Otrzymaliśmy ciekawą przesyłkę: pan Mariusz Kubik nadesłał
dla Magazynu numer Gazety Uniwersyteckiej wydawanej przez
Uniwersytet Śląski w Katowicach, numer kwietniowy z 2006 roku.
Cały poświęcony jest zmarłemu w lutym Lucjanowi Wolanowskiemu,
pisarzowi, reporterowi i globtroterowi. Przygotowując tę notatkę,
korzystaliśmy m. in. z tekstów i danych zamieszczonych w nadesłanym
numerze, a także z informacji przekazanych przez panią Różę
Walcową.
Lucjan Wolanowski, prawnuk przemysłowca i fabrykanta Majera
Wolanowskiego, syn Róży Wolanowskiej i adwokata Henryka Kona
urodził się w 1920 roku. Uczył się w gimnazjum im. M. Reja
w Warszawie oraz, razem z Jackiem Woźniakowskim, w Sanatoryjnym
Gimnazjum Męskim im. J.Wieczorkowskiego, gdzie obaj redagowali
pismo „Szczebioty”. Studiował w Grenoble na Wydziele
Elektrochemii i Elektrometalurgii Uniwersytetu Politechnicznego.
Wrócił do Polski latem 1939 roku.
Na zdjęciu: Róża Walcowa w Borowinie.
Podczas okupacji Lucjan Wolanowski wraz z ojcem, mecenasem
Henrykiem Konem i siostrą Elżbietą (później Wassongową, redaktorką
i tłumaczką), ukrywał się pod Warszawą, w Sochaczewie
i w Podkowie Leśnej. W publikowanych na naszych łamach
wspomnieniach Stanisławy Mysłakowskiej „Borowin w czasie
okupacji” (Magazyn 1–2 2002) znajdujemy taki akapit:
Mecenas Kon, mąż zmarłej koleżanki Wolanowskiej wraz z córką
i synem Lucjanem Wolanowskim w chwili krytycznej pomiędzy jedną
zdyskwalifikowaną placówką a drugą umieszczony przez siostrę
w naszej oficynce, mieszkał kilka tygodni na Borowinie. W tym czasie
zdarzył się casus pseudotragiczny, bo gdy raz siostra dla pokrzepienia
ducha zaniosła im tam świeże gazetki, weszło nagle dwóch Niemców.
Wszyscy zmartwieli ze strachu. Okazało się jednak, że szukają jedynie
mieszkania dla swego kolegi i bardzo grzecznie, na nic nie zwracając
uwagi, wyszli...
Podsumowując ten czas i jego zagrożenia Stanisława
Mysłakowska wspomniała miejscowego donosiciela, który został
rozstrzelany przez AK. On właśnie doniósł Niemcom o ukrywającej się
w Borowinie rodzinie Konów. Ale na szczęście skończyło się na
niczym. W tym momencie (najścia Niemców) Konów już na
Borowinie nie było. Innym miejscem, gdzie rodzina znalazła
schronienie, był dom państwa Drabikowskich.
O swoim pobycie w Podkowie w czasie okupacji wspominał
Lucjan Wolanowski: Koniec wojny w Podkowie Leśnej to nie były
dla mnie żadne czołgi, żadne armaty. Pod dom podjechał jeden
krasnoarmiejec na kucu i zapytał: Giermańcy gdie? – i pojechał
dalej.
Debiutował w 1941 roku w piśmie „Kronika Tygodniowa”
pisząc pod pseudonimem „Wilk.”, później w wielonakładowym „Dniu
Warszawy” – 1943–44. O latach ukrywania się w różnych
domach pisał, że był to dla niego okres intensywnej nauki i pracy:
W roku 1941 nawiązałem kontakt z Armią Krajową, dostałem radio
z londyńskich zrzutów i to była moja pierwsza praca dziennikarska –
opracowywanie serwisów informacyjnych. Czasu miałem dużo, bo przez
te 5 lat praktycznie w dzień nie wychodziłem z domu. Więc ze strachu
nauczyłem się niemieckiego, a z potrzeby słuchania BBC – angielskiego.
Przygotowywał komunikaty na podstawie informacji z BBC dla
polskiego podziemia. Po wojnie pracował w PAP. Był sprawozdawcą
z konferencji dla dziennikarzy zagranicznych w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych. W 1950 ożenił się z Anną Bożeną Szumowską,
śpiewaczką, solistką opery Poznańskiej, z którą rozstał się w 1969 r.
Specjalizował się w literaturze faktu, pisał reportaże dla pisma
„Świat” a później „Dookoła świata” i „Przekroju”, „Expressu
Wieczornego” i in. Wyjazd do Szwecji otworzył mu drogę do
odległych zakątków świata, gdzie podróżował jako korespondent. Był
na Biegunie Północnym, pływał z australijską flotą wielorybniczą i po
Morzu Koralowym, odwiedził Nową Gwineę i Monte Carlo.
Odbył kilka podróży dookoła świata. Był akredytowany przy wojskach
ONZ w czasie operacji desantowych w Nowej Gwinei, i stypendystą
Departamentu Stanu USA w 1965 r. Miał możliwość obserwacji na
żywo wystrzelenia pojazdu Gemini 5 i pełnił funkcję doradcy
Wydziału Informacji Światowej Organizacji Zdrowia WHO
w Genewie, a następnie w Azji Południowo–Wschodniej i Oceanii.
Książka Upał i gorączka miała wiele tłumaczeń i trzy wydania
krajowe.
Spostrzeżenia spisywał żywo, ciekawie i z humorem, o czym
wspominają w recenzjach Melchior Wańkowicz, Jan Alfred
Szczepański, Wisława Szymborska i Andrzej Drawicz. W 1961 roku
ukazała się jego książka Klejnot Korony – reporter w Hongkongu
w godzinie zarazy, pierwsza pozycja przełożona na języki obce,
a pisana na żywo, podczas epidemii cholery. Reportaże Wolanowskiego
drukowano w prasie zachodniej, a książki tłumaczono na francuski,
angielski, duński, szwedzki. Warto przypomnieć kilka najbardziej
znanych: Poczta Nigdy–Nigdy, japońskie impresje
Zwierciadło bogini, Buntownicy mórz południowych, Księżyc nad
Tahiti i inne. Wiele lat reporter spędził w Australii i opisał ten
kontynent ciekawie i dokładnie w kilku książkach. Tam zresztą
zamieszkała na stałe jego córka. On sam jednak pozostał w kraju
Napisał 25 książek reportażowych wznawianych i przekładanych
na inne języki. Za zasługi odznaczono go Złotym Krzyżem Zasługi
i Krzyżem Kawalerskich Orderu Odrodzenia Polski, a także Orderem
Gwiazda Rumunii oraz licznymi nagrodami. Otrzymał też honorowe
obywatelstwo miasta Springfield w stanie Illinois w USA.
Przyjaciele wspominają Lucjana Wolanowskiego jako człowieka uczynnego,
życzliwego, prawdomównego i z otwartym sercem dla wszystkich
ludzi. Jego rozległa wiedza brała się z ciekawości ludzi i świata.
Małgorzata Wittels