PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 46

Zbigniew Baran

KAROL WOJTYŁA – ARTYSTA DEMIURG





Spróbujmy powędrować za wielkim „mocarzem ducha” w świat idei, zrozumieć jego myśli, twórcze zmagania, wybory. Czy moja interpretacja odwołująca się do romantycznego wzoru artysty – demiurga jest uprawomocniona...? Dla pobudzenia wyobraźni posłużę się słowami Szekspira:



Gdy nędzne cyferki na małym świstku mogą znaczyć milion

– to i nam, zeru w tym wielkim rachunku,

na wyobraźnię swą pozwólcie działać...



Jan Paweł II zaznaczył swoją obecność w historii świata, współczesnej cywilizacji i kultury. Nie stały za nim jedno czy dwupłciowe armie, wielkie kapitały i korporacje. Działał poprzez słowo i swoją postawę. Był mistycznym pielgrzymem, który pragnął dotrzeć do każdego zakątka świata, do ludzi różnych nacji, religii, orientacji politycznych. W czym tkwiła jego fenomenalna siła, uniwersalne przesłanie jego myśli, starotestamentowa moc proroków na miarę Abrahama, Mojżesza?

Kiedy zaczynamy zastanawiać się nad drogą duchową i kapłańskim powołaniem Karola Wojtyły, widzimy również, jak wielką rolę w wykształceniu się jego niezwykłej formacji intelektualnej i religijnej odegrała literatura i sztuka, poezja i dramat. W okupacyjnym Teatrze Rapsodycznym w Krakowie prowadzonym przez wybitnego humanistę dr Mieczysława Kotlarczyka, rodem – tak jak Karol Wojtyła z Wadowic, 21. letni Karol w dramacie Króla Ducha Juliusza Słowackiego wcielił się w postać króla Bolesława Śmiałego (monolog ostatniego rapsodu V., niedokończonego eposu). Zdaniem uczestniczki okupacyjnego spektaklu, Danuty Michałowskiej, autorki unikalnej książki–świadectwa Karol Wojtyła artysta–kapłan, kolega–aktor w tym scenicznym dramacie przekroczył granice sztuki metafizyki. W Królu Duchu zrozumiał swoją przyszłą misję chrystusowego posłannika i kapłana. Mamy tutaj do czynienia z czymś fascynującym, kiedy dramat sztuki przenika dramat życia, kiedy mistyka staje się rzeczywistością, a słowo ciałem.



Teatr Okupacyjny, czyli gra ze sztuką i śmiercią


W okresie okupacji niemieckiej działały w Krakowie dwa niezależne teatry – które przeszły do historii polskiej kultury i dramatu – Rapsodyczny Mieczysława Kotlarczyka i  Podziemny Tadeusza Kantora. Pierwszy kultywował wielkość i artyzm poetyckiego słowa, tradycyjny epos, drugi operował językiem awangardy i obrazoburstwa. Różnice stylu były ewidentne, łączyło ich jednak to samo tworzywo dramaturgiczne: polski romantyzm – Słowacki i Wyspiański. W równym stopniu też aktorzy i uczestnicy kameralnych spektakli tych teatrów (próby i przedstawienia odbywały się w prywatnych mieszkaniach) ocierali się o śmierć. Władze hitlerowskie zakazywały – pod karą egzekucji i wywózek do obozów koncentracyjnych – wykonywania polskiego repertuaru klasycznego, tak w dziedzinie poezji, dramatu, jak i muzyki na czele z Chopinem. Brutalna rzeczywistość hitlerowska osaczała i zarazem prowokowała do kreatywnej gry. Tadeusz Kantor w inscenizacji Balladyny Słowackiego wykorzystał kostiumy wzorowane na niemieckim konstruktywizmie Bauhausie, a w Powrocie Odysa Wyspiańskiego, w rogu sceny umieścił lufę armatnią; nakazał – dla wzmocnienia grozy – by Odys w szynelu żołnierza Wehrmachtu, jeden ze swych monologów wygłaszał przez hitlerowską szczekaczkę. W Teatrze Rapsodycznym natomiast mocą słowa wywoływano wielkie duchy Polaków i legendarnych królów od Popiela, Piasta, po Leszka. W Królu Duchu, w dramaturgicznym napięciu pojawiają się „smętne i dzikie Germany”. W Pieśni II [werset VIII] Rapsodu I poeta mówi:



Na jednym pustym śród sosen smętarzu

Spotkałem smętne i dzikie Germany...

O! duchu! dawnej przeszłości malarzu!

Ty jeszcze widzisz te sosnowe ściany,

Wozy, ogniska, twarze przy rozżarzu,

I rzymskie z białych piszczeli kurhany,

A na nich orły wydarte legionom,

Podobne lampom złotym i koronom.



W tej samej Pieśni [werset XXXV] wystawia – zbudzonym z zaświatów Germanom – stos zemsty. Krzyczy gromowładnie:



Krzyk pierwszy, który z ust wyszedł, zwierzęcy,

Już nie podobny krzykowi człowieka,

Zbudził Germanów całe sto tysięcy:

I szli jak morze huczące z daleka,

Stos wystawiłem okropny! Książęcy!

Tak wysoki! że Wiślana rzeka

Na bladych trupów zatrzymana murze

Stanęła – cała jak upiór – w purpurze.



*


Odwołajmy się do wspomnień Danuty Michałowskiej z tamtych okupacyjnych czasów: „Ze względu na konieczność posiadania tzw. Arbeitskarte – jak pisze – pracowałam jako maszynistka w centrali „Społem”. Był początek sierpnia 41 roku, właśnie wróciłam z urlopu, kiedy niespodziewanie przyszedł do mnie do biura Karol, nota bene budząc pewną sensację wśród moich biurowych koleżanek, miał bowiem na sobie drelich robotniczy; zapewne wracał z pracy w podkrakowskim kamieniołomie...

Oczywiście od razu zrozumiałam, że przynosi jakąś ważną wiadomość. Wyszliśmy na korytarz i wtedy usłyszałam: „Przeczytaj Króla Ducha i przyjdź w środę na Komorowskiego (to był adres naszej koleżanki, gdzie często zbieraliśmy się); przyjechał Mietek Kotlarczyk. Zaczynamy robotę.”

Można by powiedzieć, że tymi słowy Karol ustawił dalszy mój los artystyczny.

Natychmiast po pracy poszłam do znanego antykwariatu Stefana Kamieńskiego przy ulicy Podwale i tam udało mi się kupić jedyny egzemplarz najlepszego, pełnego wydania Króla Ducha (w opracowaniu Jana Gwalberta Pawlikowskiego) – to właśnie ta książka miała być pod ręką na wszelki wypadek jako sufler, stąd wmontowane w oprawę kolorowe zakładki, wskazujące poszczególne fragmenty. Książka leżała na pianinie obok świecznika i w prapremierowym przedstawieniu zagrała jako „znak plastyczny”, obok zamieszczonej na tle ciemnej kotary, białej maski Słowackiego i wiązanki chryzantem”. Swoją relację autorka wzbogaca dołączonym zdjęciem z tego okresu Karola Wojtyły: przystojny, wysmukły mężczyzna, z bujną czupryną, o charakterystycznym zawadiackim spojrzeniu, ubrany w szeroką, świetnie skrojoną kurtkę.

Zacytujmy teraz fragmenty monologu króla Bolesława, który wykonywał i sugestywnie interpretował Karol Wojtyła. Jest to zasadnicza rola w finalnym rapsodzie spektaklu. Duch króla ukazany w całej grozie i rozpaczy, majaczy i przeklina, nie może znieść klątwy, którą rzucił na niego – poćwiartowany królewskim mieczem – biskup Stanisław. Złamana została idea królestwa i władzy, korona zbrukana krwią... Duch przemawia ustami aktora Teatru Rapsodycznego:



Na Skałce podniósł starzec drżące dłonie,

Klątwą zagroził. Dziś byłby to mały

Strach, kiedy mało ducha w ludzkim łonie,

A ciało tylko dorasta do chwały;



Lecz wtenczas jako przed wichrem wionie,

Duchy się w ciałach jak dęby zachwiały

I ustały się – i znowu poczuły,

Że się jak wody zapleśniałe psuły...

Nikt... jeno wrzody – i nędza wychodzi

Na słońce... idąc pod kościół zamknięty

Chciałem ratować tej tonącej łodzi,

Zacząć bój jaki – śmiały, choć przeklęty;

Chciałem krwią podnieść do siebie przepaście:

Zwołałem moich chorągwi dwanaście.

Jeszcze dziś widzę... listopad już śnieży –

Ja w zbroi – czekam, czy gdzie zarżą konie...

Wiatr głuchy czasem w ulice uderzy

I ruszy serce głuche w jakim dzwonie;

Czekam...wtem wjeżdża dziesięciu rycerzy

Na plac... złączają chorągwie i dłonie,

Jeden krąg czynią z żałobnych rumaków

I płaszczy czarnych i z tęczowych znaków.



Na wszystkich widzę są grube żałoby,

Wszyscy są jakby spod jednej mogiły;

Tylko chorągwie złotymi ozdoby

I kolorami na śniegu świeciły:

Wtem słyszę... zbroje jęknęły jak groby...

Przywalcie teraz mię, Osjaku bryły!

Niechaj raz drugi mój duch nie rozumie

Tej klątwy, która grzmi w chorągwi szumie!

(...)

„Oto ten kapłan” – rzekłem – ta gadzina

Chce mnie gryźć w serce – a wszystkim wiadomo,

Że umarłego pole Piotrowina

Pochwycił ręką kościelną, łakomą.

Ród się daleki teraz upomina,

A on mówi: dar in Domini domo,

Przed samą śmiercią nad boleści srogich,

Na wieki wieków oddano dla ubogich.

(...)



Rzekł. A te słowa, gdy mi doniesiono

W noc i przy pełnych winami pucharach,

Wstałem z pochodnią... i czoło koroną

Nakrywszy – szedłem na tron, cały w żarach.

Za mną pijaki zbrojne – a z szaloną

Myślą spróbować mieczyska na marach...

Tron otoczyli jak czerwone czarty;

Koło północy było. Sąd otwarty!



Wkrótce stawiono bladego biskupa,

Do którego ja rzekłem, cały pijany:

– „Alboś ty złodziej, albo ty nam trupa

Wywołaj z grobu i z tej białej ściany!

Wywołaj!...”



Odwróć ode mnie ten kielich.
Misterium teatru i przeznaczenia



Na prawykonaniu Króla Ducha Karol Wojtyła zachwyca potęgą głosu, ekspresją wcieleń w opętanego klątwą króla Bolesława. W tej sztuce skali dramaturgii ducha jest być może podobny wielkiemu Juliuszowi Osterwie, którego podziwiał i znał ze sceny, brał z nim udział – jako reżyser – w próbach okupacyjnego spektaklu Uciekła mi przepióreczka, dramatu Stefana Żeromskiego, napisanego specjalnie z myślą o Osterwie.

Natomiast w późniejszych wykonaniach roli Bolesława Śmiałego zmienia styl. Cieniuje, wycisza wygłaszane sekwencje, dochodzi u niego do głosu – zauważalna wśród aktorów i świadków przedstawienia Króla Ducha – głębsza refleksja, bojaźń i drżenie przed okrucieństwem grzechu. Odegrane w ujęciu ewangelicznym misterium „krwi i grzechu” nie kończy się. Karol Wojtyła dopisuje do Króla Ducha własne przesłanie, jako następca biskupa Stanisława ponawia rozmowę ze splamionym duchem króla. Modli się, wracając z Rzymu do Krakowa, nad grobem Bolesława w Osjaku (Karyntia, południowa Austria), gdzie – według podań – miały spocząć zwłoki tułającego się na wygnaniu polskiego króla. Z okazji dziewięćsetnej rocznicy objęcia biskupstwa krakowskiego przez Stanisława ze Szczepanowa (1072) i jego męczeńskiej śmierci pisze przejmujący poemat Stanisław. Zainspirowany mistycznym „tchnieniem ukrytego Ducha” próbuje jeszcze raz zrozumieć jądro dramatu, odwrócić fatum przekleństwa. W języku poetyckiego eposu zwraca się do nas:



(...) Pragnę opisać mój Kościół w człowieku, któremu dano imię

Stanisław

I imię to król Bolesław mieczem wpisał w najstarsze kroniki.

Imię to mieczem wpisał na posadzce katedry, gdy spłynęły

po niej strugi krwi.

(...)

Myślał król może, nie narodzi się z ciebie Kościół jeszcze dziś –

nie narodzi się naród ze słowa, co karci ciało i krew,

narodzi się z miecza, z mego miecza, który przetnie w połowie

Twe słowa

narodzi się z krwi rozlanej...: myślał może król.

Ukryte tchnienie Ducha w jedno wszelako zespoli

słowo przecięte i miecz, złamało stos mózgowy i ręce pełne krwi...

i mówi: pójdziecie w przyszłości razem, nie rozdzieli was nic!

(...)

Myślał może Stanisław: słowo moje zaboli ciebie i nawróci,

przyjdziesz do bram katedry jak pokutnik,

przyjdziesz postem wycieńczony, prześwietlony wewnętrznym

głosem...

i dołączysz do Stołu Pańskiego jak marnotrawny syn.

Słowo nie nawróciło, nawróci krew –

nie zdążył może pomyśleć biskup:

odwróć ode mnie ten kielich...





Artysta demiurg


Skorzystajmy z licencji krytyka i spójrzmy na Jana Pawła II jak na artystę słowa i dramatu, demiurga uczuć i ludzkich gestów:

Jaką moc wydobywał ze swojego głosu? Jak nim grał? Jak budował napięcia w czasie wygłaszanych przez siebie wystąpień i homilii? Jak ogarniał milionowe tłumy zgromadzonych wiernych? Jakie przekazywał znaki? Jak otwierał szeroko ramiona? Jak po przybyciu do każdego zakątka świata, klękał i rytualnie całował ziemię? Jakimi posługiwał się wreszcie uniwersalnymi słowami–kluczami, które odcisnął w naszej pamięci; „Niech Duch zstąpi i odnowi oblicze tej ziemi!”, „Otwórzcie drzwi Chrystusowi!”, „Nie lękajcie się!”, „Wstańcie, chodźmy...!”.

Karol Wojtyła od czasów okupacji hitlerowskiej czerpał natchnienie z mistycznych pism Juliusza Słowackiego, jako czytelnik, aktor Teatru Rapsodycznego, poeta i dramaturg, Z zagadką Króla Ducha zmagał się do końca życia. To w wędrówce duchów zapisane zostały jego losy i proroctwo namaszczenia na tron św. Piotra; tytaniczna moc, „globowe siły”, cuda miłosierdzia, obrzędy dzielenia się mistycznym chlebem. Polski romantyk, twórca eposów słowiańskich i dramatów narodowych, jak Kordiana i Anhellego. Przewidział wybór Polaka–Słowianina na papieża Rzymu i chrześcijaństwa. W nieznanym za życia wizyjnym wierszu Pośród niesnasków..., powstałym w zbliżonym okresie, jak epos Króla Ducha 1848/1849 r., pisze:



Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza

W ogromny dzwon,

Dla Słowiańskiego oto Papieża

Otwarty tron.

Ten przed mieczem tak nie uciecze

Jak ten Włoch.

On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze;

Świat mu to proch.



W profetycznych słowach opisuje jego postać i dziejową misję:



Twarz jego słońcem rozpromieniona,

Lampa dla sług.

Za nim rosnące pójdą plemiona

W światło – gdzie Bóg.

Na jego pacierz i rozkazanie

Nie tylko lud –

Jeśli rozkaże – słońce stanie,

Bo moc – to cud.



On się już zbliża – rozdawca nowy

Globowych sił.

Cofnie się w żyłach pod jego słowy

Krew naszych żył;

W sercach się zacznie światłości Bożej

Strumienny ruch.

Co myśl pomyśli przezeń, to stworzy,

Bo moc – to duch.



A trzeba mocy, byśmy ten Pański

Dźwignęli świat...

Wtem oto idzie – Papież Słowiański,

Ludowy brat...

Oto już leje balsamy świata

Do naszych łon,

Hufiec aniołów = kwiatem umiata

Dla niego tron.

On rozda miłość, jak dziś mocarze

Rozdają broń,

Sakramentalną moc on pokaże

Świat wziąwszy w dłoń.



W ostatniej części odsłania znaki Boga Niebios i przekazuje – znany nam obraz z uroczystości pogrzebowych Papieża – „Że praca duchów – będzie widzialna/ Przed trumną tu!”. Jednoczy nas z Niebiańskim Pomazańcem Chrystusa:



Gołąb mu słowa – słowem wyleci,

Podniesie wieść,

Nowinę słodką, że Duch już święci

I ma swą cześć;

Niebo się nad nim – pięknie otworzy

Z obojgu stron,

Bo on na tronie stanął i tworzy

I świat i tron.

On przez narody uczynił bratnie,

Wydawszy głos,

Że duchy pójdą w cele ostatnie

Przez ofiar stos.

Moc mu pomoże sakramentalna

Narodów stu.

Że praca duchów – będzie widzialna

Przed trumną tu.

Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość,

Robactwo – gad.

Zdrowie przyniesie – rozpali miłość

I zbawi świat.

Wnętrza kościołów on powymiata.

Oczyści sień.

Boga pokaże w twórczości świata,

Jasno jak dzień.



*


W mistycznej wędrówce duchów przekraczane są granice czasu i przestrzeni. Wróćmy do sentencji Szekspira. Każdy z nas może być tym kolejnym Zerem – po Jedynce – w tym Wielkim Rachunku Wyobraźni.



Tekst wygłoszony w ramach „Wieczorów Teatru i Poezji” w Galerii Politechniki Krakowskiej „Stara Polana” w Zakopanem, 2 lipca 2005.

W tekście korzystałem z książek i źródeł, jak: Danuta Michałowska opowiada, Karol Wojtyła artysta – kapłan, PROSPEKT, Poznań 2000; Karol Wojtyła, „Miłość mi wszystko wyjaśniła”, WIERSZE I POEMATY, Kraków 2005; Waldemar Smaszcz, Słowo poetyckie Karola Wojtyły, Warszawa 1998; Juliusz Słowacki, Dzieła wszystkie, pod red. J. Kleinera, Wrocław 1960; Juliusz Słowacki, Król Duch. Rapsod I, Universitas, Kraków 2002.





 <– Strona głównanbsp;Spis treści numeru