PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 45


Bohdan Pociej

Słowacki. Encyklopedia Jarosława Marka Rymkiewicza





Mamy więc (mielibyśmy) taki oto tatrzański monument: gdzieś na Giewoncie albo na Kościelcu (wedle pomysłu Sienkiewicza), albo gdzieś na hali pod Ornakiem lub pod Sarnią Skałą (wedle pomysłu Witkiewicza) stałby, rozkładając swe potężne skrzydła, ogromny anioł z brązu (nadludzkiej a nawet nadanielskiej wysokości i dlatego widoczny zewsząd – z Krupówek i ze szczytu Gubałówki, a przy dobrej pogodzie może i z Krakowa), za otwartymi na wieki skrzydłami anioła i za zamkniętą (też na wieki) granitową bramą stałaby trumna ze zwłokami Słowackiego, a ku aniołowi i ku jego rozłożonym skrzydłom, i ku odwiecznej trumnie za zamkniętą bramą wędrowaliby skalnymi ścieżkami (również całkiem nieźle widoczni z Gubałówki) polscy pielgrzymi. Trudno zrozumieć dlaczego ten wspaniały pomysł dwóch naszych pisarzy nie został zrealizowany – i dlaczego Słowackiego pochowano, kiedy wreszcie było to już możliwe, w wilgotnych ciemnościach wawelskich podziemi, a nie w niedostępnej ścianie Giewontu. Pewnie stało się tak dlatego, że właśnie tacy jesteśmy my, Polacy: coś sobie pięknie wymyślimy, ale nie potrafimy tego zrealizować – i zaraz też o tym, że coś pięknego wymyśliliśmy, zapominamy.


(Jarosław Marek Rymkiewicz „Słowacki. Encyklopedia”; hasło Grób w Tatrach)




Do lektury nowej (po Leśmianie) Encyklopedii Jarosława Marka Rymkiewicza zabrałem się z najwyższym zainteresowaniem Od wielu dni mam ją stale pod ręką, kartkuję, przeglądam, czytam linearnie, w porządku haseł, i na wyrywki, losowo; w kontrapunkcie także z samym Słowackim (wiersze, poematy, dramaty, listy), należącym wszak do najbliższych mi duchów poetyckich czytanych stale, na głos i po cichu, rozmaite rzeczy, z różnych miejsc i okresów twórczości (najbardziej tu smakowite: okruchy, fragmenty niewykończonych i nieukończonych dramatów, poematów), Król Duch także, wielokrotnie odczytywany...

Słowacki – jako osobowość, żywy człowiek, geniusz poetycki – jest głównym przedmiotem tej Encyklopedii: jego życie i twórczość, znajome mu osoby, miejsca, w których przebywał, przedmioty różne, którymi się posługiwał; także – badacze jego twórczości. Jednym słowem wszystko, co według autora Encyklopedii, w istotny sposób mogło się z osobą Poety, mniej lub bardziej, wiązać. Pisze Rymkiewicz na wstępie:

„Książka ta przeznaczona jest dla miłośników twórczości Juliusza Słowackiego – takich, którzy wiedzą o nim trochę, takich, którzy wiedzą dużo, oraz takich, którzy dopiero chcieliby się czegoś o jego życiu i twórczości dowiedzieć.

Przeznaczona jest także dla miłośników życia, których niekoniecznie interesuje Słowacki oraz jego twórczość – takich, którzy lubią czytać o życiu i którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś właśnie z tej dziedziny.

Mówiąc trochę inaczej, moje encyklopedyczne dzieło będzie naukową relacją o sytuacjach i warunkach, w jakich powstawały utwory Słowackiego, jest też niekończącą się opowieścią o całym jego życiu – taką opowieścią, którą czytelnicy nazywają powieścią.

Jak to w życiu, w tej naukowej opowieści – powieści jest wiele różnych rzeczy, ale mogłoby być więcej lub mniej. Całość życia nie da się opowiedzieć, ponieważ całości takiej nie ma –

Do tego, co wydaje się nam całością naszego życia, zawsze jeszcze można dorzucić jakiś kawałek – coś takiego, o czym zapomnieliśmy. Można też z tego coś ująć.”

Teraz moja uwaga bardziej osobista – odnośnie metody i stylu biograficznych i encyklopedycznych książek Rymkiewicza (Słowacki, Mickiewicz, Leśmian). Skąd ich ta bliskość dla mnie? Tym bardziej zaskakująca, że postawa autora – jako historyka – badacza literatury (bo godzi on w sobie, zadziwiająco, pisarza – poetę z badaczem!) jest radykalnie anty – interpretacyjna, zwrócona przeciw nadużyciom interpretacji. Głównym zaś tutaj przeciwnikiem Rymkiewicza jest Juliusz Kleiner, największy z naszych badaczy życia i twórczości Słowackiego oraz wydawców jego dzieł.

„Działając (przez całe życie) z niebywałą konsekwencją, a zarazem w przeświadczeniu, że to, co robi [...] jest działalnością ściśle naukową, Kleiner opisał niemal wszystkie (czy może nawet wszystkie) utwory Słowackiego, wymownie i pięknie, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, że opisy te są prezentacją jego własnych myśli na temat tych utworów [...] , natomiast z rzeczywistym życiem i z rzeczywistymi dziełami Słowackiego (czyli z faktami istnieniowymi, które dopraszały się o ścisły i wierny opis) związane są dość luźno. Jak wszystkie takie myśli – także i myśli Kleinera na temat hipotetycznej treści duchowej utworów Słowackiego związane były natomiast bardzo ściśle z epoką, w której powstawały, a także z osobistymi gustami i osobistymi wierzeniami Kleinera (również, co oczywiste, mocno zależnymi od gustów i wierzeń tejże epoki).”

Takie poglądy – a rozciągają się one i na interpretację dzieł muzycznych czy malarskich – uderzają, przyznam się, pośrednio także i we mnie, bo i ja, w moim pisaniu o muzyce („hermeneutycznym”czy „fenomenologicznym”) taką interpretacją się zajmuję. Ale choć przeciwne, są mi zarazem bliskie, bo ja, w gruncie rzeczy, czuję i myślę podobnie jak Rymkiewicz, sceptyczny nieraz wobec tego, co robię...

Pytam więc jeszcze sam siebie: skąd u mnie to rozmiłowanie w biograficznych książkach Rymkiewicza? Wszak tego gatunku/rodzaju literackiego – biografii tyczącej twórców – ja sam niezbyt lubię. Lektura większości pracowicie dzierganych historii życia wielkich twórców nudzi mnie, zaczynam czytać, nigdy jednak nie zdarza mi się dobrnąć do końca.

I oto teraz spotykam Rymkiewiczowskie „Encyklopedie” – z założenia ściśle biograficzne, rygorystycznie dokumentarne, oparte na faktach stwierdzonych, na niekwestionowanych danych, na wiarygodnych źródłach. Kiedy zaś – co się zdarza – źródła są niepewne, wtedy pojawia się wyraźnie zaznaczony domysł, przypuszczenie... Rymkiewicz – wielki poeta i wybitny zarazem badacz literatury – stwarza (wyłącznie dla siebie!) rewelacyjnie nowy rodzaj biografistyki.

Jak do tego dochodził; jak się te formy ujęć biograficznych kształtowały, rozwijały, ewoluowały – tego dokładnie nie wiem, mogę tylko domniemywać, próbować tłumaczenia. Powiedzmy – makrorytmem triady (Heglowskiej?). Najpierw więc był czas silnej poetycko – badawczej fascynacji (młodzieńczej!), rozmiłowania, rozsmakowania, niezróżnicowanej jeszcze potencjalności przyszłych form wypowiedzi. Następnie – faza rozkwitu i pełnej dojrzałości nowych form (rodzajów? gatunków?): Fredro, Słowacki, cykl o Mickiewiczu (gdzie każda z trzech książek, mimo wspólnych zasad, inną ma strukturę), rzecz o Spitznaglu. I wreszcie faza trzecia, późna – syntezy i formy nowej – której owocem są właśnie Encyklopedie (Leśmian, Słowacki).

W Encyklopediach frapujący jest już sam modus komponowania takiej właśnie biografii: z kilkudziesięciu – stupięćdziesięciu szczegółów (chciało by się to nazwać wręcz metafizyką szczegółu!), ujętych w formę odrębnych haseł i ułożonych w porządku alfabetycznym encyklopedii. Zaś smak takiej książki tkwi głównie w języku, w niezrównanym, nie – do – podrobienia Rymkiewiczowskim stylu! Tylko takie więc biografie mogę i chcę czytać, rozkoszować się nimi, współgrać z tokiem myśli autora zestawiającej fakty, cieszyć się jego dowcipem, także czasem posprzeczać się z nim... – Tak więc szczegół – detal biograficzny skupiony wokół przedmiotu – jako substancja tak pomyślanej biografii; i egzystencjalna metafizyka szczegółu, jako jej – nienazwane – sedno. Szczegóły zaś są najrozmaitsze, z różnych poziomów życia i twórczości, wybrane według autorskiego klucza, zgodnie z wizją postaci Słowackiego – intuicyjną, poetycką (wszak poeta tu pisze o poecie!), zarazem opartą na gruntownych studiach życia i twórczości.

Czy i w jaki sposób te rozsypane, zebrane, wybrane szczegóły łączą się w jakąś (sensowną?) całość, na zasadzie głębszej niż tylko alfabetyczna? Frapujące pytanie! W każdym razie taka Encyklopedia uderza, rzec można, w samą podstawę tradycyjnej biografistyki: zasadę porządkowania, rekonstrukcji faktów według czasu linearnego życia, od – do, w jednym kierunku, od narodzin do śmierci. Encyklopedia adresowana jest przede wszystkim do czytelnika inteligentnego, wnikliwego, któremu równie bliski jest poeta Słowacki, co i o nim piszący poeta Rymkiewicz...

Z owych 150 szczegółów –  haseł w porządku alfabetycznym uszeregowanych, wyłania się wszakże pewna hierarchia wartości: rzeczy mniej ważnych, bardziej ważnych i absolutnie najważniejszych. Tym absolutem zaś w Encyklopedii, jej stałym punktem odniesienia jest geniusz poetycki Słowackiego, on sam poetycki do rdzenia i cały w swojej poezji. Rymkiewicz przypomina nam o tym w wielu miejscach książki, swoim stylem z lekka prześmiewczym, ironicznie – prowokacyjnym, a w gruncie poważnym – paroma słowami nieraz wnikając w istotę poezji tak głęboko, jak tylko możliwe...


Jak go wydać – ale tak, żeby to wielkie dzieło, które jest czytane teraz tylko przez historyków literatury, mogło być czytane przez wszystkich Polaków, którzy lubią czytać poezję? Sto lat pracy wydawców i badaczy nad udostępnieniem czytelnikom Króla – Ducha skończyło się tym, ze do poematu tego nikt, poza fachowcami, nie ma obecnie dobrego dostępu. Tak dłużej być nie może – z Króla – Ducha trzeba zrobić rzecz do czytania. Punktem wyjścia mojego projektu jest założenie, że Słowacki pisał Króla – Ducha w stanie kompletnego szaleństwa. Mówiąc inaczej, jest to wariackie dzieło wariata. [...] W Królu – Duchu są fragmenty olśniewającej piękności, są tam najpiękniejsze strofy poezji polskiej – obok fragmentów żenująco słabych i nieudolnych. Jak to u wariata. Kolejni edytorzy mogliby więc wybierać z całego tego bezładu i bezsensu najpiękniejsze fragmenty i układać z nich antologie pod tytułem Sto najpiękniejszych strof Króla – Ducha albo Tysiąc najpiękniejszych fragmentów Króla – Ducha.

Dopiero wtedy zobaczylibyśmy, że ten poemat szaleńca jest jednym z największych dzieł literatury polskiej.


(J.R.Rymkiewicz „Słowacki Encyklopedia”.
Hasło Król – Duch – jak go wydać)





 <– Spis treści numeru