W archiwum korespondencyjnym Stawiska w Muzeum im.
Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów zachowały się listy około trzech
i pół tysiąca osób. Blok korespondencyjny Wandy Telakowskiej
zawierający listy pisane do Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów jest
dość pokaźny – liczy bowiem 73 listy, 23 karty pocztowe, 2
telegramy i jedno drukowane zaproszenie z odręcznym dopiskiem.
Telakowska zaczyna pisać do Iwaszkiewicza w 1937 r.
Pierwszy list datowany
19 marca 1937 r. w Podkowie Leśnej pisze na życzenie
Iwaszkiewicza „Był pan ciekaw moich wrażeń z czytania Czerwonych tarcz – wrażenia te pełne zachwytów i świadczące
o bardzo wnikliwej i umiejętnej lekturze płyną przez 3 bite strony
tekstu.
W sierpniu zaś tego samego roku kartę wysłaną z podziękowaniami
dla autora „Czerwonych tarcz” za otwarcie przed nią
średniowiecznego miasta Sandomierz, które właśnie wizytuje i za
rozkosz odkrywania go oczyma wybitnego artysty podpisuje jeszcze
jako nieznana bliżej Iwaszkiewiczowi Wanda Telakowska – „ta
duża od Krzywickiej”. Pozwala to sądzić, że Wanda Telakowska
i Jarosław Iwaszkiewicz poznali się u mieszkającej w Podkowie
Leśnej przyjaciółki obojga. Ostatni z zachowanych listów pisze 29
września 1979 roku z lubelskiej kliniki okulistycznej, gdzie przez 13
lat leczy się broniąc przed zagrażającą ślepotą. Korespondencja trwa
więc, jak łatwo policzyć, 42 lata i dokumentuje bardzo bliską
i autentyczną przyjaźń łączącą ją z obojgiem Iwaszkiewiczami,
a szczególnie z Jarosławem.
Czym jest obecnie ten blok zachowanej korespondencji?
Najkrócej mówiąc można nazwać go autoportretem wybitnej postaci.
Pisząc do kogoś bliskiego szczerze i prawdziwie, chcąc nie chcąc
pokazywała Telakowska samą siebie w codziennym zabieganiu
i mnogości spraw, w kontaktach z innymi, w pasjach i zajęciach,
w kłopotach i trudnościach, przed którymi stawała, ale również
w radościach – pisała bowiem i o porażkach, i o sukcesach. Tematem
zasadniczym jej listów były sprawy, którym się oddawała bez reszty,
jej cele i zamierzenia. Ujawniała siłę swego charakteru, ale
i odsłaniała swoje słabości, a także wielką wrażliwość.
Tak naprawdę jednak to Telakowska nie pisała do Iwaszkiewicza
o sobie wprost. Dowiadujemy się prawdy o niej poprzez opisywane
przez nią jej relacje z ludźmi i zaangażowanie w ich sprawy
(wymienić trzeba chociażby jej starania o pomoc dla profesora
Mieczysława Kotarbińskiego zarabiającego na życie rodziny
w czasie okupacji portretami po 100 złotych, o stypendium dla
studenta ASP Balcerkiewicza, o protekcję dla młodego tłumacza
Sielskiego, o trzcinę znad stawiskiego stawu dla podopiecznych
Kenara, by mieli z czego wyrabiać zarobkowo chodniki). Troszczy
się nawet o popularyzację twórczości Iwaszkiewicza na Zachodzie,
głównie w Szwecji, poszukując godnych tłumaczy. Jest wielką
admiratorką kolejnych utworów prozatorskich Iwaszkiewicza
i wnikliwą ich czytelniczką.
Ze znawstwem pisze o rożnych zjawiskach kultury, m.in. o książce
Czapskiego „Oko”, która jest dla niej egzemplifikacją
artystowskiego podejścia do sztuki, którego nie akceptuje.
Telakowska jest w swych listach bezpośrednia, szczera
i bezpardonowa. Ten, komu się według niej należy, dostaje po głowie.
I samego Iwaszkiewicza potrafi przywołać do porządku, gdy
w swych prawdopodobnie dobrotliwych złośliwościach pod jej adresem
posunie się zbyt daleko. Jednocześnie jest bardzo troskliwą
przyjaciółką, dba o spokój przyjaciela – artysty, myśli o jego
zdrowiu i stanie psychicznym, podtrzymuje go na duchu w trudnych
chwilach.
Celnie, błyskotliwie, dowcipnie i niezwykle inteligentnie potrafi
nakreślić portrety znajomych, na przykład młodego Czesława
Miłosza, Jana Lechonia, Tadeusza Pruszkowskiego, Antoniego
Michalaka.
Przez wszystkie lata z największą przyjemnością pisze o swoich
bytnościach w Stawisku, o przyjaźni z córkami Iwaszkiewiczów,
przywołuje wspólne z Iwaszkiewiczem wyprawy do Kazimierza,
różne uroczystości, rocznice i święta. Jest zawsze pamiętającą
przyjaciółką.
Po wielokroć prosi też o pomoc, a nawet domaga się interwencji
pisarza, posła, człowieka, jak pisała o „wielkim nazwisku
i autorytecie”, gdyż jest przekonana o tym, iż dzieło jej życia „polskie wzornictwo”, „humanizacja postępu technicznego”, „piękno na co dzień dla wszystkich” i jej Instytut Wzornictwa
Przemysłowego wymaga protekcji jednego z największych w jej
życiu autorytetów i – jednego z najbliższych przyjaciół – Jarosława
Iwaszkiewicza.
Korespondencja Wandy Telakowskiej z Annš i Jarosławem
Iwaszkiewiczami to autoportret nakreślony słowami listów osoby,
która się zmienia z delikatnej artystki, młodej kobiety pełnej
temperamentu, w zdecydowaną, oddaną swej misji twórczynię
i Dyrektorkę Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, i w końcu
w starzejącą się kobietę, której wiele udało się osiągnąć, choć nie
wszystko – mimo, że wszystko w swym życiu poświęciła swej idei.
Jest ona też jednym z dowodów wielkiej mocy osobowości jej
autorki.
A oto same listy Wandy Telakowskiej do Jarosława
Iwaszkiewicza.
List z 11.10.1937
Drogi Jarosławie,
Zmartwiłam się bardzo treścią Pana karty. Rozumiem, że taki „niewesoły nastrój” i „rozklekotane nerwy” mogą bardziej
dręczyć niż niejeden dramat czy nieszczęście. Zapewne ten stan
wywołały także i zewnętrzne przyczyny – ale przede wszystkim gra
tu pewnie rolę najważniejszą – własna predyspozycja i nadmierna
Pana reaktywność.
Szkoda, że tak daleko do tego Wiednia. Gdyby leżał bliżej,
wpadłabym na parę godzin – by wytrącić Pana z tego fatalnego
nastroju.
Opowiedziałabym Panu, jak inni ludzie bronią się przed smutkiem
własnego serca. Jak to się robi, by radość z nas promieniowała
zawsze, nawet w tych najgorszych chwilach. Może jeszcze kiedyś
pogadamy o tym, kiedyś – jak Pan tu powróci... Nie będę Panu pisała
– niech się Pan nie martwi, bo to czy tamto zmieni się na lepsze. Na
pewno po dniach niepowodzeń przyjdą dni pomyślności – a po
tamtych znów mogą powrócić te złe. Chyba dlatego warto
uniezależnić się od wszelkiej koniunktury i kaprysów losu.
Nie potrafię napisać, jak bardzo Pana smutek mnie obchodzi i jak
bardzo Panu życzę, by wszystko jakoś na lepsze się zmieniło.
Wczoraj idąc do kościoła znalazłam Pana kartę w puszce. Jeszcze
w trakcie nabożeństwa myślałam o niej. I nagle wydało mi się, że
Pan na mnie patrzy. Obejrzałam się, a to Wasza Marysia wlepiła we
mnie swoje śliczne oczki. Ach, jaka ona była śliczna ta Marysia,
gdy z twarzyczką leśnej boginki modliła się pobożnie z wielkiego
brewiarza. Po prostu trudno powiedzieć, która z Pana córek jest
ładniejsza. Każda jest śliczna jakąś inną pięknością.
Proszę Terenię pięknie pozdrowić. Niech skrzętnie zbiera
wszystkie rysunki, i te „nieudane” także – gdyż po jej powrocie
chcę z nią o nich pogadać.
Bardzo tu wszyscy chcemy wiedzieć o diagnozie wiedeńskich
doktorów i o tym, jak postępuje zdrowienie Tereni.
Niedługo będą jej imieniny. Bardzo serdecznie życzę jej zdrowia
i radości życia.
Do tego J. Balcerowicza już napisałam. Niech się chłopak jak
najprędzej ucieszy Pana uznaniem. W jego beznadziejnej egzystencji
będzie to na pewno największa z doznanych radości. Jego adres:
Jerzy Balcerowicz. Poczta Sadowne.Młyn Krupieńskie. Powiat
Węgrów.
Panie Jarosławie, gdyby Pan przechodził w Wiedniu koło
Herrengasse 6.VI.1/2 to może Pan zerknąć na szyld lub wywieszkę
w bramie i zobaczy, kto to jest pan W. van der Kuylen. Przysłał on
do mnie druk, w którym podaje, że jest kolekcjonerem drzeworytów
i druków – chce, bym mu napisała czym rozporządzam z tego
zakresu. Otóż chcę wiedzieć, czy to jest po prostu sklep
kunsthändlerski, czy prywatny amator. Naturalnie proszę się moją
prośbą zbytnio nie kłopotać. Nie będę mieć żalu, gdy Pan o niej
zapomni.
Bardzo dziękuję za kartę – wyrwała mnie ona z zamętu
polityczno-społecznych przeżyć, które mnie ostatnio dręczą.
Xawery Pruszyński siedział przez 6 dni w Warszawie i wciąż się
o tym mówiło – jak jest – jak być powinno... Niewątpliwie to jego
wpływ wytrącił mnie z moich zwykłych spraw i codziennych
dociekań. Karta Pana przywołała mnie do porządku. Znów mniej
myślę o „ludziach w ogóle” – a bardziej o człowieku.
Bardzo, bardzo wiele serdeczności łączę i każde słówko z Wiednia
należycie ocenię.
W. Telakowska
6.IV.1938
Drogi Jarosławie,
Myślę, że już Panu przeszła ta straszliwa passa złego samopoczucia,
którego śladem był list pisany z Wenecji. Mam nadzieję, że może
powoli odprężyły się udręczone nerwy... Oby Pan jak najprędzej
wyrwał się z kręgu rozpamiętywań nieszczęść, jakich Los Panu nie
szczędził – by zdać sobie sprawę, że jednocześnie obdarowano
Pana, jak mało kogo: wielki talent, głęboka kultura, prawdziwa
mądrość – wrażliwość kolosalna – dobroć serca – skonsolidowały
bardzo własny styl osobowości – bujność natury tak wielka – że
z Pana cech charakteru można by skomponować sześciu, i to nie byle
jakich ludzi. Mało tego, jest Pan najlepszym polskim pisarzem,
wielkim poetą, dramaturgiem – człowiekiem, przed którym otwarte
są uroki innych sztuk – plastyki i malarstwa. Ci, którzy znają
literaturę europejską mówią, iż Pana pióro należy do
najświetniejszych, a przecież współczesna literatura jest nie byle
jaka.
Cieszy się Pan uznaniem w swej młodości – a nie jak inni artyści na
starość lub dopiero po śmierci. Czaruje Pan ludzi – a wielu
pozostaje pod urokiem – mimo, mimo, że czują jak mało są
potrzebni lub ocenieni. Ładny zastęp można by sformować z takich,
którzy by za Jarosławem „w ogień...”Ach, jakżesz by to było
dobrze, gdyby Pan więcej myślał o tym wszystkim, a mniej
o nieszczęściach. Zamiast dręczyć się trwogą o córki, niech Pan sobie
zda sprawy w całej pełni – jakie to są niespotykane, wspaniałe
osoby. Piękne niesłychanie, inteligentne, bujne, wyrobione,
kulturalne, dobre dzieci – w których już teraz czuje się wybitne
jednostki. Pan nie tylko wspaniałą twórczością przedłuża tu swą
egzystencję – ale tem wszystkim, co Pana córki po nim
odziedziczyły, a odziedziczyły niemało. Wreszcie niechże Pan zda
sobie sprawę ze swej wewnętrznej wspaniałości – postawy, urody –
czaru – wdzięku – przecież to są skarby – które ułatwiają realizację
niejednego doznania. Pan stoi w połowie ludzkiej drogi –
w rozkwicie sił – wyposażony wspaniale – i zamiast myśleć o tym
wszystkim to Pan wciąż rozdrapuje rany i blizny – i jakby plecami
staje do przyszłości. Och, przydałoby się Panu trochę wewnętrznego
wygodnictwa – przeoczenia wszystkiego, co przykre i niewygodne.
Cóż, tego listownie nie da się przekazać, zwłaszcza jeśli nie ma się
pewności, czy te słowa pisane w najlepszej intencji przekazać są
zdolne wkładane w nie treści. Jarosławie, jeżeli coś niezręcznie
napisałam, to gorąco przepraszam...
A teraz o Miłoszu. Spotkałam go dzisiaj i wykazałam mu różnicę
klasy Pana i jego własnej.
On bez sensu i taktu napadł na Pana za świetną książkę – trafiając
ze swymi wywodami na złe samopoczucie przyjaciela.
Egocentryczny paroksyzm w nimbie szlachetnych, pryncypialnych
frazesów. A Jarosław zmaltretowany – własną neurastenią
i poważnymi nieszczęściami – ma na tyle dobroci, że nie tylko nie
zapomina o złym przyjacielu, nie dewaluuje go – a przeciwnie, pisze
troskliwy list z poleceniami – by się zająć Miłoszem, któremu coś
doskwiera. – Gdy tak zestawiłam te dwa różne ujęcia przyjaźni –
widziałam, że Miłosz bardzo się przejął i zmartwił – poprosił
o adres Pana i postanowił napisać list.
A teraz wywiad na temat jego samopoczucia: twierdził, iż tej
wiosny czuje się znacznie lepiej niż kiedykolwiek; w Radio dostał
ciekawą pracę i awans – a jedynie wewnętrzne rozterki na temat
literatury trochę go wyczerpują. Proponowano mu wyjazd do
Szwajcarii – w celach propagandowych odmówił – Kotarbiński
twierdzi, że to przez ową kobietę, w której teraz się kocha, nie
chciał rozstawać się z Warszawą. Obawy na temat jego stanu
psychicznego nie wydają mi się uzasadnione, ale niewątpliwie
z tym, co on mówi trudno się jest pogodzić. Palnęłam mu mówkę na
temat szkodliwości niektórych odmian pryncypialnych
szlachetniaków, zwłaszcza jeśli działają na siebie i innych
destrukcyjnie – i o pożytkach jakie niesie ze sobą nieraz „brudna
woda” – słowem chciałam go trochę ściągnąć na ziemię. Zresztą
był uroczy, piękny, miły, pieszczotliwy jak kotek – tylko może
trochę nazbyt „nieobecny”. Czyżby to owa jego Wierzchosława –
tak go odrywała od nas wszystkich? Poczekajmy – w jego wieku
miłość może być jak szkarlatyna – groźna, ale krótkotrwała – nie
przechodząca w stany chroniczne. Za parę miesięcy zaczniemy
traktować go normalnie – teraz jest niedomagający!!! Obiecał mi
pożyczyć Pana książkę, gdyż Irena zapomniała ją w Leśnej
Podkowie – idę więc jutro do Radia i mam nadzieję, że przy tej
okazji jeszcze przyjrzę się Miłoszowi – może wtedy uda mi się
dostrzec jakieś symptomy, o których Pan wspominał – i może potem
napiszę do Pana znowu. Miłosz chce, bym po przeczytaniu książki
pogadała z nim o niej – mam nadzieję przy tej okazji trochę lepiej
wniknąć w tego chłopca, który jest znacznie trudniejszy do
rozszyfrowania, niż przypuszczałam. Przepraszam za straszliwy styl
tego listu, ale piszę go już po północy – a dzień był nie tylko
pracowity, ale i pełen wrażeń.
Wezwano mnie do Min[isterstwa] W[yznań] R[eligijnych]
i O[świecenia] P[ublicznego] proponując mi niezłą posadę. Jeśli dadzą
600 zł i 2 miesięczny urlop, to się od 1 czerwca zaprzedam „Ojczyźnie” – strasznie mi żal, że wakacje skurczą się wówczas do
2 lub 3 tygodni – ale nie ma innego wyjścia. Byłabym się nie
zdecydowała na tę pracę – ale okazuje się, że jestem jakimś „specem” nie do zastąpienia i moja odmowa mogłaby odbić się
fatalnie na szkolnictwie artystycznym...(?) Bardzo mnie to zdziwiło,
ale po usilnych argumentacjach uwierzyłam. Smutno mi bardzo, że
się zmieniłam w speca od pedagogiki artystycznej – gdy właściwe
lubię tylko rysowanie, malowanie i drzeworytnictwo. Takie życie
krótkie – a tyle wyrzeczeń się w nim mieści. Nie mam czasu na nic
– ani na „pełnię życia” – ani na sztukę – brr, brr. – nie trzeba
o tym myśleć, bo się zatraci „twarzową” raźność, dzielność,
witalność i inne takie zaletki.
Czekam na długi list – gdybyś wiedział Jarosławie, jak każda
Pana literka jest mi droga – to na pewno nie zwlekałby Pan zbyt
długo. Tutaj w Warszawie wciąż marzec, a w Zakopanem – 10
stopni mrozu. Czy u Was kwitną już migdały i róże?
Jarosławie – moc czułości – i pozdrowień najlepszych wiele od
W. Telakowska
Wczoraj wysłałam list pierwszy. List trzeci dostanie Pan dopiero
wówczas, gdy na wczorajszy przyjdzie odpowiedź.
20.02.1951
Drogi, kochany Jarosławie.
Dziś są Twoje imieniny, więc najlepsze życzenia przesyłam –
zdrowia, realizacji pragnień, humoru i porażki twoich przeciwników.
Tak smutne i schorowane życie pędzę, że nie mam odwagi
pokazywać się przyjaciołom sprzed lat. Po co wywoływać
współczucie i pocieszenia u ludzi, którym też niełatwo się żyje.
Mimo, że Was nie widuję miesiącami – często myślę o Tobie,
a nawet biorę udział w potyczkach o Twoje sprawy. Chętnie
opowiedziałabym Ci np. – o obronie twojej osoby – zrealizowanej
przez Broniewskiego, którego uznania dla Twego talentu nie
doceniałeś.
Teraz już nie pracuję w BNEP, przeniesiono mnie – na moje
życzenie do Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Pracuję na
Długiej 10/12, na wprost wylotu Podwala – b. Blisko Domu
Literatów, tel. 824-01. Chciałabym Ci ten 1. Budynek (już
dokończony) pokazać. Dalsze budynki (3) już są zatwierdzone.
Drugi budynek obok – szklimy. Instytut może stać się wspaniałą
instytucją. Boję się tylko, że jak już wszystko zostało zorganizowane
– to mnie wygryzą pod byle pretekstem. Gdy głową biłam w mur
oporów – nikt się nie interesował problemem estetyki produkcji
masowej. Teraz, gdy dziura w murze została przebita – wszyscy
nagle zainteresowali się, no i mają pretensji tysiące... że mam kurz
w butach, albo sińce na tej głowie, która ten mur przebiła... No
i zdrada, zdrada przyjaźni. Jak żmije wyhodowałam na własnej piersi
muszę odganiać dawne „przyjaciółki” – by nie szkodziły
sprawie.
No, ale dosyć skarg – jest mimo wszystko kawał roboty
odwalony. Chcę Ci różne śliczności pokazać. Zatelefonuj, proszę,
jak najprędzej.
Nie wiem, czy widziałeś się z Czesławem M., gdy był
w Warszawie. Raz spędziliśmy razem 5 godzin. Bardzo chcę Ci
powtórzyć nasze dialogi. Coraz mniej starych znajomych do
pogadania. Pamiętaj o mnie, Jarosławie... zadzwoń, to się umówimy
na wizytkę Twoją na moim poddaszu na Grójeckiej 45 (blisko
kolejki EKD).
Ostatnio nie widuję prawie nikogo – kiedyś byłam u Ireny. Na
Sylwestra poszłam do Domu Literatów, liczyłam, że Ty tam
będziesz. Było obco, bardzo obco – z naszego pokolenia prawie
nie przyszedł nikt. „Działaczy kultury”, tzn. różnego typu
sekretarzy i sekretarek mnogość – po kątach skromnie tu i ówdzie
siedział pisarz lub pisarka. Podobno teraz trochę lepiej
przedstawiają się te sprawy w Domu Literatów. Może tam
spotkalibyśmy się – jeżeli nie chciałoby się Panu – „ambarasować” na Długą lub Grójecką.
Całuję Cię bardzo gorąco i raz jeszcze najlepsze życzenia
przesyłam.
Twoja W. Telakowska
7.09.52
Jarosławie kochany,
Nie mam szczęścia... Miesiąc temu przyjechałam gratulować Ci
nagrody, dziś z czułościami i interesem – i zawsze to samo „Jarosława nie ma”...
Kochany! Od 7 lat biję się o to wzornictwo – niemal sama – niemal
bez pomocy. A przecież mam potężnych przyjaciół – pisarzy...
Kochacie mnie za moje wady, anegdotki itd., a nikt nie kocha mnie
za żarliwość w walce o tę estetykę życia codziennego. Otóż jest tu
Andrzejewski i właśnie powiada, że Twój artykuł o naszych
sprawach bardzo byłby dobry do „Przeglądu Kulturalnego”.
Błagam, zatelefonuj 824-01 do mnie do IWP.
Całuję Cię Twoja Wanda (Telakowska)
18.VIII.60
Drogi Jarosławie,
Bardzo gorąco dziękuję Ci za „Tatarak”. Wspaniałe
opowiadania i takie różne w wyrazie, w nastroju... Bardzo niełatwo
zdecydować, które z nich podobało mi się najbardziej...
Nie telefonowałam, ani pisałam zaraz po przeczytaniu – co miało
miejsce natychmiast po powrocie ze Stawiska – gdyż zapowiadałeś,
iż będziesz bardzo zajęty. Tak mało masz możliwości samotnego
skupienia – więc nie chciałam, nawet listami, przeszkadzać...
Dziś zdecydowałam się na parę słów, bo nie wiem, czy w taki
deszcz – długo tu w Leśnej Podkowie wytrzymam. I z ciszy
niewiele zostało, bo zjechała jedna „wnuczka”, jutro druga
przybywa, a i z Instytutu poznali drogę do mnie i wciąż są jakieś
sprawy... Chcę ci także podziękować za „Oko”, które zwracam.
Interesująca lektura – uwag kulturalnego, ale bardzo „zawężonego” plastyka – w moich dalszych bitwach – już nie
z rządem o międzyresortowy Instytut, a z profesorami szkół
artystycznych o inne metody i programy nauczania – lektura ta była
szczególnie przydatna. Z „kapistów” myśli najkulturalniejszego
(Czapskiego) – mogą być odskocznią do niejednej dyskusji. Przez
15 lat wojowałam, ani osobistej twórczości plastycznej, ani lektury
nie mogłam uprawiać. Może dlatego teraz w czasie choroby czytam
wszystko z ostrością – dawniej mi nieznaną. Czytam b. dużo – i to
dobrych książek – Twój „Tatarak” pochłonęłam jednym tchem
i ciągle o tych opowiadaniach myślę – i o przedziwnym procesie
wczuwania się Twego w takie odległe od Twego życia nastroje,
klimaty, zdarzenia. Jak Ty to robisz, że czujesz i małą niekochaną
dziewczynkę i nie wyżytą starzejącą się kobietę z prowincji?
Pytanie pewno dość głupie, więc lepiej list zakończyć. Łączę
wyrazy podziękowania i za tamtą niedzielę, i za fotos, no i przede
wszystkim za „Tatarak” – a także za udostępnienie „Oka”!
Czułości
W. Telakowska