Małe, ciemne, ciasne, wilgotne mieszkania. Miejsca, gdzie
słońce prawie nie zagląda, nigdy nie wpada świeży powiew,
a zarazki i choroby czają się w kątach, gotowe w każdej chwili
zaatakować. Takie momenty zdarzają się często...za często...Ciemną
stronę industrializacji, którą dobrze znamy z literatury, długo
niezauważaną, z biegiem lat zaczęto dostrzegać. „Jeśli zaś
w najnowszych czasach sprawa mieszkaniowa zwraca na siebie
szczególną uwagę, pochodzi to stąd, że 1. dzięki postępowi higieny
i statystyki pewne sprawy, na które dawniej nie zwracano uwagi, po
dokładnem i wszechstronnem zbadaniu, uznane zostały za wysoce
szkodliwe dla zdrowia(...)”1.
Prowadzono badania, które wykazały istnienie silnej zależności
między warunkami sanitarnymi i gęstością zaludnienia,
a występowaniem chorób zakaźnych: tyfusu, błonicy, szkarlatyny, ale
przede wszystkim gruźlicy. Dowiedziono, że zwłaszcza brak słońca
i świeżego powietrza zwiększają prawdopodobieństwo zapadnięcia na
tę chorobę2. Jednak nie były to jedyne
negatywne skutki, jakie niosło ze sobą tzw. budownictwo
koszarowe. W założeniu miało ono prowadzić do „zespolenia”
różnych warstw ludności, bogatsi mieszkańcy mieli pomagać
biedniejszym sąsiadom3. Jednak rzeczywistość po raz
kolejny nie chciała przystawać do szumnych projektów. Bogaci żyli
nie przejmując się tym, co dzieje się „za ścianą”, a „(...)
ciasne i wilgotne izby, a raczej nory, gdzie bez światła i powietrza
gnieździ się parę niekiedy rodzin, są (...) też siedliskiem zarazy
i zgnilizny moralnej; więc też w wielkich miastach spotykamy
najwięcej zbrodni i przestępstw, najgłębiej zapuściły korzenie
alkoholizm i prostytucja”4. Dlatego też w przedstawionej
poniżej koncepcji „reformy”, zaproponowanej przez Ebenezera
Howarda, czynniki społeczne, higieniczne i moralne przeplatają się
ze sobą i wzajemnie warunkują.
Rozwiązanie problemów epoki przemysłowej musiało się zatem
łączyć z propozycją stworzenia nowych warunków życia. Pomysły
„ucieczki do natury” nie były w zasadzie niczym nowym
i pojawiały się już od czasów renesansu. Jednak wraz z rozwojem
wielkich ośrodków miejskich, kwestia ta stawała się coraz bardziej
paląca. Koncepcja miasta–ogrodu wpisuje się zatem w obecny
już od jakiegoś czasu nurt myśli społecznej: „Od Owena można
przeprowadzić prostą linię poprzez ruch związków zawodowych,
ruch spółdzielczy, program ubezpieczeń społecznych aż do
projektów miast–ogrodów”5. Coraz
bardziej katastrofalne warunki życia i wzrastająca świadomość tej
sytuacji stworzyły dla idei Howarda klimat przychylniejszy, niż dla
jego poprzedników. Zdawał on sobie sprawę, że nie można, wzorem
Rousseau, postulować całkowitego odwrócenia się od osiągnięć
epoki industrialnej. Także dlatego, że życie w mieście ma swoje
zalety: wysokie zarobki, możność kontaktów towarzyskich
i rozrywki, a życie na wsi narzuca ograniczenia, przede wszystkim
prowadzące do zbyt niskiego stopnia uspołecznienia.6
Koncepcję „trzeciej drogi” przedstawił Howard po
raz pierwszy w 1898 roku, w pracy To morrow. A Peaceful Path
to Real Reform, bardziej znanej obecnie pod tytułem drugiego
wydania z 1902 roku – Garden Cities of to morrow. Odwołał
się on tam do modelu „trzech magnesów” w dziedzinie
planowania przestrzennego. Pierwsze dwa, to wspomniane już to
miasto i wieś. Tym dwu, tradycyjnym, przeciwstawiony zostaje
trzeci magnes: miasto–wieś, który łączy zalety dwóch
pozostałych, pozbawiony zaś jest ich wad. Piękno przyrody, świeże
powietrze, lasy, niskie czynsze splatają się z rozwiniętym życiem
społecznym i wysokimi dochodami mieszkańców.7
Jak to osiągnąć? „Istotą planu było założenie, że społeczność
miejska powinna rozporządzać gruntem (to jest, być właścicielem
swych terenów) i że wszelkie zyski, wynikające ze wzrostu wartości
gruntów, powinny powracać do mieszkańców, aby uniemożliwić
jakąkolwiek spekulację gruntami”8. Na tym,
stosunkowo niedużym terenie, miało powstać samowystarczalne
(w sensie społecznym i ekonomicznym) miasto–ogród, z ok.
30.000 mieszkańców, którzy osiedlaliby się w niewielkich domkach
z własnymi ogródkami. Całość (zaprojektowana na planie koła)
miała być otoczona szerokim pasem rolniczo–ogrodowym. Na
obrzeżach sytuowałyby się niewielkie zakłady przemysłowe
i rzemieślnicze.9
Jednak najistotniejszy obszar, niejako kwintesencja całej
koncepcji,, znajdował się w samym środku: „Centralną część
tworzył kompleks parkowo–ogrodowy z wolno stojącymi
budynkami użyteczności publicznej: ratuszem, biblioteką, salą
koncertową, teatrem, muzeum, szpitalem itp. Na „park centralny”
Howard przeznaczył ogromną powierzchnię – 66 ha. Miał to być
(...) istotny element umożliwiający mieszkańcom codzienny kontakt
z naturą, miejsce spacerów, spotkań, gier i zabaw. Miejsce
kształtowania się społeczeństwa miasta–ogrodu, zapewniające
poczucie wspólnoty, sprzyjające kontaktom społecznym, dające
możliwość wspólnych przeżyć, doznań estetycznych,
wzruszeń”10. Miało się w nim skupiać praktycznie
całe życie miejscowości. Howard zadbał o to, by nie było to jedynie
miejsce „sezonowe”. Dookoła przewidział zbudowanie szklanej
galerii (tzw. Crystal Palace), w której mieścić się miała kryta
promenada, ogród zimowy i sklepy.11
Park pełnił funkcję „
pomnika” całej idei. Łączyły się w nim wszystkie te elementy,
których do tej pory brakowało człowiekowi, jako jednostce i jako
członkowi społeczeństwa. Przez to, że leżał w samym centrum,
każdy miał do niego równie łatwy dostęp. To położenie
symbolicznie podkreślało także znaczenie tego miejsca i wartości,
które wyrażało. Była to wprost wymarzona przestrzeń dla rodzenia
się i pielęgnowania „ducha publicznego”, łączenie „
przyjemnego z pożytecznym”. W miłym dla zmęczonego ciała
otoczeniu ludzie mogli odpoczywać, ale i dyskutować na temat
przyszłości wspólnego dobra, czyli ich miasta–ogrodu. A dzięki
temu, że miejscowość zbudowana była na planie okręgu, czyli
najkrótsza droga z jednego „końca” do drugiego prowadziła
zawsze przez środek, każdy, chcąc nie chcąc, musiał choć wstąpić
do parku. Ale, jak sądzę, Howard nie zakładał, że ktoś nie będzie
chciał uczestniczyć w życiu zbiorowości. Uważał, że wystarczy
stworzyć ludziom odpowiednie możliwości. Wspólna własność,
o której losach trzeba decydować, godziwe warunki mieszkaniowe,
oderwanie od wielkomiejskiej gonitwy, kontakt z przyrodą, która da
ukojenie – to wszystko stanowiłoby najlepszą zachętę do myślenia
i działania na rzecz społeczności.
Howard wielokrotnie podkreślał, że przedstawiony projekt jest
pewnym typem idealnym i realizacja zawsze musi być dostosowana
do konkretnych warunków społeczno–ekonomicznych
i klimatycznych. Nigdy nie udało się zatem zbudować miasta\dash
ogrodu dokładnie według tych idealnych wytycznych (na przykład
nigdzie nie powstał ów Cristal Palace, choć były plany jego
postawienia). Sam pomysł zyskał jednak szeroką aprobatę, nie tylko
w ojczyźnie autora – Anglii, ale też w Niemczech, Holandii,
Australii oraz w Polsce i wielu innych miejscach świata. Powstało
szereg miejscowości inspirowanych tą koncepcją. Różne role pełnił
w nich element najbardziej nas tu interesujący, czyli park.
A jak wygląda to w wypadku Podkowy Leśnej? Nawet
pobieżny ogląd historii parku podkowiańskiego wskazuje, że niegdyś
wypełniał on szereg założeń Howarda: „Z relacji mieszkańców
pamiętających ów teren z lat poprzedzających drugą wojnę światową
wynika, że park tętnił życiem”.12
A jak jest obecnie? Niestety teraźniejszość
rysuje się w o wiele ciemniejszych barwach. Park stracił bowiem
praktycznie cały swój dawny potencjał. Nie jest to już miejsce, do
którego idzie się, by pobyć z ludźmi. Sądzę, iż rewaloryzacja jest
konieczna z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ nie wolno
nam zaprzepaszczać historycznego dziedzictwa, dziedzictwa, które
już jest w opłakanym stanie. Ale póki istnieją świadectwa
i świadkowie dawnego kształtu tego miejsca, wciąż jest nadzieja na
przywrócenie jego minionej świetności. Natomiast druga przyczyna
wiąże się z problemem szerszym. Społeczeństwo odbudowujące się
po wyzwoleniu spod jarzma zaborców, niezwykle szybko znalazło
się pod kolejnym jarzmem, które prawie całkowicie zniszczyło
zarodki obywatelskości. Wiele mówi się i pisze o potrzebie
budowania (bo chyba nie można mówić o odbudowie) w Polsce
społeczeństwa obywatelskiego, które jest przecież fundamentem
nowoczesnej demokracji, jej gwarantem i warunkiem koniecznym
Często zapomina się jednak, że społeczeństwo obywatelskie zaczyna
się od spotkań pojedynczych ludzi, od nawiązywania najbardziej
nieformalnych więzi. Ale ludzie muszą mieć gdzie się spotkać, by
ze sobą rozmawiać. W wypadku miasta–ogrodu idealnym
miejscem jest właśnie park (taka była przecież idea Howarda).
Podkowa Leśna posiada przecież tradycję stowarzyszeń. Kto wie,
czy pomysł utworzenia „Towarzystwa Przyjaciół...” nie narodził
się właśnie wśród parkowych alejek. Należy jednak zadbać o to, by
istniała przestrzeń będąca podstawą rodzenia się nowych inicjatyw.
Obecnie możliwość wykorzystania takiej przestrzeni jest
mieszkańcom Podkowy odbierana i sądzę, że należy to zmienić.
Póki nie jest za późno...
Bibliografia:
Dobrzyński W., Zdrowie publiczne, a idea miast–ogrodów,
Warszawa 1911
Dobrzyński W, Istota i rozwój idei Howarda, Warszawa 1917
Holewiński J., Miasto przyszłości, Warszawa 1909
Giedion S., Przestrzeń, czas, architektura, Warszawa 1968
Majdecki L., Historia ogrodów, Warszawa 1981
Syrkus H., Społeczne cele urbanizacji, Warszawa 1984
Wróblewski B., Podkowa Leśna miasto–ogród do 1939
roku, Podkowa Leśna 1995
Podkowa Leśna i Stawisko. Szkice z dziejów, Podkowa Leśna 2000.