Mamy więc (mielibyśmy) taki oto tatrzański monument: gdzieś na Giewoncie albo na Kościelcu (wedle pomysłu Sienkiewicza), albo gdzieś na hali pod Ornakiem lub pod Sarnią Skałą (wedle pomysłu Witkiewicza) stałby, rozkładając swe potężne skrzydła, ogromny anioł z brązu (nadludzkiej a nawet nadanielskiej wysokości i dlatego widoczny zewsząd – z Krupówek i ze szczytu Gubałówki, a przy dobrej pogodzie może i z Krakowa), za otwartymi na wieki skrzydłami anioła i za zamkniętą (też na wieki) granitową bramą stałaby trumna ze zwłokami Słowackiego, a ku aniołowi i ku jego rozłożonym skrzydłom, i ku odwiecznej trumnie za zamkniętą bramą wędrowaliby skalnymi ścieżkami (również całkiem nieźle widoczni z Gubałówki) polscy pielgrzymi. Trudno zrozumieć dlaczego ten wspaniały pomysł dwóch naszych pisarzy nie został zrealizowany – i dlaczego Słowackiego pochowano, kiedy wreszcie było to już możliwe, w wilgotnych ciemnościach wawelskich podziemi, a nie w niedostępnej ścianie Giewontu. Pewnie stało się tak dlatego, że właśnie tacy jesteśmy my, Polacy: coś sobie pięknie wymyślimy, ale nie potrafimy tego zrealizować – i zaraz też o tym, że coś pięknego wymyśliliśmy, zapominamy.
(Jarosław Marek Rymkiewicz „Słowacki. Encyklopedia”; hasło Grób w Tatrach)
Do lektury nowej (po Leśmianie) Encyklopedii Jarosława Marka
Rymkiewicza zabrałem się z najwyższym zainteresowaniem Od wielu dni mam
ją stale pod ręką, kartkuję, przeglądam, czytam linearnie,
w porządku haseł, i na wyrywki, losowo; w kontrapunkcie także z samym
Słowackim (wiersze, poematy, dramaty, listy), należącym wszak do
najbliższych mi duchów poetyckich czytanych stale, na głos i po
cichu, rozmaite rzeczy, z różnych miejsc i okresów twórczości
(najbardziej tu smakowite: okruchy, fragmenty niewykończonych
i nieukończonych dramatów, poematów), Król Duch także,
wielokrotnie odczytywany...
Słowacki – jako osobowość, żywy człowiek, geniusz poetycki –
jest głównym przedmiotem tej Encyklopedii: jego życie
i twórczość, znajome mu osoby, miejsca, w których przebywał, przedmioty
różne, którymi się posługiwał; także – badacze jego twórczości.
Jednym słowem wszystko, co według autora Encyklopedii,
w istotny sposób mogło się z osobą Poety, mniej lub bardziej, wiązać.
Pisze Rymkiewicz na wstępie:
„Książka ta przeznaczona jest dla miłośników twórczości Juliusza
Słowackiego – takich, którzy wiedzą o nim trochę, takich, którzy
wiedzą dużo, oraz takich, którzy dopiero chcieliby się czegoś o jego
życiu i twórczości dowiedzieć.
Przeznaczona jest także dla miłośników życia, których niekoniecznie
interesuje Słowacki oraz jego twórczość – takich, którzy lubią czytać
o życiu i którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś właśnie z tej
dziedziny.
Mówiąc trochę inaczej, moje encyklopedyczne dzieło będzie naukową
relacją o sytuacjach i warunkach, w jakich powstawały utwory
Słowackiego, jest też niekończącą się opowieścią o całym jego życiu –
taką opowieścią, którą czytelnicy nazywają powieścią.
Jak to w życiu, w tej naukowej opowieści – powieści jest wiele
różnych rzeczy, ale mogłoby być więcej lub mniej. Całość życia nie da
się opowiedzieć, ponieważ całości takiej nie ma –
Do tego, co wydaje się nam całością naszego życia, zawsze jeszcze
można dorzucić jakiś kawałek – coś takiego, o czym zapomnieliśmy.
Można też z tego coś ująć.”
Teraz moja uwaga bardziej osobista – odnośnie metody i stylu
biograficznych i encyklopedycznych książek Rymkiewicza (Słowacki,
Mickiewicz, Leśmian). Skąd ich ta bliskość dla mnie? Tym bardziej
zaskakująca, że postawa autora – jako historyka – badacza
literatury (bo godzi on w sobie, zadziwiająco, pisarza – poetę
z badaczem!) jest radykalnie anty – interpretacyjna, zwrócona
przeciw nadużyciom interpretacji. Głównym zaś tutaj przeciwnikiem
Rymkiewicza jest Juliusz Kleiner, największy z naszych badaczy
życia i twórczości Słowackiego oraz wydawców jego dzieł.
„Działając (przez całe życie) z niebywałą konsekwencją, a zarazem
w przeświadczeniu, że to, co robi [...] jest działalnością ściśle
naukową, Kleiner opisał niemal wszystkie (czy może nawet wszystkie)
utwory Słowackiego, wymownie i pięknie, nie zdając sobie jednak sprawy
z tego, że opisy te są prezentacją jego własnych myśli na temat tych
utworów [...] , natomiast z rzeczywistym życiem i z rzeczywistymi
dziełami Słowackiego (czyli z faktami istnieniowymi, które dopraszały
się o ścisły i wierny opis) związane są dość luźno. Jak wszystkie takie
myśli – także i myśli Kleinera na temat hipotetycznej treści duchowej
utworów Słowackiego związane były natomiast bardzo ściśle z epoką,
w której powstawały, a także z osobistymi gustami i osobistymi
wierzeniami Kleinera (również, co oczywiste, mocno zależnymi od gustów
i wierzeń tejże epoki).”
Takie poglądy – a rozciągają się one i na interpretację dzieł
muzycznych czy malarskich – uderzają, przyznam się, pośrednio także
i we mnie, bo i ja, w moim pisaniu o muzyce („hermeneutycznym”czy
„fenomenologicznym”) taką interpretacją się zajmuję. Ale choć
przeciwne, są mi zarazem bliskie, bo ja, w gruncie rzeczy, czuję i myślę
podobnie jak Rymkiewicz, sceptyczny nieraz wobec tego, co robię...
Pytam więc jeszcze sam siebie: skąd u mnie to rozmiłowanie
w biograficznych książkach Rymkiewicza? Wszak tego gatunku/rodzaju
literackiego – biografii tyczącej twórców – ja sam niezbyt lubię.
Lektura większości pracowicie dzierganych historii życia wielkich
twórców nudzi mnie, zaczynam czytać, nigdy jednak nie zdarza mi się
dobrnąć do końca.
I oto teraz spotykam Rymkiewiczowskie „Encyklopedie” –
z założenia ściśle biograficzne, rygorystycznie dokumentarne,
oparte na faktach stwierdzonych, na niekwestionowanych
danych, na wiarygodnych źródłach. Kiedy zaś – co się zdarza –
źródła są niepewne, wtedy pojawia się wyraźnie zaznaczony domysł,
przypuszczenie... Rymkiewicz – wielki poeta i wybitny zarazem badacz
literatury – stwarza (wyłącznie dla siebie!) rewelacyjnie nowy rodzaj
biografistyki.
Jak do tego dochodził; jak się te formy ujęć biograficznych
kształtowały, rozwijały, ewoluowały – tego dokładnie nie wiem, mogę
tylko domniemywać, próbować tłumaczenia. Powiedzmy – makrorytmem
triady (Heglowskiej?). Najpierw więc był czas silnej poetycko –
badawczej fascynacji (młodzieńczej!), rozmiłowania, rozsmakowania,
niezróżnicowanej jeszcze potencjalności przyszłych form wypowiedzi.
Następnie – faza rozkwitu i pełnej dojrzałości nowych form (rodzajów?
gatunków?): Fredro, Słowacki, cykl o Mickiewiczu (gdzie każda z trzech
książek, mimo wspólnych zasad, inną ma strukturę), rzecz o Spitznaglu.
I wreszcie faza trzecia, późna – syntezy i formy nowej – której
owocem są właśnie Encyklopedie (Leśmian, Słowacki).
W Encyklopediach frapujący jest już sam modus komponowania takiej
właśnie biografii: z kilkudziesięciu – stupięćdziesięciu szczegółów
(chciało by się to nazwać wręcz metafizyką
szczegółu!), ujętych w formę odrębnych haseł i ułożonych w porządku
alfabetycznym encyklopedii. Zaś smak takiej książki tkwi głównie w języku,
w niezrównanym, nie – do – podrobienia Rymkiewiczowskim
stylu! Tylko takie więc biografie mogę i chcę czytać, rozkoszować
się nimi, współgrać z tokiem myśli autora zestawiającej fakty, cieszyć
się jego dowcipem, także czasem posprzeczać się z nim... – Tak więc
szczegół – detal biograficzny skupiony wokół przedmiotu
– jako substancja tak pomyślanej biografii; i egzystencjalna
metafizyka szczegółu, jako jej – nienazwane – sedno.
Szczegóły zaś są najrozmaitsze, z różnych poziomów życia i twórczości,
wybrane według autorskiego klucza, zgodnie z wizją postaci Słowackiego
– intuicyjną, poetycką (wszak poeta tu pisze o poecie!), zarazem
opartą na gruntownych studiach życia i twórczości.
Czy i w jaki sposób te rozsypane, zebrane, wybrane szczegóły
łączą się w jakąś (sensowną?) całość, na zasadzie głębszej niż tylko
alfabetyczna? Frapujące pytanie! W każdym razie taka Encyklopedia
uderza, rzec można, w samą podstawę tradycyjnej biografistyki:
zasadę porządkowania, rekonstrukcji faktów według czasu linearnego
życia, od – do, w jednym kierunku, od narodzin do śmierci.
Encyklopedia adresowana jest przede wszystkim do czytelnika
inteligentnego, wnikliwego, któremu równie bliski jest poeta Słowacki,
co i o nim piszący poeta Rymkiewicz...
Z owych 150 szczegółów – haseł w porządku alfabetycznym
uszeregowanych, wyłania się wszakże pewna hierarchia wartości:
rzeczy mniej ważnych, bardziej ważnych i absolutnie najważniejszych.
Tym absolutem zaś w Encyklopedii, jej stałym punktem odniesienia jest
geniusz poetycki Słowackiego, on sam poetycki do rdzenia i cały
w swojej poezji. Rymkiewicz przypomina nam o tym w wielu miejscach
książki, swoim stylem z lekka prześmiewczym, ironicznie –
prowokacyjnym, a w gruncie poważnym – paroma słowami nieraz wnikając
w istotę poezji tak głęboko, jak tylko możliwe...
Jak go wydać – ale tak, żeby to wielkie dzieło, które jest czytane
teraz tylko przez historyków literatury, mogło być czytane przez
wszystkich Polaków, którzy lubią czytać poezję? Sto lat pracy wydawców
i badaczy nad udostępnieniem czytelnikom Króla – Ducha
skończyło się tym, ze do poematu tego nikt, poza fachowcami, nie ma
obecnie dobrego dostępu. Tak dłużej być nie może – z Króla –
Ducha trzeba zrobić rzecz do czytania. Punktem wyjścia mojego projektu
jest założenie, że Słowacki pisał Króla – Ducha w stanie
kompletnego szaleństwa. Mówiąc inaczej, jest to wariackie dzieło
wariata. [...] W Królu – Duchu są fragmenty olśniewającej
piękności, są tam najpiękniejsze strofy poezji polskiej – obok
fragmentów żenująco słabych i nieudolnych. Jak to u wariata. Kolejni
edytorzy mogliby więc wybierać z całego tego bezładu i bezsensu
najpiękniejsze fragmenty i układać z nich antologie pod tytułem Sto
najpiękniejszych strof Króla – Ducha albo Tysiąc
najpiękniejszych fragmentów Króla – Ducha.
Dopiero wtedy zobaczylibyśmy, że ten poemat szaleńca jest jednym
z największych dzieł literatury polskiej.
(J.R.Rymkiewicz „Słowacki Encyklopedia”.
Hasło Król – Duch – jak go wydać)