10 czerwca 2006 r. odbyło się spotkanie absolwentów 7 klasy Szkoły
Podstawowej w Podkowie Leśnej z roku 1956. Ten okrągły jubileusz
przysporzył jego uczestnikom wiele wzruszeń i miłych wrażeń. Był on
okazją do „skrzyknięcia się” kiedyś bardzo zżytych ze sobą
kolegów, obecnie rozproszonych po całym świecie. Odnaleźli się po
wielu trudach niemal wszyscy i prawie w komplecie stawili się
w Podkowie lub chociaż telefonicznie bądź telepatycznie byli z nami
w kontakcie.
Jak wygląda nasza klasa i jej absolwenci w liczbach? Było nas 47
uczniów stłoczonych w małej salce często nie dogrzanego baraku przy
Kasynie w parku. Początkowo naukę pobieraliśmy w adaptowanych do
potrzeb szkolnych budynkach przy ul. Błońskiej. Dobrze, że
o poziomie nauczania decydowały nie skromne warunki bytowe, ale
znakomici pedagodzy i nauczyciele wykształceni w latach wolnej
Polski, jak: Helena Fijałkowska – nauczycielka matematyki, rosyjskiego
i prac ręcznych, i Janina Jankowska – nauczycielka polskiego i historii.
Wychowawczyniami klasy była przez pierwsze 4 lata Pani Maria
Maleszewska, a przez następne – Pani Helena Fijałkowska. Lekcje religii
prowadził ksiądz kanonik Franciszek Barański, fizyki i chemii
nauczali Stefania Zdzieszyńska i Wacław Woźniak, biologii – Felicja
Furmankiewicz, geografii – kierownik szkoły Bolesław Maleszewski,
gimnastyki i śpiewu – Anna Latoszek. Mówiono o nas, że jesteśmy
wybitnie zdolną klasą. Jak dobre nam dano wykształcenie, świadczyć
mogą sukcesy na olimpiadach wojewódzkich, których laureatami byli
z reguły nasi uczniowie. To procentowało na przyszłość, bo
zdecydowana większość naszych Koleżanek i Kolegów ukończyła
studia wyższe, a co piąty absolwent poświęcił się pracy
naukowej.
Jesteśmy u progu zakończenia naszego zaangażowania w sprawy
zawodowe, a wspomnienia i rozmyślania w dniu jubileuszu przeniosły
nas w zawsze z rozrzewnieniem wspominany, wspaniały czas
dzieciństwa. Radość i spontaniczność spotkania zakłócała myśl o tych,
co odeszli do wieczności. Z nauczycieli żyje i cieszy się dobrym
zdrowiem jedynie, niemal nasza rówieśnica Pani Anna Latoszek-Kwoczyńska. Już w trakcie nauki szkolnej zmarło dwóch kolegów,
a do dnia dzisiejszego ubyło z naszego grona dalszych dziesięć osób. Za
wszystkich zmarłych i w intencji obecnych i nieobecnych na jubileuszu
absolwentów odprawiona została przez księdza proboszcza Wojciecha
Osiala Msza św.. Przeszliśmy następnie na miejscowy cmentarz, aby
złożyć kwiaty na grobach naszych wspólnie wspominanych bliskich.
Część rozrywkowa odbyła się w Białym Dworku i na spotkaniu
towarzyskim u Jaśminy. Wspomnieniom nie było końca, a dawne
animozje z lat dziecinnych poszły w zapomnienie. Podkowa ma
w sobie magnes i przyciąga szczególnie tęskniących za Ojczyzną kolegów
zamieszkałych w Kanadzie, USA, Hiszpanii, Francji i Niemczech.
Dwie koleżanki po długotrwałym pobycie na obczyźnie wracają do
kraju. W Podkowie spośród absolwentów mieszka obecnie dziewięć
osób, ale niemal wszyscy ją odwiedzają.
Chcemy zachęcić naszych młodszych kolegów do kultywowania co
roku takich spotkań organizowanych dla innych roczników.
Naprawdę warto, bo wiele spraw i sympatycznych przeżyć da się
ocalić od zapomnienia.
Tak radzą organizatorzy spotkania jubileuszowego: Ewa z Tyszków
Kobosko, Małgorzata z Kosteckich Mańkowska, Krystyna ze
Szlachcikowskich Zdzieszyńska i Jan Tyszka.
Jan Tyszka
Zmarł pan Aleksander Dąbrowski. Przez kilka lat za mojej dyrekcji pracował w „Kole
Podkowy”. W zasadzie zatrudnił się jako nocny dozorca, robił jednak o wiele więcej: pomagał
w nagłych i niespodziewanych kwestiach technicznych, woził kopie filmowe do naszego kina.
Przede wszystkim jednak wnosił swoją osobowość, mądrość życiową dziecka przedwojennej
Warszawy, specyficzny dystans i ironię. Z wyrozumiałością i spokojem pochodził do
rozmaitych szaleństw i słabości ludzkich. Po którymś z koncertów szliśmy długim korytarzem
ośrodka, przestępując śpiących pokotem punków. Westchnął. – Ciężko, panie Olku? –
spytałem, byle coś powiedzieć. Natychmiast się zmitygował: – Eee tam, panie Piotrku, nie
takie rzeczy się widziało w Powstaniu. Wspomniał mi kiedyś, że jego rodzina przechowywała
podczas okupacji Żydów. Przeżyli, więc chciałby się o nich czegoś dowiedzieć.
Proponowałem mu, by napisał do jakiejś gazety w Izraelu. Wspomniałem coś o „
Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”. Z początku nawet się zainteresował, ale potem
machnął ręką: – Stare dzieje!
Będę o nim pamiętał.
Piotr Mitzner
Uczestnicząc w nabożeństwie pogrzebowym ś.p. Aleksandra Dąbrowskiego, dowiedziałam się, że jego rodzina boleśnie doświadczyła okupacji hitlerowskiej. Miał dwóch braci, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim. Najstarszy – Jerzy – żołnierz AK Zgrupowania „Leśnik”, ps. „Kajtek”, odznaczony za udział w Powstaniu, przeżył wojnę, natomiast średni – Władysław – został śmiertelnie ranny na Żoliborzu, jego grób znajduje się na cmentarzu w Żelechowie. Aleksander był najmłodszy, ponoć też rwał się do walki, ale matka ze względu na wiek syna (w 1944 r. miał 10 lat), powstrzymywała go od tego zamiaru.
Grażyna Zabłocka