W Rosji byłem wiele razy w rozmaitym charakterze. Jako
student, wspinacz na Kaukazie, jako pomocnik filmowców,
uczestnik spotkań literackich, miałem też związki rodzinne z tym
krajem. A zaczęło się wszystko od moich zainteresowań
napoleońskich.
Jest taki mentalny trójkąt: Francja, Rosja, Polska. Słabość
Polaków do Francji powoduje ich zainteresowanie Rosją, a dla
mojego pokolenia i tych wszystkich poprzednich, z Rosją również
związana jest legenda napoleońska. Z Rosją też rywalizowaliśmy
o względy Francuzów i w wyniku rywalizacji Polska często czuła się
porzucona i zawiedziona. Tak było w czasie Wielkiej Emigracji,
kiedy jeden z pamiętnikarzy zanotował z goryczą, że Rosjanie lepiej
mówią po francusku niż Polacy. Bo Rosjanie na Zachodzie byli
bogaci, mieli lepszych nauczycieli francuskiego, a Polacy byli
biedniejsi i przez to jakby w towarzystwie trochę mniej się liczyli.
Leżymy pomiędzy Zachodem a Rosją i tego się nie zmieni.
I zawsze będziemy dla Rosji jakimś problemem, a Rosja dla nas.
Uważam, że we wszystkich sprawach, które się między nami dzieją,
istotne znaczenie ma historia, kultura, tradycja, co jest też bardzo
ciekawe i płodne artystycznie. Rosję należałoby traktować jako
normalnego sąsiada, to jest pragmatycznie. Drażnienie się wzajemne
powoduje złe emocje i Polsce nie pomaga, jeżeli chodzi o jej
wizerunek w świecie. Jako państwo jesteśmy często postrzegani
w związku z Rosją, więc jeżeli sprawiamy jakieś trudności, stajemy się
kłopotliwi dla świata. Ale i przyjaźń z Rosją zbyt emocjonalna jest
ryzykowna. Ponieważ, gdy w grę wchodzą uczucia, zaczynają się
wzajemne pretensje i niezrozumienia. Bezpieczną płaszczyzną jest
kultura rosyjska, która w dalszym ciągu fascynuje, mimo że
w moim pokoleniu, byliśmy trochę na nią skazani. Nawet kultura
zachodnia dochodziła do nas w latach stalinowskich przez Rosję
i głównie autorzy tam akceptowani, byli u nas tłumaczeni. Ja to
bardzo dobrze pamiętam. W latach 60., 70., przy całej
zależności od Związku Radzieckiego kultura polska w Rosji
odgrywała tam znaczną rolę. Znałem ludzi w Leningradzie, którzy
służąc w Legnicy – bazie rosyjskiej w Polsce,
na gazetach typu „Żołnierz Wolności”, „Trybuna Ludu”, czy „Życie
Warszawy” uczyli się polskiego i świetnie ten język znali. Był to
jakiś rewanż za rusyfikację.
Bo myśmy przeżywali trzy rusyfikacje.
Pierwsza, carska, opierała się na językowej i religijnej
ofensywie. Każde powstanie, niestety, pogarszało tutaj sytuację.
Powstanie styczniowe było klęską nadziei polskich, bo wtedy
okazało się dobitnie, że nikt na świecie nie jest zainteresowany tym,
żeby Polska powstała, ponieważ burzyło to kontynentalną
równowagę pomiędzy Prusami, Rosją i Austrią, dzięki której Europa
mogła się rozwijać. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w urzędach
obowiązywał rosyjski, a nikt po rosyjsku właściwie nie umiał, że za
mówienie po polsku wylatywało się ze szkoły z wilczym biletem, to
trzeba powiedzieć, że wówczas wyrosło pokolenie niebywale
patriotyczne. To pokolenie, które budowało niepodległość.
A najwięksi nasi budziciele i krzewiciele końca wieku, Żeromski czy
Sienkiewicz byli „obywatelami rosyjskimi”.
Ta rusyfikacja po pierwszym okresie swojej nieskuteczności
i absurdów wręcz, zelżała na początku XX wieku, ale łączyło się to
z jeszcze inną niebezpieczną jej postacią, mianowicie Polakom
w Rosji zaczęło się dobrze powodzić. Na pięć tysięcy absolwentów
Politechniki Petersburskiej, która była jedną z najlepszych podobno
uczelni w Europie na początku XX wieku, trzy tysiące było
Polaków. Polacy mieli wspaniałe kancelarie adwokackie. Należeli do
elity. Gubernatorami Syberii byli bardzo często Polacy. Wypadało
mieć przodka Polaka. Rosja się w jakimś sensie liberalizowała i to
też była pokusa. Kiedy Piłsudski wkroczył z Pierwszą Kadrową, to
wcale go tutaj, jak wiemy, owacyjnie nie witano. I większość
Polaków walczyła w armii rosyjskiej, bo znaleźli się w niej
z poboru. No, a potem wydarzyły się cuda – pierwsza wojna
światowa, w której wszyscy zaborcy przegrali.
Druga rusyfikacja była powojenna. Zachowano atrybuty
polskości, język – jak najbardziej, orzełki na czapkach, paszport
polski. A do tego ideologia, reformy społeczne, naśladowanie
urzędów. Ja uważam, że PRL to nie była niewola, ale pół na pół,
sytuacja bardzo niebezpieczna – i to, że świat docierał do nas przez
Rosję, o czym już wspomniałem. Ja uczyłem się z podręczników
rosyjskich, liczni bohaterowie byli rosyjscy, rewolucyjni czy
bolszewiccy, filmy rosyjskie. Moim bohaterem morskim był generał
Nachimow, nie Nelson, bo czytałem książki o wojnie krymskiej.
Trochę już zapominamy, co to była wojna krymska. Otóż to była
wojna świata zachodniego z Rosją, z całkowitym zresztą
pominięciem sprawy polskiej. Polacy walczyli raczej w szeregach
rosyjskich. Wtedy, kiedy należało robić powstania, tych powstań nie
było.
Trzecią rusyfikacją była „rusyfikacja wolnością”. Myślę
o bardach rosyjskich, Okudżawie, Wysockim, którzy mieli ogromną
w Polsce popularność. Fenomen Kaczmarskiego też wyrósł jakby
z nich. Właśnie Rosjanie, ten Wschód, który nam przynosił opresje,
przyniósł jakąś muzykę wolności, gdy stalinizm zaczął się chwiać
i odchodzić w przeszłość. Tak, że tej Rosji, najlepszej, która przecież
istniała i istnieje, coś jednak zawdzięczamy.
Przeczytałem niedawno w „Rzeczpospolitej”, że według
oficjalnego rosyjskiego raportu przeciętna długość życia w Rosji
stale się skraca i że za 60 lat populacja zmniejszy się o połowę.
Notatka była zatytułowana Życie krótkie i trudne. Uważam, że
lepiej byłoby dla Polski, gdyby Rosjanie byli ze swojego życia
trochę bardziej zadowoleni i nie eksportowali swoich nieszczęść.
Wszystkie imperia źle znosiły koniec swojej wielkości. Tym
bardziej Rosja istniejąca do niedawna pod postacią ZSRR.
Francuskie imperium kończyło się wojną w Algerii, de Gaulle
przeżył wiele zamachów, przez wielu uważany był za zdrajcę, bo
wyprowadził Francję z Afryki. Swoje kłopoty mieli Anglicy, którzy
jednak na pragmatyczny cyniczno– kupiecki sposób może
zręczniej tę kwestie rozwiązali.
Jak być z Rosją? Otóż trzeba uznać, że mają oni prawo do
swojego punktu widzenia.
Uważam, że jest polski punkt widzenia i rosyjski punkt
widzenia. Uznanie tego jest sensownym sposobem odnoszenia się do
wzajemnej historii i kultury. Ustanowiono święto armii rosyjskiej
w rocznicę powstania przeciwko Polakom w 1612 roku. Jestem zdania,
że Polska w ten sposób została doceniona. Świat się też dowie, że
myśmy na Kremlu byli, 300 lat przed Napoleonem, to przez dwa
lata. Trzeba też pamiętać, że w tamtej epoce w Rosji elegancko było
mówić po polsku. Niewiele brakowało, o włos a polski królewicz
byłby na tronie rosyjskim. Ale, moim zdaniem, skończyłoby się to
źle, bo, jak wiadomo z historii, te dwa narody nie mogą we
wspólnym organizmie państwowym istnieć. Zawsze ktoś będzie
chciał dominować, w zasadniczy sposób między sobą się różnimy.
I grozi nam tzw. słowiański spór, to znaczy: kto jest przewodnikiem
słowiańszczyzny. Ideologia słowiańska nie jest chyba polską
ambicją. I w tym sporze Rosjanie będą górą.
I nie należy oczekiwać od Rosjan, by się nawrócili na nasz
punkt widzenia. Niech obie strony pozostaną przy swoim, a poglądy
drugiej strony biorą poważnie pod uwagę. Te oczywiście, które
mieszczą się w ramach przyzwoitości historycznej.
Opracowanie redakcyjne fragmentów wykładu Jak żyć z Rosją, 21 września 2005 r. w Galerii Sztuki Współczesnej w Zakopanem.