W 1939 roku Polacy i Węgrzy znaleźli się po dwóch stronach
wojennej sceny, ale świadomość wspólnoty losu i splatane przez wieki
nici przyjaźni nie zostały przerwane.
1 września 1939 roku wojska niemieckie wkroczyły do Polski, rozpoczęła
się druga wojna światowa. Węgry oficjalnie pozostały sojusznikiem
Niemiec, ale mimo nacisków Rzeszy zachowały wobec Polski pełną
neutralność; rząd węgierski nie tylko nie wypowiedział wojny Polsce, ale
nie przepuścił przez swoje terytorium wojsk niemieckich, które miały
uderzyć od południa na Stanisławów.
Od połowy miesiąca, a zwłaszcza po 17 września, gdy Armia Czerwona
wkroczyła do Polski, około 150 tysięcy żołnierzy i cywilnych uchodźców
przekroczyło granicę z Węgrami. O jej otwarciu zadecydowało osobiste
polecenie premiera Węgier Pála Telekiego. Na Węgrzech powołano
polskie i węgierskie instytucje, które miały na celu opiekę
i zorganizowanie życia uchodźców. Dzieciom i młodzieży umożliwiono
naukę w nowoutworzonych polskich szkołach.
Na Węgrzech panowała zdecydowanie propolska atmosfera. Sympatię dla
Polski przejawiała zarówno administracja państwa, jak i ludność.
W węgierskim ministerstwie spraw wewnętrznych IX departament zajmował
się sprawami uchodźców cywilnych, a XXI departament ministerstwa wojny –
sprawami wojskowych. Od 1940 roku aż do wkroczenia wojsk niemieckich na
Węgry w marcu 1944 roku działał Polski Obywatelski Komitet do Spraw
Opieki nad Uchodźcami, który kierował akcją przyłączania się żołnierzy
do powstających na Zachodzie wojsk polskich. Oprócz żołnierzy, którzy
wydostawali się z obozów internowania, na Węgry przybywali nowi uchodźcy
i konspiratorzy, przeprowadzani przez kurierów.
Pierwsze kursy kurierskie wyruszyły z okupowanego kraju na Węgry przez
Tatry i Słowację już na przełomie września i października. Tą właśnie
trasą odbywał się największy przerzut ludzi i wiadomości z Polski,
a w drugą stronę – pieniędzy i emisariuszy do Delegatury Rządu
w kraju. Według Haliny Regulskiej pochowany na cmentarzu podkowiańskim
Gustaw Domiczek opiekował się kurierami w Budapeszcie i zyskał tam miano
„ojca kurierów”.
27 czerwca 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej, wojska
węgierskie zostały skierowane przeciwko Armii Czerwonej. W styczniu
i lutym 1943 roku, po bitwie pod Woroneżem nad Donem, II armia węgierska
przestała istnieć. Nowe jednostki zostały skierowane na front wschodni,
skąd cofały się razem z rozbitymi jednostkami części niemieckiej Grupy
Armii Środek spod Mińska i przez bagna Prypeci w kierunku zachodnim.
W lecie 1944 roku wojsko węgierskie (II Węgierski Korpus Rezerwowy,
I Dywizja Huzarów, 23. Dywizja Rezerwowa i V Pułk Rezerwowy) działało na
obszarze między Pińskiem, Brześciem i Warszawą.
II Korpus Rezerwowy dotarł do Warszawy w czasie Powstania
Warszawskiego, w początkach sierpnia, zajmując stanowiska wokół
walczącej stolicy. W latach dziewięćdziesiątych na Węgrzech zostały
opublikowane pamiętniki huzarów z 1944 roku (Zeszyty Muzeum im. Jósa
Andrasa w Nyíregyháza), którzy dotarli niedaleko Podkowy – do
Grodziska, Jaktorowa, majątku Bieliny (koło Grodziska). Huzar
István Szabadhegy tak opisuje swoje wrażenia: „...dość duży
folwark z piętrowym domem mieszkalnym i budynkami gospodarczymi, wygląda
na zamożny dom, można znaleźć podobne w okolicy. Pokoje, poddasze
i piwnice pełne warszawskich uciekinierów, leżą na podłodze, na
siennikach i kocach, inni siedzą. Widok jak z powieści Dostojewskiego.
Większość, to wykształceni inteligenci, dużo starszych małżeństw, ale
zdecydowanie najwięcej kobiet. Starsza dama – była ziemianka, którą
wyrzucili Niemcy z majątku pod Poznaniem, żony polskich oficerów, kto
wie, czy oni jeszcze żyją, czy jeszcze wrócą. Większość członków rodzin
tych ludzi walczy w podziemiu, w partyzantce albo w Warszawie. Właśnie
dlatego prawie nie opuszczają domu, boją się spotkania z Niemcami.
Węgrów się nie boją. Szybko się z nami zaprzyjaźniają....”
W wielu wspomnieniach węgierskich żołnierzy powtarzają się opisy
wstrząsu, jakiego doznali autorzy, widząc łunę ognia nad walczącą
Warszawą. Znaleźć tam też można wyrazy współczucia i sympatii
skierowane do Polaków oraz relacje z kontaktów z ludnością cywilną.
Węgrzy nie brali bezpośredniego udziału w walkach przeciwko Polakom.
Dowództwo węgierskie odmawiało udziału w akcjach wyznaczonych im przez
Niemców. Świadczy o tym m. in. przekaz generała Béli Lengyela: „
W pierwszych dniach września otrzymałem od przełożonego niemieckiej 9.
Armii rozkaz, abym przejął na Mokotowie moimi oddziałami jeden
z odcinków pierścienia osaczającego Warszawę i aby moja artyleria brała
udział w ostrzeliwaniu Warszawy. Udałem się natychmiast do generała
Vormanna i prosiłem go o uwolnienie mnie z tego zadania. Uzasadniłem to
tym, że Węgrzy nie znajdują się z Polską w stanie wojny, a ponadto
mogłoby dojść do odmowy wykonania rozkazów ze strony moich oddziałów, do
czego nie chciałem dopuścić. Generał von Vormann okazał wiele
zrozumienia dla moich zastrzeżeń, jak też dla polsko-węgierskich
stosunków, za co byłem mu wdzięczny”.
Niemcy dobrze wiedzieli o kontaktach żołnierzy węgierskich zarówno
z ludnością cywilną, jak i AK, której Węgrzy przekazywali umundurowanie,
broń i lekarstwa; prawdopodobnie mieli też informacje o tajnych
rozmowach, które prowadził generał Béla Lengyel z przedstawicielami
dowództwa AK. Mając tę wiedzę i informacje o przejściu części honwedów
(dosłownie – obrońcy ojczyzny – żołnierze węgierscy) na stronę
powstańców, rozważali nawet rozbrojenie Węgrów; zresztą rząd węgierski
też chciał jak najszybszego powrotu swoich oddziałów do kraju, bo były
tam potrzebne w obliczu nadciągającej od wschodu ofensywy Armii
Czerwonej. Generał Béla Lengyel, relacjonując swoją rozmowę
z regentem Węgier Miklosem Horthym, przytacza jego słowa: „...Nie
mamy czego w Warszawie szukać. Polacy są naszymi przyjaciółmi, a Niemcy
towarzyszami broni. Nie wolno nam dać się wciągnąć w ich spór...”
Węgierskie oddziały stacjonujące w Kampinosie i Lesie Kabackim zachowały
wobec Polaków neutralność i bez przeszkód przepuszczały przez swoje
linie oddziały partyzanckie idące na odsiecz Warszawie oraz transporty
broni i amunicji. Nieprzypadkowo w Laskach koło Warszawy 27
października 2005 roku odsłonięto tablicę upamiętniającą oficerów
i żołnierzy honwedów.
Elitarną dywizję huzarów, II Korpus Rezerwowy, skoncentrowano
w okolicy Pruszkowa i Grodziska. Dowództwo wojsk węgierskich mieściło
się w Grodzisku Mazowieckim, na jego czele stał do 21 sierpnia generał
dywizji Vattayi, a od 22 generał Béla Lengyel.
Do Podkowy, jak i do innych podwarszawskich miejscowości dotarło wielu
uchodźców z walczącej stolicy. Węgier István Elek wspomina, jak ze
swoim oddziałem zgłosił się do dowództwa AK na Mokotowie, deklarując
pomoc. Zadaniem Węgrów (których straże niemieckie przepuszczały) było
wywiezienie ludności cywilnej z walczącej Warszawy do Milanówka,
Grodziska, Błonia i Podkowy Leśnej. István Elek nie wyjechał
z Węgrami w czasie ich ewakuacji; ukrywał się w Milanówku i okolicach,
ożenił się z Polką poznaną w Powstaniu Warszawskim, został w Polsce i do
dzisiaj mieszka w Gdańsku.
W sierpniu z żołnierzami węgierskimi zetknęła się ludność Podkowy, bo
tutaj właśnie stacjonowała grupa honwedów z II Korpusu Rezerwowego.
Oficerowie i podoficerowie zakwaterowani byli w domach mieszkańców,
żołnierze w namiotach i lepiankach w laskach przy ulicy Bukowej.
Zachowało się wiele przekazów świadczących o tym, że Węgrzy zyskali
sympatię podkowian za ich życzliwy stosunek do ludzi, wśród których się
znaleźli. Ich obecność częściowo neutralizowała działania niemieckie.
Bohdan Skaradziński w książce Korzenie naszego losu wydanej
w 1985 roku w Bibliotece „Więzi”, w rozdziale „Słów wstępnych
kilkoro” tak wspomina Węgrów w Podkowie: „Jedyny jasny epizod to
przejściowe kwaterowanie u nas oddziału (...) z węgierskiej dywizji
kawalerii, rzecz jasna w niemieckiej służbie. Ważna była –
psychicznie – możliwość konnej przejażdżki, przypominającej sielskie
dzieciństwo wśród polskich strzelców konnych i ułanów, grzebanie się
w broni madziarskiej; ale pewnie tylko dla wyrostków. Dorośli bardziej
docenili fakt, że terror niemiecki w okolicach miasteczka ustał jak
nożem uciął, ani aresztowań, ani łapanek. Niemcy w ogóle zniknęli
z oczu. W tych czasach wielkich wydarzeń i wyjątkowego głodu informacji
miało swoją wagę... węgierskie radio, ustawione w mieszkaniu na
honorowym, po tylu latach miejscu; niewspółmiernie częściej grzmiał zeń
po polsku Londyn niż Budapeszt. Jedyne w swoim rodzaju to były
widowiska, te wieczorne seanse radiowe; siadali ciasno wszyscy domownicy
i pogorzelcy warszawscy, a także żołnierze węgierscy, będący w odwrocie,
jak twierdzili, aż spod Woroneża. Włączało się tylko Londyn i trudno
było zapanować nad zgiełkiem, gdyż goście (?) wojskowi domagali się
tłumaczenia na żywo wiadomości, co uskuteczniało się za pomocą
języków... niemieckiego lub rosyjskiego. Wyszło wtedy szybko, że Węgrzy
w polskich sprawach nie są nowicjuszami, że znaleźli się u nas dlatego,
iż Niemcy przegnali ich spod lasów Kabackich za konszachty z partyzantką
AK, które nie ograniczyły się bynajmniej do towarzyskich pogawędek.
Podbiło to sympatię. Ale jej fundament polegał na ostentacyjnej wręcz
życzliwości i solidarności z Polakami, chociaż byliśmy przecież –
formalnie – po przeciwnej stronie barykady. Z czasem dopiero
uświadomiłem sobie, że przyczyna leżała w fakcie, iż stan tych żołnierzy
– nie różnił się tak wiele od naszych.” Jan Skotnicki przeniósł się
do Podkowy w 1932 roku i zamieszkał we własnym domu
przy ulicy Bukowej. W swoich wspomnieniach opisuje zainteresowanie
Niemców tym domem. Oglądał go między innymi gubernator Dystryktu
Warszawskiego Ludwig Fischer. Sam nie zamieszkał w Podkowie, natomiast
według przekazu rodziny malarza w ich domu stacjonowali oficerowie
węgierscy. Jeden z nich wyjeżdżając z Podkowy zabrał, bez wiedzy
autora, tekę z pracami Skotnickiego. W 1956 roku malarz otrzymał paczkę
z Węgier bez nadawcy. Znajdowały się w niej wszystkie zabrane dzieła.
Nie wiadomo, co skłoniło wysyłającego do zwrotu „zdobyczy wojennej”,
ale można przypuszczać, że albo sam otrzymał pomoc od Polaków, albo
słyszał o solidarności Polaków z Węgrami w czasie Powstania Węgierskiego
i zachował się po prostu przyzwoicie.
W wielu wspomnieniach z tego okresu przewijają się opowieści
o Węgrach, którym przypisywano rzeczywiste zasługi, bądź takie,
o których wielokrotnie mówiono, chociaż nie zawsze były zgodne z stanem
faktycznym. Andrzej Paczkowski mówił o tym: „...istotniejsze jest
nie to, co ludzie pamiętają. Emocje są czasem ważniejsze niż obiektywna
rzeczywistość..” (”Emocje równie ważne jak fakty”, Rzeczpospolita
12.05.2006). Ważne jest, że „problem węgierski” utrwalił się
w świadomości Podkowian.
W „Roczniku Podkowiańskim” (zeszyt nr 8/2001) ukazały się
wspomnienia prof. Macieja Mroczkowskiego zatytułowane „Smok”
(pseudonim okupacyjny profesora), w których czytamy: „Niedaleko „
Małgosi” stacjonowała jakaś wojskowa jednostka węgierska.
Por. «Bruzda» (J.Brochocki) wspominał, że można by nawiązać z nimi rozmowę
i zaproponować kupno broni. Gdyby chcieli, niech określą cenę
i miejsce, a on dostarczy gotówkę. I faktycznie udało mi się (nie
mówiłem po niemiecku biegle, ale dla Węgrów zrozumiale) namówić jednego
Węgra na sprzedaż „parabelki”. Transakcja doszła do skutku
i z wielką dumą pistolet wręczyłem por. «Bruździe». ”
Jerzy Brochocki (ps. Bruzda) opisuje dość dziwne okoliczności, które
towarzyszyły nadawaniu w sierpniu 1944 roku audycji z willi „
Borowin”. Nadający audycję zauważyli, że w pobliżu pojawiło się kilka
samochodów żandarmerii niemieckiej. Ochrona (J. Brochocki, S.
Bonikowski, J. Kosiorek, E. Stefankiewicz) obserwowała zatrzymanie się
kolumny, a następnie jej niespodziewany odjazd po 20 minutach postoju.
Jedna z wersji tłumaczy wycofanie się żandarmów działaniem Węgrów,
którzy zorientowawszy się w sytuacji, celowo weszli na fale Niemców
i zakłócili szperaczom niemiecką fonię, co ustalił polski nasłuch
kontrolny. Istnieje przypuszczenie, że tego rodzaju działania
i kontakty ze zgrupowaniem AK „Alaska” działającym na terenie
Podkowy Leśnej miały wpływ na negatywne nastawienie dowództwa
niemieckiego do Węgrów. W końcu doszło do rozbrojenia oddziału
i internowania około 100 żołnierzy węgierskich w lesie, w kwartale
między ulicami Modrzewiową, Jaworową, Bukową i Wschodnią.
Według różnych relacji liczba honwedów, którym udało się przejść do
oddziałów AK w lasach Młochowskich, waha się od 5 do 18. Nie wiadomo,
ilu z nich zginęło w walce, ale powtarza się wersja, że w bezimiennych
mogiłach akowców w lesie zostali pochowani również żołnierze węgierscy.
Czy były to spontaniczne dezercje Węgrów, czy wiązały się z negocjacjami
obu stron, do końca nie wiadomo. Jerzy Brochocki w przytaczanych już
wspomnieniach z 1944 roku pisze: „W tym okresie nawiązujemy kontakt
ze stacjonującą jednostką węgierską. Paru żołnierzy przechodzi na naszą
stronę.” Roman Tomczyk opisał przypadek dezercji podoficera, któremu
dostarczył cywilne ubranie, dokumenty i pieniądze.
Stanisław Radko po demobilizacji wrócił do Podkowy na ulicę
Modrzewiową 4 (obecnie nr 6). Zamieszkał tam z rodziną w suterenie
i pracował jako stróż. W marcu 1967 roku otrzymał od ambasadora
Węgierskiej Republiki Ludowej Medal Partyzancki za pomoc w ucieczce
i opiekę nad węgierskimi żołnierzami, którzy przyłączyli się do walki
z Niemcami. Z tej okazji udzielił wywiadu „Trybunie Mazowieckiej”
(31.03.1967). Mówił tam między innymi: „Pewnego razu przyszła do
naszego mieszkania kobieta wraz z kilkoma żołnierzami. Wyglądali trochę
niepewnie. Kobietę nazywali Kamą i bardzo dobrze mówiła zarówno po
polsku, jak i po węgiersku. Od Kamy dowiedzieliśmy się, że żołnierze
węgierscy zdezerterowali ze swoich jednostek i chcą pójść do polskich
oddziałów. A przede wszystkim potrzebują pomocy. Są głodni...”.
Węgrów, których Stanisław Radko żywił i którym pomagał w znalezieniu
kryjówek, było 18. Wspominał dalej: „Potem skomunikowałem się
z komendantem miejscowej placówki partyzanckiej Grefkowiczem. Zbiegowie
węgierscy zostali zabrani do polskich oddziałów partyzanckich”.
Z dalszej jego relacji wynika, że żołnierze ci mieli przejść do Puszczy
Kampinoskiej, a część do Puszczy Mariańskiej.
Spotkania i przyjaźń z Węgrami stacjonującymi w Milanówku opisuje
w pamiętniku przebywający tam w 1944 roku Adam Bułat ps. „Poraj”
(fragmenty pamiętnika w książce Andrzeja Pettyna p.t. „Milanówek
– Mały Londyn” w rozdz. „Csak egy Kislány”). Kontakty były
na tyle częste, że Polacy nauczyli się podstawowych zwrotów po
węgiersku. Wkrótce spotkania przeniosły się do milanowieckiego domu
sympatii autora pamiętnika. Węgrzy nie tylko dostarczali broń, ale też
przy nuconej przez nich melodii uczyli młodych ludzi tańczyć czardasza.
Adam Bułat nauczył się piosenki, której treść przytacza w swojej
transkrypcji:
Csak'egy Kislány wa na wilagon
Az iż drago Galambom
A ia isztem nodj o szeretem
Mikor nekem odet tegedet
A oto ten sam tekst prawidłowo zapisany po węgiersku:
Csak egy kislány van a világon
Az is az én drága galambom
A jó Isten, jaj de nagyon szeretett
Mikor nékem adott tégedet
(Tylko jedna dziewczyna jest na świecie / ona jest moim gołąbkiem / dobry Boże, jak ty ją kochasz /
dziękuję, że mi ją dałeś). Widać, że słowa piosenki zapamiętane przez
Bułata wyglądają całkiem podobnie, jak w orginale, a przecież w ogóle
nie znał węgierskiego! Pamięć melodii i brzmienie słów utkwiły
autorowi na długo w pamięci i chyba nie tylko dlatego, że spodobała mu
się sama piosenka. Przechowało się w niej wspomnienie przyjaźni
i jaśniejszych chwil zawdzięczanych – w tym najtrudniejszym,
powstaniowym okresie – obecności Węgrów w Milanówku.
Węgrzy byli również w Brwinowie. Oddział zbliżający się do domu
państwa Kowalewskich wzbudził strach znajdujących się tam uchodźców
z Warszawy, którzy dopiero co przeżyli rzeź na Woli i widzieli w akcji
Ukraińców. Byli przekonani, że to właśnie oni nadchodzą. Żołnierz,
który zapukał do drzwi wołał: „Ungar, Ungar” i pokazywał medalik na
szyi. Gospodarze domu i pozostali odetchnęli z ulgą. Jak wspomina pani
Maria Tyszka, która była wtedy dzieckiem (dom należał wówczas do
rodziców jej matki), Węgrzy stacjonowali w sadzie w pobliżu, kontakty
z nimi były przyjacielskie; zwłaszcza chłopcy zaprzyjaźnili się
z żołnierzami, którzy pozwalali im dotykać broni. Węgrzy stacjonowali
też między innymi w domu państwa Wernerów, gdzie również ich pobyt –
w przeciwieństwie do przebywających tam wcześniej Niemców – wspomina
się z sympatią.
Pobyt Węgrów w Podkowie zachował się nie tylko we wspomnieniach; są tu
miejsca poświęcone ich pamięci. Jednym z nich są groby trzech honwedów
na cmentarzu. Pochowano ich we wspólnej mogile z trzema krzyżami,
obecnie betonowymi, pierwotnie drewnianymi, Na krzyżach umieszczone są
tabliczki z nazwiskami: Pál Hunyadi, Antal Tóth i József Verner, na
środkowym napis po polsku: „Zginęli za Polskę 5 września 1944
roku”. W niektórych przekazach mówi się, że faktycznie pochowano 5
honwedów, ale tylko przy trzech znaleziono dokumenty.
Roman Tomczak mieszkający w Podkowie w latach 1943-1982 napisał
wiersz pod tytułem „Cmentarz w Podkowie Leśnej”:
Ciemne świerki węgierską szumiące balladą,
Otoczyły podmokłą wydmę w łąk przestrzeni,
Grodząc skrzętnie przed światem tę cząsteczkę ziemi
Dla tych, co na sen wieczny przyjdą tu gromadą
I obok, nieco niżej, pod olch kolumnadą
Wyrosły rzędy grobów pamiętnej jesieni.
Odtąd wiatr tam się modlił w zastygłej zieleni
I smutne requiem śpiewa wron żałobnych stado.
A gdy zaszumią sosny pobliskiego lasu,
By swoje posłać prochom powstańczym posłowie,
To zda się, że je chronią od życia hałasu.
Zaś dzień jutrzejszy o tym cichym miejscu powie:
Wtłoczona gromem w ziemię pieczęć tego czasu?
Cmentarz w Leśnej Podkowie.
Trudno dzisiaj z całą pewnością stwierdzić, jak zginęli honwedzi
pochowani na podkowiańskim cmentarzu. W spisanych i powtarzanych
wspomnieniach istnieje parę wersji okoliczności ich śmierci; nie ma też
jednomyślności co do tego, czy zostali pochowani od razu tutaj.
Wiadomo, że na pewno we wrześniu i październiku 1944 roku na
nowym cmentarzu w Podkowie byli chowani powstańcy, którzy zmarli
w podkowiańskich szpitalach (przedtem zmarłych grzebano na cmentarzu
w Brwinowie). Chorzy i ranni z warszawskiego Szpitala Wolskiego zostali
ewakuowani do Podkowy do szpitali urządzonych w budynku Kasyna i w willi
państwa Baniewiczów. Poświęcenie podkowiańskiego cmentarza odbyło się 5
listopada 1945 roku. Według relacji Tadeusza Radki (syna Stanisława
Radki), który w 1944 roku był chłopcem, wynika, że trzej pochowani
na cmentarzu Węgrzy zostali zastrzeleni przez Niemców w lesie
Młochowskim nieopodal leśniczówki. Tadeusz Radko pamięta, że pomagał
ojcu pochować ich właśnie tam. Dopiero po wojnie miała nastąpić
ekshumacja ciał i pochowanie ich na cmentarzu. O pierwotnym pochowaniu
Węgrów nie na cmentarzu, ale na terenie położonym między Milanówkiem
a Podkową Zachodnią mówi też inny przekaz.
Natomiast w książce „Drugi album z Podkową” Małgorzaty Wittels,
w rozdziale zatytułowanym „Złota Podkowa” i poświęconym rodzinie
Walickich czytamy: „Naprzeciw `Złotej Podkowy' w zagajniku Niemcy
przetrzymywali grupę żołnierzy węgierskich, którzy odmówili walki
przeciw Polakom. Głodnych dokarmiali chlebem (w tajemnicy przed
strażnikami) mieszkańcy okolicznych domów. Później zabrano ich
i wyprowadzono w kierunku Brwinowa. Zostali zabici na łąkach za
miastem. Owych pięciu zabitych, których ciała porzucono na drodze,
pochowali na łąkach podkowianie: Stefan Bonikowski, Ewelina Krzyżewska,
pani Dzikiewiczowa i Helena Walicka. Naprzeciwko tych grobów został
pochowany dowódca „Brzezinek” Henryk Walicki.”
Z opisu wynika, że po pierwsze – było pięciu Węgrów, a po drugie –
ich ciała znaleziono i pochowano przypuszczalnie tam, gdzie dziś mieści
się cmentarz. Po trzecie dowiadujemy się, w jaki sposób honwedzi
zginęli. Prawdopodobnie byli oni chorzy lub ranni, utrudniali ewakuację
internowanego oddziału węgierskiego i dlatego zostali przez Niemców
zabici. Maciej Walicki, syn pani Heleny zapamiętał jeszcze, że
początkowo na cmentarzu było pięć krzyży, ale dwa z nich potem się
zapadły.
Popularna też była inna wersja, że jadąc bryczką do Grodziska wjechali
na leżącą na drodze minę (według relacji Romana Tomczaka). Od kolegi,
który jako kilkuletni chłopiec mieszkał w Podkowie, usłyszałam też
jeszcze jedną opowieść. Zapamiętał, że mówiono jak to Węgrzy wypili za
dużo bimbru i w Lesie Młochowskim zabawiali się strzelając do pasących
się opodal krów. Tę wątpliwą zabawę przerwała żandarmeria niemiecka,
zabijając trzech honwedów.
Pod koniec września i na początku października Węgrzy odjeżdżali
pociągami z Grodziska Mazowieckiego. Ppłk István Szabadhegy
zanotował w swoim pamiętniku: „Grodzisk 24 września 1944 roku.
Trudno mi się pogodzić z wyjazdem. Polacy mają wspólne poglądy
z Węgrami na życie, podobne do nas rysy charakterów. Bóg z tobą,
umęczona Polsko. Każdy Węgier szczerym sercem solidaryzuje się z tobą
i oby Wszechmogący wyprowadził was z tego koszmaru.” W powracających
na Węgry taborach honwedzi ukryli pewną liczbę Polaków, którzy chcieli
uciec z Generalnej Guberni.
Nie tylko na cmentarzu podkowiańskim leżą pochowani Węgrzy.
Na cmentarzu w Milanówku są groby, na których widnieją nazwiska: Elekes
Lászlo i Vas Dezso. W Raszynie na mogile jest napis po
węgiersku: „Itt nyugszik Vannyik József, szül. 1920. IV.23.
Meghalt 1944. IX. 26. „(Tu spoczywa Vannyik József ur. 23.IV.1920.
Zmarł 26.IX.1944 r.).
Mogiły honwedów na podkowiańskim cmentarzu nie są zapomniane.
Upamiętniają więź podkowian z Węgrami w tamtych trudnych czasach i są
świadectwem trwałej przyjaźni. Opiekę nad nimi przejęła miejscowa
młodzież i harcerze. Kwiaty składali przedstawiciele tutejszego koła
ZBoWiD-u, a obecnie Związku Kombatantów RP. Wielu mieszkańców Podkowy,
odwiedzając groby swych bliskich, zatrzymuje się przy tych mogiłach
i zapala znicze.
W minione Święto Zmarłych odwiedziliśmy wieczorem groby honwedów. Nie
byliśmy pierwsi, paliło się już wiele zniczy, leżało dużo kwiatów. Obok
nas stanęła młoda dziewczyna. Odchodząc spytaliśmy, dlaczego tu
przyszła. Odpowiedziała, że odkąd pamięta, zatrzymywali się tutaj
z rodzicami, gdy odwiedzali grób dziadka.
„Ślad węgierski” istnieje w Podkowie nie tylko na cmentarzu.
Między torami kolejki, ulicą Akacjową i ulicą Jana Pawła II powstał
skwer nazwany Skwerem Przyjaźni Polsko-Węgierskiej i właśnie tam,
wkrótce po jego założeniu z inicjatywy koła ZBoWiD-u w 1962 roku,
została ufundowana tablica – pomnik, projektu architekta Andrzeja
Brochockiego. W 1963 roku odbyło się uroczyste odsłonięcie tablicy, na
której obok dwóch mieczy wyryto napis:
„1939-1945–cześć bohaterom walk z najeźdźcą
hitlerowskim–polskim i węgierskim – towarzyszom broni – poległym w Podkowie Leśnej.
W 1963 roku – miejscowe społeczeństwo” (Tablica miała uczcić 150
poległych Polaków i 6 Węgrów).
Na uroczystość przybyli między innymi: attaché wojskowy
Węgierskiej Republiki Ludowej płk. Lájos Végh, przedstawiciele
miejscowych władz, wielu mieszkańców Podkowy, dziennikarze i uczniowie
podkowiańskiej szkoły. Właśnie w imieniu tych ostatnich przemawiała
uczennica VI klasy Anna Kalinowska, która zasadziła dąb rosnący koło
tablicy. Potem uczestnicy uroczystości przeszli na cmentarz.
W 1964 roku w węgierskiej gazecie „Szabad Föld” ukazał
się fotoreportaż E. Górnikowskiego, dziennikarza „Chłopskiej
Drogi”, z uroczystości w Podkowie Leśnej; w artykule podano nazwiska
pochowanych honwedów. Wkrótce do redakcji gazety nadeszły dwa listy:
od Károlya Hunyadiego (syna Pála) urodzonego 5 września, a więc
w dniu, w którym zginął jego ojciec i jego koledzy, oraz od Andrása
Tótha (syna Antala).
8 maja 1966 r. dzięki pomocy ambasady polskiej w Budapeszcie, ambasady
WRL w Warszawie i redakcji „Chłopskiej Drogi”, na zaproszenie
podkowiańskiego koła ZBoWiD-u dwaj synowie przyjechali na groby swych
ojców. Na cmentarzu wysypali ziemię przywiezioną z rodzinnych wiosek
i zabrali garść ziemi cmentarnej, by zawieźć ją do ojczyzny. Obecni
byli przedstawiciele ambasady węgierskiej, ZBoWiD-u, mieszkańcy Podkowy.
Dwaj młodzi Węgrzy przywieźli zdjęcia rodzinne – na jednym z nich był
ojciec Pála Hunyadiego. Stanisław Radko poznał go jako jednego
z Węgrów, którym pomagał w ukrywaniu i przejściu na stronę partyzantów.
Odbyło się też spotkanie w szkole, gdzie goście odczytali listy swoich
matek do mieszkańców Podkowy, a zwłaszcza do młodzieży z podziękowaniami
za pamięć i opiekę nad grobami. Zapraszani też byli do domów podkowian.
Barbara Walicka zapamiętała, że w jej rodzinnym domu młodzi Węgrzy
gościli na uroczystym obiedzie. W prasie polskiej i węgierskiej ukazały
się artykuły i wzmianki o tej wizycie.
Miejscowe koło ZBOWiD-u prowadziło kronikę, w której opisano wiele
kontaktów polsko-węgierskich z lat sześćdziesiątych,
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Dzięki uprzejmości koła Związku
Kombatantów RP, które przejęło kronikę, mogłam skorzystać z zawartych
tam materiałów.
W 1970 roku przyjechała do Podkowy delegacja Związku Partyzantów
Węgierskich, z generałem Gyulą Usztą, który w 1966 roku krzyczał do
ówczesnego attaché wojskowego ambasady PRL w Budapeszcie, że nie
puści do Polski syna Hunyadiego (Károly Hunyadi odbywał wtedy służbę
wojskową), bo jego przyjazd na grób ojca stanie się aktem oczyszczenia
„faszystowskiej” armii Horthy'ego. W tym okresie była tu też płk
ágnes Godó – historyk wojskowości, zbierająca materiały na temat
kontaktów polsko-węgierskich w czasie II wojny światowej. Prace
jej były skrajnie tendencyjne – miały dowieść, że polityka Węgier w czasie
drugiej wojny światowej była jednoznacznie faszystowska. Dzisiaj
patrzymy na to inaczej, po prostu – uczciwiej.
W 1978 roku, z okazji 60-tej rocznicy odzyskania niepodległości
i 35-lecia Ludowego Wojska Polskiego, złożyła w Podkowie wizytę liczna
delegacja węgierska z ambasadorem WRL Józsefem Garamvölgyim, radcą
Józsefem Bölocskeim i attaché wojskowym generałem brygady
Lajosem Tóthem. W tym samym roku gośćmi Zarządu Głównego ZBoWiD-u byli
przedstawiciele Węgierskiego Związku Partyzantów (odpowiednik polskiego
ZBoWiD-u), delegacja odwiedziła również Podkowę. Podobne wizyty miały
miejsce w latach 1984 i 1985.
Od 1980 roku poza oficjalnymi kontaktami odżywała tradycja polsko-węgierskich więzi
w środowiskach opozycyjnych. W dniach 7-17 maja
1980 roku w kościele pod wezwaniem św. Krzysztofa w Podkowie odbywała
się głodówka pod hasłem „O wolność słowa i o uwolnienie Mirosława
Chojeckiego”. 13 maja zgłosił się do proboszcza, księdza Leona
Kantorskiego prawnik z Budapesztu dr Tibor Pákh – uczestnik
Powstania 1956 roku, wieloletni więzień w czasach Kádára.
Dowiedział się o głodówce z radia Wolna Europa i przybył, aby podkreślić
więź Węgrów z Polakami.
Wiadomość o decyzji T. Pákha i o węgierskich wojennych śladach
w Podkowie, także uczestnictwo w tutejszym kościele w mszach za ojczyznę
oraz nawiązane kontakty z Parafialnym Komitetem Pomocy Bliźniemu
ośmieliły mieszkającego w Polsce ákosa Engelmayera do zwrócenia się
z prośbą do księdza Leona Kantorskiego, by zgodził się umieścić
w kościele tablicę poświęconą bohaterom Powstania Węgierskiego 1956
roku.
W październiku 1986 roku, w 30. rocznicę Powstania, została odprawiona
uroczysta msza święta za ojczyznę Węgrów i Polaków. Po nabożeństwie
młody historyk z Krakowa Wojciech Frazik wygłosił wykład o wydarzeniach
1956 roku na Węgrzech. Rozprowadzano dwujęzyczny bezdebitowy tomik
poezji pt. „My i Wy”, w którym znalazły się wiersze poetów
polskich o 1956 roku na Węgrzech i poetów węgierskich o Polsce.
Zamieszczono tam między innymi wiersz Jarosława Iwaszkiewicza
„Świeczki na trotuarze”. A oto fragment:
Trzeba wołać,
A głos twój starczy łamie się, nie umie,
Tu trzeba krzyczeć: bracia Węgrzy!
A bracia giną, nie słysząc wołania.
Następnie odsłonięto pierwszą w tej części Europy tablicę
upamiętniającą bohaterów węgierskich. Dwujęzyczna tablica została
ozdobiona nielegalnym wówczas godłem narodowym Węgier, tzw. Godłem
Kossutha. Wyryto na niej słowa:
„KU CZCI POLEGŁYCH I POMORDOWANYCH W 30 ROCZNICĘ REWOLUCJI
WĘGIERSKIEJ”
Odśpiewano hymn węgierski i „Boże, coś Polskę” – pieśń tę Węgrzy
śpiewali po węgiersku (znana jest i śpiewana na Węgrzech od drugiej
połowy XIX wieku).
Po uroczystości tablica została ukryta. W salach przykościelnych
otwarto wystawę zdjęć Budapesztu w dniach Powstania.
W nocy „nieznani sprawcy”, nie mogąc odnaleźć ukrytej tablicy,
uszkodzili stojącą przed kościołem figurę św. Krzysztofa. Można się
domyślać, że była to swoista odpowiedź na to, co działo się poprzedniego
dnia w kościele. Tablica powróciła do kościoła po 1989 roku i została umocowana do
ściany, ale którejś nocy spadła i rozbiła się. Pozostanie zagadką, czy
ktoś chciał ją zniszczyć, czy spadła na skutek zwykłego niedbalstwa robotników pracujących wtedy
przy rozbudowie kościoła. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym
czasie zerwano litery z kamienia upamiętniającego Katyń (elementu
pomnika Kalwarii Polskiej w ogrodzie koło kościoła). Obecnie wisząca
tablica jest kopią pierwotnej – odtworzono ją dzięki staraniom księdza
Kantorskiego.
W lutym 1987 roku w sali przy kościele odbyło się spotkanie, na którym
założono Solidarność Polsko-Węgierską na wzór wcześniejszej
Solidarności Polsko-Czechosłowackiej.
21 października 1990 roku została odprawiona uroczysta Msza Św.
z okazji Święta Narodowego Węgier i inauguracji pracy dyplomatycznej
ákosa Engelmayera, który został mianowany pierwszym ambasadorem
Republiki Węgier w Warszawie. W klubie przy parafii odbyło się sympozjum polsko-węgierskie.
Goście tradycyjnie złożyli kwiaty w miejscach związanych z Węgrami.
W latach dziewięćdziesiątych pod tablicą w kościele składali wieńce
między innymi wiceprzewodniczący komisji zagranicznej parlamentu
węgierskiego, współoskarżony w procesie Imre Nagya – Miklós
Vásárhelyi i minister spraw zagranicznych Węgierskiej Republiki
– Géza Jeszensky. Tak oto Podkowa zyskała swoje miejsce
w najnowszej historii Węgier.
Rada Miasta na sesji w dniu 15 marca 1994 roku podjęła uchwałę
o nadaniu honorowego obywatelstwa Podkowy Leśnej dwu Węgrom: Tiborowi
Pákhowi i ákosowi Engelmayerowi. Wręczenie dyplomów odbyło się
w Stawisku, ks. Leon Kantorski przedstawił uhonorowanych, a w swoim
wystąpieniu podkreślił szczególne związki Podkowy Leśnej z Węgrami.
Prezydent Węgier árpád Göncz w dniu 28 marca 1994 roku
wręczył księdzu Leonowi Kantorskiemu honorowe odznaczenie nadawane tym,
którzy byli związani z czynnym udziałem lub pomagali walczącym w 1956
roku oraz tym, którzy pielęgnują pamięć o Powstaniu.
W listopadzie 1996 roku, w 40. rocznicę węgierskich wydarzeń, Koło
Podkowy – Mała Ojczyzna (Ośrodek Kultury) opublikowało materiały
dotyczące historii stosunków polsko-węgierskich, zatytułowane:
„ Chodźcie z nami” (pod redakcją Piotra Mitznera). Publikacja ta była
rozpowszechniana w MOK-u i kościele, w którego bocznej nawie znajdowała
się ekspozycja zdjęć walczącego Budapesztu.
20 listopada 2005 r. w kawiarni „Betania” otwarto wystawę
fotograficzną ze zbiorów Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie,
dotyczącą węgierskiego Października 1956 roku. Wystawę otwierał
ákos Engelmayer, który po każdej mszy objaśniał przedstawione na
zdjęciach wydarzenia. W następną niedzielę została odprawiona polsko-węgierska
msza św. w intencji obu ojczyzn, z udziałem przybyłych Węgrów.
21 października 2006 r. w Podkowie Leśnej odbędą się uroczystości
związane z 50. rocznicą Powstania Węgierskiego. Organizatorami obchodów
są: Urząd Miasta, parafia św. Krzysztofa oraz Wspólnota Węgrów
w Polsce. Przewidywany jest przyjazd kilkudziesięciu Węgrów, wśród
których będzie honorowy obywatel Podkowy Tibor Pákh.
Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna zaprezentuje
wystawę węgierskich pamiątek i zdjęć zachowanych w domach podkowian.
1. Jerzy Brochocki, plut.podchor., ps. Bruzda, dowódca plutonu Alaska
II w latach 1943-1944. Mieszkaniec Podkowy od 1939 roku do 1945
i od 1947 do śmierci w 1971 r.
2. Gustaw Domiczek, dyrektor Trybunału Administracyjnego w Warszawie,
w 1939 roku ewakuowany ze swoim urzędem na Węgry, w Budapeszcie
opiekował się kurierami. Po wojnie wrócił do kraju.
3. Anna Kalinowska, od ponad czterdziestu lat mieszkanka Podkowy.
Biolog, dr ekologii, wykłada i popularyzuje edukację ekologiczną
w książkach i mediach. Członek Rady Światowej Unii Ochrony Przyrody.
4. Ksiądz Leon Kantorski, ur. w 1918 roku. Proboszcz kościoła św.
Krzysztofa w Podkowie w latach 1964-1991, mieszka tu do dzisiaj.
Honorowy Obywatel Podkowy Leśnej
5. Maciej Mroczkowski, ur. w 1927 r. Mieszkaniec Podkowy w latach
1928-48 i od 1976 r. do dziś. Profesor zwyczajny, zoolog,
entomolog. Żołnierz AK ps. Smok, odznaczony m.in. Krzyżem Armii Krajowej
i Złotym Krzyżem Zasługi.
6. Tibor Pákh, Węgier, dr praw. Uczestnik Powstania 1956 roku,
ranny. W 1957 roku został aresztowany za informowanie zachodnich
ambasad o wykonywaniu wyroków śmierci na małoletnich. Więziony pond 10
lat, w tym 3 lata w izolatce, gdzie poddawano go elektrowstrząsom.
W latach 1980-83 był jednym z organizatorów pomocy dla polskich
dzieci.
7. Stanisław Radko, w latach 1932-37 gajowy w lasach
podkowiańskich. W październiku 1939 r., po demobilizacji wrócił do Podkowy. Pracował
jako stróż i palacz w willi przy ulicy Modrzewiowej 4 (obecnie 6),
mieszkał tam razem z rodziną w suterenie. Współpracował z miejscową
komórką AK. Po wojnie pracował w EKD. Umarł w 1976 roku, pochowany
na cmentarzu w Podkowie.
8. Bohdan Skaradziński, urodzony w Ossowcu na Podlasiu w 1920
roku. Mieszka w Podkowie od 1944 roku. Publicysta historyczny, autor
wielu książek. Inicjator i organizator „Spotkań z autorem”
w kościele podkowiańskim, członek Parafialnego Komitetu Pomocy
Bliźniemu. W 2005 roku otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Podkowy
Leśnej.
9. Jan Skotnicki, artysta malarz, ur. w 1875 r. Mieszkał w Podkowie
w latach 1932-1968. Przed wojną wysoki urzędnik w Ministerstwie
Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oraz Sztuki. Po wojnie
pracował między innymi w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Zmarł
w Podkowie w 1968 roku.
10. Roman Tomczak, ur. 1902 r. Publicysta, działacz społeczny
i polityczny. Mieszkaniec Podkowy w latach 1943-1982. Zmarł
w 1986
roku, pochowany na cmentarzu w Podkowie.
11. Barbara Walicka, rodowita podkowianka. Redaktor, tłumacz,
dziennikarz, przewodnik. Córka Heleny i Henryka Walickich.
12. Helena Walicka, mieszkanka Podkowy do lat osiemdziesiątych.
W czasie wojny działała w AK ps. Hell, łączniczka męża. Zmarła
w Warszawie w 1999 roku.
13. Henryk Walicki ps. Twardy, dowódca kompanii Brzezinki. Po
brutalnym śledztwie zamordowany przez Niemców.
1. Jerzy Brochocki – „Z wspomnień inż. Jerzego Brochockiego ps.
Bruzda, Głos Podkowy nr 1 1994
2. Michał Domański – „Ruch oporu w Podkowie Leśnej”, Rocznik
Podkowiański, nr 2/3 1987/88.
3. Lech Dzikiewicz – Konspiracja i walka Kompanii Brzezinka
1939-1945, wyd. Konf. Narodu – Związek Obrony ZWZ-A.K, Warszawa
2000.
4. Godó ágnes – „Magyar Lengyel Kapcsolatok a második
vilag hábor\'{u}ban”, Zrínyi, Budapest 1976.
5. Istvan Lágzi – Uchodźcy polscy na Węgrzech w latach
drugiej wojny światowej, MON, Warszawa, 1980.
6. Maciej Mroczkowski – „'Smok' – wspomnienia”, Rocznik
Podkowiański, nr 8, Podkowa Leśna 2001.
7. Stanisław Markowski – „Węgrzy a Powstanie Warszawskie –
w oczach generała Béli Lengyela”, w: Andrzej Pettyn –
Milanówek – Mały Londyn, Tow. Miłośników Milanówka, Milanówek 2004,
s. 257 – 265.
8. „My i Wy – Mi es Ti” – dwujęzyczna antologia poezji poetów
polskich o węgierskim październiku i poetów węgierskich o Polsce.
Przedświt, 1986.
9. Halina Regulska – Tamte lata, tamte czasy – wspomnienia
z II wojny światowej, Ossolineum, Warszawa, 1988.
10. Bohdan Skaradziński – „Słów wstępnych kilkoro”,
w: Korzenie naszego losu, Biblioteka Więzi, Warszawa 1985.
11. Jan Skotnicki – „Dziennik 1943-1964” (fragment),
Rocznik Podkowiański nr 2/3 1987/88.
12. Roman Tomczak – „Cicha, zielona Podkowa Leśna”, Rocznik
Podkowiański, nr 2/3 1987/88.
13. Małgorzata Wittels – „Złota Podkowa”, w: Drugi Album
z Podkową, Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna, Podkowa
Leśna 2000.
14. Pamiętniki honwedów węgierskich – Szábadhegy István
„ Huszár alezredes naplója 1944”Jósa András Muzeum.
Nyíregyhaza. 1995; Lázár Sándor „4-es huszr fohadnagy naplája (1944)”. Jósa András Muzeum. 1999.
15. Alicja Lipińska, Małgorzata Narkiewicz-Jodko, Barbara
Walicka – „Zieleń Podkowy Leśnej”, w: Podkowa Leśna i Stawisko.
Szkice z dziejów, Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Podkowa Leśna, Podkowa Leśna, 2000.
16. „Chłopska Droga” – nr 37 i 39 (1966 r.), nr 45 (1967 r).
oraz 16 lipca 1978 r. i 11 listopada 1984 r.
17. „Trybuna Mazowiecka” – nr 84 31 marca 1967r.
18. „Tygodnik Katolicki” nr 8, 25 lutego.
19. „Za wolność i lud”15 maj 1966, 3 grudnia 1977r., 8 lipca 1978 r.
20. Wiadomości Podkowiańskie nr 36 z kwietnia 1994 r. i nr 73 z czerwca 1997 r.