W dniach 28 czerwca — 2 sierpnia 2003 roku grupa trzydziestu paru osób pod opieką ks. Michała Janochy i ks. Romana Batorskiego wyruszyła na autokarową podróż po północnej Rosji. Oto wrażenia kilku uczestników tej wyprawy.
Psków, jedna czterdziestu cerkwi.
Jednym z pierwszych miast, które odwiedziliśmy, był
Psków. Nad brzegiem rzeki
Wielikaja wybudowano imponujących rozmiarów sobór Trójcy
Świętej z siedmiorzędowym
ikonostasem. Po drugiej stronie rzeki, trochę jakby na uboczu
znajduje się klasztor
Miroski z soborem Przemienienia Pańskiego i dobrze
zachowanymi XII-wiecznymi freskami.
Prostota i piękno wymalowanych przez greckich malarzy
przedstawień to wynik doskonałego połączenia formy i treści
duchowych.
W Nowogrodzie obejrzeliśmy najstarszą budowlę Rosji,
ukończoną w 1050 roku — Sobór Sofijski.
Pod względem architektonicznym i malarskim niezwykłym
zjawiskiem
była cerkiew Zbawiciela na Ilinie z unikatowymi freskami
Teofana Greka. Malowidła zostały wykonane ochrami, czernią
i bielą. W kaplicy Trójcy Świętej zaledwie kilkoma pociągnięciami
pędzla Teofan ukazał postacie św. Szymona Starszego i św.
Olimpusa.
Świętego Makarego Egipskiego zakrywają białe włosy. Cała
postać jakby rozświetlona
od wewnątrz.
Nowogród, Cerkwie św. Paraskewy i Przemienienia Pańskiego, XI-XII w.
Z Petersburga wyruszyliśmy na Wyspy Sołowieckie. Tutaj
widzieliśmy, jak sama natura
upomina się o pamięć tych, którzy tu zginęli. Na jednej z wysp
wyrosła brzoza w kształcie
krzyża, a wiele jezior ma kolor krwi.
W górach Hibinach Małych na Półwyspie Kolskim, gdzie
nagle urywa się szlak, doświadczyliśmy niezwykłego zjawiska,
które w słowach próbował uchwycić i zatrzymać
Józef Brodski: Biała to noc, noc, kiedy słońce zachodzi
ledwo na dwie godziny, zjawisko
arcyznane pod szerokościami Północy. To najczarowniejszy
okres w mieście: można pisać
i czytać bez lampy o drugiej w nocy.(...) Wokół taka cisza, że
można by dosłyszeć brzęk łyżki
upadającej w Finlandii. Przejrzysty, różowy odcień nieba jest
tak jasny, że prawie nie może
się odbić w błękitnej akwareli rzeki...W takie noce trudno
zasnąć, bo jest zbyt jasno, bo
żaden sen nie równa się z tą jawą. Kiedy człowiek, jak woda,
nie rzuca cienia...
Do miejscowości Swirskoje trafiliśmy przypadkowo.
Namioty rozbiliśmy pomiędzy dwoma kompleksami monasteru św.
Aleksandra Świrskiego. Rano zbudziło nas bicie we wszystkie
dzwony. W zniszczonych zabudowaniach klasztornych do dziś
znajduje się umieszczony tu w czasach komunistycznych szpital
psychiatryczny. Natomiast w Soborze Troickim zachowały się
XVII– wieczne freski z wizerunkiem Chrystusa o niezwykłych,
kobaltowych oczach. Po przeciwległej stronie jeziora zielenią
kopuł i czystą bielą ścian odcina się od świata Sobór
Przemienienia Pańskiego z XVI wieku. Znajdują się tam relikwie
św. Aleksandra Świrskiego, a na zewnętrznych ścianach farbami
potwierdzone spotkanie Świętego z Trójjedynym Bogiem.
Monaster Kiriło– Biełozierski odnaleźliśmy nie
w Biełoziersku — jak oczekiwaliśmy —
lecz w Kiriłowie. Założony został w XV wieku przez wielkiego
charyzmatyka i cudotwórcę,
św. Kiriła Biełozierskiego. Mury monasteru otaczają dwa
klasztory z kilkoma cerkwiami,
a w zabudowaniach znajdują się muzea. Wchodzących na
ogromny teren witają wizerunki
aniołów i świętych. Niedaleko znajduje się monaster św.
Feraponta ze znakomicie
zachowanymi freskami mistrza Dionizego z początku XVI
wieku z charakterystycznie wydłużoną formą postaci. W soborze
Narodzenia Bogurodzicy malarz „ przetłumaczył”
na kolory przypisywany Romanosowi Melodosowi poetycki
traktat mariologiczny.
Dwa miejsca: Swirskoje z monasterami św. Aleksandra
Świrskiego, gdzie trafiliśmy przypadkowo i monaster Kiriło–
Biełozierski, którego długo szukaliśmy błąkając się po trudno
przejezdnych drogach, stanowią kwintesencję naszej podróży
i samego życia.
Joanna Piątek
Przejeżdżając wzdłuż Kanału Biełomorskiego,
słuchaliśmy ciemnej historii jego
budowy, kolejnego systemu niewolniczej pracy, która
pochłaniała 3 tysiące ofiar dziennie.
Byliśmy zaskoczeni, kiedy się okazało, że przewodniki po
Wyspach Sołowieckich o tym, że
było to miejsce straszliwej kaźni, wspominają zaledwie
kilkoma zdaniami, bardziej skupiając
się na bogatej faunie i florze. Bogactwo sołowieckiej
przyrody może zachwycać, ale
podróżując rybackim kutrem na jedną z wysp, myśleliśmy
bardziej o speckonwojach
i specdelegacjach opisywanych przez Aleksandra Sołżenicyna.
Barbara Siarkiewicz
Wyspy Sołowieckie. Cerkiew św. Mikołaja z XiX w. i sobór Przemienienia Pańskiego z XVI w.
W rosyjskie lasy zostały rzucone ziarna małych, drewnianych cel
dawnych ruskich
pustelników. Pustelnicy uciekali nie tylko do nieprzebytych
gąszczy, woda miała być jeszcze
pewniejszym gwarantem upragnionej samotności. Nie wiemy,
w którym miejscu dwaj mnisi odepchnęli barkę od brzegu, by
szukać swego miejsca. Być może było to
właśnie tutaj, w Kiemie. Z tej przystani, z której dziś
odpływają i dokąd szczęśliwie powracają udający się na Sołowki
pielgrzymi, wyruszały transporty tych, którym nie dane było
powrócić na ląd. Solidnie urządzona w 20. i 30. latach filia piekła
stała się znowu jednym z największych klasztorów Rosji.
Wielkim na miarę wielkości cmentarza. Ci z nas, którzy
przemierzyli dwadzieścia kilometrów, żeby uczestniczyć
w wieczornym nabożeństwie w głównym soborze Sołówek mówią,
że głosy mnichów brzmią inaczej niż wszędzie.
Żegnaliśmy te tereny modlitwą pod krzyżem, który
stoi na wzgórzu przy owej ostatniej
drodze, spoglądając na morze, chmury i porośnięte białym
mchem stare druty kolczaste — niezamierzone i często jedyne
pomniki zakończonych tutaj tysięcy istnień.
Irina Tatarowa– Hryckiewicz