PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 45


Beata Wróblewska

Obcość i dar




Siedzimy przy naszym ogniu
Śmiejemy się, żartujemy
Czuję ciepło twojego ramienia
Anka usypia na moich kolanach
Jest ciężka i ciepła
Opodal nasza Marysia gada z przyjaciółką
Wokół nasze drzewa
W czerni nieba
drobiny naszych gwiazd
Gdzieś tam
Przy oknie w mroku
Stoi mój autystyczny siostrzeniec
– Aaaa...a nie mówiłem...aaa – zawodzi
milknie

Patrzy w te same gwiazdy
I słucha ciemności
Zamknięty w ciele, które nie rozumie świata.



Obcość i odrębność. Tak najpełniej można wyrazić niepełnosprawność. Bo niepełnosprawność jest często trudna do zaakceptowania. Fizyczna ułomność odpychać może brzydotą lub dziwacznością i dzisiaj jest trudniejsza niż kiedykolwiek ze względu na szczególną wartość, którą świat współczesny nadaje zdrowiu, sile, urodzie i młodości. Niepełnosprawność umysłowa i psychiczna jest jeszcze bardziej samotna.

Mój siostrzeniec Błażej jest autystyczny. Dopiero kiedy wychodzę z Błażejem na zewnątrz i widzę zdziwione spojrzenia, uświadamiam sobie jego odrębność i dziwaczność. Błażej bez przerwy poprawia buty, zdejmuje skarpetki, wykrzykuje głośno różne bezsensowne słowa czy fragmenty zdań, niekiedy przekleństwa, ma przymus sikania. Zagadnięty patrzy w bok i nie odpowiada lub udziela absurdalnych odpowiedzi. W sklepie nadgryza rogaliki czy czekoladki. Potrafi cały dzień przesiedzieć w łazience lub przestać przy parapecie okiennym. Kontakt z Błażejem wymaga dużego wysiłku.

Niekiedy wydaje się, że Błażej nie jest w pełni świadomy siebie i swojej odrębności, i obcości w świecie. Wiadomo jednak, że autystycy czują i wiedzą więcej, niż nam się wydaje.

Niepełnosprawność umysłowa i psychiczna izoluje także najbliższych osoby dotkniętej chorobą. Kiedy próbuje określić sytuację ludzi towarzyszących niepełnosprawnym, zwykle myślę o baśni Marii Krüger „Apolejka i jej osiołek”. Pozwolę sobie ją krótko streścić.

Królewna Apolejka stała przy oknie wieży swojego zamku. Nagle zobaczyła, jak do zamkowego ogrodu wchodzi piękny, młody królewicz. Zanim zdołała go ostrzec, królewicz napił się wody z zaczarowanej studzienki, która znajdowała się w ogrodzie, i zamienił w osiołka. Królewicza można było odczarować tylko w jeden sposób. Powinien zjeść jabłko, rosnące na zaczarowanej jabłonce w zamkowym sadzie. Niestety zostało już na niej tylko jedno małe jabłuszko. Królewna Apolejka zatrzęsła pniem zaczarowanej jabłonki. Jabłko spadło na ziemię, a potem potoczyło się po drodze w dół, w stronę pobliskiego miasteczka. Królewna wskoczyła na grzbiet osiołka i zaczęli gonić uciekające jabłuszko.

Kiedy wbiegli do miasta, jabłko wtoczyło się na rynek i ukryło w stosie jabłek, sprzedawanych przez przekupkę. Nie było rady! Osiołek musiał zjadać po kolei wszystkie jabłka, chociaż jabłek nie lubił. A królewna oddawała przekupce po kolei swoją koronę, korale, parasolkę, buciki. W końcu zostało tylko jedno, małe nadgryzione jabłuszko. I chociaż osiołek miał już dość, zjadł to jabłko. I wtedy przybrał ludzką postać. Tylko głowa pozostała ośla. Jabłko było przecież nadgryzione... Ludzie zgromadzeni na rynku zaczęli się śmiać z chłopca z oślą głową. A po pyszczku osiołka spłynęła łza.

– Nie martw się, osiołku – powiedziała królewna – zawsze będę cię lubić i pocałowała oślą mordkę. I tego było potrzeba, by osiołek został odczarowany do końca.

Jest w tej bajce wszystko o towarzyszeniu osobie niepełnosprawnej: konieczność opuszczenia naszej wieży i zejścia na ziemię, wytrwała pogoń za możliwością uleczenia, niechęć pacjenta do terapii, oddawanie swojego czasu, młodości, rezygnacja z kariery, możliwości zarabiania pieniędzy, rozrywek, niezrozumienie i niekiedy szyderstwo otoczenia, uparte trwanie przy osobie dotkniętej cierpieniem i odmiennej od nas. Jest też miłość, która odczarowuje lub chociaż przez chwilę pozwala pod oślą maską dostrzec prawdziwą ludzką twarz, niekiedy wykrzywioną cierpieniem, czasami radosną.

Obcość i odrębność udaje się niekiedy przekroczyć. Czasami, kiedy bawię się z Błażejem, tarmoszę go i w żartach biję ręcznikiem, a on ucieka i śmieje się, jest bardzo miło. I te chwile przechowuję w pamięci i szczególnie odczuwam.

Niekiedy udaje się sprowokować gremialne wyjście niepełnosprawnych i ich rodzin z domów, jak podczas podkowiańskich dni integracji, które odbywały się tego lata pod hasłem Sztuka latania. To było niezwykłe święto: wystawa obrazów artystów niepełnosprawnych, wspólne zabawy z niepełnosprawnymi dziećmi organizowane przez stowarzyszenie KLANZA i wolontariuszy ze wspólnoty TAU, hipoterapia, spektakl zespołu Koliberki z Gdyni. I świadectwa osób towarzyszących niepełnosprawnym, składane w kościele w czasie mszy odprawianej z udziałem księdza Stanisława Jurczuka z Milanówka, opiekuna środowisk niepełnosprawnych. Trzy dni zintegrowały całe środowisko podkowiańskie. W ich organizacji wzięło udział bardzo wiele stowarzyszeń, proboszcz Parafii św. Krzysztofa i burmistrzowie Podkowy Leśnej i Brwinowa.

Niepełnosprawni potrafią nas obdarować swoją prostą, czasami zaskakującą radością. Niekiedy dają nam swoją niezwykłą, „naznaczoną” sztukę – ich żywot może być przecież, o czym przekonują nas życiorysy malarzy naiwnych, niezwykle spełniony. Nieraz też, jak pokazują wydarzenia na Ukrainie, gdzie tłumacz w języku migowym przekazał informację o sfałszowanych wyborach, podczas gdy prowadzący ogłaszał zwycięstwo Janukowycza, obdarowują nas prawdą. I gorzką świadomością nierozwiązywalnych dramatów życia.



 <– Spis treści numeru