Prezentowane przez Teresę Panasiuk gwasze i obrazy olejne
ukazują nie tyko ogromną dojrzałość twórczą, ale również wielką
indywidualność. Są nowym obliczem pokolenia wychowanego przez
kapistów.
W początkowym okresie swej twórczości była zdecydowanie bliższa
naturze, a obrazy ukazywały konkretną rzeczywistość. Poszukiwania
charakterystycznej syntezy w ulubionym przez nią pejzażu rozpoczęły
się w połowie lat 70. Zabiegając o znalezienie właściwej dla
siebie przestrzeni i światła, Panasiuk dążyła do coraz większego skrótu.
Badając wielokrotnie ten sam temat i poszukując świeżych
rozwiązań w tym, co tradycyjne, malarka stopniowo odnalazła swoje
własne widzenie natury. Istotną inspirację w kształtowaniu jej
osobowości artystycznej stanowiły podróże. Jak twierdzi Panasiuk,
każdy artysta powinien przede wszystkim oglądać twórczość mistrzów,
a dopiero potem patrzeć na swoje obrazy. Jest to jeden
z najważniejszych nakazów życia twórczego, który malarka starała się
zawsze wypełnić. Z sentymentem wspomina swoją pierwszą
podróż po Francji i Italii w 1959 roku: To było pierwsze ujrzenie
świata, najwspanialsza podróż z bułką w kieszeni. Paryż był
zaczarowanym światem, niedostępną tajemnicą. Artystka najbardziej
polubiła papier jako podłoże dla swoich pejzaży: Gwasz nie jest
szkicem do obrazu, wręcz odwrotnie, inspiracją do gwaszu jest olej –
mówi o swoich pracach.
Było jeszcze wiele ważnych jej wystaw, indywidualnych i zbiorowych,
w Polsce i Europie.
To, co tam pokazywałam, stało się długim wstępem do tego, co
odkrywam teraz w sztuce – wspomina. Jednak najbardziej liczącym się
dla artystki wydarzeniem było nawiązanie w 1977 roku trwającej po
dziś dzień współpracy z Galerią Zapiecek w Warszawie. Tam też
odbyła się wystawa gwaszy i rysunków z lat 1964–2000
przekrojowo ukazująca wszystkie etapy entuzjastycznego odkrywania
koloru w malarstwie.
Wschód i Zachód w pejzażu.
W twórczości Panasiuk szczególnie obecne są inspiracje sztuką
japońską. Widać je najwyraźniej w nieprezentowanym szerszej
publiczności cyklu prac kreślonych tuszem na różnych rodzajach bibuły
japońskiej. Fascynacja Japonią wyraźna jest także w jej niektórych
pejzażach. Przykładem może być gwasz pokazany w warszawskiej
Kordegardzie w 2004 roku (zatytułowany 1.09. 2000, gwasz na
papierze). Na tle zsyntetyzowanego krajobrazu ekspresyjnym
i śmiałym ruchem pędzla artystka kreśli znaki kojarzące się z japońskimi
ideogramami. Niektóre formy podkreślają silny kontrast z pejzażem,
inne wtapiają się weń, stają się jego integralną częścią.
W Kordegardzie Teresa Panasiuk pokazała między innymi
pejzaż olejny Tryptyk, namalowany z prostotą i pokorą,
bez zbędnych udziwnień, co jednak daje niezwykły efekt. W niemal
mistyczny sposób wskazuje centrum obrazu jako miejsce przepełnione
życiem, które promieniuje na wszystko. Artystka podzieliła płótno na
trzy równej szerokości pasy leżące na sobie. Dwa skrajne ukazują
zimno i ciemność, środkowy zaś jasność. Granice między nimi są
enigmatyczne, przenikają się. Przeciwagą dla tego spokoju jest
nerwowo wykreślona na pasie światła ciemna linia horyzontu. Po
bokach idealnie prosta i ostra, tnąca niby żyletka lśniącą łunę,
środkiem opanowana przez światłość, stapia się z nią w organiczną
całość.
Ekspozycja w Kordegardzie, prezentująca kilka starszych prac
olejnych i gwasze z ostatnich lat twórczości była dojrzałą syntezą
stanowiącą indywidualne przetworzenie dziedzictwa kapistów.
W sztuce Panasiuk najważniejszy jest kolor i skojarzenia. Nie musi ona
malować w otwartej przestrzeni, choć jej malarstwo to głównie
pejzaże. Zapisuje w pamięci doświadczenia płynące z zetknięcia
z naturą, aby potem w uproszczony sposób przelać je na płótno lub
papier. Płaszczyzny w jej gwaszach są świeże, niemal oddychają. Kolor
wybrzmiewa czystością. Pokazane prace, malowane po prostu pędzlem
na papierze, są kartami z pamiętnika, wspomnieniami. Artystka, często
tytułując dzieła tylko datą ich powstania, może wprowadzić odbiorcę
w świat natury, która dla niej zdaje się być czymś więcej niż pejzażem
– jest wyzbyciem się ciała i ukazaniem głębi duszy, najbardziej
tajemniczych jej zakamarków.
Fioletowe deszcze
Każda wystawa Teresy Panasiuk przypomina o nieumierającej
potędze koloru, czystego i estetycznego. Ściany galerii wręcz toną we
wszystkich odcieniach czerwieni i różu. W wielu miejscach wyłaniają
się z pejzaży orientalizujące, ekspresyjne formy. Mocnym
przeciwstawieniem dla licznych mniejszych gwaszy są ogromne
obrazy olejne, w których Panasiuk inaczej przedstawia barwy – mniej
ulotnie, za to w sposób jeszcze bardziej nasycony. Każda ekspozycja
doskonale komponuje się w jedną magiczną opowieść o kolorze.
Pejzaże układają się w przenikające się formy, czasem cięte mocnymi
liniami, czasem zaś żyjące jedne w drugich, nakładające się na siebie.
Brak tam jakiejkolwiek materialności, nie ma ani ludzi, ani drzew,
ani krów w zagrodach, a jednak oglądając pejzaże czuje się ich
obecność, tuż za zasłoną tęczowych tonacji.
Romana Rupniewicz
Wystawa Teresy Panasiuk lipiec–sierpień, Muzeum w Stawisku.