Kiedy sięgamy do przeszłości Podkowy Leśnej najbardziej
fascynuje fakt, że jej jakże krótka historia tak ściśle powiązana jest
z dziejami Polski. Mamy tego przykłady na każdym kroku, poczynając
od życiorysów jej założycieli i późniejszych mieszkańców, a także
poprzez wydarzenia, zwłaszcza z okresu okupacji, choć przecież nie
tylko. Na przykładzie rodziny Dzierżyńskich i Brochockich, która
przez prawie ćwierć wieku mieszkała przy ul. Słowiczej w „Dworku
Lali”, widać to bardzo wyraźnie.
Wnuk wieloletniego właściciela, architekt Andrzej Brochocki,
wyprowadza drzewo genealogiczne jego rodziny od roku 1703, daty
śmierci rotmistrza Mikołaja Dzierżyńskiego, związanego z Wielkim
Księstwem Litewskim. Jego potomek Józef Jan był ojcem
jedenaściorga dzieci, wśród nich Felicjana Józefa, ojca Jana Albina,
mieszkańca Podkowy i Edmunda Rufina, ojca „krwawego” Feliksa.
Dwaj stryjeczni bracia urodzili się w tym samym roku, ale nie spotkali
się nigdy, byli zresztą skrajnie różnych przekonań; rodzina
Dzierżyńskich nigdy nie miała skłonności lewicowych. Początków
rodziny Brochockich upatruje pan Andrzej w osobie Jędrzeja, starosty
brzesko–kujawskiego, który prowadził chorągiew Gończą w bitwie
pod Grunwaldem. Późniejsi Brochoccy odznaczali się nie mniejszą
odwagą i patriotyzmem, jak choćby 18–letni Feliks, powstaniec
styczniowy, czy Tadeusz, uczestnik wojny 1920 roku i wreszcie Jerzy
Brochocki, żołnierz AK, dowódca plutonu „Alaska II”.
Swoje wspomnienia o rodzinnym domu, opublikowane
w gazecie U nas O. K. (nr 3/1996) pan Andrzej Brochocki
zatytułował „Tyłem do Dzierżyńskiego”. Dwuznaczny ten tytuł
wyraża zarazem stosunek autora i jego rodziny do patrona ulicy,
a także przedstawia rzeczywiste –pozornie niefortunne –usytuowanie
willi, jakby ustawionej tyłem do ulicy, po latach znów noszącej nazwę
Słowicza.
Willa, nazwana przez pierwszego właściciela „Dworkiem
Lali”, elegancki front z półkolistym balkonem wspartym na
kolumnach otwiera w kierunku torów kolejki, jakby zachęcając
przyjezdnych do odwiedzin. Od ulicy natomiast wygląda nie tyle
skromnie, co nijako. A przecież nawet boczne fasady ozdobiono
balkonami i tarasami zamkniętymi szeregiem kamiennych tralek.
Zapewne w zamyśle projektanta goście przybywać mieli drogą od
strony kolejki. Wtedy ich oczom ukazywał się piękny fronton
zwieńczony muszlą nad ukwieconym balkonem i ogród pełen kwiatów
i kwitnących krzewów. Grzegorz Grątkowski, autor Architektury
Podkowy Leśnej, południową ścianę domu określa jako jedno
z najoryginalniejszych rozwiązań architektury willowej tego typu.
Dom zbudowany został (wg G. Grątkowskiego) w latach
1929–30, prawdopodobnie dla rodziny zamożnego przemysłowca,
którego córka Lala dała imię willi. Nie znamy nazwiska projektanta ani
wykonawcy, Grzegorz Grątkowski na podstawie cech
charakterystycznych sugeruje, że autorem projektu mógł być
Władysław Sawicki. Niestety, w rodzinie następnych właścicieli nie
zachował się żaden dokument związany z powstaniem domu, choć pan
Andrzej Brochocki pamięta przechowywany przez dziadka projekt na
sztywnych ozdobnych kartach. Przekazano go w 1973 roku kolejnemu
właścicielowi i nikt nie zanotował nazwiska twórcy.
O pierwszych mieszkańcach nie wiemy prawie nic. Głos
Podkowy opublikował wspomnienia pani Marii Iwaszkiewicz
dotyczące mieszkańców Dworku Lali. Otóż siostra i ja bywałyśmy
u tej Lali. Musiały to być wczesne lata trzydzieste. Lala była śliczną
brunetką, uczesaną w loki i – ku naszemu podziwowi – ubraną
w aksamitne sukienki z koronkowymi kołnierzykami typu bebe ... Matka
Lali była ciężko chora na nerki, znajdowała się pod opieką naszego
wuja urologa Wacława Lilpopa. Nigdy jej nie widziałyśmy, chyba
wkrótce umarła i wtedy dziadek pana Brochockiego kupił dom.
Dziewczynką opiekowała się wychowawczyni, bardzo jej oddana panna
Pola. Kiedy dom sprzedano, przeniosły się do Warszawy. Był to
zapewne rok 1935.
Kim byli nowi mieszkańcy Dworku Lali? Jan Dzierżyński
(1877–1958) inżynier technolog, ukończył politechnikę w Rydze.
Prowadził w Warszawie przy ulicy Mianowskiego 15 Biuro
Techniczno–Handlowe. Zajmował się sprowadzaniem akcesoriów
do urządzeń kolejowych i był przedstawicielem firm szwajcarskich
(m.in. Hasler) na Polskę. W rodzinie zachował się dokument,
szwajcarskie wydawnictwo, z fotografią zburzonej w trakcie Powstania
siedziby firmy. Jedenastopokojowe mieszkanie z biurem przestało
istnieć. Kiedy rodzina dotarła na to miejsce po wycofaniu się
Niemców, rzeczy zgromadzone w piwnicach wyglądały jak przed
podpaleniem domu – stosy książek, odzieży czy pasów słuckich, ale od
panującego tu wokół żaru przy pierwszym dotknięciu wszystko
rozsypało się w pył.
Po wojnie Jan został dyrektorem w Ministerstwie
Kolei. Wnuk zapamiętał go jako przysadzistego, łysego mężczyznę
w binoklach. Nosił się godnie, był surowy, ale sprawiedliwy
i całowałem go do końca w rękę. Jako urodzony filantrop ... ufundował
bibliotekę w podkowiańskiej szkole. Wykorzystując przedwojenne
znajomości, sprowadzał dla znajomych z Podkowy niedostępne
w polskich aptekach szwajcarskie leki.
Parter domu, a właściwie jego większą część, przez wiele lat
zajmował Jan z żoną Wandą z Majewskich (1887–1947)
i rodziną córki Janiny. Wanda była malarką, po studiach w Odessie.
Lubiła malować, jej nastrojowe pejzaże ozdabiają teraz mieszkanie
wnuka, ale też ze znawstwem wybierała i kupowała dzieła sztuki.
Przed samym Powstaniem znaczną część jej podkowiańskiej kolekcji
wywieziono do warszawskiego mieszkania, gdzie, jak sądzono, łatwiej
będzie je przechować. Spłonęły w czasie Powstania. Była osobą
o silnym charakterze i niezłomnych zasadach, czego dowód dała nie
zgadzając się na wykorzystanie nazwiska i rodzinnych powiązań w celu
ratowania syna, wywiezionego i więzionego w Związku Radzieckim.
Dopiero po jej śmierci Jan Dzierżyński nawiązał kontakt z ambasadą
ZSRR w Warszawie. Dobrze pamiętam wizytę w „Dworku Lali”
ówczesnego ambasadora Lebiediewa, wielki czarny samochód
i herbatę podaną w stołowym pokoju... Przywiózł wiadomość
o odnalezieniu oraz rychłym powrocie Jerzego, sam być może nie
wiedząc, że ten w międzyczasie znalazł się na Kołymie. Dopiero
stamtąd NKWD odstawiła go do polskiej granicy. ..Akurat bawiłem się
w ogrodzie, kiedy obdarty wujek Jerzyk otwierał furtkę w „Dworku
Lali” jesienią 1947 roku. – napisał we wspomnieniach wnuk Jana.
Jerzy Witold, z wykształcenia ekonomista, absolwent AGH,
walczył w wileńskiej partyzantce, za co został później uwięziony
i zesłany, najpierw w okolice Riazania, potem na Kołymę. Z jego
wspomnień pozostało w rodzinie słowo „komsa” (komunistyczna
sardynka) określające wydobyte z dna rzeki rybki, małże, zjadane ze
szlamem, na surowo, jako jedyne dostępne pożywienie.
Kupując „Dworek Lalki”, Jan zdecydował się zbudować
synowi oddzielny dom. I tak, w dużym ogrodzie przy Słowiczej stanął
mały, klockowaty budynek, dopiero kilka lat temu przebudowany
i powiększony. Ale Jerzy nigdy w nim nie zamieszkał, a dom został
sprzedany po śmierci dziadka.
Siostra Jerzego, Janina, inżynier ogrodnik, wyszła w 1935 r. za
mąż za kolegę ze studiów, Jerzego Brochockiego. Tuż przed wojną
urodził się syn, Andrzej, kilka lat później Maria Krystyna, a w 1945 r.
druga córka – również Janina. Podkowę opuścili tylko na dwa lata,
spędzone na Żuławach w miasteczku o nazwie Nytych, obecnie Nowy
Staw Gdański, gdzie Jerzy został dyrektorem tamtejszej cukrowni.
Wrócili do „Dworku Lali” już w 1947 r. na wiadomość o nagłej
śmierci babci Wandy. Inżynier Brochocki kierował później
gospodarstwem rolnym w Biskupicach i przez lata – już do końca
życia – pracował w Instytutach Naukowych (Uprawy, Nawożenia
i Gleboznawstwa oraz Melioracji i Użytków Zielonych). Zmarł w 1971
roku, nie doczekawszy emerytury, a samotna Janina mieszkała
w Podkowie jeszcze do 1973 r., do sprzedaży domu.
Zmarła w Warszawie w 1985 r.
Pasją Janiny był ogród. Pan Andrzej pamięta żwirowe alejki, bzy
białe i fioletowe, i mnóstwo kwiatów sadzonych przez matkę –
nasturcji, irysów. Ukochane kwiaty Jerzego Brochockiego to były
tulipany, które z zamiłowaniem hodował. Kwiaty ozdabiały też balustrady
balkonów i tarasów. Dom wyglądał pięknie, zwłaszcza gdy świeciły
lampy w kształcie kul, ozdabiające taras. Ogród obrośnięty był
żywopłotem akacjowym, a nad wszystkim górowały (i górują nadal)
wiekowe dęby. Ogród, również w okresie okupacji, był ukwiecony.
Zapewne rosły także jakieś warzywa; w tym czasie ustawiono
drewnianą stajenkę, w której mieszkała koza, dająca mleko dla dzieci.
Willa, którą Jan Dzierżyński kupił jako dom letniskowy –
a przedtem być może pełniła funkcję pensjonatu, co sugeruje układ
pokoi – stała się po Powstaniu i spaleniu się domu przy Mianowskiego
jedynym mieszkaniem dla rodziny. Mieszkała tu także siostra Wandy,
Sabina Marcinkowska z córką i wnuczką Hanią. „Dworek Lali”
odwiedzała też rodzona siostra Feliksa Dzierżyńskiego, Aldona Eugenia
Kojałłowicz, primo voto Gedyminowa Bułhakowa. Pan Andrzej
Brochocki wspomina uroczą i dobrą staruszkę, siadającą na tarasie domu
w Podkowie obok mego dziadka. Zmarła w 1966 roku w wieku 97
lat. To właśnie do niej pisywał brat słynne listy, w których pokazywał
nieco inną twarz, niż wszyscy znamy. Zachowało się jej zdjęcie
w rodzinnym archiwum.
Oprócz rodziny w willi zamieszkali po Powstaniu liczni znajomi,
później władza ludowa przydzieliła lokatorów kwaterunkowych. Na
piętrze zamieszkiwał Bronisław Jaroszewicz, który amatorsko
zajmował się fotografią. On jest autorem większości zdjęć rodziny
Dzierżyńskich i Brochockich, i domu z okresu okupacji i po niej.
Zapisał się też w dziejach podkowiańskiej konspiracji jako autor
fotografii do fałszywych kennkart. Mieszkał przy Słowiczej z żoną,
synem Janem i z córką Teresą, późniejszym lekarzem. Po opuszczeniu
przez nich mieszkania wprowadziła się tam znana w Podkowie rodzina
Gąsiorowskich – pani Alicja do dziś jest lekarzem w naszej
przychodni. Drugą część piętra zamieszkiwali przyjaciele Jana
Dzierżyńskiego, państwo Jezierscy z foksterierem Toffim, a po ich
wyjeździe malarz pan Piotrowski z hałaśliwą konkubiną. Autor
wspomnień wymienia również inną lokatorkę, pamiętającą czasy
rewolucji, miłą Rosjankę Teofanię Sobolewską, również lekarkę.
W ostatnich miesiącach okupacji w willi kwaterowali dwaj niemieccy
kapelani Wehrmachtu. Wieczorami wyruszali na
spacer w mundurach, z brewiarzami w rękach. To chyba
byli dobrzy Niemcy – częstowali nas czekoladą.
Dom ten był zawsze pełen ludzi, podobnie zresztą jak i dom Jerzego w „dolnym
ogrodzie”, gdzie zamieszkiwały m.in. rodziny Pilitowskich,
Gabrysiaków, panie Szukiewicz, Tomowa i inni.
Warto poświęcić kilka zdań także urządzeniu domu. W pokoju stołowym, wychodzącym na
frontowy taras, i za czasów Dziadka i później, koncentrowało się życie
naszej rodziny. Stał ogromny przeszklony kredens, empirowa
komoda....Na ścianach wisiało dużo porcelanowych talerzy, obrazy
pędzla naszej Babci, jakieś miniaturki, a nad stołem zwieszał się
potężny żyrandol. Od narożnego pieca z białych kafli biło ciepło,
dzwonił francuski zegar z brązu – wspominał wnuk.
Ten piękny dom, w którym spokojne życie wiodła rodzina przed
wojną, podczas okupacji stał się jednym z kilku ważnych miejsc dla
działalności żołnierzy podziemia. Takimi punktami były m.in. Zarybie,
„Złota Podkowa”, gabinet dentystyczny Ireny Klukowskiej, apteka
Wojnarowskich, sklep Bonikowskich, dom Marii Karczewskiej i kilka
innych. W „Dworku Lali” magazynowano broń i materiały
wybuchowe niezbędne do akcji sabotażowych, przekazywano rozkazy, był też
punktem kontaktowym siatki informacyjnej i odbioru zrzutów (podaję
za Konspiracja i walka kompanii „Brzezinka” Lech Dzikiewicz).
Działo się to za sprawą Jerzego Brochockiego, a bez wiedzy żyjących
w nieświadomości członków rodziny i lokatorów. Jedyną osobą
wtajemniczoną była żona. W liście do niej napisał: Pamiętasz
łapanki? Nasze schowki – i godziny niepewności? Samochody
zajeżdżające nocą? Pamiętasz legitymowanie przez Schutzpolizei
naszego domu – spaliśmy wtedy w obecnej kuchni, a ja pod poduszką
miałem swój pistolet. Ty byłaś w ciąży...
Pchor. Brochocki, pseudonim Bruzda, uczestnik obrony Warszawy
w 1939 roku, po powrocie z nieudanej eskapady na wschód nawiązał
kontakt z por. Henrykiem Walickim ps. Twardy.
Po okresie tworzenia oddziału ZOR, w 1942 r. powstała samodzielna
kompania o kryptonimie „Brzezinki”, w skład której wchodziły
m.in. 3 plutony, plutonem Alaska II dowodził Jerzy Brochocki.
Dowódcą „Brzezinek” był Twardy. Kapelanem
oddziału został ksiądz Bronisław Kolasiński, z którym kontakt
utrzymywał właśnie Jerzy Brochocki. Podziemie brało udział w akcjach
sabotażowych, prowadzono szkolenia wojskowe, ubezpieczano stacje
nadawcze.
W swoich wspomnieniach publikowanych w Głosie Podkowy pisał
o zadaniach, nie można jednak znaleźć wiadomości o tym, w czym brał
udział bezpośrednio. W ogóle o sobie nie pisał wcale, za to dumny był
z tego, że jego miasto uczestniczyło w ważnych zadaniach o znaczeniu
nawet międzynarodowym.
Podkowa staje się skrzynką przerzutową dla całej zachodniej części
Generalnej Guberni. Pomalutku całe to małe osiedle zaczyna żyć życiem
podziemnym.
Wspominał akcję przemianowania ulicy Żółwińskiej na gen.
Sikorskiego, ale też akcje o szerokim zasięgu, jak np. przesyłanie
materiałów wybuchowych do punktów strategicznych np. stacji
kolejowych, mostów – po rozpoczęciu wojny ze Związkiem
Radzieckim. Przed uderzeniem Niemców na ZSRR siatka
sabotażowa jest już czynna. Spełnia ona rolę siatki informacyjnej
o ruchach pociągów, wojska i transportów. Ostatnie godziny przed
uderzeniem na ZSRR są dla Podkowy, w której stacjonują wojska
niemieckie – dość gorące. W ostatniej prawie chwili dostajemy
z Warszawy zarazek świerzba, który polecono nam zaaplikować w koce
przygotowane do wyjazdu. Nie żałujemy im tego świństwa, kradnąc
przy okazji skrzynkę amunicji... Przez Podkowę przepływają materiały
sabotażowe jak kostki trotylu, zapalniki czasowe, cygara zapalające itp.
Tak więc mała Podkowa ma swój udział pośredni w wielkiej wojnie
radziecko–niemieckiej, ale też i w małych lokalnych akcjach, jak
podpalenie wytwórni baraków przeznaczonych na front wschodni,
mieszczącej się w Brwinowie, uszkodzenie mostu na szosie
o znaczeniu strategicznym itp. Nasi żołnierze dostają polecenie „
spinania” linii telefonicznych, co dezorganizuje łączność okupanta. Do
tego celu wysyłało się chłopców nawet 14–letnich, najchętniej ze
wsi, którzy jednym rzutem kamienia z uwiązanym drutem „spinali”
linie nad podziw zręcznie. Opiekowali się oni liniami na szosach
nadarzyńskiej, brwinowskiej i sochaczewskiej.
Największe i najtrudniejsze zadania, jakie otrzymywali żołnierze
....to był odbiór zrzutów broni, amunicji i ludzi. Ogółem przyjęto
– o ile zdołano dobrze ustalić, osiem zrzutów. Prawie całość zrzutów
była przekazywana pod adresy wyznaczone rozkazem. Ludzie, po
krótkim pobycie w Podkowie, wyruszali ku sobie znanym celom.
Jerzy Brochocki wspomina o kontaktach ze stacjonującą
w Podkowie jednostką węgierską, o ochronie i szybkiej akcji
ewakuacyjnej radiostacji namierzonej przez Niemców, o organizowaniu
pomocy dla powstańców i ludności cywilnej z Warszawy.
Śmierć wielokrotnie przechodziła tuż obok, podczas łapanek,
rewizji, niebezpiecznych akcji. Nie tylko Jerzy Brochocki ocierał się
o nią przez całą okupację, podobnie było z jego szwagrem, Jerzym
Dzierżyńskim i samym Janem, którego z egzekucji ulicznej wyciągnęła
żona, sobie tylko znanym sposobem. Na ścianie Dworku Lali
umieszczona jest wyrzeźbiona w piaskowcu głowa Matki Boskiej
Ostrobramskiej. Znalazła się tam za sprawą przysięgi złożonej przez
Jana Dzierżyńskiego, który obiecał ufundować pomnik Matce Bożej,
jeśli wszyscy z rodziny przeżyją wojnę. I tak się też stało.
Podkowa Leśna i „Dworek Lali” znalazły się obecnie z dala
od codziennych dróg rodziny Brochockich i Dzierżyńskich. Czasem
jednak odwiedzają miasto–ogród, głównie cmentarz; dom
rodzinny budzi dziś raczej smutek niż wzruszenie, swoim
zaniedbaniem, zapuszczonym ogrodem, w którym brak kwitnących
krzewów i kwiatów. Andrzej Brochocki mieszka z żoną
Elżbietą na Mokotowie, zaś ich córka, Oliwia z dwuletnią wnuczką
Wiktorią, żona siatkarza Pawła Zagumnego, opuściła Warszawę dla
Olsztyna, ale planuje powrót w te strony. Maria Krystyna
z Brochockich Łypacewicz również mieszka w Warszawie, zaś
najmłodsza Janina, po mężu Walusiak, z wnukami w Koninie. Jerzy
Dzierżyński ożenił się z pochodzącą z Przemyśla Jadwigą
z Marszałków i oboje już nie żyją. Ich syn Jerzy–junior przez wiele
lat związany był z odbudowanym po wojnie domem przy
Mianowskiego. Jest z zawodu bankowcem, z żoną Anną ma dwie
córki.
Obecni właściciele i lokatorzy „Dworku Lali” tworzą już
nowy rozdział w historii tego domu.
Małgorzata Wittels
Jerzy Brochocki z żoną Janiną i Tadeuszem Brochockim
|
Jan Dzierżyński z wnukiem Andrzejem
|
Wanda z Majewskich Dzierżyńska |
Rodzina Dzierżyńskich w Podkowie Leśnej, od lewej: Janina Brochocka, Jerzy Brochocki, Jan Dzierżyński, Janina Dzierżyńska-Brochocka i Krystyna Brochocka |