PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 48


Tomasz Łubieński

Jak żyć z Rosją



W Rosji byłem wiele razy w rozmaitym charakterze. Jako student, wspinacz na Kaukazie, jako pomocnik filmowców, uczestnik spotkań literackich, miałem też związki rodzinne z tym krajem. A zaczęło się wszystko od moich zainteresowań napoleońskich.

Jest taki mentalny trójkąt: Francja, Rosja, Polska. Słabość Polaków do Francji powoduje ich zainteresowanie Rosją, a dla mojego pokolenia i tych wszystkich poprzednich, z Rosją również związana jest legenda napoleońska. Z Rosją też rywalizowaliśmy o względy Francuzów i w wyniku rywalizacji Polska często czuła się porzucona i zawiedziona. Tak było w czasie Wielkiej Emigracji, kiedy jeden z pamiętnikarzy zanotował z goryczą, że Rosjanie lepiej mówią po francusku niż Polacy. Bo Rosjanie na Zachodzie byli bogaci, mieli lepszych nauczycieli francuskiego, a Polacy byli biedniejsi i przez to jakby w towarzystwie trochę mniej się liczyli.

Leżymy pomiędzy Zachodem a Rosją i tego się nie zmieni. I zawsze będziemy dla Rosji jakimś problemem, a Rosja dla nas. Uważam, że we wszystkich sprawach, które się między nami dzieją, istotne znaczenie ma historia, kultura, tradycja, co jest też bardzo ciekawe i płodne artystycznie. Rosję należałoby traktować jako normalnego sąsiada, to jest pragmatycznie. Drażnienie się wzajemne powoduje złe emocje i Polsce nie pomaga, jeżeli chodzi o jej wizerunek w świecie. Jako państwo jesteśmy często postrzegani w związku z Rosją, więc jeżeli sprawiamy jakieś trudności, stajemy się kłopotliwi dla świata. Ale i przyjaźń z Rosją zbyt emocjonalna jest ryzykowna. Ponieważ, gdy w grę wchodzą uczucia, zaczynają się wzajemne pretensje i niezrozumienia. Bezpieczną płaszczyzną jest kultura rosyjska, która w dalszym ciągu fascynuje, mimo że w moim pokoleniu, byliśmy trochę na nią skazani. Nawet kultura zachodnia dochodziła do nas w latach stalinowskich przez Rosję i głównie autorzy tam akceptowani, byli u nas tłumaczeni. Ja to bardzo dobrze pamiętam. W latach 60., 70., przy całej zależności od Związku Radzieckiego kultura polska w Rosji odgrywała tam znaczną rolę. Znałem ludzi w Leningradzie, którzy służąc w Legnicy – bazie rosyjskiej w Polsce, na gazetach typu „Żołnierz Wolności”, „Trybuna Ludu”, czy „Życie Warszawy” uczyli się polskiego i świetnie ten język znali. Był to jakiś rewanż za rusyfikację.

Bo myśmy przeżywali trzy rusyfikacje.
Pierwsza, carska, opierała się na językowej i religijnej ofensywie. Każde powstanie, niestety, pogarszało tutaj sytuację. Powstanie styczniowe było klęską nadziei polskich, bo wtedy okazało się dobitnie, że nikt na świecie nie jest zainteresowany tym, żeby Polska powstała, ponieważ burzyło to kontynentalną równowagę pomiędzy Prusami, Rosją i Austrią, dzięki której Europa mogła się rozwijać. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w urzędach obowiązywał rosyjski, a nikt po rosyjsku właściwie nie umiał, że za mówienie po polsku wylatywało się ze szkoły z wilczym biletem, to trzeba powiedzieć, że wówczas wyrosło pokolenie niebywale patriotyczne. To pokolenie, które budowało niepodległość. A najwięksi nasi budziciele i krzewiciele końca wieku, Żeromski czy Sienkiewicz byli „obywatelami rosyjskimi”.

Ta rusyfikacja po pierwszym okresie swojej nieskuteczności i absurdów wręcz, zelżała na początku XX wieku, ale łączyło się to z jeszcze inną niebezpieczną jej postacią, mianowicie Polakom w Rosji zaczęło się dobrze powodzić. Na pięć tysięcy absolwentów Politechniki Petersburskiej, która była jedną z najlepszych podobno uczelni w Europie na początku XX wieku, trzy tysiące było Polaków. Polacy mieli wspaniałe kancelarie adwokackie. Należeli do elity. Gubernatorami Syberii byli bardzo często Polacy. Wypadało mieć przodka Polaka. Rosja się w jakimś sensie liberalizowała i to też była pokusa. Kiedy Piłsudski wkroczył z Pierwszą Kadrową, to wcale go tutaj, jak wiemy, owacyjnie nie witano. I większość Polaków walczyła w armii rosyjskiej, bo znaleźli się w niej z poboru. No, a potem wydarzyły się cuda – pierwsza wojna światowa, w której wszyscy zaborcy przegrali.

Druga rusyfikacja była powojenna. Zachowano atrybuty polskości, język – jak najbardziej, orzełki na czapkach, paszport polski. A do tego ideologia, reformy społeczne, naśladowanie urzędów. Ja uważam, że PRL to nie była niewola, ale pół na pół, sytuacja bardzo niebezpieczna – i to, że świat docierał do nas przez Rosję, o czym już wspomniałem. Ja uczyłem się z podręczników rosyjskich, liczni bohaterowie byli rosyjscy, rewolucyjni czy bolszewiccy, filmy rosyjskie. Moim bohaterem morskim był generał Nachimow, nie Nelson, bo czytałem książki o wojnie krymskiej. Trochę już zapominamy, co to była wojna krymska. Otóż to była wojna świata zachodniego z Rosją, z całkowitym zresztą pominięciem sprawy polskiej. Polacy walczyli raczej w szeregach rosyjskich. Wtedy, kiedy należało robić powstania, tych powstań nie było.

Trzecią rusyfikacją była „rusyfikacja wolnością”. Myślę o bardach rosyjskich, Okudżawie, Wysockim, którzy mieli ogromną w Polsce popularność. Fenomen Kaczmarskiego też wyrósł jakby z nich. Właśnie Rosjanie, ten Wschód, który nam przynosił opresje, przyniósł jakąś muzykę wolności, gdy stalinizm zaczął się chwiać i odchodzić w przeszłość. Tak, że tej Rosji, najlepszej, która przecież istniała i istnieje, coś jednak zawdzięczamy.

Przeczytałem niedawno w „Rzeczpospolitej”, że według oficjalnego rosyjskiego raportu przeciętna długość życia w Rosji stale się skraca i że za 60 lat populacja zmniejszy się o połowę. Notatka była zatytułowana Życie krótkie i trudne. Uważam, że lepiej byłoby dla Polski, gdyby Rosjanie byli ze swojego życia trochę bardziej zadowoleni i nie eksportowali swoich nieszczęść.

Wszystkie imperia źle znosiły koniec swojej wielkości. Tym bardziej Rosja istniejąca do niedawna pod postacią ZSRR. Francuskie imperium kończyło się wojną w Algerii, de Gaulle przeżył wiele zamachów, przez wielu uważany był za zdrajcę, bo wyprowadził Francję z Afryki. Swoje kłopoty mieli Anglicy, którzy jednak na pragmatyczny cyniczno– kupiecki sposób może zręczniej tę kwestie rozwiązali.

Jak być z Rosją? Otóż trzeba uznać, że mają oni prawo do swojego punktu widzenia.
Uważam, że jest polski punkt widzenia i rosyjski punkt widzenia. Uznanie tego jest sensownym sposobem odnoszenia się do wzajemnej historii i kultury. Ustanowiono święto armii rosyjskiej w rocznicę powstania przeciwko Polakom w 1612 roku. Jestem zdania, że Polska w ten sposób została doceniona. Świat się też dowie, że myśmy na Kremlu byli, 300 lat przed Napoleonem, to przez dwa lata. Trzeba też pamiętać, że w tamtej epoce w Rosji elegancko było mówić po polsku. Niewiele brakowało, o włos a polski królewicz byłby na tronie rosyjskim. Ale, moim zdaniem, skończyłoby się to źle, bo, jak wiadomo z historii, te dwa narody nie mogą we wspólnym organizmie państwowym istnieć. Zawsze ktoś będzie chciał dominować, w zasadniczy sposób między sobą się różnimy. I grozi nam tzw. słowiański spór, to znaczy: kto jest przewodnikiem słowiańszczyzny. Ideologia słowiańska nie jest chyba polską ambicją. I w tym sporze Rosjanie będą górą.

I nie należy oczekiwać od Rosjan, by się nawrócili na nasz punkt widzenia. Niech obie strony pozostaną przy swoim, a poglądy drugiej strony biorą poważnie pod uwagę. Te oczywiście, które mieszczą się w ramach przyzwoitości historycznej.




Opracowanie redakcyjne fragmentów wykładu Jak żyć z Rosją, 21 września 2005 r. w Galerii Sztuki Współczesnej w Zakopanem.



 <– Spis treści numeru