Wkraczając na zakopiańsko-tatrzański szlak Jarosława Iwaszkiewicza,
nieświadom rzeczy wędrowiec ani się nie spodziewa, w jak niezwykłą
podróż wyruszyć mu przyszło, na ile pobocznych, choć ważnych odgałęzień
szlaku zboczyć będzie musiał, ile postaci wielkich, sławnych, ale też
ekscentrycznych czy wręcz szalonych na drodze swej spotka. A jeśli dodać
do tego wszystkiego krakowsko-zakopiańskie koneksje jego żony, Anny
z Lilpopów, podróż ta nabiera nowych znaczeń.
W podróży poślubnej do Zakopanego państwo Iwaszkiewiczowie odwiedzili
w Krakowie ciotkę Anny, Wandę z Lemańskich Lilpopową. Mieszkała ona
w Zakopanem wówczas, gdy powstawała legenda tego miasteczka pod Giewontem
(w tamtych czasach raczej wioski), znała księdza Stolarczyka, Stanisława
Witkiewicza, Tytusa Chałubińskiego, Marię i Bronisława Dembowskich,
Władysława Matlakowskiego – jednym słowem tych wszystkich, którzy tę
legendę tworzyli. W jej domu przy Bystrem znalazł na stare lata opiekę
Jan Krzeptowski Sabała, tam też pożegnał się ze światem, odchodząc do
Gazdy Najwyższego. O Wandzie Lilpopowej, o jej niezwykłym uroku, „dobrej zeszłowiecznej inteligencji” Iwaszkiewicz pamiętał po latach.
„Człowieka krakowsko-zakopiańskiej kultury poznawało się na
odległość”.
Przyjaźnie i miłość
Zanim jednak Anna i Jarosław 12 września 1922 roku stanęli przed
ołtarzem kościoła parafialnego w Brwinowie, przyszły pan młody na swym
szlaku musiał spotkać (dosłownie i w przenośni) Mieczysława Antoniego
Kozłowskiego, późniejszego Rytarda i Romana Jasińskiego: „Kochać
góry nauczył mnie Miecio Kozłowski. Pierwsze moje z nimi spotkania nie
były najsłodsze. Jestem mimo wszystko człowiekiem równiny – i to
jakiej równiny! – i z górami zetknąłem się bardzo późno. Pierwszy raz
byłem w Zakopanem w roku 1919”.
Iwaszkiewicz z Rytardem poznali się dwa lata wcześniej w Kijowie,
w teatrze „Studya” Stanisławy Wysockiej, wspólnie tłumaczyli poezje
Rimbauda, przydarzyło się też im wspólne, „parodniowe wojowanie
w III Korpusie Polskim, w wojnie polsko-bolszewickiej”.
Gdy dotarli pod Tatry, było zimno. W Zakopanem powojenne pustki.
Zatrzymali się w oficynie pensjonatu „Sienkiewiczówka”. Na
śniadanie podawano biały ser i mleko, chleb był nieosiągalnym rarytasem.
Od strony turystycznej panowie zaczęli ostro – Zawrat, Świnica,
Morskie Oko: „Narzuciły one od razu styl moich wypraw górskich; były
to piesze, dalekie spacery, bez wspinaczek i wyczynów. Spacery, trzeba
przyznać, spore, nie tylko w Tatrach, ale i w Alpach, i w górach
tyrolskich, i w Bawarii, wyczyny dość osobliwe, jak spacer z Salzburga
do Innsbrucka”.
W roku 1920 Iwaszkiewicz i Rytard znów wyruszyli w Tatry, tym razem
w towarzystwie uroczej damy – znanej aktorki krakowskiej, Izy
Kozłowskiej, matki Mieczysława. Spędzili kilka dni w zupełnie pustym
schronisku nad Morskim Okiem: „Nie robiliśmy wielkich wycieczek
tylko raczej spacery naokoło Morskiego Oka i Czarnego Stawu. Całymi
dniami włóczyliśmy się w stronę Mięguszowieckich Szczytów lub po
zielonych upłazach pod Żabim Wierchem, jednego dnia weszliśmy na Rysy,
drugiego zeszliśmy do Doliny Białej Wody – a pod wieczór wracaliśmy do
schroniska, gdzie wyświeżona, w pięknych toaletach, czekała na nas pani
Kozłowska (...) Ta kobieta jak z cukru i cała w różowych falbankach,
w kremowych koronkach, w tym prymitywnym otoczeniu, wśród poziomek
i kwaśnego mleka, i my dwaj, czarni i opaleni jak juhasi. Byliśmy wszyscy
troje bardzo szczęśliwi”.
Najważniejsza z wypraw tatrzańskich Jarosława Iwaszkiewicza to ta z roku
1921. Trasa wiodła od Kominów Tylkowych do Orlej Perci i Morskiego Oka
przez przełęcz Krzyżne. Przejście to trwało trzy dni, z jednym tylko
zejściem – do Zakopanego przez Kasprowy Wierch i Halę Gąsienicową:
„Gdy zszedłem z Liliowego do Hali Gąsienicowej, czyhał na mnie los
w postaci Romana Jasińskiego, który siedząc przed schroniskiem Bustryckich
wygrywał coś na ustnej harmonijce. Od tego spotkania i znajomości
z Romanem zależało całe moje życie”.
Roman Jasiński, wówczas początkujący pianista, po latach wybitny krytyk
muzyczny, poprzez muzykę znajomy Anny Lilpopówny. Zimą 1922 roku spełnił
jej prośbę, przedstawiając młodego petę – Jarosława Iwaszkiewicza.
Mimo że nie miał on jeszcze zbyt bogatego dorobku literackiego, już się
o nim mówiło w Warszawie.
Anna i Jarosław spędzili ze sobą pięćdziesiąt siedem lat i przez te
wszystkie lata Tatry były wciąż w ich życiu obecne. Nawet wtedy, gdy
wiek i zdrowie nie pozwalały im na tak częste, jak na początku
małżeństwa, pobyty w Zakopanem. A wspólne życie zaczęli od Tatr właśnie.
Przyjeżdżając do Zakopanego zatrzymali się w hotelu Karpowicza i zaraz
potem wyruszyli w góry. Przenocowali na hali Gąsienicowej, w schronisku
Bustryckich. Nazajutrz, rankiem, dołączył do nich Mieczysław Kozłowski
ze swą przyszłą żoną, Heleną Rojówną, pochodzącą z szeroko rozgałęzionej
rodziny górali zakopiańskich. Już we czwórkę powędrowali pod Krywań, do
doliny Niewcyrka, jednej z najpiękniejszych w Tatrach: „Nocowaliśmy
potem w szałasie u wejścia do Ciemnych Smreczyn, cały dzień włóczyliśmy
się po zarośniętej kwiatami Niewcyrce u stóp Krywania i spaliśmy
w schronisku w Ciemnych Smreczynach”. Zaskoczyło ich nagłe załamanie
pogody, przez Wrota Chałubińskiego schodzili nurzając się po pas
w świeżo spadłym śniegu, ale za to mając przepyszny widok na Morskie Oko.
Po tej wyprawie pozostała pamiątka – pierwsze wspólne zdjęcie po
ślubie, zrobione Iwaszkiewiczom pod ścianą Krywania przez Mieczysława
Kozłowskiego.
Anna Iwaszkiewiczowa, Karol Szymanowski, Jarosław Iwaszkiewicz, Stanisław Ignacy
Witkiewicz, Mierczyński, J. Mieczysławski w Zakopanem, u Karpowicza na werandzie, wrzesień 1922 r.
(udostępnione przez Muzeum A. i J. Iwaszkiewiczów w Stawisku)
Tak jak Kraków przez długie lata żył wspomnieniami wesela Lucjana Rydla
i Jadwigi Mikołajczykówny, podobnie Zakopane emocjonowało się weselem
Mieczysława Rytarda Kozłowskiego i Heleny Rojówny. Iwaszkiewicz nazwał
Helenę „najpiękniejszym Kwiatem Podhala”.
W Bronowicach panna młoda wystąpiła ubrana po krakowsku, w Zakopanem –
w pięknym, staroświeckim stroju, w którym szła do ślubu jej prababka. 23
kwietnia 1923 roku w chałupie Rojów spotkały się i przemieszały dwa
światy, „pański” i góralski. Zabrakło, niestety, drugiego
Wyspiańskiego, by to niezwyczajne spotkanie w dramat narodowy
przetworzyć. Choć poetów i literatów nie brakowało, bo na weselu
Rytardów, jak wspominał Iwaszkiewicz, „byli wszyscy”. Licznie
reprezentowani byli też muzycy, z drużbą Karolem Szymanowskim na czele,
nota bene kuzynem Jarosława Iwaszkiewicza. I tylko matka pana
młodego, Iza Kozłowska, postarała się nawiązać do tradycji i „przez
cały wieczór grała Rachelę, Radczynię i wszystkie role kobiece z Wesela”.
„Limba” i „Atma”
Pokrewieństwo z Szymanowskim i przyjaźń z Rytardami stały się dla
Iwaszkiewicza znaczącą inspiracją dla tatrzańskiego nurtu jego
twórczości. Nie sposób przy tym pominąć roli, jaką odegrały zakopiańskie
domy kompozytora – drewniane wille „Limba” i „Atma”. Z „Limbą” kojarzy się też nazwisko Mieczysława Karłowicza. Zanim
zdecydował się osiąść na stałe w Zakopanem, lato 1907 spędził z matką
w willi należącej do Jadwigi ze Schmidtów Rojowej. Dla Szymanowskiego „Limba” od roku 1922 stała się domem sezonowym. O wyborze tego właśnie
domu zadecydował fakt posiadania przez właścicieli pianina. W „Limbie” Szymanowski ukończył prace nad „Królem Rogerem” według
libretta Iwaszkiewicza, prawie w całości skomponował balet „Harnasie”, a także cykl mazurków na fortepian. Nic więc dziwnego, że
Jarosław Iwaszkiewicz pisze: „Z Limby mam więcej
muzycznych wspomnień niż z Atmy. Była to jeszcze epoka,
kiedy mój kontakt z Karolem był bliższy, kiedy jeszcze tkwiła w nas
atmosfera rozmów elizawetgradzkich i odeskich, atmosfera, z której
wyłaniała się nasza współpraca”.
„Atma”, zbudowana przez Józefa Kasprusia Stocha w roku 1907, miała
pełnić rolę pensjonatu. Nazwę willi nadali letnicy – wywodzi się ona
z sanskrytu i oznacza „duszę”. I rzeczywiście, „Atma”, dziś
Muzeum Karola Szymanowskiego, wciąż ma duszę.
Szymanowski wydzierżawił cały dom i wprowadził się na stałe w roku 1930.
Zdecydował się na ten krok, mając nadzieję, że górski klimat powstrzyma
rozwój gruźlicy, na którą chorował od dzieciństwa.
Jeśli muzyczne wspomnienia Iwaszkiewicza bardziej związane są z „Limbą”, to z pewnością „Atma” kojarzy się z literaturą. Wielki
przełom, jak poeta określa powstanie „Panien z Wilka” i „Brzeziny”, to zasługa atmosfery Zakopanego, rozmów z Szymanowskim,
Uniłowskim, Witkacym. „Brzezina”, rozpoczęta w podkowiańskim domu
Iwaszkiewiczów, w „Aidzie”, została ukończona na pięterku w „Atmie”: „Pisząc ostatnie strony tej powieści słyszałem, jak na dole
Karol przy swym pianinie komponował Pieśni kurpiowskie.
Wziąłem od niego tekst pieśni, którą Malina śpiewa umierającemu
Stasiowi”.
Minęły się czasy, minęli się ludzie
Wojna i okupacja stały się cezurą nie tylko chronologiczną między dwoma
epokami zakopiańskimi Iwaszkiewiczów. Nadal przyjeżdżają pod Tatry, choć
już nie w Tatry, Zakopane to już nie jest „ich” Zakopane. Wraz
z odejściem ludzi tworzących niezwykłą, niepowtarzalną, szaloną
i twórczą atmosferę tego miasta, częstokroć blisko zaprzyjaźnionych
z Iwaszkiewiczami, odeszło przedwojenne Zakopane.
Jesienią 1946 roku spędzają w Zakopanem pięć tygodni. Jarosław dochodzi
do siebie po tyfusie, zaś Anna czas jego choroby zalicza do swych
najkoszmarniejszych wspomnień. Ale podczas rekonwalescencji w Zakopanem
byli „tak bardzo razem i mimo choroby było nam tak dobrze”.
Dwa lata później kolejny wspólny wyjazd do Zakopanego, będący zerwaniem
z tradycją świąt spędzanych w gronie rodzinnym w Stawisku. Święta
wielkanocne 1948 roku – zamieszkali w willi „Lucylla”, określanej
przez Annę jako „paskudna drewniana buda”, położonej jak dla nich
zbyt daleko od centrum, prawie pod Krokwią. Niezbyt miłe towarzystwo
w pensjonacie, „głównie członkowie Krakowskiego Związku (ZLP –
E.M.)”, a do tego halny – mógł obrzydzić pomysł świąt poza domem. Ale
Anna Iwaszkiewiczowa nie żałowała tego pobytu w Zakopanem: „W pierwsze święto po mszy wybrałam się na Gubałówkę, skąd widok na Tatry
jest, moim zdaniem, jednym z najpiękniejszych widoków w Europie. Na
drugi dzień też byłam na Gubałówce, wygrzewałam się w słońcu
i rozkoszowałam się tą panoramą piękniejszą chyba jeszcze niż latem”.
W tym czasie Jarosław Iwaszkiewicz z córką Teresą zamierzali wjechać na
Kasprowy Wierch, bez powodzenia zresztą, z powodu tradycyjnej już
kolejki do kolejki.
Swe sześćdziesiąte urodziny Jarosław Iwaszkiewicz uczcił w niebanalny
sposób. Czując, iż „czas nachylił się ku wieczorowi”, postanowił
pożegnać się z górami: „Chciałem po raz ostatni spojrzeć na Tatry,
tak jak to w młodości opisałem w moim projekcie sześciu sonetów”.
Niełatwo było znaleźć partnerów skłonnych wyruszyć w tę niecodzienną
podróż. Ale nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że być może siła poezji
Iwaszkiewicza sprawiła, iż mógł swój zamysł zrealizować. Podczas
wieczoru autorskiego czterech studentów z Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego zdecydowało się towarzyszyć poecie. Wyruszyli z Krakowa
w lipcu 1955 roku: „ta trzydniowa podróż była niezapomniana, a widok
z Obidowej na Tatry, nie z samochodu, nie z wózka, ale z męczącej szosy
mierzonej ludzkimi stopami, zupełnie niesłychany”. Ta sentymentalna
podróż miała symboliczne wręcz zakończenie: „Do Zakopanego
przyszedłem nazajutrz po pogrzebie Eli (Heleny – E.M.) Rytardowej.
Byłem zaraz na jej grobie na starym cmentarzu, sezon pogrzebów był
w pełni, a na starym cmentarzu sami znajomi. Choć brakuje tu
najważniejszych, Karola i Witkacego”.
Ale jeszcze inne doznania, tak bliskie i zrozumiałe ludziom wciąż
podążającym ku Tatrom, mimo upływającego czasu i zmianom przezeń
przyniesionym, zawarł Iwaszkiewicz na kartach „Podróży do Polski”:
„A potem wpada przez okno (wraz ze wzmożonym tętentem tętna pociągu)
wiew, mający coś w sobie z lodu, z alkoholu, z zieleni i z kryształowej
przejrzystości (...) parę nut nagle uderza do głowy, zawraca ją, wzbudza
wszystko minione, najskomplikowańsze dźwięki i alkohole i nagle
krystalizuje się, jak życie całe, w dwóch śmiesznych kroplach,
zawieszonych na rzęsach. To samo pierwszych parę powiewów powietrza
podhalańskiego”.
Literatura
Anna Iwaszkiewiczowa: Dzienniki i wspomnienia. Czytelnik, Warszawa
2000.
Jarosław Iwaszkiewicz: Książka moich wspomnień. Wydawnictwo
Literackie, Kraków 1988.
Jarosław Iwaszkiewicz: Podróże do Polski. Państwowy Instytut
Wydawniczy, Warszawa 1983.
Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie: Listy 1922-1926.
Czytelnik, Warszawa 1998.
Lidia Długołęcka, Maciej Pinkwart: Zakopane. Przewodnik
historyczny. Wydawnictwo PTTK „Kraj”, Warszawa 1994.
Barbara Petrozolin-Skowrońska: Król Tatr z Mokotowskiej 8.
Portret doktora Tytusa Chałubińskiego. Iskry, Warszawa 2005.
Zofia i Witold H. Paryscy: Wielka Encyklopedia Tatrzańska.
Wydawnictwo Górskie, Poronin 1995.
Yaśmina Strzelecka: Najpiękniejszy kwiat Podhala. Opowieść
o Helenie Rojównie. Miniatura, Kraków 2003.