Łąka przy zbożu zielonym i wiotkim
jak las drgających cięciw,
koleinami w horyzont wbita
droga do Pęcic.
Kiście różowe, dzwonki ze śniegu.
Miodem pachnący prymityw
w kielichach z brązu ciepłego jak usta
i purpurowych przedświtów.
Barwy jak ptaki tęczowopióre
śmigają z łąki na drogę
pod niebem jasnym, głębokim i dobrym
jak uśmiech Boga.
Stanisław Kowalczyk, Kradzieże brylantów.
Wybór, wstęp i opracowanie Stanisław Bereś.
Oficyna Wydawnicza Atut. Wrocław 2005
po 27 latach
od początku naszej miłości
rozmawiamy o mężczyznach
którzy prowadzą podwójne życie
– mają żony i kochanki
(bo ich na to stać)
pytam
czy chciałbyś tak żyć
jak oni
„myślę że chciałbym podwójną ciebie”
odpowiadasz
windą do nieba
do twojego mieszkania
na ósmym piętrze
powiesiłam w mojej szafie
twoją marynarkę
wszystkie moje ubrania
chcą być blisko niej
czasem zazdroszczę
psu
którego głaszczesz
kiedy siedząc po raz pierwszy
naprzeciw mnie mówiłeś:
„jak z nią rozmowa...”
byłam pewna
że przeceniasz moje i swoje możliwości
„przyjście letniego prorokując grzmotu...”
poznałam całe twoje dobro
i całe twoje zło
rozsądnie wyrzekłam się
spotkań i telefonów
zniszczyłam i wyrzuciłam
wszystkie drobiazgi
które mi dałeś
to miasto jest
coraz bardziej pełne ciebie
jestem jak liść
ledwie trzymający się gałęzi
huragan pcha mnie w twoją stronę
Bálincie,
gdybym była twoją gwiazdą w oku,
mógłbyś spojrzeć za horyzont,
widząc mnie na czubku nieba,
na twoim zamku,
wiatr gra na klawesynie,
to ja.
Włosy podrzucam do góry
i rozpuszczam na noc oczu,
jak ty mam siłę,
by kreować inny świat.
Pojedziemy do Babilonu,
gdy skończy się świat.
Idziesz Janie,
wiem, że odchodzisz,
schodzisz do podziemi,
mój syn już nie może znaleźć miejsca wśród kwiatów,
już motyle mają szare skrzydła w ogrodach,
a ja tu sama,
w sukience nocnych barw pamiętam to lato,
jak byliśmy tu po raz pierwszy,
dziś już tylko wspomnienie na niebie,
gdy Twoja dusza tańczy z przodkami.
marzy mi się ziemia
niewielka dość płaska
opasana różanym brzaskiem
i łuną purpurowego zachwytu
pasmo łagodnych wzgórz
jezioro z trzcinami i łódką
strumyk
jabłoń
marzy mi się ziemia
ze wszech stron oblana
nieprzebytym morzem
którego krańce
ex definitione
leżą poza świadomością
marzy mi się ziemia
ze starych map
gdzie złośliwe monstra
dekorują białe plamy geografii
a prawdziwe potwory
zamieszkują baśniowe krainy
i żaden śmiałek
nie burzy im spokoju
Tułowice, 10 X 2006
zdążając do jaskini
zadumanych stalaktytów
pokonuję zbocze
pod prąd
pod wiatr
na przekór
i wbrew
zdrowemu rozsądkowi
zapatrzona w niedosiężne istnienie miar
zaślepiona wiedzą liter
przeoczyłam bezpieczną
porę i ścieżkę
nadciąga mrok
czym się osłonię
gdy mnie ogarnie
może
płaszczem
wspólnie przeżytych spojrzeń
urodą wysokich traw
a może
suknią tkaną
z dojrzewającego czasu
Tułowice, 9 X 2006