja Stopkę legend i z niej właśnie zaczerpnął pomysł kompozycji. Bohater Legendy o Giewoncie byłby zatem Gerlachowym synem, którego żołnierska śmierć przenosi do grona uśpionych wojowników (taką sugestię zawiera zresztą wspomniany szkic W burzliwą noc, na którym widać miecz w ręku leżącego młodzieńca). Staje się jednym z owych rycerzy, a tym samym – mówiąc w uproszczeniu – ucieleśnia nadzieję na odzyskanie wolnej Polski.
O tym, że właśnie ta nadzieja stanowi jeden ze składników ideowych
omawianego kartonu, upewnia wspomniana postać harfiarki. Artysta
wykreował ją (po części może opierając się na o rozlicznych wzorach, w jakie
obfitowała sztuka europejska końca XIX wieku) już wcześniej –
w płaskorzeźbie Pieśń wojenna, którą debiutował w 1901 roku
w warszawskim salonie Krywulta i której fotografia była reprodukowana
tego roku w „Tygodniku Ilustrowanym”. Harfiarka budzi tu do walki
uśpionego rycerza. Wolno przypuszczać, że do późniejszej o cztery lata
Legendy została przeniesiona niejako razem z pierwotną funkcją.
Wróżkę z harfą umieścił także u wezgłowia łoża-katafalku króla
Artura Edward Burne-Jones w obrazie Król Artur śpiący
w Avalon (1881-1898, Courtesy Museo de Arte de Ponce, Fundación
Luis A. Ferré, Puerto Rico), którego część środkowa w ogólnym zarysie
kompozycyjnym i w teatralności póz przypomina zresztą omawiany rysunek
z Giewontem. Podobna jest także treść obu przedstawień, bo przecież
w obu przypadkach chodzi o ten sam mit. Z tą wszakże różnicą, że król
Artur oczekuje sygnału pogrążony w bezczasowym trwaniu, natomiast
u Rembowskiego chwila śmierci (zaśnięcia) bohatera i chwila pobudki
wydają się być jednoczesne. Czas odchodzenia reprezentuje zwarta,
spokojna i liryczna grupa chłopców na pierwszym planie; czas powrotu
wyobraża dynamiczny, głośny tercet nad ciałem rycerza. Gesty tej trójki
dzieci bardziej zresztą kojarzą się z jakimiś tajemnymi obrzędami
magicznymi (mającymi może „odczarować” leżącego młodzieńca?) niż
z rozpaczą. Kompozycja przedstawia więc jakby stan graniczny, nie
rozstrzygając o ostatecznym wyniku rozwiązania sytuacji, a pieśń żałobna
nad ciałem herosa staje się zarazem pieśnią budzącą do walki. To
zatrzymanie (czy rozciągnięcie) krótkiego momentu wiąże się ze
szczególną sytuacją Rembowskiego – zarówno osobistą, naznaczoną
specyficzną temporalnością sanatoryjną (o której tak wiele pisze Mann
w Czarodziejskiej górze), jak też z sytuacją jego pokolenia,
uwikłanego w czas wyczekiwania odciskający się wyraźnie na
dziesięcioleciu poprzedzającym wybuch I wojny światowej.
Chociaż harfa (zamiennie z lirą) była motywem eksploatowanym do
znudzenia w sztuce i literaturze przez cały wiek dziewiętnasty
i początek następnego, to jednak nie ulega wątpliwości, że Rembowski
użył jej (zarówno w płaskorzeźbie Pieśń wojenna, jak i –
w konsekwencji – w Legendzie o Giewoncie) w znaczeniu nadanym
przez Słowackiego w Lilli Wenedzie. Tam właśnie harfa wyrywa
z otępienia i zagrzewa do walki, gra
pieśń, co do krwi pędziła rycerze, | I w miecze kładła dusze
nieśmiertelne, | I wścieklizną swą ducha ojczystego | Dawała mieczom
ząb. Mimo tak znakomitego pochodzenia harfa w Legendzie
o Giewoncie narysowana jest dość nieudolnie, sprawia wręcz wrażenie
instrumentu skonstruowanego przez jakiegoś domorosłego rzemieślnika
(zresztą grająca na niej dziewczyna także zdecydowanie wyróżnia się na
niekorzyść spośród wszystkich postaci). Ale rama tej nieforemnej harfy,
ozdobiona dwiema głowami – męską i kobiecą – wśród secesyjnie
splątanych ornamentów, naprowadza na kolejny ślad genetyczny. Wprawdzie
pomysł takiej dekoracji, niespecjalnie oryginalny, odnaleźć można
w kilku przynajmniej przedstawieniach z końca XIX wieku, to jednak dla
Rembowskiego pierwowzorem była niewątpliwie lira Apolla na
Olimpie Stanisława Wyspiańskiego. Ale ta analogia to tylko szczegół,
rodzaj „dowodu rzeczowego”. Bo przecież na ten sam trop wskazują
inne, o wiele bardziej istotne składniki dzieła. Sposób ujęcia ciała
nagiego herosa – z zaznaczeniem kanciastego konturu, z akcentowaniem
wiązań w stawach, z dużymi (wręcz za dużymi) dłońmi – powtarza
wyraźnie wzorzec aktu znany z ilustracji Wyspiańskiego do
Iliady. Natomiast wężowo rozwiane i jakby zesztywniałe w tym
rozwianiu włosy obu dziewcząt przywodzą na myśl głowę Menis z tej samej
serii rysunków, a także, jeszcze dokładniej, podobne rozwiązania
z kartonu Wyspiańskiego Żywioł ognia(1897-1902). W
Legendzie o Giewoncie następuje bowiem wyjątkowa koncentracja wpływów
autora Wesela, wręcz zapożyczeń, które w dodatku nie są tu
prawie kamuflowane, o co Rembowski starał się w późniejszych obrazach.
Właśnie w omawianym kartonie rysownik doprowadził formę wczesnych prac
Wyspiańskiego do tak „dramatycznego rozwichrzenia” – jak pisał Wiesław
Juszczak, kojarzy się ona raczej z dziełami ekspresjonistycznymi
okresu witraży wawelskich niż z najbardziej bezpośrednimi pierwowzorami
młodego malarza. Również w żadnym innym rysunku Rembowskiego
natężenie emocji bohaterów nie osiągnie takiego jak tu poziomu
„histerycznego niemal transu”, a kompozycja – podobnego zagęszczenia
i skomplikowania. W tym sensie Legenda o Giewoncie stanowi
rozwiązanie wyjątkowe w dorobku autora.
Z drugiej jednak strony omawiany karton zawiera to właśnie, co będzie
typowe dla całej twórczości Rembowskiego. Legenda ujawnia więc
nie tylko zależność od Wyspiańskiego, podnoszoną przez współczesnych
krytyków już to z naganą, już to z aprobatą, ale także łączy w sobie
wątki obecne w wielu następnych pracach artysty: folklor podhalański,
inspiracje baśnią (czy szerzej – literaturą), motyw rycerskiej
waleczności, wreszcie specyficzny, „zawieszony” w momencie zwrotnym
czas, należący jednocześnie do legendarnej przeszłości i do naocznie
uchwytnej teraźniejszości. Sygnalizuje także skłonność autora do
teatralizacji, jak również, przybierającą potem rozmaite formy, praktykę
odwoływania się do sztuki dawnej. Jest pierwszym ogniwem serii
przedstawień „kryptopatriotycznych”, w których wyobrażenie
zaczerpnięte z legendy zostaje zsakralizowane i skojarzone z tematyką
narodową.
Do serii tej zaliczyć można m.in. Pochód z 1907 roku, kilka
kompozycji zatytułowanych Walka (z lat 1906-1914) oraz
płótno Zaczarowana dzieweczka z 1913 roku. Obrazy te, zbudowane
z motywów baśniowych, nawiązują do tradycyjnych ujęć malarstwa
religijnego: Walka do zmagań Michała Archanioła z szatanem,
a schemat kompozycyjny Zaczarowanej dzieweczki – do
wczesnorenesansowej redakcji Sacra Conversazione. Legenda
o Giewoncie została natomiast wpisana – w sposób równie czytelny
i równie daleki od dosłowności – w układ sceny Opłakiwania bądź
Złożenia do grobu, choć układ ciała młodzieńca każe pamiętać także
o Zdjęciu z Krzyża. W Wiedniu w 1908 roku karton został wystawiony
(a potem reprodukowany w „Kunst für Alle”) jako Grablegung,
czego chyba dość prozaiczną przyczyną była niemożność przełożenia
hermetycznej dla cudzoziemca oryginalnej nazwy. Być może właśnie
odczytanie kompozycji poprzez tytuł religijnego przedstawienia kazało
niemieckiemu recenzentowi wystawy zarzucić Rembowskiemu, że „grzeszy
zbyt brutalną fantastyką”. Polski sprawozdawca „Naszego Kraju”
również oceniał karton jako Złożenie do grobu i dlatego, choć
pewnie zdawał sobie sprawę ze świeckiego charakteru sceny, nie zawahał
się w celnej charakterystyce napisać: „intensywność wyrazu i nastroju
jest tak silnie podkreślona, że dochodzi prawie do karykaturalnej
przesady”.
Zabieg zastosowany przez Rembowskiego zbliżony jest do opisanego przez
Jana Białostockiego procesu zachodzącego w sztuce romantyzmu, kiedy to
Napełniane przez stulecia treścią religijną lub humanistyczno-alegoryczną
tematy ramowe (...) tracą swe dotychczasowe treści i stają
się „pustymi formami”, gotowymi na przyjęcie nowych treści
(...). Z dawnej ikonografii pozostają często tylko ogólne zarysy,
a nowa treść „wpisuje się” (...) w (...) nasyconą skojarzeniami
formę.
Ze względu na skodyfikowaną i zapisaną w powszechnej świadomości
kompozycję scen Opłakiwania lub Złożenia do grobu nie ma sensu
wskazywanie jakichś konkretnych dzieł jako wzorów, z których mógł
korzystać Rembowski. Rysunek z Giewontem powstał przed pierwszą włoską
podróżą artysty, ale zapewne znał on dobrze z reprodukcji malarstwo
quattro-i cinquecenta; widział może również malowidło na ścianie
chaty w Szaflarach (niezbyt przecież odległych od Zakopanego) z ludową
wersją Zaśnięcia Marii, które mogło odegrać tu rolę inspirującą
wyłącznie jako temat, a nie schemat kompozycyjny.
Podobnie jak w wymienionych, a chronologicznie późniejszych pracach,
Rembowski nie przenosi jednak mechanicznie układu postaci z dzieł sztuki
dawnej, a jedynie konstruuje układy podobne, będące czytelną aluzją do
pierwowzorów. W Legendzie o Giewoncie nagi rycerz zwrócony jest
głową w prawo, a więc odwrotnie niż najczęściej bywa ukazywany Chrystus
w wymienionych scenach pasyjnych; odstępstwem od kanonu tych scen jest
również usytuowanie tyłem do zmarłego grupy modlących się chłopców
(z których jeden obejmuje głowę ruchem zbliżonym, ale nie identycznym
z występującymi w konwencjonalnym repertuarze), a zwłaszcza wprowadzenie
postaci harfiarki. Do tych modyfikacji należy też owo prawie
karykaturalne przekształcenie kanonicznego gestu rozpaczy, znanego
między innymi ze scen Opłakiwania i związanego z postawą oranta.
Zamiast łagodnie wzniesionych ramion i miękko otwartych dłoni, ręce
dwojga dzieci stojących za ciałem Giewonta mają rozczapierzone i niemal
drapieżnie zagięte do przodu palce, co – jak już zostało powiedziane
– miało może służyć podkreśleniu aktywności obojga młodych aktorów,
która zastąpiła bierny i pozbawiony nadziei żal.
Pomimo wspomnianych modyfikacji w układzie figur i gestów, aluzja do
Opłakiwania czy Złożenia do grobu pozostaje w Legendzie
o Giewoncie nadal przejrzysta. W ten sposób, przez odwołanie do
Pasji, w której wszystkich scenach zapisana jest przecież zapowiedź
Zmartwychwstania, wzmocniony został patriotyczny sens przedstawienia,
a więc – wiara w możliwość obudzenia do życia śpiących rycerzy.
Legenda o Giewoncie mogłaby również być rozpatrywana w dorobku
Rembowskiego w obrębie nurtu góralskiego, który reprezentowany jest
przez wiele dzieł heroizujących ludowego bohatera lub wręcz
sakralizujących go (jak choćby Góral z owcą, inaczej Dobry
pasterz, rysunek zaginiony, znany z reprodukcji). „Treść”
kompozycji łączy się też wyraźnie – jak to zostało już powiedziane –
z wątkami „militarystycznymi”, z biografią autora i problemem choroby.
Ze względu na czas powstania może być traktowana jako punkt wyjścia jego
poszukiwań ideowych i, po części, rozwiązań formalnych. Co więcej,
właśnie jako „rozwiązanie formalne” mogła może stać się inspiracją dla
innego artysty, którego dorobek plastyczny wydaje się na pierwszy rzut
oka tak odległy od liryczno-patetycznych dzieł Rembowskiego.
Chodzi o Stanisława Ignacego Witkiewicza, znanego Rembowskiemu
z Zakopanego i ze studiów u Józefa Mehoffera. Ich związki personalne
uprawdopodobniają możliwość wzajemnych powinowactw. Być może to
przypadek, że wiele wczesnych rysunków Witkacego wykonanych jest węglem
– ulubioną techniką autora Legendy, a jego niektóre portrety,
zwłaszcza portrecik góralskiej dziewczynki w chustce (1913), tak
bardzo przypominają prace tamtego. Jednak już fakt, że w niektórych
kompozycjach przyszłego teoretyka formizmu występuje podobny jak
u Rembowskiego (przy całej odmienności form i stylu) stosunek czerni do
bieli, kreski do plamy, jak również wyraźnie „reżyserowany” charakter
kilkupostaciowych scen, wydaje się zastanawiający. Jeśli zaś przyjrzeć
się bliżej upozowaniu postaci, a szczególnie gestom szponiastych dłoni
w jednej z Kompozycji figuralnych (1914, Muzeum Narodowe
w Warszawie), to nie ma wątpliwości – mimo iż leżącą postacią jest tu
ubrana kobieta, a nie nagi młodzieniec – że Witkacy nie tylko musiał
widzieć Legendę o Giewoncie, ale że ją dobrze zapamiętał
i wydała mu się warta skarykaturowania.
Niech pointą tych analogii będzie rysunek Rembowskiego ze wspomnianego
kajetu z lat 1903-1904. Zaskakujące wydaje się jego pokrewieństwo
z młodzieńczymi pracami Witkacego w sposobie prowadzenia linii, typie
deformacji i osiągniętego wyrazu. Ale szczególną uwagę zwraca zapis
w rogu kartki, rejestrujący wysokość gorączki towarzyszącej powstaniu
szkicu. W ten sposób Rembowski niejako wyprzedził późniejsze praktyki
autora Nienasycenia.
Stanisław Ignacy Witkiewicz,
Kompozycja symboliczna, węgiel,
1914, Muzeum Narodowe w Warszawie
Jan Białostocki, Ikonografia romantyczna. Problemy badawcze,
w: tegoż, Symbole i obrazy w świecie sztuki, Warszawa 1982.
G. B., Z wystawy Tow. Zachęty Sztuk Pięknych, „Prawda”
1907, nr 47 (23 XI), s. 557.
Józef Gardecki, [wstęp], w: Wystawa zbiorowa śp. Jana
Rembowskiego, październik 1923, TZSP, Warszawa 1923.
h.z., Polscy artyści w wiedeńskiej Secesji, „Nasz Kraj”
1906, półr. II, nr 1, s. 18.
Janina Hajduk-Nijakowska, Temat śpiącego wojska w folklorze
polskim. Próba typologii, Opole 1980.
Irena Homola, Od wsi do uzdrowiska. Zakopane w okresie autonomii
galicyjskiej 1867-1914, w: Zakopane. Czterysta lat
dziejów, pod redakcją Renaty Dutkowej, Kraków 1991, t. 1.
Michał Jagiełło, Jacek Woźniakowski, Tatry w poezji i sztuce
polskiej, Kraków 1975.
Wiesław Juszczak, Wojtkiewicz i nowa sztuka, Warszawa 1965.
Jacek Kolbuszewski, Tatry w literaturze polskiej, Kraków 1982.
Antoni Kroh, Tatry i Podhale, Wrocław 2002.
Julian Krzyżanowski, Polska bajka ludowa w układzie
systematycznym, wyd. 2, t. 1, Wrocław 1962; t. 2, Wrocław 1963.
Stanisław Piaskowski, Najmłodsi; Jan Rembowski, „Biesiada
Literacka” 1907, nr 16 (19 IV), s. 305; 306-307.
K. Stefański [J. Dąbrowski, S. Garlicki], Na dziś. Zadania
polityki socjalistycznej w zaborze rosyjskim, Kraków 1904.
W., Z wystawy Towarzystwa Sztuk Pięknych, „Nowa Reforma”
1905, nr 247, s. 1.
Franciszek Ziejka, Złota legenda chłopów polskich, Warszawa
1984.
Listy Jana Rembowskiego do: Wilhelma Feldmanna – w Bibliotece
Ossolińskich we Wrocławiu (rkps 12 283/III, k. 418), do Stefanii
Tatarówny – u Pani Stanisławy Odrzywolskiej, której serdecznie
dziękuję za łaskawe udostępnienie. Jestem również winna wdzięczność
Panu Andrzejowi Żarneckiemu za informacje dotyczące Anny z Meduskich
Żarneckiej.
Uprzejmie dziękuję Dyrekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum
Narodowego we Wrocławiu i Instytutu Sztuki PAN za łaskawe wyrażenie
zgody na reprodukcję obiektów ze zbiorów tych instytucji