Maria Kubiak – malarka i wystawienniczka – to artystka, która
w swoim życiu i pracy kieruje się uczuciami, a zarazem głębokim namysłem.
Jest „ostatnią idealistką” silnie zanurzoną w duchowości, oddaloną od
zgiełku współczesnego życia, a równocześnie związaną z Ziemią i całym jej pięknem.
W latach pięćdziesiątych studiowała architekturę wnętrz, a malarstwa uczyli ją: Zofia
Czarnocka–Kowalska i Jacek Sempoliński (który wtedy był asystentem). Po
ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych zajmowała się projektowaniem
wnętrz i ekspozycji oraz grafiką reklamową, ale praca ta nie sprawiła jej
satysfakcji. Sporadycznie malowała i rysowała, m. in. martwe natury i różne
„krajowidoki”, czasem traktowane graficznie, przy użyciu piórka, patyka
i tuszu. Rok 1982 przyniósł jej najgorsze, traumatyczne przeżycie – śmierć
męża. Potem zaczęła malować częściej, „goręcej”, z przekonaniem
i zaangażowaniem; wypełniała dni tworzeniem ciągle nowych, zmiennych
i pulsujących uczuciem obrazów świata – tego własnego, duchowego
i rzeczywistego, widzialnego. I tak jest do dziś, bowiem linie życia
i twórczości są nierozdzielnie ze sobą związane.
Maria Kubiak maluje krajobrazy, kwiaty, Twarze i osadzone w pejzażu sceny religijne.
Czuje się związana z Kościołem, często wystawiała swoje prace w różnych świątyniach, także
w nieformalnym obiegu w latach osiemdziesiątych. Interesuje ją Biblia, Dzieje
Apostolskie, filozofia chrześcijańska, czerpie więc inspiracje z Pisma, które
stanowi dla niej źródło wiedzy, mądrości i naturalne środowisko myślenia
i obrazowania. Pociąga ją myśl mistyków nadreńskich; czyta Kazania
Mistrza Eckharta oraz dzieła św. Katarzyny Sieneńskiej
i św. Jana od Krzyża. Bliskie są jej refleksje eschatologiczne, ale te lektury nie
przynoszą jej zwątpienia, lecz umacniają nadzieję. Stale ma w sobie
poczucie wygnania, ziemskiej tułaczki, a więc może zadać sobie
pytanie, które dawno temu postawił Paul Gauguin: „Skąd przychodzimy?
Czym jesteśmy? Dokąd idziemy?” Chętnie sięga do tradycji
judeochrześcijańskiej – na jednym
z pasteli przedstawiła imaginacyjną scenę lamentu mieszkańców Judy
wygnanych do Babilonu i opłakujących zburzenie Świątyni Jerozolimskiej.
Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy
Płacząc na wspomnienie Syjonu.
Na topolach tamtej krainy
Zawiesiliśmy nasze harfy.
(Psalm 137)
Jednak najwięcej uwagi poświęca życiu, nauczaniu
i przesłaniu Chrystusa oraz Pasji. W latach dziewięćdziesiątych malowała
akwarelą łączoną z pastelem wielkiej piękności cykl Drogi Krzyżowej,
a także inne tematy ewangeliczne. Maria często po swojemu interpretuje
obrazowe wątki Nowego Testamentu, tworzy własną wizję zdarzeń,
dopowiadającą niejako lub zmieniającą szczegóły tradycyjnych przekazów
ikonograficznych. Tam, gdzie Szymon z Cyreny wspomaga Jezusa, krzyż jest
niewidoczny, a Ukrzyżowany nie jest, jak zwykle, ukazany frontalnie,
lecz w bocznym ujęciu. W niezwykłym przedstawieniu Piety na
kolanach Matki ciało Syna odkształca się i zmienia
w mistyczną smugę blasku. Jeden olejny obraz dotyka wątku, który nie był
zapisany w Ewangelii – opowiada o tym, jak uczniowie schodzili z Golgoty
i nieśli na marach zmarłego Mistrza kierując się w stronę Groty. W scenie
wywiedzionej ze św. Łukasza Jezus okryty białą szatą kroczy kamienistą
drogą do Emaus, by objawić się Kleofasowi. Inna akwarela wyobraża
późniejsze dzieje ewangelizacji – Nauczanie św. Pawła; w głębi
stromej kotliny świętego otacza grupa słuchających go ludzi, a na szczytach
gór zapala się złote światło Wiary. Prawie wszystkie figury tego cyklu
zaznaczane są szkicowo, umownie, lekką plamą i organicznie wtapiane
w tło, pełniąc rolę swoistych znaków ludzkiej obecności w świecie sacrum.
Tajemniczą aurę tych niewielkich, kameralnych obrazów podtrzymuje
wyrafinowana, pulsująca światłami gama barwna, w której dominują odcienie
brązów, szarości, jasnych lub ciemnych błękitów przecieranych zielenią
i złocistych żółci zderzanych czasem z czerwienią szat Jezusa, dramatycznie
wyróżniającą poszczególne etapy Pasji.
Dla Marii Kubiak bardzo ważna jest seria wizerunków Madonny.
Wcześniej malowała olejno hieratycznie ujęte kompozycje zbliżone do
kanonu dawnych świętych obrazów
(w typie Matki Boskiej Bolesnej, Częstochowskiej lub Hodegetrii –
z błogosławiącym Dzieciątkiem), obecnie tworzy pastelowe wyobrażenia
„swojej” Marii – delikatne, ciepłe, bardzo osobiste. Sama mówi, że wyrosła
z tradycji malarskiej XIX wieku i tymi Madonnami przywołuje wspomnienie
obrazów zapamiętanych
z dzieciństwa. Innym, szczególnie lubianym i często podejmowanym przez
nią tematem są krajobrazy, subiektywne „imitacje świata” przefiltrowane
przez własną wyobraźnię. Malowała białoróżowe sady z kwitnącymi
drzewami wiśni, kulistymi i puszystymi jak dmuchawce, i sady
„niebieskie”, wszystkie oglądane w czasie pobytów w Niedzicy. Tam też
powstało wiele perspektywicznych, powietrznych pejzaży (m.in. z widokiem
zamku w Czorsztynie), z charakterystycznym dla tej okolicy łagodnym,
falistym spiętrzeniem wzgórz, za którymi ukryta jest linia horyzontu. Artystka
respektuje zasadę perspektywy, ale często przybliża też pierwsze plany, gdzie
głównymi bohaterami są widziane z bliska rośliny – różne trawy, krzewy,
kwiaty (także te zbierane na polu bądź w ogrodzie i układane później
w bukiety „cząstki krajobrazu”) i przede wszystkim drzewa, bo one
codziennie zaprzeczają płaskości
niestrudzenie
dźwigają ciężkie minerały
i molekuły wody
podnoszą liście wyżej
niż my serca
a biorąc w nie światło
pozwalają korzeniom
drążyć ciemności gleby
drzewa
być może wyprzedzają nas do nieba
wierne ziemi
tak wytrwale każdego dnia
wniebowstępują
(Janusz Pasierb, Drzewa)
Jednym z najpiękniejszych widoków niedzickich jest „przybliżony”
pejzaż z zaroślami i wąskim korytem wąwozu, który scala dwa Żywioły:
ziemię i zaznaczony duktem ukośnych kresek wiatr, niewidzialny, lecz
dobrze wyczuwalny ruch powietrza. Owe widoki oddające odwieczną
niepochwytność zmiennego życia przyrody są najczęściej zjawiskowe,
rozemglone, odrealnione, ukryte za jakąś trudną do zdefiniowania
zasłoną, lecz dalekie od widzenia abstrakcyjnego, bo należą do innego
porządku.
Do sztuki Marii Kubiak dobrze przylega artystyczne credo
Balthusa, który uważał, że tajemnicy można dotknąć poprzez zmysłowe
doświadczanie rzeczywistości. Balthus nie znosił w malarstwie egotycznej
ekspresji artysty, obsesyjnego wyrażania samego siebie. Mówił, że
nie jest w stanie pojąć „tego szaleńczego poszukiwania osobowości, które
obecnie staje się obsesją tylu ludzi, jak gdyby osobowość była celem samym
w sobie. Na malarstwo składa się wizja i obserwacja, obie te sfery powinny
się nierozerwalnie złączyć. Malarz nie ma chwili wytchnienia, wciąż
rozmyśla, jak przetłumaczyć to, co roztacza się przed jego oczami. Spójrzmy
na Cézanne'a. Maluje jabłka i drzewa. To wszystko. Ale czyni to w sposób nieskończenie
wysublimowany. Jeśli głęboko podziwia się naturę, nie można nie być
religijnym. Malowanie tego, co ma się przed oczami, to sposób przybliżania
się do boskości. Należy patrzeć, patrzeć i jeszcze raz patrzeć. Nie dorasta się
nigdy do tego, co się widzi. Malarstwo to inkarnacja, to dążenie do tego, co
zdaje się niemożliwe. Wizja wypływa z wnętrza, [a] sam akt malowania jest
modlitwą” (rozmowy Balthusa z Françoise Jaunin).
Sztuka Marii Kubiak zwrócona jest ku „czemuś” lub ku innym,
dlatego w jej ikonosferze znalazło się też miejsce dla człowieka. Artystka
maluje Twarze, wśród nich skupione, wyciszone wizerunki własne
i podobizny innych osób. Utrwala rysy ludzi zapatrzonych w głąb siebie,
„wycofanych”, zakamuflowanych, ukrytych za kurtyną podłużnych i lekkich
jak tkanina smug, przetarć i linii spływających w dół niby kolorowe strugi
deszczu. W owych cieniach portretów wywołuje wibrujące echa barw:
oranżów, brązów, różów, zieleni, szarości
i błękitów, czasem wzmacnianych czernią lub zatopionych
w półcieniu i tymi melanżami, modulacjami nasyca powierzchnie swoich
pasteli, które są bardziej obrazami niż rysunkami.
W tym, co Maria Kubiak tworzy, wybijają się często ślady spraw
ostatecznych, cierpienia, poczucia przemijania, tęsknoty, ale i nadziei.
Cierpienie wpisane jest w paradoksalny „ład” świata, w stan ludzkiego
istnienia naznaczonego złudzeniem wiecznego trwania. W tym „
porządku” splata się kwitnienie i obumieranie, szczęście i rozpacz, piękno
i brzydota. Niektórzy poeci sądzą, że ludzie nie są w stanie znieść
nadmiernej dawki rzeczywistości. Jednak człowiek, zgodnie ze swoim
rytmem wewnętrznym, może odcinać się od absurdalnych przejawów
egzystencji i ingerencji zła. Maria przełamuje te fatalne stygmaty siłą
duchowości, świadomością obecności boskiego pierwiastka we wszystkim co
żyje, szukaniem własnej drogi, zachwytem i dziękczynieniem za ofiarowane
dary, i swoją sztuką, w której stara się dotknąć Tajemnicy człowieka, natury
i sacrum. W ten sposób wyzwala się z niewoli doczesności i materii.
Malując, zachowuje pamięć
o sztuce świata i dokonaniach największych twórców, ale
ta wiedza nie przytłacza jej ani nie peszy; wie, że obszarom malarstwa może
oddać własną maleńką cząstkę. Uczestnicząc
w nieustającym spektaklu życia zatrzymuje w swojej twórczości jego odbity,
zwierciadlany obraz, który nosi w sobie. Kiedy się myśli o jej wewnętrznych
przeżyciach, osobowości i refleksyjnej, cierpliwej, cichej pracy, przypominają
się cudowne strofy z Popielca Thomasa Stearnsa Eliota o kobiecie,
Która szła między fiołkiem a fiołkiem
Która szła między
Wieloma rzędami przeróżnej zieleni
Szła w błękicie i bieli, barwach Marii,
Mówiła o rzeczach powszednich
Niewiedząca i świadoma wiecznego cierpienia
Szła niepewna wśród innych idących,
A która potem ożywiała źródła i odświeżała zdroje
Oto są lata, które mijają, unosząc
Daleko skrzypki i flety, odnawiając
Idącą w czasie między snem a jawą [...]
Ale źródło wytrysło i zaśpiewał ptak
Odkup czas, odkup marzenie
Świadectwo słowa nieusłyszanego
Niewypowiedzianego
Zanim wiatr strząśnie z cisów tysiąc szeptów
Na tym wygnaniu
przełożył Władysław Dulęba
Maria Kubiak — Droga krzyżowa