...Irena Trzetrzewińska jest (...) malarzem, który maluje malarstwo. Żywioł malarstwa. To rzecz całkowicie zapomniana w naszych smutnych czasach, gdy większość artystów maluje niemożność malowania, maluje żeby pokazać, że malarstwa już nie ma albo, że być nie powinno, albo — że jest niesłuszne...
Maciej Szybist (z katalogu galerii INNY ŚWIAT Kraków 1997)
Kanwą obrazów Ireny Trzetrzewińskiej są dwa uparcie drążone
tematy: Krajobraz — żywioł gór, chmur, powietrza, malowany
zazwyczaj na malutkich płótnach, jakby w opozycji do rozległych
nieobjętych przestrzeni i przeciw naturalistycznemu przekonaniu, że
duże musi być przedstawione na dużym formacie. I Martwa Natura
— owoce, warzywa, drobne przedmioty, na które natyka się
codziennie każdy z nas, obrazy dążące do większych rozmiarów,
jakby to, co niewielkie, małe, dopraszało się zauważenia,
powiększenia i przez to utrwalenia swego przemijającego istnienia.
Te dwa tematy w swoich wariantach mijają się i splatają, czasem
jeden z nich zanika, by powrócić w zmienionej tonacji, zależnej od
rytmu jakim pulsuje twórczość Reny. Odmienia się paleta, a może
punkt odniesienia i oto artystka, poprzez aluzyjnie przedstawioną
rzeczywistość, językiem koloru i form, odsłania przed nami relacje
między sobą a światem.
Tadeusz Chrzanowski w Wędrówkach po Sarmacji
europejskiej pisze, iż
„ozdobność wyrażała się u Sarmatów nie w naśladowaniu tego,
co było osiągalne wzrokiem czy ręką, ale w dodatkowym
przybieraniu tego, co przybrać się dało” zastawione stoły
zamieniano w artefakty zdobiąc, malując, pozłacając, zamieniając
w zjawiska rzeczy prozaiczne, przeznaczone podniebieniu zaś portret
tego okresu odzwierciedlał sukcesy i klęski doczesnego bytowania.
Irena Trzetrzewińska maluje gnijące jabłka, a one żarzą się
i lśnią, rozkład przybiera pełną powabu maskę, jakby na przekór
zawartości pojęciowej, jaką może być zaduma nad przemijaniem.
Góry, które maluje, mamią głębokimi, intensywnymi kolorami,
rozpadająca się poszarpana tkanka malarska ukazuje nie skały lecz
gwałtowne emocje utrwalonym gestem.
Warsztat doskonalony przez lata, laserunki i impasta, intuicja
malarska, słuch kolorystyczny, a nade wszystko brak pośpiechu,
niebywała pracowitość artystki pozwalają doświadczać nam,
widzom, przemiany kombinacji farby, oleju i płótna,
w skomplikowaną i tajemniczą materię malarską, we własny sposób,
język opisywania świata na największych mistrzach szkolony.
Maluje też zawsze pod prąd mody, czy też obok panujących
kierunków. To, co jest niby pejzażem, czy skromną, czarno–
białą nieledwie martwą naturą, powstaje równocześnie z informelem,
taszyzmem, potem op i pop artem, konceptualizmem, malarstwem
dzikich, obok gigantycznego obszaru tak zwanej sztuki medialnej,
które okresowo owładają wyobraźnią odbiorców.
Jest Irena Trzetrzewińska pośród twórców zjawiskiem
szczególnym. Jej malarstwo to wyraz niezłomności i niezależności
ducha. Jest emanacją stosunku do tradycji. Ujawnia umiejętność
czerpania z obfitych zasobów europejskiego i rodzimego
dziedzictwa. Z malarstwa krajobrazowego flamandzkiego
i holenderskiego i martwych natur, z dynamiki baroku,
romantycznego taszyzmu Tadeusza Brzozowskiego, angielskiego
malarstwa pejzażowego Constabla i Turnera a nade wszystko
z oddechu rodzinnej ziemi sandomierskiej i sarmackiej tradycji
przenikania się kultur.
Obrazy Ireny Trzetrzewińskiej: