W dniu pierwszych wolnych wyborów samorządowych 26 maja
1990 r. nastąpiła faktyczna reaktywacja demokracji w Polsce. Dla nas
mieszkańców Podkowy Leśnej ciekawą informacją może być to, że
współautorem ustawy samorządowej, dzięki której zaczęliśmy
budowanie od podstaw polskiej demokracji, był profesor Jerzy
Regulski, syn właścicieli majątku w Zarybiu.
Dzisiejszymi właścicielami Zarybia są Adwentyści. Piękny dwór
obecnie restaurowany zlokalizowany jest na rogu ulicy Młochowskiej
i dawnej ulicy Żółwińskiej – obecnie Jana Pawła II. Krótko tylko
wspomnę, że rodzina Regulskich ma swoja jasną i piekną kartę
w dziejach Podkowy Leśnej. Matka pana Jerzego była główną inicjatorką
budowy kościoła podkowiańskiego. Ale to już osobna historia.
W Podkowie wszystkie mandaty przypadły kandydatom
wyłonionym w procedurze prawyborów z Komitetu Obywatelskiego
„Solidarność”. Na Mazowszu były trzy takie gminy. Oprócz
Podkowy pamiętam jeszcze Milanówek. Frekwencja w tamtych
pamiętnych wyborach w Podkowie wynosiła 53,5% uprawnionych do
głosowania. Przewodniczącym Terytorialnej Komisji Wyborczej był
wtedy Antoni Ring.
Sesję inauguracyjną poprzedziła niedzielna uroczysta msza
celebrowana przez księdza Leona Kantorskiego. Ksiądz miał
kazanie o odpowiedzialności i o ciężkiej pracy, jaka czeka na nowo
wybranych radnych. Radni złożyli wiązankę kwiatów pod
pomnikiem Kalwaria Polska. Było jeszcze spotkanie przy kawie
w czytelni Jana Pawła II w podziemiach kościoła podkowiańskiego
i swobodna rozmowa, trochę wspomnień, duże nadzieje na przyszłość.
We mszy i w późniejszym spotkaniu brali udział przewodniczący
Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” Andrzej Kościelny
i Przewodniczący Terytorialnej Komisji Wyborczej, Antoni Ring. Msza
została odprawiona 3 czerwca 1990 r. o godz. 11. Jeśli sobie dobrze
przypominam, to przez całe lata osiemdziesiąte o tej właśnie godzinie
odprawiane były co niedziela msze za ojczyznę. A później było
spotkanie z autorem, można powiedzieć „jak zwykle”. Bo to były
regularne wystąpienia niezależnych intelektualistów i artystów, którzy
w czasach wszechobecnej cenzury w naszej kościelnej czytelni mogli
docierać do szerszych kręgów opinii publicznej ze swoimi ideami czy
projektami artystycznymi.
Pierwsza sesja nowo wybranej rady została zwołana 6 czerwca
1990 r. Miała uroczystą oprawę. Odbyła się w MOKu. Doskonale
pamiętam, że była to środa. Sesja była dobrze przygotowana. Materiały
do niej, w tym ksero nowej ustawy o samorządzie terytorialnym,
dostaliśmy ze znacznym wyprzedzeniem. Przygotowania owe
poczynione były w Urzędzie Miasta i zgodnie ze swymi
kompetencjami, nad wszystkim czuwała ówczesna sekretarz miasta,
Teresa Zaleszczyk.
Pierwszą sesję tamtej rady miał prowadzić najstarszy radny. Tak
wynikało z przepisów prawnych. Wśród 15 nowo wybranych radnych
wtedy ten wymóg spełniała pani Jolanta Fortini– Morawska.
Mieliśmy złożyć ślubowanie i wybrać przewodniczącego Rady.
Dla omówienia szczegółów organizacyjnych zwołane zostało dzień
wcześniej w MOKu nieformalne spotkanie, z którego pamiętam, że
postanowiliśmy mówić do siebie po imieniu, ponieważ wszyscy wywodzimy
się z Komitetu Obywatelskiego.
Uroczysta sesja miała swoich bohaterów. Nowo wybranym
przewodniczącym Rady został mec. Janusz Siemiński –
w prawyborach Komitetu Obywatelskiego dostał największe poparcie
(94%). Najmłodszy radny, Grzegorz Dworak odczytywał nam rotę
ślubowania, a my za nim powtarzaliśmy z przejęciem, że ślubujemy.
Janusz Siemiński kierował Radą aż do swojej rezygnacji. Pani Fortini Morawska została wybrana chyba na
drugiej sesji na wiceprzewodniczącą Rady Miasta.
Na tej pierwszej sesji podjęliśmy jeszcze uchwałę o ogłoszeniu
konkursu na burmistrza i ustaliliśmy, ile będzie komisji i jaki będzie
zakres ich prac. Do czasu wyłonienia nowego burmistrza pracami
urzędu kierował dotychczasowy naczelnik miasta, Adam Jarzębski.
Bardzo pracowity był tamten czerwiec i pierwsze dni lipca. Na
następnych sesjach ustalone zostały składy poszczególnych komisji
i ich przewodniczący. Wybrany został także Zarząd Miasta w składzie:
Jadwiga Piwońska, Marek Lach, Michał Gołąb i Grzegorz Dworak.
Prócz stałych komisji powołano dwie okazjonalne:
jedna miała opracować statut miasta. I – inwentaryzacyjną, która
miała spisać mienie skarbu państwa i na tej
podstawie część tego mienia zmieniła właściciela i stała się mieniem
samorządowym. W Podkowie Leśnej były to budynki
użyteczności publicznej i działki. Niektóre nieruchomości miały
nieuregulowane stany prawne. Inwentaryzacja, na której
przeprowadzenie ustawodawca dawał trzy miesiące, wszędzie, w całej
Polsce ciągnęła się latami. Nam udało się z nią uporać w ciągu
pierwszej kadencji.
Wybrany został także burmistrz. Stało się to w piątek, 13 lipca
1990 r. Został nim Feliks Okraszewski, lat 58, inżynier budowlany,
specjalista od robót wodnych i kanalizacyjnych. Był
burmistrzem do 24 października 1990 r. Tego to dnia Zarząd Miasta
podał się do dymisji, a w związku z tym Rada Miasta odwołała
burmistrza.
Dymisja Zarządu Miasta? Jej przyczyny spowodowane były brakiem
współpracy z nowym burmistrzem, który właściwie całkowicie odsunął
Zarząd od zarządzania miastem. Było to wbrew ustawie samorządowej,
która zasadniczo zmieniała panujący wtedy system zarządzania gminą
jednoosobowo przez naczelników czy też w większych miastach przez
prezydentów.
Myślenie członków Zarządu Miasta (wśród których byłam i ja)
było takie: Jeśli jesteśmy odsunięci od zarządzania miastem, to nie
widzimy siebie w roli figurantów.
Doszliśmy do wniosku, że jedynym wyjściem jest podanie się do
dymisji. Były wprawdzie próby nawiązania współpracy, ale ona się
ciągle nie układała.
Na tej samej sesji, na której została przyjęta nasza dymisja
i odwołany burmistrz, zostałam wybrana na nowego burmistrza. Wybór
ten poprzedziło przesłuchanie. Bardzo wnikliwe. Zadawano mi dużo
pytań. Pamiętam, że na wszystkie odpowiadałam wyczerpująco
i wiedziałam, że odpowiadam dobrze. Jedno z tych pytań pamiętam do
dziś. Może dlatego, że dotyczyło przerostów biurokracji. Problemu,
który jest aktualny do dziś. A nawet może jest bardziej dotkliwy
dzisiaj. Zadał je Jacek Wojnarowski. Zapytał, jak sobie mam zamiar
radzić z biurokracją.
Chodziło mu o biurokrację, która w naszej
rzeczywistości sprowadza się do przewlekłości w załatwianiu spraw.
Oczywiście – odpowiedziałam – postaram się, żeby urzędnicy
sprawnie i bez zbędnej zwłoki zajmowali się sprawami obywateli.
Często jednak – mówiłam dalej – ich dobra wola i chęć
porządnej pracy urzędniczej nie wystarcza. Ich praca zależy od jakości
przepisów prawnych. Im ich więcej, im są bardziej zagmatwane
i często sprzeczne ze sobą, tym dłużej ciągnie się załatwianie spraw,
które są przez te przepisy regulowane. I na nic się tu zdadzą nawet
najlepsze chęci. Złe prawo tworzy patologiczną biurokrację
i przeszkadza w rozwoju cywilizacyjnym. Wspominam o tym, bo wtedy
miałam nadzieję, że to się zmieni. Ale nie zmieniło się. W dalszym
ciągu musimy i my, obywatele, i urzędnicy mocować się z prawem złej
jakości. A przepisów przybywa w postępie geometrycznym. Mówi się
wręcz o hiperinflacji prawa.
Na tej sesji wybrany został także nowy Zarząd. Jego skład został
powiększony. Rada doszła do wniosku, że Zarząd trzeba wzmocnić.
W nowym składzie znaleźli się: Jerzy Duszyński, Marek Kobosko, Marek
Lach i Wojciech Skowron. Nieco później dokooptowany został jeszcze
Marek Zabłocki – prawnik, specjalista w trudnej dziedzinie, jaką są
finanse.
Zarząd zbierał się raz w tygodniu. Przez jakiś czas była to środa,
później czwartek. W pracach Zarządu Miasta brała udział sekretarz
gminy. Była nią Teresa Zaleszczyk aż do swej niespodziewanej
śmierci. Umarła rok przed zakończeniem kadencji. Na jej miejsce Rada
Miasta powołała mgr Joannę Damaziak. Finansów pilnowała i to
z dobrym skutkiem pani Maria Iwanowicz – skarbnik miasta,
a wcześniej długoletnia główna księgowa. Na cotygodniowych Zarządach
bardzo wnikliwie były omawiane wszystkie problemy miasta. Decyzje
były podejmowane poprzez głosowanie. Z każdego posiedzenia
powstawał protokół. Członkowie Zarządu, podobnie jak radni, nie brali
pieniędzy za swoją pracę na rzecz miasta. Z radnych tylko ja
pobierałam pensję burmistrza, była ona jednak stosunkowo skromna.
I to nawet w stosunku do tych uposażeń pobieranych w małych gminach
wiejskich. Finanse publiczne były w tym okresie regulowane
zmieniającymi się przepisami. Był to okres wielkiej hiperinflacji,
realizacji planu Balcerowicza, przygotowywania nowych przepisów
podatkowych i zmieniającej się bez przerwy ustawy o finansowaniu
gmin. Właściwie to nie można było być pewnym „dnia ani
godziny”.
Pamiętam taką sytuację, gdzieś chyba na początku 1991 lub 1992
roku, że uchwalając budżet właśnie na ten rok, w pierwszym kwartale
tego roku były tak słabe dochody gminy, że doszliśmy do wniosku, że
jeśli to się nie poprawi, to będziemy mieli tylko jedno wyjście z tej
patowej sytuacji: podać Zarząd do dymisji na znak protestu.
Z ważnych spraw, które zostały załatwione w tamtej kadencji lub
przynajmniej zainicjowane, warto przypomnieć przede wszystkim
uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego. Taki plan jest
prawem miejscowym. Podkowa od słynnego planu Antoniego
Jawornickiego, na podstawie którego powstało miasto– ogród, nie
miała planu. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego
wieku sprawy zabudowy w naszym mieście regulował ogólny plan
Brwinowa, którego część obejmowała Podkowę Leśną. Ten plan
zresztą zaginął. Nigdy nie widziałam go na oczy. Od tamtego czasu
powstały dwa projekty. Jeden na przełomie lat 70. i 80. Bardzo
ciekawy plan – trochę taki z rozmachem gierkowskim – i za to
ostro krytykowany. Krytycy nie dopuścili do jego uchwalenia.
Natomiast w efekcie tamtych dyskursów w roku 1981 układ
urbanistyczny Podkowy Leśnej został wpisany do rejestru zabytków.
Prace nad następnym planem zagospodarowania przestrzennego
wznowione zostały w drugiej połowie lat 80. i mimo że zostały
doprowadzone prawie do finiszu, też nie doszło do uchwalenia tego
planu. Zresztą plany zagospodarowania, które regulują sposoby
korzystania z prywatnej własności nieruchomości, a także regulują
sferę własności publicznej i sposób korzystania z niej przez
mieszkańców, wszędzie budzą wiele emocji i konfliktów. Wydaje mi
się, że my podkowianie niczym nie różniliśmy się w tej mierze od
reszty Polski. Niemniej jednak konflikty i dyskusje, jakie towarzyszyły
następnej edycji podkowiańskiego planu zagospodarowania
przestrzennego, kosztowały mnie dużo zdrowia. Bo przecież efektem tej
dyskusji było referendum o odwołanie Rady Miasta i burmistrza.
Z dzisiejszej perspektywy patrzę inaczej na tamte wydarzenia. Wydają mi
się normalnym elementem ostrej debaty publicznej na ważny temat.
Wtedy przeżywałam to jednak bardzo głęboko i boleśnie. Pamiętam
doskonale dzień, w którym odbywało się referendum. Była to
deszczowa i ponura październikowa niedziela. Czekając na wyniki
referendum, przez cały dzień nie mogłam nic przełknąć. Byłam bardzo
spięta wewnętrznie. Gdzieś koło południa wybrałam się na spacer.
Wydawało się, że Podkowa zastygła w bezruchu i szarościach
październikowych.
A kiedy już były wyniki, zostałam zaproszona do urzędu
i przywitana kwiatami. Kwiaty dostawałam jeszcze na drugi dzień. Plan
zagospodarowania przestrzennego, który był osią tamtego sporu,
w którym odwołano się aż do instytucji referendum gminnego, został
uchwalony. Później nawet przez jego krytyków uznany został za niezły
i uchodzi za taki do dziś, chociaż już stracił swoją aktualność
i powstałą lukę niebawem wypełni nowy plan.
W uspokojeniu ówczesnych nastrojów dużą rolę odegrał list
otwarty do mieszkańców Podkowy Leśnej, wystosowany przez księdza
Kantorskiego i doktora Andrzeja Lipińskiego, wówczas Prezesa
reaktywowanego Towarzystwa Przyjaciół Miasta– Ogrodu Podkowy
Leśnej.
Inicjatywa referendum wyszła z kręgu osób współpracujących
z miesięcznikiem „Głos Podkowy”. Była to druga z lokalnych gazet,
która jakoś tak z marszu, zaraz po swoim powstaniu stała się gazetą
opozycyjną do Rady miasta.
Do osiągnięć I kadencji Rady należy rozpoczęcie budowy
komisariatu. Jego powstanie to wielka zasługa księdza Kantorskiego
i skupionych wokół niego ludzi – Antoniego Ringa, Andrzeja Gazdy,
Michała Gołąba, ówczesnego komendanta podkowiańskiej policji
i oficera Komendy Głównej, mieszkańca Podkowy Leśnej Andrzeja
Czaykowskiego. Budynek komisariatu zaprojektowany został przez
arch. Stefana Żółtowskiego.
Bardzo ważnym dokonaniem tamtej Rady było podjęcie decyzji
o budowie wodociągów i kanalizacji. Były one podjęte po
wszechstronnych i wnikliwych analizach studyjnych. Za tę decyzję
ówczesny Zarząd miasta, który był organem wykonawczym Rady, także
był ostro krytykowany przez „Głos Podkowy”. Ale decyzje zostały
podjęte, prace projektowe ruszyły. W następnej kadencji rozpoczęta
została ta największa inwestycja infrastrukturalna w historii naszego
miasta. Inwestycja ta szczęśliwie obecnie ma się ku końcowi.
Teraz można przystąpić do budowy nawierzchni na ulicach
gruntowych, które nie są jeszcze utwardzone i urządzania ich przez
architektów krajobrazu.
Ja natomiast jestem szczególnie dumna z wprowadzenia
segregacji śmieci i ich indywidualnego odbioru z naszych posesji.
Byliśmy pierwszą gminą w Polsce, która to zaczęła robić.
Wypracowany wtedy system sprawdza się do dzisiaj.
„Nie samym chlebem człowiek żyje” – tak też i z naszym
miastem. Nie tylko ważna jest infrastruktura techniczna i budowa
budynków użyteczności publicznej. Prawda. Nie zdążyłam jeszcze
wspomnieć o budynku nowej poczty, jaki wtedy powstał. Poczta
w Podkowie funkcjonowała najpierw w zajętych prywatnych, bardzo
skromnych pomieszczeniach przy ul. Brwinowskiej. Później po
wypowiedzeniu najmu przez prywatnych właścicieli mieściła się
w jeszcze skromniejszym pomieszczeniu, baraku przy ul. Kościelnej.
Latem 1994 r. przeniosła się do nowo wybudowanego, przestronnego
i ładnego budynku przy ulicy Słowiczej, w którym funkcjonuje do
dzisiaj.
W sferze duchowej i kulturalnej też dużo się działo... i różnie się
działo. Ale o tym to już innym razem.