PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 44


Zofia Broniek

Sarmacja europejska



...Irena Trzetrzewińska jest (...) malarzem, który maluje malarstwo. Żywioł malarstwa. To rzecz całkowicie zapomniana w naszych smutnych czasach, gdy większość artystów maluje niemożność malowania, maluje żeby pokazać, że malarstwa już nie ma albo, że być nie powinno, albo — że jest niesłuszne...

Maciej Szybist (z katalogu galerii INNY ŚWIAT Kraków 1997)



Kanwą obrazów Ireny Trzetrzewińskiej są dwa uparcie drążone tematy: Krajobraz — żywioł gór, chmur, powietrza, malowany zazwyczaj na malutkich płótnach, jakby w opozycji do rozległych nieobjętych przestrzeni i przeciw naturalistycznemu przekonaniu, że duże musi być przedstawione na dużym formacie. I Martwa Natura — owoce, warzywa, drobne przedmioty, na które natyka się codziennie każdy z nas, obrazy dążące do większych rozmiarów, jakby to, co niewielkie, małe, dopraszało się zauważenia, powiększenia i przez to utrwalenia swego przemijającego istnienia. Te dwa tematy w swoich wariantach mijają się i splatają, czasem jeden z nich zanika, by powrócić w zmienionej tonacji, zależnej od rytmu jakim pulsuje twórczość Reny. Odmienia się paleta, a może punkt odniesienia i oto artystka, poprzez aluzyjnie przedstawioną rzeczywistość, językiem koloru i form, odsłania przed nami relacje między sobą a światem.

Tadeusz Chrzanowski w Wędrówkach po Sarmacji europejskiej pisze, iż
„ozdobność wyrażała się u Sarmatów nie w naśladowaniu tego, co było osiągalne wzrokiem czy ręką, ale w dodatkowym przybieraniu tego, co przybrać się dało” zastawione stoły zamieniano w artefakty zdobiąc, malując, pozłacając, zamieniając w zjawiska rzeczy prozaiczne, przeznaczone podniebieniu zaś portret tego okresu odzwierciedlał sukcesy i klęski doczesnego bytowania.
Irena Trzetrzewińska maluje gnijące jabłka, a one żarzą się i lśnią, rozkład przybiera pełną powabu maskę, jakby na przekór zawartości pojęciowej, jaką może być zaduma nad przemijaniem. Góry, które maluje, mamią głębokimi, intensywnymi kolorami, rozpadająca się poszarpana tkanka malarska ukazuje nie skały lecz gwałtowne emocje utrwalonym gestem.
Warsztat doskonalony przez lata, laserunki i impasta, intuicja malarska, słuch kolorystyczny, a nade wszystko brak pośpiechu, niebywała pracowitość artystki pozwalają doświadczać nam, widzom, przemiany kombinacji farby, oleju i płótna, w skomplikowaną i tajemniczą materię malarską, we własny sposób, język opisywania świata na największych mistrzach szkolony.
Maluje też zawsze pod prąd mody, czy też obok panujących kierunków. To, co jest niby pejzażem, czy skromną, czarno– białą nieledwie martwą naturą, powstaje równocześnie z informelem, taszyzmem, potem op i pop artem, konceptualizmem, malarstwem dzikich, obok gigantycznego obszaru tak zwanej sztuki medialnej, które okresowo owładają wyobraźnią odbiorców.

Jest Irena Trzetrzewińska pośród twórców zjawiskiem szczególnym. Jej malarstwo to wyraz niezłomności i niezależności ducha. Jest emanacją stosunku do tradycji. Ujawnia umiejętność czerpania z obfitych zasobów europejskiego i rodzimego dziedzictwa. Z malarstwa krajobrazowego flamandzkiego i holenderskiego i martwych natur, z dynamiki baroku, romantycznego taszyzmu Tadeusza Brzozowskiego, angielskiego malarstwa pejzażowego Constabla i Turnera a nade wszystko z oddechu rodzinnej ziemi sandomierskiej i sarmackiej tradycji przenikania się kultur.



Obrazy Ireny Trzetrzewińskiej:

 [ 1 ] 

 [ 2 ] 

 [ 3 ] 




 <– Spis treści numeru