PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 44


Z panią Beatą Bierońską o teatrze i nie tylko


Rozmawiała Małgorzata Wittels

Prowadzi Pani w Podkowie Leśnej teatr dla młodzieży i dla dzieci. I jeszcze jeden — w Warszawie. Po latach dobrze jest czasem spojrzeć wstecz i zobaczyć, jak to się zaczęło.

Moja przygoda z teatrem rozpoczęła się w liceum, w Teatrze im. A. Tison w Żninie, prowadzonym przez Jerzego Lacha. Początkowo byliśmy teatrem szkolnym, który w miarę upływu czasu i dojrzewania aktorów stawał się coraz bardziej teatrem alternatywnym. Od 1994 roku było o nas w Polsce bardzo głośno. Po recenzji Romana Pawłowskiego w „Gazecie Wyborczej” zatytułowanej „Alternatywna zmiana warty” uznano naszą placówkę za jeden z najlepszych teatrów alternatywnych w Polsce. Zapraszano nas na festiwale w kraju i za granicą. Byliśmy m.in. we Francji, na Litwie, w Niemczech, we Włoszech, w Hiszpanii i w Maroku, na festiwalu w Casablance. Powstała nawet monografia naszego teatru, napisana przez Klaudię Tryczyńską.

Jak długo była Pani związana z tym teatrem?

Przez 12 lat. W 1996 roku przeprowadziłam się z rodziną do Warszawy, a rok później — do Podkowy.

A tamten teatr?

Dziś już nie istnieje. Zmieniał się, bo zmieniali się ludzie. Wielu odeszło, niektórzy trafili do teatru zawodowego. Ja zaczęłam prowadzić teatr w Podkowie Leśnej i równocześnie w Warszawie.

A więc ukończyła Pani Akademię Teatralną.

Nie. Skończyłam animację kultury o specjalizacji teatralnej oraz pedagogikę społeczną, a ostatnio studia podyplomowe z zarządzania kulturą w perspektywie Unii Europejskiej. Ale aktorstwo zawsze było moją pasją.

A jednak jest Pani raczej reżyserem i animatorem niż aktorką

.

Tak, to jest droga, którą wybrałam. Dla mnie ważny jest teatr działający w jakimś środowisku, mówiący o problemach istotnych dla młodych aktorów i widzów. Teatr, który mówi o sprawach dla nich bliskich, a nie teatr repertuarowy, gdzie przydziela się role dzieciom, każe im się uczyć tekstu i odgrywać gotowe postacie.

Jak nazywa się podkowiańska grupa, którą Pani kieruje?

Nazwy zmieniają się, najpierw była „Podkowianka”, później przemianowana na „Puszkę z landrynkami”, w końcu dziewczynki wymyśliły nazwę „Druid” i tak zostało. Potrzeba nazwy zrodziła się, gdy zaczęłyśmy wyjeżdżać na festiwale.

A stamtąd przywozić nagrody...

W 2002 roku zdobyłyśmy Srebrnego Ikara za „Nową” na Wojewódzkim Przeglądzie Teatrów Szkolnych „Melpomena w szkolnej ławce”. Także spektakl „Jeśli latać, to wysoko” otrzymał Srebrnego Ikara i nagrodę na Wojewódzkim Przeglądzie Teatrów Szkolnych Inicjatyw „Tolerancja” w 2003 r. oraz Nagrodę Mazowieckiego Kuratora Oświaty na III Mazowieckim Festiwalu Teatrów Amatorskich w Grodzisku Mazowieckim.

To niemało jak na tak krótki okres. Pracuje Pani z tą samą grupą, z którą zaczynała Pani w 1999 r., prawda? Wiele się jednak zmieniło i w koncepcji teatru, i w umiejętnościach aktorskich uczestniczek

.

Tak, początki były trudne. Chciałam tworzyć teatr nowatorski, ale dziewczynki nie były na to przygotowane. Zresztą, grupa liczyła wtedy 14 osób, to nie jest mało. Wszystkie chętnie uczestniczyły w etiudach i zabawach teatralnych, ale trudno było je zmusić do pracy nad spektaklem. Ponadto pracowałyśmy na gotowym tekście, a to nie jest dobre.

To znaczy, że pozostałe spektakle powstawały bez gotowego tekstu? Jak to się odbywało?

Tekst powstaje w czasie prób. „Pisany” jest na scenie przez aktorów. Stąd inny język spektaklu. Według jurorów to jest walorem naszego teatru i gwarantuje jego prawdziwość. Dziewczyny nie odgrywają obcych sobie postaci, one bronią na scenie prawdy, tej prawdy, którą czują. Jest to teatr o nich samych, o ich problemach, ich sprawach.

Jak zatem powstaje spektakl?

Zaczynamy od pomysłu, wokół niego narasta cała dramaturgia wydarzeń. Na przykład „Nowa” mówi o szkole, o relacjach między uczniami na lekcjach i na przerwach. Zaczęłyśmy od etiud na temat zachowania podczas szkolnej przerwy. Wcześniej dziewczyny miały za zadanie podsłuchiwać szkolne dialogi, obserwować sytuacje, które potem wykorzystały w przedstawianych scenkach.

Kiedy mamy już temat, np. pojawienie się w klasie nowej uczennicy, zastanawiamy się, co może się wydarzyć, jak rozwinie się dalej historia. Gdy zostanie opowiedziana historia i ułożona kolejność scen, wtedy zabieramy się za dialogi. Staram się, aby tekst nie był przegadany, usuwam więc zbędne słowa. Ostateczna wersja powstaje na kilka dni przed premierą.

Spektakl „Nowa” mówi o nowej uczennicy, o konflikcie między nią a klasą, o nielubianej nauczycielce. Niby scenka z życia wzięta, ale nagle okazuje się, że działać zaczyna magia zmieniająca układ sił w klasie. Skąd ten wątek?

To był okres fascynacji Harrym Potterem i jego umiejętnościami.

Dziewczyny grały doskonale, bardzo prawdziwie i dojrzale.

One nie grają osób, które są im obce. Daję im możliwość wyboru osobowości, które chcą zagrać. Każda z nich musi określić swoją postać — imię, wiek, sytuację rodzinną, zainteresowania, słabości. Często w granych postaciach odbijają się ich problemy, choć zdarza się, że są to typy skrajnie różne.

Zachwyciła mnie klarowność obu widzianych spektakli, prosta scenografia, operowanie światłem i dźwiękiem.

Światło i muzyka odgrywają w moich spektaklach bardzo ważną rolę, ponieważ nie tylko stwarzają klimat sceny, ale również dopowiadają to, czego nie ma w dialogu. Światło i muzykę traktuję na równi z aktorem.

Niewiele słów, a wszystkie ważne. „ W poszukiwaniu domu wschodzącego słońca” — spektakl o dzieciach z domu dziecka — był również znakomity. Wiele się nasze młode aktorki w krótkim czasie nauczyły.

Nie tylko one ode mnie, ale i ja od nich się uczę. Bardzo zżyłam się z moimi dzieciakami — żyję ich problemami, cieszą mnie ich sukcesy.

Niestety nie widziałam nagrodzonego spektaklu „Jeśli latać to wysoko”.

Mówi on o niewidomej dziewczynce, która chciała malować. Ostatni spektakl przygotowałyśmy na zamówienie i był on uwspółcześnioną wersją „Małego księcia” Saint– Exupery'ego. Miejscem akcji jest dworzec, przez który przewijają się różne typy. Jest bisneswoman (w oryginale bankier), dziecko dworcowe, szukające swego miejsca (lis), kwiaciarka (Róża) i dealer (Żmija).

A ten drugi teatr w Warszawie, z kim Pani pracuje?

To są licealiści i studenci, młodzież zarażona teatrem. Nazywa się „Tu i tam” i również zdobył nagrody na przeglądach, m.in. Złotego Ikara w 2002 r.

Reżyseruje Pani w dwóch teatrach dla młodzieży i jednym dla uczniów szkoły podstawowej, ale to nie koniec związków z Melpomeną, prawda?

Tak. Jestem aktorką Teatru „OFFICE BOX” mającego swoją siedzibę w Centrum Kultury i Sztuki w Warszawie. To teatr, który tworzą zawodowi aktorzy. Jednak lepiej czuję się jako reżyser — grając nie mam poczucia, że jest to moje przedstawienie. Myślę, że z czasem będę się starała wycofać z tej roli.

Jakie są Pani plany na przyszłość?

Nadal będę miała dwie grupy w Podkowie — „Druid” i „Kompromis”. Te nowe dzieciaki, które prowadzę od roku, są bardzo dobre, wiedzą czego chcą, znają nasze przedstawienia i są bardzo aktywne. Cieszy mnie, że rośnie liczba osób zafascynowanych teatrem i że nasze spektakle cieszą się takim powodzeniem. Widać to po widowni. Każdy spektakl jest świętem dla dzieci, dla rodzin, dla ośrodka.

Sukcesy, nagrody zwiększają zainteresowanie teatrem, stąd napływ chętnych...

Jeśli przychodzą nowi, to jest to dla mnie największy sukces. A nagrody pozwalają uwierzyć, że to, co robię, ma sens. Planuję także założyć w tym roku najmłodszą grupę: 7–8 latków.

„Druid” ma zaproszenie na Europejski Festiwal Młodych Aktorów do Grenoble w lipcu 2005 roku. Myślę, że na festiwal przygotujemy nowy spektakl, oparty nie na tekście lecz na obrazie, aby ułatwić jego odbiór międzynarodowej widowni. W tym festiwalu uczestniczy 15 grup amatorskich z całej Europy.

Proszę powiedzieć, dlaczego wybrała Pani taką formę i taką tematykę spektakli, mając możliwość wybierania gotowych scenariuszy?

Problemy, które podejmujemy w naszych spektaklach, są bliskie samym aktorom. Interesują mnie tematy społeczne, dotyczące młodych ludzi. Wydają mi się ważne i prawdziwe. W spektaklach „Nowa” i „Jeśli latać, to wysoko”, był to problem nietolerancji, w „Byle do przerwy” — narkomanii, a „ W poszukiwaniu domu wschodzącego słońca” — samotności. Nie interesuje mnie robienie sztuki dla sztuki. Teatr powinien spełniać nie tylko funkcję artystyczną, ale również społeczną i wychowawczą. Myślę, że nasz teatr te funkcje pełni.

Wymieńmy może na koniec nazwiska uczestniczek teatru „Druid”.

Są to: Karolina Bentyn, Małgosia Czubaszek, Magda Konecka, Irena Laskowska, Kaja Lewandowska, Paulina Matuszewska, Sandra Pietrowska, Zosia Skowron, Martyna Świętek i Ania Wasilewska.

Dziękuję za rozmowę i życzę Pani i grupom, z którymi Pani pracuje, sukcesów, ale przede wszystkim radości i satysfakcji z tego, co dzięki Waszej pracy powstaje.



 <– Spis treści numeru