PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 52

Sylwia Kozień



Malarstwo jest milczącą poezją



„Pędzel i pióro to dwa znamiona,

przez które sztuka najsilniej działa”.


Narcyza Żmichowska, Do młodego malarza



W historii studiów porównawczych wykształciło się siedem działów badań. Jednym z nich jest odkrywanie współzależności między literaturą a innymi sztukami. Najciekawsze badania mogą dotyczyć związków między literaturą a malarstwem. Ponieważ, tak jak mówi motto zaczerpnięte z wiersza Narcyzy Żmichowskiej, właśnie te dwa media, pióro i pędzel, są najlepszymi nośnikami, przez które poznajemy sztukę.

Ut pictura poesis”, „poemat to jak obraz” – to wyrażenie Horacego, zaczerpnięte z jego listu Do Pizonów, stało się jednym z najsławniejszych topoi w historii estetyki, rozwijanym w najróżniejsze koncepcje dotyczące zarówno istoty poezji (czy potem literatury), jak i jej stosunku do innych sztuk. W najogólniejszej wersji sens tej formuły sprowadzał się do tezy, że poezja w ten sam sposób, co i inne sztuki, wywołuje przedstawienia oglądowe. Najczęściej miano na uwadze malarstwo, gdyż wtedy to przedstawienie oglądowe właściwe poezji charakteryzowane było jako wyobrażeniowe.

W starożytności poezja z plastyką zostały połączone po raz pierwszy przez Platona. Był to jednak związek dość szczególny. Polegał on na zdegradowaniu części poezji poprzez przyrównanie jej do malarstwa – obie są sztukami o naśladowczej roli. Tym samym ukazywano ich techniczny charakter, sytuowano obie poniżej rzetelnego rzemiosła. Oczywiście przyrównanie to nie obejmowało całej poezji, a tylko tę jej podrzędną część, która nie miała żadnego związku z poezją natchnioną, należącą do sfery działań ponadludzkich, będącą wieszczeniem. Nie mogła jej też być przyrównana twórczość plastyczna, która to z kolei przyporządkowana była wytworom rzemieślniczym.

Na gruncie myśli platońskiej najdobitniej wyraziła się dualistyczna koncepcja poezji, a jej pochodne będą przez cały okres starożytności generowały stosunek poezji i plastyki – jeśli poezja jest dziełem boskiego natchnienia, to nie jest sztuką, jeśli natomiast należy do sztuk naśladowczych, to jej związki z plastyką odnajdywać będziemy w ich klasyfikacjach. Z tego drugiego założenia wyszedł Arystoteles. Zredukował do jednego poziomu dwuszczeblową teorię platońską, rozbudował system sztuk mimetycznych, w którym pojęciowo połączył sztuki optyczne z akustycznymi. Na tej podstawie po raz pierwszy poezja i malarstwo zostały zbliżone do siebie na jednym poziomie klasyfikacyjnym.

Pomiędzy poezją a malarstwem istnieje wiele różnic, które są dość istotnym składnikiem obu sztuk. Słowo to tylko drobny element, atom materii literackiej, jedna z niezliczonych komórek tego organizmu, którym jest dramat czy też powieść. Obraz natomiast stanowi pewną całość, w której na ogół nie łatwo wyodrębnić części – to układ spoisty, a zarazem mimetyczne odtworzenie jakiejś rzeczywistości: prawdziwej czy też zmyślonej. Podstawowe różnice dostrzegano już w starożytności. Najdokładniej pisał o nich Dion Chryzostom w XII Mowie Olimpijskiej. Zwrócił on uwagę na fakt, że utwór poetycki trwa w czasie, potrafi przedstawić to, co niewyobrażalne, tak jak uczucia czy myśli, wykonany jest w tworzywie mniej opornym i dającym więcej swobody niż inne materiały; obraz natomiast trwa, przedstawia to, co niewyobrażalne za pomocą symbolu i zwraca się tylko do zmysłu wzroku, tym samym wymaga intensywnej naoczności. Poza Dionem tym problemem interesowali się też Lukian we Śnie, Filostrat w Eikones, Kallistratos w opisie Menad Skopasa i Erosa Praksytelesa, a nawet Pauzaniasz – wszyscy, choć dostrzegają różnice tych sztuk, podkreślają istnienie boskiego natchnienia i mądrości wspólnej poezji i malarstwu.

Skoro jednym z zadań sztuki jest przedstawić rzeczywistość znieruchomiałą, znajdującą się poza wymiarem czasu, rzeczywistość przedmiotów, to oczywiście tylko malarstwo ma ku temu właściwe narzędzia. Literatura natomiast musi rozstrzygnąć antynomie, jak za pomocą następujących po sobie słów uchwycić rzeczy, które znajdują się obok siebie równocześnie.

Kiedy jednak przyjmiemy, że wszelkie zjawiska ujęte za pośrednictwem zmysłów docierają do nas sukcesywnie, wówczas wspomniana antynomia przeniesiona zostaje z kartki papieru na płótno. Odtąd poezja rozporządza instrumentem opisu, opisu sensorycznego, tak jak i jego przedmiot. A to, że nasze spostrzeganie powierzchni płótna także przebiega następczo, łagodzi wewnętrzną sprzeczność utworu malarskiego, pod warunkiem że ten współczynnik zdarzeń wzrokowych celowo będzie wykorzystany.

Pamiętamy jednakowoż, że największe rozpowszechnienie formuły ut pictura poesis, a zarazem zbliżenie poezji do malarstwa rozpoczyna się w epoce Odrodzenia i dynamicznie rozwija się do połowy XVIII wieku. W tym duchu wypowiadali się m.in. Juliusz Cezar Scaliger w Poetyce i Filip Sidney w Obronie poezji. Uważano wtedy, że sztuka poetów odtwarza przyrodę wyraźniej i subtelniej niż malarstwo, zdolna jest bowiem odtworzyć również zjawiska niedostępne malarstwu. Wynikało stąd przeświadczenie, jeszcze średniowiecznej natury, o wyższości poezji nad malarstwem.

Przeciwne stanowisko zajął w Traktacie o malarstwie Leonardo da Vinci. Przeprowadził porównanie poezji i malarstwa. Dowiódł, iż poezja nie potrafi naśladować niektórych rzeczy widzialnych, bo nie ma dla niej słów, zajmuje się tworami ludzkimi, a nie przyrodą, a tym samym boskim dziełem, zwraca się do słuchu, który według niego był mniej doskonały od oka, posługuje się literami, tworząc znaki niepodobne do przedmiotów przedstawianych. Te poglądy były jednak odosobnione.

Pozostając na gruncie odwzorowywania natury jako wspólnej zasady wszystkich sztuk, teoretycy XVIII wieku coraz więcej uwagi poświęcali jednak różnicom między poezją a malarstwem. Punktem wyjścia było stwierdzenie, że poezja posługuje się znakami sztucznymi, a obraz naturalnymi. Co prawda pojawiały się wówczas myśli o obecności znaków naturalnych w poezji, a dostrzegano je przede wszystkim w onomatopei, sądzono jednak, że mogą one pełnić w takich wypadkach tylko podrzędną rolę.

Dopiero w XIX wieku to, co nazwano korespondencją sztuk, stało się jednym z ważniejszych założeń twórczości artystycznej. Miało ono swoje filozoficzne podłoże. Stworzyli je niemieccy filozofowie i pisarze romantyczni, którzy „uniwersum analogii wywodzili z idei powszechnej odpowiedzialności ducha i materii, z metafizycznej wizji wszechświata, spojonego niewidzialnymi siłami sympatii pomiędzy tym, co ogólne, a tym, co szczególne, pomiędzy słowem a obrazem, dźwiękiem a kolorem”. Zadaniem sztuki miało być przekazywanie myśli; tworzywo i właściwe mu środki wyrazu były temu podporządkowane.

Nigdy przed XIX wiekiem nie było tylu artystów, którzy łączyli sztukę słowa i sztukę obrazu: jednocześnie malarzy i poetów, których twórczość poetycka i plastyczna związana była bezpośrednio (jak Stanisław Wyspiański), poetów zajmujących się plastyką niezależnie od pisarstwa (np. Teofil Lenartowicz, który był również rzeźbiarzem), a także artystów niepokojących odmiennością dwóch dziedzin twórczości (Cyprian Kamil Norwid) czy w końcu zabawiających się rysunkiem w sposób amatorski (Juliusz Słowacki). Uprawianie kilku sztuk było wówczas czymś powszechnym i zwyczajnym. I tak, jak to mówi dalsza część – będącego mottem tej pracy – wiersza Narcyzy Żmichowskiej Do młodego malarza: „Malarz marzenia wciela poety, Poeta kończy dzieło malarza”, ci wszechstronni artyści uzupełniali się sami w obu tych dziedzinach.

Niektórzy badacze kwestionowali jednak ideę korespondencji, uważali bowiem, że istnieją między sztukami nieprzekraczalne różnice, płynące z czasowego charakteru sztuk słowa, a przestrzennego – sztuk obrazu. Literatura może przedstawić akcję dziejącą się w czasie, malarstwo – tylko jeden jej moment. Podobny problem rysował się, gdy chodziło o opis jakiegoś krótkiego zdarzenia, momentu w czasie. Obraz mógł przedstawić to tak, jak faktycznie miało miejsce. Literatura natomiast potrzebowała na zaprezentowanie takiej sytuacji więcej czasu. Kolejny problem to całościowe percepowanie obrazu, a rozłożony w czasie odbiór literatury. Tu jednak możemy dopatrzyć się również podobieństwa. Odczytując dzieło literackie, poznajemy systematycznie kolejne szczegóły danej sytuacji, np. dokładne elementy stroju jeden po drugim. Gdy patrzymy na obraz, widzimy cały strój. Jednak, aby dostrzec każdy kolejny detal, również musimy oglądać dane dzieło fragmentarycznie.

Dzieła sztuki stawały się natchnieniem dla utworów literackich. Malarze pod wrażeniem twórczości poetyckiej tworzyli swoje dzieła, będące często jakoby ilustracją. Doskonałym przykładem może być tu twórczość Malczewskiego. Od lat młodzieńczych uwielbiał on poezje Słowackiego. We wczesnym okresie twórczości malarza, zwanym sybirskim, oprócz wyobrażeń ukazujących z przyziemnym realizmem katorgę polskich zesłańców są też kompozycje, dla których natchnieniem stał się poemat Słowackiego Anhelli. Stanowił on źródło dla jednego z najbardziej znanych dzieł Malczewskiego Śmierć Ellenai.

Zjawisko „poetyczności” malarstwa i „malarskości” poezji, wobec którego stawia nas obraz Malczewskiego i poemat Słowackiego, wiąże się z wielkim dążeniem sztuki XIX stulecia, dążeniem, które nasiliło się szczególnie w symbolicznym schyłku wieku. Malarsko-literacka wspólnota tematyczna jest tak powszechna, iż rozrasta się we wspólnotę mitu skupioną wokół symbolicznych obrazów, takich jak ziemia, niebo, dom, wiosna i jesień – obrazów zarówno natury, jak i ludzkiego życia.

Wspólnoty sztuk zaczęto poszukiwać głębiej, w analogiach języka symbolicznego, a nade wszystko w pokrewnym oddziaływaniu różnych artystycznych bodźców na uczucia i zmysły odbiorcy. Zwrócono się ku subiektywnym wrażeniom i skojarzeniom, ku wyobraźni pobudzonej różnymi artystycznymi środkami. I właśnie spośród poetów polskiego romantyzmu Juliusz Słowacki uznawany jest za najbardziej „malarskiego”. Wiele rozpisywano się o nim, jako o „koloryście”, o jego palecie barw, o „ewolucji obrazów”, o „barwach, kształtach i ruchu” i „kolorystyce” w dziełach poety.

Ale może się zdarzyć również tak, że to dzieła sztuki plastycznej stają się natchnieniem i inspiracją dla utworów literackich. Może w literaturze polskiej nie jest to częsta praktyka. Przykładem może tu stać się wiersz Cypriana Kamila Norwida poświęcony Portretowi Generała Dembińskiego namalowanemu przez Henryka Rodakowskiego. I jak to twierdził sam Charles Baudelaire: „Sonet czy elegia może być najlepszą recenzją obrazu”. Świadczy to nie tylko o obyciu kulturalnym poety, o jego szerokim spektrum zainteresowań, ale też o tym, że sztuka malarska, jak też poetycka, przemawiają do duszy ludzkiej i budzą w niej wiele gwałtownych uczuć, pozostawiając po sobie niezatarte wrażenia. Poza tym tworzenie pod natchnieniem innego dzieła wsławia je i nie pozwala mu odejść w zapomnienie.

Gdy jednak chodzi o dokonanie przekładu intersemiotycznego, przekładu tekstu poetyckiego na język obrazów, możliwe są co najmniej dwa sposoby. Pierwszy, to unaoczniający tekst, a drugi – stawiający sobie za cel nie dosłowną ilustrację, lecz raczej stworzenie w innym medium jego artystycznego odpowiednika, współbrzmiącego z nim i współtworzonego przez wyobraźnię widza.

Co do ilustracji panuje dość negatywny stosunek. Jest ku temu kilka powodów. Pierwszy ma źródło w obserwacji, że w dziele literackim istnieją miejsca nie do określenia, których nie powinno się dookreślać bez szkody dla wymowy utworu. Jeżeli ująć to skrótowo, dosłowność zabija wartość literacką. Kolejny powód wynika z faktu, że warstwa przedmiotów przedstawionych, którą ilustracja konkretyzuje, może nie być w dziele najważniejsza. Poprzez ilustrację niepotrzebnie i nieprawidłowo zostaje ona wysunięta na pierwszy plan. Ostatnia przyczyna braku zrozumienia dla ilustracji wywodzi się z mimetycznej estetyki, wykształconej na wzorach malarstwa XIX wieku, zakładającej, że przedmiot zastanie przedstawiony w całym bogactwie cech wyglądowych. Rysunek uproszczony, operujący skrótem i deformacją, nie jest brany pod uwagę. Niestety, najczęściej właśnie w taki sposób konstruowana jest ilustracja.

Jednak ilustratorstwo wytworzyło wręcz odrębną gałąź sztuk plastycznych o dużych walorach estetycznych. Niektórzy z pisarzy sami ilustrowali swoje utwory, jak na przykład Bruno Schulz. Jego ilustracje mają swoją własną, oryginalną poetykę. Zresztą należy tu przypomnieć, że właśnie od sztuk plastycznych zaczynał swą działalność artystyczną autor Sklepów cynamonowych. Rysunek był dla Schulza środkiem ekspresji wcześniejszym, bardziej pierwotnym niż słowo.

Ciekawie mogą brzmieć uwagi na temat relacji: malarstwo – literatura w obrębie Schulzowskiego dzieła. Otóż wydaje się, że pełnią one role odmienne. Poetyckiemu słowu dana jest większa moc: nie tylko odmalowuje ono przedmioty, osoby i zdarzenia, ale także – w większym niż malarstwo stopniu – interpretuje to, co przedstawia. Dlatego Schulz jako rysownik pozostawał jedynie w obrębie własnego świata (prywatnych obsesji, rodzajowych scenek z drohobyckiej rzeczywistości) – jako pisarz natomiast stworzył wizję o zakroju uniwersalnym.

Innym przykładem związku słowa i obrazu, pewnego rodzaju symbiozy między tymi dziedzinami sztuki w twórczości literackiej odnajdujemy w pisarstwie Sienkiewicza. Pisząc o bliskich związkach twórczości pisarza z malarstwem, eksponowano przede wszystkim pewien aspekt talentu pisarskiego Sienkiewicza – kwestię plastyczności wyobraźni i będącą jej efektem „malarskość” opisów. Jakości plastyczno-wizualnych prozy Sienkiewicza nie determinuje jedna dominująca orientacja estetyczna. Przeciwnie. Sienkiewiczowskie obrazy literackie korespondują z różnymi nurtami w malarstwie dziewiętnastowiecznym, niejako odpowiednio do potrzeb tematyczno-problemowych poszczególnych utworów. Ten głęboki związek prozy Sienkiewicza z malarstwem odsyłający do konkretnych obrazów polega na podobieństwie lub identyczności ikonografii – tożsamości motywów współbudujących taki sam temat obrazu: malarskiego i literackiego.

Istnieje pewne marzenie, by rozważając jakiś problem naukowy, czy patrząc na dzieło sztuki, widzieć rzecz zawsze w rozległym kontekście innych nauk, wzbogacającym naszą wyobraźnię i wiedzę. To też wyzwanie, by nie lękać się sięgania do dziedzin pokrewnych, by czerpać zewsząd, swobodnie poruszając się w przestrzeni nauk i sztuki. Najciekawsze tematy tkwią właśnie w zbliżeniach i pograniczach, jasne wtedy staje się, że w świecie humanistyki nie można izolować od siebie nauk ani sztuk, nie można traktować ich osobno. Oczywiście każda rządzi się odmiennymi prawami, ale razem tworzą wspólny, fascynujący świat naszej kultury duchowej. Dlatego z odwagą powinniśmy zauważać związki, jakie łączą tak na pozór różne dziedziny sztuki: literaturę i malarstwo. Tak wiele zależy tylko i wyłącznie od naszego spojrzenia. Powinniśmy doskonale zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka spoczywa na naszych barkach. Nie bójmy się mówić o związkach między literaturą a muzyką, literaturą a filmem, a szczególnie między literaturą a malarstwem.




Korzystałam z:

A. Kowalczykowa (red.), Zbliżenia: Literatura, historia, obraz, mit, Warszawa 1998.
Z. Mocarska-Tycowa (red.), Z pogranicza literatury i sztuk, Toruń 1996.
A. Morawińska (red.), Słowo i obraz, Warszawa 1982.
T. Cieślikowa, J. Sławiński (red.), Pogranicza i korespondencje sztuk, Wrocław 1980.
S. Wysłouch, Literatura a sztuki wizualne, Warszawa 1994.
H. Markiewicz, Wymiary dzieła literackiego, Wrocław 1984.
B. Schulz, Opowiadania, wybór esejów i listów, Kraków 1998.



 <– Spis treści numeru