(...)
zaprawdę, zaprawdę powiadam wam
wielka jest przepaść
między nami
a światłem
Zbigniew Herbert, Struna, z tomu Struna światła.
Do napisania tekstu o Adamie Marczyńskim (1908-1985), jednym z ostatnich przedstawicieli polskiej awangardy – artyście niesłychanie wszechstronnym i intrygującym – skłoniła mnie jego uczennica z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Zofia Broniek. W czasie wernisażu jej niedawnej (tegorocznej) wystawy w krakowskim Związku Plastyków przy ul. Łobzowskiej zauważyłem w prezentowanych pracach artystki subtelne powinowactwa z jej mistrzem, kiedy gra finezyjnie ze światłem i odsłania kosmiczną strukturę materii. Było to dla mnie odkrycie, gdyż po ostatniej retrospektywnej wystawie Marczyńskiego na lat przełomie 1999 i 2000, w krakowskim Bunkrze Sztuki, wydawało mi się, że jego sztuka przestała działać na wyobraźnię artystów i krytyków, podlega nieuchronnemu zapomnieniu. Wprawdzie ówczesna ekspozycja w Miejskiej Galerii została zorganizowana z rozmachem i profesjonalnym zaangażowaniem kuratora Janusza Orbitowskiego, najbardziej konsekwentnego kontynuatora dzieła artysty, profesora tutejszej Akademii (wystawie towarzyszył wielobarwny katalog, wydany nakładem ASP, z tekstami specjalistów i przedrukiem wyczerpującego Kalendarium-biografii Adama Marczyńskiego, autorstwa Józefa Chrobaka), to jednak pozostał niedosyt. Zastanawiający był dla mnie brak zainteresowania telewizji nakręceniem – na kanwie wystawy – poglądowo-edukacyjnego filmu o Adamie Marczyńskim, brak konstruktywnej współpracy z Grupą Krakowską, której artysta był współzałożycielem i członkiem, jeszcze za czasów przedwojennej I Grupy Krakowskiej, brak docenienia przez ówczesną dyrekcję Bunkra Sztuki. Osłodą stał się świetny, niemal całostronicowy tekst Doroty Jareckiej, ogłoszony w „Gazecie Wyborczej”, o wystawie i konieczności prowadzenia ożywczego dyskursu z awangardowym artystą.
Dekompozycja, akryl, z archiwum „Grupy Krakowskiej”
Miarą pozycji artysty są notowania na rynku sztuki i jego miejsce
w prestiżowych kolekcjach. Adam Marczyński jest oczywiście w kolekcjach
i Muzeach Sztuki Współczesnej: Łódź, Radom, Wrocław. A co z Krakowem?
Ostatnio dużo się mówi o otwarciu stałej Galerii Sztuki Polskiej XX
wieku w tutejszym Muzeum Narodowym, od lat planowanej i montowanej
(wcześniej Galeria funkcjonowała według koncepcji Heleny Blum, a potem
Mieczysława Porębskiego). Na moje pytanie o Adama Marczyńskiego
uzyskałem informację (nie wiem, czy się to do końca sprawdzi?), że
artysta jest przewidywany w kanonie polskiej awangardy, ale na sposób
szczątkowy i wybiórczy – z pojedynczym obrazem w sali Sztuki
abstrakcyjnej i konceptualnej wraz z Henrykiem Stażewskim, Ryszardem
Winiarskim, Zbigniewem Gostomskim..., z pojedynczym obrazem z cyklu
Konkrety, w sali poświęconej Grupie Krakowskiej.
Adam Marczynski swoją obecność i nieobecność w historii polskiej
sztuki współczesnej w jakimś sensie sam zaprogramował. Jego
zaangażowanie w ruch rodzimej awangardy było oczywiste, ale pozbawione
oznak manifestacji i dominacji. W postawie artystycznej ascetyczny
i wyrafinowany, miał coś z arystokraty ducha, który kultywuje własną
niezależność i intelektualny dystans, patrzy na świat – jak to celnie
i poetycko zaznaczył znakomity jego krytyk i entuzjasta Aleksander
Wojciechowski – „z lotu ptaka”. Jeżeli
zastanowimy się nad drogą twórczą artysty, to zobaczymy, jak artysta do
końca swojego życia eksperymentował i poszukiwał własnego języka sztuki,
jak po przejściu lekcji postimpresjonizmu, kubizmu, unizmu (Władysław
Strzemiński), nadrealizmu, abstrakcji geometrycznej, op-artu (ang.
optical art.), doszedł – podobnie jak klasycy europejskiej awangardy
Wasyly Kandynsky i Piet Mondrian – przez akt świadomego oczyszczenia
i ascetycznej prostoty do własnych i niepowtarzalnych rozwiązań, które
zamknął w cyklach zwanych Refleksami, Układami zmiennymi.
Wyraził w nich magię świetlnych refleksów, rzutów i skojarzeń, osiągnął
„syntezę tego, co uczuciowe z tym, co konceptualne”.
Artysta w 1956 r. wziął udział w – przełomowym dla recepcji polskiej
sztuki współczesnej na Zachodzie – Biennale Sztuki w Wenecji.
Monotypie W ogrodzie, wraz z pracami Z. Pronaszko, M.
Włodarskiego, J. Nowosielskiego, T. Dominika i A. Kenara, zostały
określone przez krytykę jako objaw „wolności sztuki w Polsce”.
W l. 60. i z początkiem l. 70. Marczyński jest jednym z czołowych
propagatorów „abstrakcji geometrycznej”, która w swoim nowatorstwie
osiągnęła poziom porównywalny z tym, co proponowali – w tym nurcie –
artyści na Zachodzie i w Ameryce. Symboliczne są tytuły indywidualnych
i zbiorowych wystaw, w których artysta prezentuje swoje awangardowe
dokonania: Przestrzeń–Ruch–Światło (Muzeum
Architektury we Wrocławiu), Wieża świata (makieta skonstruowana
wspólnie z J. Orbitowskim, sympozjum „Wrocław 70”), Światło
geometrii (Muzeum Sztuki w Łodzi).
Cechą charakterystyczną postawy artysty był brak podkreślania własnej
wyjątkowości, czym różnił się diametralnie w Grupie Krakowskiej od
Tadeusza Kantora, czy z młodszej generacji od Jerzego Beresia. Kantor
– sztandarowa postać Grupy, wszystkie swoje nowe pomysły w sztuce
namiętnie i erudycyjnie komentował: pisał manifesty, zwoływał
konferencje, udzielał wywiadów. Skonfrontujmy bliską Marczyńskiemu
i Kantorowi ideę przedmiotu „znalezionego”, przedmiotu „Niższej
Rangi”. Jeżeli Kantor z tą ideą się przebił w powszechnej świadomości
artystycznej, wykorzystując w malarstwie przedmioty codziennego użytku,
porzucone, podniszczone, zatarte, jak parasole, czy zgrzebne torby
z cyklu Infantki Velasqueza, to Marczyński ze swoimi
Konkretami (seria collages zapoczątkowana u progu lat 60.) – które
były budowane na podobnych zasadach odkrywania organicznych związków
w sztuce z przedmiotami-materiałami „znalezionymi” i
„odrzuconymi” – nie uzyskał szerszego rezonansu. Dopiero po śmierci
Adama Marczyńskiego zostały opublikowane jego Notatki (ogólne
refleksje o sztuce awangardowej, Władysławie Strzemińskim, przedwojennej
Grupie Krakowskiej, własnej twórczości). Tak komentuje tam
znaczenie Konkretów: „Pierwszym, jak mi się wydaje, ważnym
[nowym – Z.B] w moich usiłowaniach momentem był rok 1958.
Przeciwstawienie się swoim własnym realizacjom lirycznych abstrakcji,
przez użycie środków innych – Konkretów. Wynikało to z potrzeby
zademonstrowania i zakomunikowania o niemożności wyrażenia tych rzeczy,
których byłem i jestem świadkiem. Musiałem zaznaczyć wtedy jakoś to, co
mnie wzruszało (ruiny, ślady), a ciągłe używanie tradycyjnych środków
malarskich wydawało mi się mało przekonywujące. Czułem też potrzebę
wprowadzenia elementów prostych (...), integrowania, porządkowania
różnych zjawisk...”. Dodajmy z otaczającej rzeczywistości, form
„zgniłych”, „zdegenerowanych, „śmietnikowych”. Artysta
anektuje do swoich obrazów kawałki (miejscami nadpalonego) drzewa,
zardzewiałą blachę, ziszczoną papę, pokruszony mur. Wszystkim jednak
tym „organicznym” odpadom nadaje porządek i rytm, estetycznie
sublimuje, tym samym pokazuje niepowtarzalne piękno i dramat rozkładu
materii.
Są to kanoniczne elementy twórczości Adama Marczyńskiego. Światło,
kolor i natura wyznaczają myślenie artysty o sztuce i kosmiczno-botanicznym świecie.
W przestrzeniach świetlnych natury poszukiwał
wzajemnych napięć i zależności, ciągle z nimi grał, powtarzał je.
Istotę fascynacji naturą Marczyńskiego – w jej metafizycznym wymiarze
– znakomicie uchwycił autor Barbarzyńcy w ogrodzie
i Martwej natury z wędzidłem – Zbigniew Herbert, który tak pisał
o botanicznym cyklu artysty: Zielnikach, Ptakach, Kwiatach, Ogrodach,
Pejzażach („Tygodnik Powszechny, 1957): „Adam Marczyński jest
przykładem na to, że wielkie szkoły nie wygasają bezpowrotnie, a sztywne
podziały historyków są sztuczne (...). Z impresjonizmu wyniósł
Marczyński ogromną wiedzę kolorystyczną, zamiłowanie do trudnych
i niebanalnych akordów barwnych, a zdobyczą jego doświadczeń graficznych
jest nieomylna kreska, którą można oddać lot ptaka. Taka jest dusza
jego malarskich poematów: ptasia, roślinna, owadzia. Leży na tych
płótnach wielkie łagodne światło odbite w wodzie”.
Swój dialog z naturą artysta ponawia na specjalnych plenerach
(„Osieki 70”, „Lanckorona 71”...), kiedy to kasetony złożone
z ruchomych, wielobarwnych płytek umieszczał w lesie na konarach drzew
i pniach (podobnie jak ptasie dziuple). Ów eksperyment znajduje potem
kontynuację w krajobrazie górskim, na wodzie, w zimowo-śnieżnym
pejzażu. W tych działaniach, nazwanych przez artystę Interwencjami,
artysta poszukiwał zwielokrotnionego obrazu przyrody,
dynamicznej harmonii świateł i odblasków. Po akcji w Osiekach Adam
Marczyński piętnaście „kasetonowych” elementów rozdał wśród
uczestników pleneru. Tym samym dokonał świadomego aktu ich
rozdzielenia, by jednocześnie się przyznać, że stanowią one nadal –
w jego wyobraźni – magiczną jedność, która zaczyna teraz funkcjonować
w innych relacjach przestrzenno-czasowych.
Intensyfikacja przemyśleń artysty na temat struktury koloru i udziału
widza w powstałym dziele-reliefie, potraktowanym jako układ
otwarty, znajduje spełnienie w cyklach Refleksów zmiennych.
Chodzi tutaj o grę, zabawę, dadaistyczny przypadek, który nadaje nowych
sensów i znaczeń w operowaniu kolorem i światłem. Kasetony wmontowane
do obrazów – o barwach intensywnie czystych bieli, błękitach, ugrach,
czerwieni – mógł widz otwierać i odkrywać w nich nowe kolory,
zmieniać optykę zależności świetlnych na całej płaszczyźnie obrazu.
Fenomen Refleksów zmiennych, w których ujawnia się idea
korespondencji sztuk, trafnie opisał Marek Rostworowski w refleksji do
wystawy Grupy Krakowskiej (Krzysztofory, 1967): „Odosobnionym
zjawiskiem na tej wystawie jest twórczość
Marczyńskiego, który oczyszczając swoją koncepcję z pozostałości
strukturalizmu doszedł do układów prostych, bezosobowych i do rozwiązań
technicznych, redukując rolę artysty do zaprojektowania układu-instrumentu,
który oddaje widzowi do estetycznej zabawy. Emitowany
kolor wywołany jest przez naciśnięcie klawisza, podobnie jak ton
muzyczny”.
Myślę, że warto powracać do wielowątkowej i fascynującej twórczości
Adama Marczyńskiego, by sobie choćby przypomnieć najlepsze lata polskiej
awangardy, która przy immanentnej potrzebie eksperymentu i estetycznym
wyrafinowaniu, zabiegała o kreatywny kontakt z widzem, włączanym
niejednokrotnie w proces funkcjonowania dzieła sztuki.
Zakopane, sierpień 2005
25 października w Krakowie w Starmach Gallery otwarto
wystawę dzieł Adama Marczyńskiego.