O Zofi i z Chylińskich Leśmianowej do niedawna wiedziano
bardzo mało. Pojawiała się w opowieściach o życiu męża, poety
Bolesława Leśmiana.
Utalentowana artystka malarka, mająca już przed pierwszą
wojną światową wystawę w Paryżu, nie potrafiła przebić się do
publiczności. Jej obrazy, które znamy tylko z reprodukcji,
początkowo utrzymane były w duchu symbolizmu, stylem
przypominając dzieła nabistów (np. Maurice'a Denisa), w okresie
międzywojennym zaś przywodziły na myśl prace kapistów. Mimo
kilku wystaw w Paryżu i w warszawskiej „Zachęcie” nie zrobiła
kariery. Podporządkowała się osobowości męża, przez lata mieszkała
na prowincji (w Hrubieszowie i Zamościu), będąc po prostu żoną
notariusza (Bolesław Leśmian do 1935 roku pracował w kancelarii
notarialnej). Gdy mąż jeździł do Warszawy, ona pozostawała
w domu. Po śmierci poety ocaliła przed zagładą jego rękopisy
i większość opublikowała. To dzięki Zofii Leśmianowej znamy
Dziejbę leśną, Klechdy polskie, Zdziczenie obyczajów
pośmiertnych, Skrzypka Opętanego, Życie snem. Warto
bliżej poznać tę kobietę, towarzyszkę wielkiego poety, z heroizmem
znoszącą niedole, zdrady, nędzę i tułaczkę.
Była córką lekarza Włodzimierza Chylińskiego, ordynatora
szpitala św. Ducha w Łomży, i Pauliny z Sawickich, pianistki, która
po ślubie zrezygnowała z kariery artystycznej. Miała trzy siostry:
Marię Janinę (ur. 1881), Helenę Jadwigę (ur. 1882 lub 1883, zm.
11 września 1902) i Irenę Wiktorię Władysławę Józefę (ur. 15
września 1886).
Zofia Wiesława przyszła na świat w Łomży 25 stycznia (6
lutego) 1885 roku, o czym informuje metryka chrztu z 18 (30)
września 1885 (akt nr 13).
Od dziecka wykazywała zdolności plastyczne. Dzięki znajomościom
ojca i swoim uzdolnieniom została uczennicą Wojciecha Gersona.
Warto tu wspomnieć, że w 1898 roku Włodzimierz Chyliński
należał do komitetu organizacyjnego wystawy sztuk pięknych
i archeologii w Łomży. Na wystawie przedstawiali swoje obrazy
między innymi Julian Fałat, Henryk Siemiradzki i Wojciech Gerson.
Ojciec Zofii udostępnił eksponaty z własnych zbiorów. Wtedy
poznał Gersona. W tym samym roku Zofia zaczęła uczestniczyć
w lekcjach w pracowni malarza w Warszawie.
Zarówno w Szkole Rysunkowej, jak i w pracowni Gersona
dominowało realistyczne podejście do malarstwa, co wiązało się
z solidnym nauczaniem techniki, anatomii, przywiązywaniem wagi do
detali. Ceniono wówczas obrazy historyczne i realistyczne –
rodzajowe. Zofia Chylińska przeszła typowy kurs malarstwa
akademickiego. Miała bardzo dobrą technikę i niewątpliwy talent
artystyczny.
Nie wiemy, kiedy wyjechała z Warszawy do Paryża.
Prawdopodobnie w roku 1901 lub 1902, ponieważ Gerson umarł
w marcu 1901.
Młoda artystka miała w 1902 roku 17 lat i prawdopodobnie nie
wyprawiła się w tę podróż sama. Rodzina Chylińskich musiała być
otwarta na ekstrawaganckie pomysły Zofii. Ona zaś chyba miała
dostatecznie silną osobowość i dużo samozaparcia, by przekonać
bliskich do konieczności wyjazdu do Francji na studia artystyczne.
W Paryżu Zofia zapisała się do akademii Juliana, prywatnej
szkoły malarstwa założonej w 1860 roku. Prowadził ją do roku 1907
Rodolphe Julian, który zatrudniał jako profesorów znanych wówczas
malarzy, tzw. pompierów, między innymi Roberta – Fleury'ego,
Bouguereau, Lefebvre'a, Constanta. Szkoła reprezentowała kierunek
zbliżony do akademizmu. Paradoksalnie wielu uczniów
współtworzyło postimpresjonizm oraz bardziej awangardowe
kierunki: nabizm czy fowizm i występowało przeciw realistycznej
manierze swoich mistrzów. Wśród absolwentów w latach
osiemdziesiątych XIX stulecia znaleźli się Pierre Bonnard, Felix
Vallotton, a w latach dziewięćdziesiątych kształcili się tutaj Maurice
Denis, Eduard Vuillard, Fernand Léger, André Derrain i Henri
Matisse. U Juliana studiowali również Polacy: Stanisław Lentz,
Kazimierz Stabrowski, Władysław Ślewiński.
Zofia zamieszkała przy ulicy Chevreuse nr 6 w szóstej
dzielnicy, w pobliżu Ogrodu Luksemburskiego i wysadzanego
platanami bulwaru Montparnasse. Nie tylko chodziła na zajęcia, lecz
także zwiedzała muzea, zwłaszcza Luwr, oglądała wystawy nowego
malarstwa i chłonęła wrażenia. W kwietniu 1901 roku na przykład,
Koło Polskie Artystyczno – Literackie urządziło w galerii
Akademii Witti przy Bulwarze Montparnasse 49 wystawę malarzy
polskich.
Jan Brzechwa, który poznał Zofię w 1917 roku, wspominał
o jej urodzie i dużym wdzięku. Ciemnowłosa, o oczach orzechowych
i silnie zarysowanej szczęce świadczącej o mocnym charakterze,
w pamięci córki, Marii Ludwiki Mazurowej, była osobą wytworną.
Wysportowana, umiała i lubiła jeździć konno, a w latach
dwudziestych także na nartach. Wrażliwa na piękno, miała
artystyczną duszę, co wiązało się z pewną fantazją, niefrasobliwością
i skłonnością do marzeń. Nie dbała specjalnie o pieniądze, ważna
była dla niej sztuka, którą z powodzeniem uprawiała. Pogodna,
serdeczna, lubiana w środowisku Polaków mieszkających w Paryżu,
zaprzyjaźniła się ze studentką malarstwa Celiną Sunderland, kuzynką
Bolesława Leśmiana. Dzięki niej poznała swego przyszłego męża.
Po latach, w 1960 roku Zofia Leśmianowa opisała Bolesłąwa
Leśmiana z tego czasu, kwestionując wiarygodność fotografii,
rzekomo z okresu paryskiego, zamieszczonej w jego Szkicach
literackich: „Za bardzo byłam w nim zakochana, aby nie
odróżnić fotografii prawdziwej od fałszywej, ponadto (...) przez cały
czas pobytu w Paryżu Bolesław Leśmian nosił długą czuprynę,
której nie posiada osobnik na fotografii”.
Pod koniec sierpnia 1904 roku Bolesław Leśmian, po kilku
miesiącach znajomości, zaproponował Zofii wspólny wyjazd do
Bretanii. Nie wahała się długo – widać dwudziestosiedmioletni poeta
spodobał się jej od pierwszego wejrzenia. „Była wtedy zaręczona
z pięknym Januszem Trzcińskim” – pisała w październiku 1969
roku Maria Ludwika. Zofia zerwała zaręczyny i wyjechała
z Leśmianem. Trzciński ożenił się później z siostrą słynnego aktora
Antoniego Fertnera..
Na początku września Zofia i Bolesław znaleźli się
w Concarneau, kąpielisku w departamencie Finistére nad brzegiem
Oceanu Atlantyckiego. Zamieszkali w Hotel de Plage na III piętrze,
w pokoju numer 11 i postanowili zostać tu do końca października.
Na kartce pocztowej wysłanej 8 września Leśmian zwierzył się
redaktorowi „Chimery”, Zenonowi Przesmyckiemu: „
Przyjechałem tu z jedną b. ładną malarką, ale zachowuję się tak, że
uważa mię za idiotę. Najwyżej proszę ją o to, żeby mi pokazywała
pięknego skarabeusza, którego posiada. Pokazuje – i to wszystko.(...)
Nic nie wiem, co się ze mną dzieje. Natłok wrażeń”. Oczywiście tą
malarką była Zofia Chylińska.
Po powrocie do Paryża poeta twierdził, iż Bretania go
przeobraziła: „zmieniłem się znowu od stóp do głów”. Córka
w swych wspomnieniach utrzymywała, że to Zofia dokonała cudu:
Leśmian, który przeżywał niemoc twórczą i nic nie pisał, dzięki niej
znowu sięgnął po pióro (powstał m.in. wiersz znany z Łąki, „
Koń”). Niebawem zmienił swoją poetykę, stopniowo odrzucał
konwencję symbolizmu, skłaniając się ku folklorowi. Widać to
w napisanym w 1905 roku opowiadaniu Dzień Nazara.
Pod koniec października 1904 roku poeta sprowadził się do
mieszkania Zofii. Wyznał jej wtedy miłość i został przyjęty. Oboje
zajmowali się głównie sztuką i ich związek był romansem dwojga
artystów. Żyli biednie, ale razem. Leśmian nie miał posady i przez
wiele lat (do 1918 roku) wraz z powiększającą się stopniowo
rodziną utrzymywał się z honorariów, pożyczek i datków krewnych.
Zofii nie zależało specjalnie na bogatym mężu, chciała żyć
wspólnie z ukochanym, a do tego wybitnie zdolnym człowiekiem,
dbać o niego i uprawiać własną twórczość, którą – jak wiemy ze
wspomnień córek – poeta bardzo cenił. „Pani Zofia – malarka
zapatrzona w swe witrażowe, kwietne i barwne wizje” – opisywała
ją później Hanna Mortkowicz – Olczakowa. Tu oboje: Zofia
i Bolesław byli do siebie podobni, brak zmysłu praktycznego, życie
marzeniami, z czasem miały doprowadzić do nędzy i katastrofy.
W tym związku stroną więcej dającą była Zofia. Ważną jej
cechą była pogoda ducha. Miała bardzo zrównoważony charakter.
Nigdy się nie złościła, w przeciwieństwie do Leśmiana, który miał
usposobienie choleryczne.
Niewątpliwie kochała młodego poetę. On ją w tym czasie
również kochał, chociaż nigdzie tego nie zapisał. Listów Leśmiana
do Zofii niestety nie znamy.
Wiosną 1905 roku dwudziestoośmioletni poeta pisał do Miriamai:
„(...) kilka słów o moim osobistym życiu, do którego przyznać
się Wam chcę i muszę. Nie chwyćcie się tylko za głowę!
Ożeniłem się!! Zachowajcie do czasu zupełną
tajemnicę, do czasu, bo jeśli nie tajemnica, to formalność ślubna
jest wielką doczesnością”.
Nie wspominał o żonie, jej urodzie, zaletach ducha, ani bliżej,
kim była.
Z dokumentów wynika, że ślub cywilny Zofia z Chylińskich
zawarła z Bolesławem Leśmianem 24 marca 1905 roku. Ślub
kościelny odbył się 29 czerwca. Do Paryża na tę okazję przybyła
matka panny młodej, która zajęła się gospodarstwem nowożeńców.
Razem z nią przyjechała siostra Zofii Maryla. Leśmian poznał swą
teściową i szwagierkę. Nie wiemy, jakie wrażenie wywarli na sobie
wzajemnie. Paulina Chylińska zauważyła zapewne niefrasobliwość
i nieporadność życiową swego zięcia, przyszła bowiem młodym
małżonkom z pomocą, gdy urodziła się jej wnuczka, Maria
Ludwika.
Maria Ludwika pisała po latach: „Ślub odbył się bardzo
uroczyście, w prywatnym mieszkaniu generała jezuitów Postawki
(...). Świadkami byli malarz Eugeniusz Wojtasiewicz, zamieszkały
w owe czasy na Avenue du Maine 12, (...) Anastazy Lepla, zdolny
malarz (...)”. Jako świadkowie uczestniczyli w uroczystości także
Kazimierz Pruszkowski i Stanisław Twardo, członek Organizacji
Bojowej PPS Józefa Piłsudskiego i organizator strajku szkolnego
w 1905 r., a od listopada 1918 do stycznia 1919 roku pierwszy
komisarz Rządu dla Warszawy.
Od maja 1905 roku Zofia i Bolesław mieszkali przy bulwarze
Montparnasse 135, w Hôtel des états – Unis. Świetnie czuli się
na Montparnassie, wśród malarzy i poetów. Tu mogli pracować,
wymieniać poglądy, tu żyli w atmosferze swobody twórczej,
współuczestnicząc w narodzinach sztuki XX wieku.
Maria Ludwika Emma, zwana pieszczotliwie Lusią, urodziła
się najpewniej we wrześniu 1905 roku. Na karcie pocztowej
wysłanej z Concarneau 26 sierpnia (gdzie ponownie pojechali) poeta
pisał bowiem wyraźnie, że ów fakt „tajemniczy a straszny” ma
nastąpić za trzy czy cztery tygodnie, a zatem w połowie lub pod
koniec września.
Po kilku latach spędzonych w Paryżu małżonkowie postanowili
wrócić do Warszawy. Jak pisał Leśmian i wspominała jego córka,
odbył jeszcze z żoną podróż do Szwajcarii, a potem do Włoch. Nie
wiemy dokładnie, kiedy to nastąpiło, ale śmiało można umieścić ten
wojaż w pierwszej połowie 1908 roku. Maria Ludwika pisała, iż po
powrocie z Francji do kraju ojciec dostał krwotoku i dla
poratowania zdrowia razem z matką wyjechał do Włoch. Zwiedzili
Wenecję, Rzym, Salerno, Amalfi, Sorrento, Positano, Neapol
i Pompeje. Zofia podziwiała malarstwo włoskie. W jej obrazach
sprzed pierwszej wojny światowej można zauważyć inspiracje
wczesnorenesansowymi dziełami włoskich mistrzów: Giotta,
Lorenzettiego, Fra Angelico.
Około 1908 roku przyszła na świat młodsza córka Leśmianów.
Nadano jej imiona Wanda Irena Zofia. Rodzice i przyjaciele zwali ją
Dunią. Wanda została niebawem oddana na wychowanie do pani
Snarskiej z Brwinowa (może ktoś wie, gdzie mieścił się jej zakład
wychowawczy?). Starsza córka mieszkała w Łomży i dopiero gdy
nieco podrosła, wróciła do rodziców. Dunia również wyrastała poza
domem rodzinnym. Gdy Leśmianowie ponownie wyjechali do
Paryża, wzięli ze sobą córki. Wtedy nastąpił rozwój twórczości
poetyckiej Leśmiana (wydał debiutancki tom wierszy, napisał wiele
utworów z najsłynniejszego tomu – Łąki, stworzył piękne
baśnie: Przygody Sindbada Żeglarza, Klechdy sezamowe
i dramat mimiczny). Zofia również była w dobrym okresie twórczym.
Malowała oleje, sięgnęła też po akwarele. Wiemy o trzech
akwarelach, które zatytułowała po prostu „Miłość” (wystawiono
je później jako „Śmierć”i „Miłość”).
Jesienią 1912 w Paryżu Leśmianowie zamieszkali przy Grande
Chaumière nr 8, ledwie kilka kroków od ulicy Vavin i jedną
przecznicę od ulicy Chevreuse. Jak widać, byli przyzwyczajeni do
tego miejsca i do ludzi, z którymi mogli się tu spotykać.
Mieszkanie prezentowało się skromnie. Był to zaledwie mały
pokoik na pierwszym piętrze. Xawery Glinka, który odwiedził
w tamtym czasie Leśmianów, wspominał, że „tylko dzięki
zamiłowaniu do porządku i talentom uroczej małżonki Leśmiana,
mógł on [ów pokoik – P.Ł.] odgrywać jednocześnie rolę i sypialni,
i pokoju dziecinnego, i pralni, i pracowni malarskiej (...), i wreszcie
najgościnniejszego pod słońcem salonu literackiego”. Glinka
pamiętał, że pogodna atmosfera domu Leśmianów sprzyjała
oderwaniu się od codziennych trosk.
Wielbiciele poezji Bolesława Leśmiana znają piękne erotyki
z jego pierwszego tomu wierszy (Sad rozstajny), który ukazał się
w 1912 roku. Można przypuszczać, że większość z nich poeta
poświęcił żonie (np. „Usta i oczy”, „O zmierzchu”, „
Zmierzch majowy”, „Przyjdę jutro, choć nie znam godziny”).
W 1913 roku Zofia wystawiła w Paryżu, na dorocznym
Salonie Jesiennym, swoje prace: akwarele z cyklu „Miłość” – jak
podaje Słownik artystów polskich i obcych, albo „La Mort et
L'Amour” – jak pisał w 1917 roku tygodnik „Świat”. Tygodnik
ten informował, że Zofia Leśmianowa prezentowała obrazy
kilkakrotnie, a wspomniany cykl został zakupiony przez angielskie
Towarzystwo Miłośników Sztuki. Była więc artystką cenioną, a jej
prace kupowano.
Tuż przed pierwszą wojną Leśmianowie wyjechali na południe
Francji, do Cannes. W okolicznych wioskach Zofia szukała pejzaży
do swoich obrazów, a Leśmian natchnienia poetyckiego. Pisał wtedy
Klechdy polskie, zamówione przez Jakuba Mortkowicza. Wkład
Zofii Leśmianowej w powstanie tego utworu jest niebagatelny: to
ona opowiedziała mu klechdę, na kanwie której powstał „
Podlasiak”.
W Cannes i wiosce La Bocca przebywała z rodziną Leśmianów
Celina Sunderland. Jej zażyłość z poetą wywoływała wyraźną
niechęć Marii Ludwiki, która nie ukrywała, iż ojciec miał romans ze
swą kuzynką.
Okres wojenny Zofia spędziła z mężem najpierw w Warszawie,
a od jesieni 1916 roku w Łodzi, gdzie poeta został kierownikiem
literackim teatru. Mieszkali wtedy przy ulicy Piotrkowskiej. Pokoje
były duże, ale z braku węgla nieopalane. Było więc zimno. Maria
Ludwika wspominała, że w Łodzi odwiedzali Leśmianów Henryk
Kuna (poznany jeszcze w Paryżu) ze świeżo poślubioną żoną,
aktorką Ewą Krauze, oraz Edward Słoński. Bywała też u nich
Celina, która otrzymała funkcję scenografa w tym samym teatrze,
w którym pracował Leśmian. Można się zastanawiać, dlaczego nie
zatrudniono Zofii, która także była malarką.
Najwyraźniej widać już rozkład małżeństwa Leśmianów. Po
wyjeździe z Łodzi poeta udał się do Iłży, gdzie poznał Dorę
Lebenthal, swoją późniejszą kochankę, adresatkę cyklu erotyków
W malinowym chruśniaku. Zofia wróciła do Warszawy.
W poniedziałek 13 sierpnia 1917 roku „Kurier Warszawski”
informował, że 18 sierpnia w „Zachęcie” nastąpi otwarcie
wystawy obrazów Zofii Leśmianowej. „Wystawa p. Leśmianowej
budzi zainteresowanie wśród znawców i miłośników sztuki” –
pisała gazeta.
Wystawa zajęła jedną z sal „Zachęty”. W pozostałych
można było oglądać prace Wandaliana Strzałeckiego, szkice Michała
Wyszyńskiego i obraz „Krwawa niedziela” Wojciecha Kossaka.
Tygodnik „Świat” zamieścił pochwalną relację z wystawy,
chociaż surowo oceniał sztukę nowoczesną i jej naśladowców
w Polsce: „Najmłodsza generacja artystów polskich, którzy przeszli
przez studia paryskie, hołduje bez zastrzeżeń wszystkim prądom
i prądzikom mód nadsekwańskich. (...) Z Paryża też przywozili nasi
malarze makabryzm rysunku i brud barw”. Na szczęście nie
wszyscy. Jako przykład pozytywny podano dzieła Zofii
Leśmianowej. „Na dziełach jej znać wszystkie te paryskie
wpływy – ale posiada ona coś, co różni ją od bezkrytycznych
naśladowców. Wzięła tylko ogólne metody, wzięła szkołę, patrzy
jednak na przedmioty okiem jasnem, zamyka swoje wrażenia
w barwy subtelne, pięknie zharmonizowane” [zachowuję pisownię
pierwodruku].
Krytyk Dr Z.M, czyli Eustachy Czekalski, widział przed
artystką „wyraźną linię rozwoju”. „Najciekawsze prace p.
Leśmianowej to martwa natura. Jabłka, kilim i garnuszek ustawiono
tak interesująco, że tworzą ciekawą architektoniczną plamę, która
wibruje barwą. Jabłka przytem ujmowane są w płaszczyzny
wyraźne, mocne. Każdy przedmiot zamykany jest w linie
uproszczone, ekspresyjne”. Dostrzegano pewne podobieństwo do
obrazów Zofii Stryjeńskiej, o której dziełach także mówiono, że są
podobne do wycinanek.
Zdaniem krytyka interesujące były też pejzaże, na przykład.
„Nad brzegiem morza”. Najciekawsze jednak wydały mu się
kompozycje figuralne „Zuzanna i dwaj starcy”, gdzie artystka
wykorzystała kształt dłoni swego męża, „Zwiastowanie”,
nawiązujące do dzieł Fra Angelica, czy „Św. Franciszek
z Asyżu”. Jak widać, Zofia sięgnęła po tematykę religijną i motywy
biblijne.
„Wiele jasnej, miękkiej kobiecości zdradza malarstwo p.
Leśmianowej. Jest jak owe Legendy tęsknoty, które wyśpiewał
jej mąż, poeta zadum. Niektóre z jej obrazów mogłyby służyć jako
ilustracje do jego jasnych, płowych dytyrambów miłości” – pisał
Z.M. i podsumowywał swój wywód: „obrazy p. Z. Leśmianowej
są najszlachetniejszym objawem indywidualizmu krytycznego,
a zasobnego w duże środki ekspresji”.
Zupełnie inaczej ocenił twórczość malarki „Tygodnik
Ilustrowany” piórem K. Zebrzydowskiego. Już znamienne było to, że
recenzja ukazała się ponad miesiąc po otwarciu wystaw. Autor
zarzucił „Zachęcie”, że – być może na skutek wojny – obniżyła
wymagania wobec artystów i kwalifikuje obrazy, oceniając ich
wartość ulgowo. „Dzięki temu systemowi mieliśmy i ciągle
jeszcze mamy sposobność zaznajamiania się z owocami pracy
artystów, których działalność znana była przedtem tylko szczupłemu
kołu ich przyjaciół osobistych.
Typowym przykładem tego właśnie rodzaju sztuki, która tylko
przez wojnę wydostać się mogła z zacisznej pracowni na arenę
szerszą, jest dorobek twórczy p. Zofii Leśmianowej”. Teza to
ryzykowna i mocno niesprawiedliwa dla malarki. Osobliwa jest
teoria, jakoby to wojna pozwalała pojawić się nowym artystom.
Dotychczas znaliśmy jedynie przysłowie „inter arma silent
Musae”. Teraz – zdaniem krytyka – wojna jest karmicielką Muz.
Zebrzydowski oceniał twórczość Zofii Leśmianowej surowo:
„P. Leśmianowa niewątpliwie w wędrówkach swoich po Europie
widziała wiele. Umiała patrzeć, ale nie umiała zapamiętać rzeczy
widzianych. Splątały się one pod jej ręką w chaos barw i linii,
a z poza tego chaosu nie wyjrzała ani na chwilę jej własna
indywidualność artystyczna (...). Znać tu tylko chęć i pracę, nie znać
natomiast tego, co nawet przy mniejszym talencie daje rękojmię
rozwoju i budzi nadzieję na jutro – świadomego poszukiwania
własnej duszy i własnych dróg (...)”.
Wartość ocen Zebrzydowskiego podważa jego pochwała
cukierkowatych obrazów Wacława Dyzmańskiego. Na pewno
Zofia Leśmianowa nie malowała jak Dyzmański. nawet reprodukcje
jej obrazów wyraźnie ujawniają nie tylko talent, lecz także
indywidualność artystki. Być może w tych akurat obrazach za dużo
nawiązań do malarstwa Maurice'a Denisa, ale ilu polskich twórców
nie ulegało modom, czerpiąc wyłącznie z własnej duszy?
Przychodzą na myśl tylko dwa nazwiska z tego okresu: Witkacego
i Zofii Stryjeńskiej. Malarstwo Zofii Leśmianowej było doskonałe
formalnie, znakomicie skomponowane całości, szlachetne w rysunku,
wykończone w detalach.
Warto przy tym pamiętać, że jej dziełami zachwycił się słynny
paryski marszand, Leopold Zborowski i miał zająć się jej karierą, do
czego wskutek jego śmierci nie doszło. Zofia nie zrobiła więc
europejskiej kariery, ale nie można ani odmawiać jej talentu, ani
pomniejszać jej dokonań. Jedynie sytuacja rodzinna, pozostawanie
w cieniu męża, będącego wszak wybitnym poetą, sprawiły, że nie
pokazała wszystkiego, na co pozwalały jej zdolności. Znane
z reprodukcji dzieła Zofii wskazują, że miała talent porównywalny
z talentem „rytmistów”: Wacława Borowskiego, Eugeniusza Żaka,
czy Tymona Niesiołowskiego. Zofia Leśmianowa była wyraźną
indywidualnością.
Jesienią 1918 roku wraz z mężem, który dzięki znajomemu
rodziny Chylińskich otrzymał posadę notariusza, zamieszkała
w Hrubieszowie. Miała wtedy 33 lata i Leśmianowie żyli już właściwie
osobno. Zofia zanurzyła się w pracę, brała lekcje tańca, by wyrazić
swoje emocje, nie mogące znaleźć właściwego ujścia.
W Hrubieszowie Zofia sama zajmowała się domem. Jak
zanotował badacz życia Leśmiana, Zdzisław Jastrzębski, użalała się
przed matką sędziego z Hrubieszowa, Grzegorza Malcewa, że „
nie ma za co ugotować obiadu”. Mimo iż Leśmian jako notariusz
zarabiał bardzo dobrze, w domu brakowało często pieniędzy,
bowiem poeta wydawał je na nieustanne wypady do Warszawy i na
swą kochankę.
Leśmian trwał w małżeństwie z Zofią do swej śmierci w 1937
roku, utrzymując jednocześnie miłosny związek z Dorą, bo – jak
napisał w „Znikomku”: „dwie naraz kocha dziewczyny”.
Prawdopodobnie w początkowej fazie miłości do Dory poeta
zamierzał rozwieźć się z żoną i ożenić z kochanką. Dora go do tego
wyraźnie skłaniała, nawet przeszła na katolicyzm (zatem dążyła do
unieważnienia ślubu kościelnego Leśmiana). Nie zdecydował się
jednak na zerwanie z rodziną. Nie miał odwagi przyznać się do
romansu. Chciał mieć i żonę, i kochankę. Do końca życia lawirował
między jedną i drugą, i nawet kiedy romans się wydał, nie umiał
z niego zrezygnować.
W 1922 roku Leśmianowie przeprowadzili się do Zamościa.
Otrzymali pięciopokojowe mieszkanie w najnowocześniejszym
gmachu miasta: Domu Centralnym. Dom dochodowy Drugiego
Towarzystwa Pożyczkowo – Oszczędnościowego zbudowano
w latach 1910–1911 w stylu późnej secesji. Jako jedyny
w mieście miał wówczas oświetlenie elektryczne i centralne
ogrzewanie. Mieściły się tu restauracja, kino, hotel (w którym
zdzierano z turystów „niesłychane ceny” – jak pisała Maria
Dąbrowska), sklepy i Księgarnia Polska Zygmunta i Stefana
Pomarańskich. Dom stoi do dziś.
Leśmianowie mieszkali na pierwszym piętrze. Okna
wychodziły na skwer i XVII–wieczny kościół św. Mikołaja,
dawny kościół Bazylianów, a od 1934 roku Redemptorystów.
Mieszkanie urządzone było elegancko, lecz nie drobnomieszczańsko.
Maria Traczuk wspominała, że „to był dom artystów, trochę
zamożniejszej cyganerii”. „Całe ściany w domu zawieszone są
obrazami żony Leśmiana, pani Zofii, dość realistycznymi,
w kolorach żółtych i bladoróżowych” – pisała Maria Strzeszewska. Na
jednych widniały zwierzęta, na innych blade, anemiczne dzieci.
Zygfryd Krauze tak zapamiętał Zofię Leśmianową z tego
okresu: „Pani Zofia, żona Leśmiana, wiedziała o Lebenthal, ale to
była bardzo dobra osoba. Tolerowała Leśmiana, może robiła mu
jakieś wyrzuty, ale nigdy się tego nie wyczuwało. Wiedziałem, że
ona to przeżywa. Nigdzie nie wychodzili (...). Bała się, że ją
obmówią, oplotkują. Wiodła samotne życie. Wtedy była jeszcze
młoda – mogła mieć jakieś trzydzieści parę lat”.
Wedle Zofii Wiktorowicz – Zofia Leśmianowa: „osoba
niepospolitego wdzięku i urody (...) z cierpliwością godną podziwu
i wyrozumiałością znosiła nie ustabilizowaną sytuację domową
i swoją pozycję”.
Leśmian, gdy był w Zamościu, spędzał czas w kancelarii
notarialnej. „Żona rzadko zjawiała się w biurze, ale nieraz
przychodziła na króciutko – wspominała Zofia Wiktorowicz. – Na
spacerze najczęściej widywało się ją z córkami, sporadycznie całą
rodzinę”. Jak opowiadała Adamowi Wiesławowi Kulikowi Maria
Traczyk: „Rodzina sprawiała wrażenie, jakby każdy chodził
swoimi drogami. Nie sprzeczali się nigdy, reprezentowali wielką
kulturę, żadne nie robiło wymówek drugiemu”.
W latach 1923–1929 rodzina poety przeżywała okres
prosperity finansowej. Leśmianów stać było na wyjazdy do
Zakopanego oraz za granicę: do Paryża, Alassio, Nicei, Monte
Carlo, Karlovych Varów, Juan les Pins. W Monte Carlo poeta
próbował wygrać w kasynie, ale mu się nie udało. Stracił co
najmniej 1000 franków (ówczesnych!). W Alassio Leśmianowie
mieszkali z córkami w ładnym mieszkaniu z widokiem na morze.
Zofia Leśmianowa aż do 1925 roku nie zdawała sobie sprawy
ze stopnia zażyłości męża z Dorą. Wiedziała, że ma on kochankę,
ale mogła się łudzić, że chodzi o przelotną fascynację. W 1925
roku starsza córka pokazała jej list Dory, naoczny dowód zdrady.
Wówczas – w Alassio, Zofia zażądała rozwodu. „Bardzo nas
dwie to ucieszyło. Mamusia myślała osiedlić się w Paryżu, malować
i wystawiać”. Na groźbę rozwodu Leśmian próbował ponoć wręcz
teatralnie rzucić się z tarasu. Nie wiemy, czy to nie konfabulacja
Marii Ludwiki, której wspomnienia z biegiem czasu stawały się
coraz bardziej nieprawdopodobne. W każdym razie Leśmianowi się
upiekło, jednakże Zofia stopniowo wobec niego obojętniała.
W Zamościu zajęła się wspomaganiem sierot. Jej działalność
filantropijna zaowocowała znajomością z miejscowym łobuzem,
Jasiem K., którego chciała nawrócić na dobrą drogę. Jaś potrafił
odwdzięczyć się za troskę i pomoc. „Kiedy nadszedł 15 maja,
imieniny pani Zofii Lesman – wspominała Zofia Wiktorowicz – on
raniusieńko pierwszy zapukał do Lesmanów i obrzucił panią Zofię
całą masą róż, tak świeżych, że jeszcze z kroplami rosy”. Gdy
zaskoczona solenizantka spytała, skąd wziął te wspaniałe kwiaty, Jaś
szarmancko całując ją w rękę, odrzekł z miną lorda: „Z własnych
ogrodów, z własnych ogrodów, Pani Sędzino”. Dostał śniadanie i 2
złote w podzięce. Wkrótce okazało się, że róże zerwał w miejskim
parku.
W 1929 roku na kancelarię Leśmiana spadła katastrofa:
zastępca notariusza skradł 20 tysięcy złotych. Notariusz,
odpowiedzialny za swoich podwładnych, miał obowiązek spłacić
brakującą sumę. W domu Leśmianów nastały chude lata. Co gorsza,
do długów doszły niezapłacone w terminie podatki. Zofia przyszła
mężowi z pomocą. Dała mu do spieniężenia diadem brylantowy
odziedziczony po matce. Leśmian pojechał do Warszawy do
jubilera. Wrócił bez pieniędzy. Jak twierdziła jego córka –
klejnotami obdarował Dorę Lebenthal. Po tym Zofia po raz drugi
postanowiła rozwieść się z mężem. Pozostawiła list (szkoda, że go
nie znamy!) i wyjechała do Łomży, gdzie miała dom po rodzicach.
Tym razem poeta musiał długo ją przekonywać, by z nim została.
„Listami i depeszami ściągnął ją do domu” – wspominała córka
poety. I Zofia pozostała z nim, niewiernym, do końca.
Gdy Leśmian umarł, postarała się o wydanie tomu Dziejba
leśna. W czasie wojny przeszła ze starszą córką ciężkie chwile
w okupowanej Warszawie. Gdy wybuchło Powstanie, swoje obrazy
z dawnych czasów i część rękopisów opublikowanych wierszy męża
schowała w piwnicy domu przy ulicy Rakowieckiej, resztę, w tym
rękopisy Klechd polskich, Zdziczenia obyczajów
pośmiertnych, Skrzypka Opętanego i innych utworów zabrała
ze sobą.
Po upadku Powstania Zofia z córką Lusią trafiła do
austriackiego obozu Mauthausen. Na rampie kolejowej spotkały
dawną pracownicę z kancelarii Leśmiana w Zamościu, Bronisławę
Kisielew. Jakaż była to radość, spotkać w tak okropnych
okolicznościach chociaż jedną sympatyczną i znajomą osobę!
Hitlerowcy, którzy eskortowali kobiety do obozu, nie pozostawiali
złudzeń: „Wylecicie kominem” – mówili i pokazali krematorium.
Zofia i Lusia w okropnych warunkach obozowych nie
rozstawały się z tym, co miały najcenniejszego: pamiątkami
rodzinnymi i rękopisami Leśmiana. Miały szczęście: według
obliczeń historyków w obozie Mauthausen zginęły 123 tysiące osób.
Ogółem więziono tam przeszło 335 tysięcy ludzi. Zofia z córką
zostały skierowane do pracy w fabryce amunicji w Linzu. Przeżyły
dzięki ofensywie wojsk amerykańskich.
Po wojnie znalazły się w Anglii, potem wyjechały do
Argentyny. Zofia wróciła do malarstwa, malowała pejzaże delty La
Platy. Zabiegała o wydanie utworów męża. W 1956 roku
w Londynie ukazały się Klechdy polskie. Pod koniec lat
pięćdziesiątych prowadziła negocjacje w sprawie publikacji pism
rozproszonych i ineditów Leśmiana. Chciała też, by w osobnym
tomie znalazły się wszystkie jego listy, z jej komentarzem, za to bez
cenzury.
W 1960 roku planowała przyjazd do Polski. Pragnęła osobiście
nadzorować sprawy wydawnicze. Nie podobał jej się pomysł
wydania nieznanych utworów i listów męża w jednym tomie. „
Uważam, że nie należy łączyć tych rzeczy ze względu na ich
charakter i będzie o wiele lepiej, jeśli ukażą się oddzielnie” –
pisała. Listy Leśmiana (niepełne i w wielu miejscach źle odczytane)
ukazały się w 1962 roku razem z wierszami i nowelami. Te
intymne, do Dory Lebenthal, w wersji ocenzurowanej.
Zofia Leśmianowa zmarła w roku 1964. Pozostał po niej
ogromny zbiór obrazów z ostatnich lat życia, głównie malowanych
temperą pejzaży okolic Tigre i delty La Platy.
Kilka lat po jej śmierci rękopisy poety kupił od córki
Leśmianów Aleksander Janta. Trafiły do biblioteki uniwersyteckiej
w Austin. Co się stało z obrazami Zofii, artystki niedocenionej
i zapomnianej? Część wzięły córki, reszta zaginęła.
Jej życie nie było szczęśliwe. Po wojnie straciła dorobek życia
i tułała się po świecie ledwie wiążąc koniec z końcem, pozbawiona
przez prawo autorskie PRL honorariów za wydawane utwory męża.
Na starość żyła tylko z pensji zięcia, Ludwika Mazura. Nie wywarła
piętna na polskiej sztuce. Nie wspomina się jej jako artystki
i człowieka pełnego duchowych zalet. Ale to przede wszystkim dzięki
niej możemy obcować z utworami wielkiego poety. Niech
przynajmniej ten artykuł i przygotowana do druku książka o jej
życiu z Bolesławem Leśmianem przypomną Czytelnikom jej postać
i zasługi.