tylu rzeczy może mało ważnych
— ale moje i nie tylko moje —
nie próbowałam nawet ocalić od zapomnienia
na przykład podwieczorki z bieli półmisków tryskał
mocny róż malin i złocistość miodowego plastra
rarytas odjęty pszczołom krajało się nożem
a w wysysanej słodyczy brunatność wosku
pewno też jakieś kruche rogaliki bułeczki
ale tylko dostatek kolorów został pod powiekami
i kazał później w muzeach wyszukiwać martwe natury
nawet jeśli miały przypominać o przemijaniu
szło od tych przedmiotów jakieś mżenie światła
i chwała dnia
albo świata który miał się ku zachodowi
we mnie
moimi oczami
las przedwiosenny
różowozłoty
moim gardłem
łyka mgłę z księżycem
wyciętym z cynfolii
stopami
ścieżką aż zakręt
za nim jakieś nagle
we mnie
zapach róży wiatrów
za różą
już tylko ty
nagle
tyle goryczy w ustach które uformowała piękna sylaba tak
nagle
mały motyl modraczek strzepnął skrzydła na jednodniową wieczność
chmura
otworzyła się wypuściła słoneczną strzałę
nagle
drozd w mokrych gałęziach antyfonę
słodko
rozpaczał o tym czego nie potrafi wyśpiewać
tamten pejzaż syntetyczny
choć natrętny dotykalny
żywiczny
ale nie:
przywołany bażanci krzyk
i śródleśny staw w zielonym hafcie skrzypów
z sygnaturką podwieszoną do zenitu
i ostatni ruch pędzla: wieczory
składają skrzydła
na amen