PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 44


Kalina Sobczyńska

Znad Niemna



A tak, gdzie się obrócisz, z każdej wydasz stopy,
Żeś znad Niemna, żeś Polak, mieszkaniec Europy.


Adam Mickiewicz,
Do Joachima Lelewela



Gdy w drugiej połowie kwietnia pojawiła się pierwsza delikatna zieleń wiosenna, grupa polonistów z Warszawy i okolic wyruszyła na wyprawę śladami Elizy Orzeszkowej. Organizatorem był Warszawski Oddział Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów. Trasa prowadziła do Grodna i jego okolic, na tereny dawnych polskich Kresów północno–wschodnich, a dzisiejszej Białorusi.



Ongród, czyli Grodno

Ponad trzystutysięczne miasto zatopione w charakterystycznej kresowej atmosferze, nieco sennej i melancholijnej, gdzie w starych uliczkach snują się duchy żyjących tu niegdyś sławnych Polaków, m.in. Pawła Jasienicy, który był uczniem, a potem nauczycielem grodzieńskiego gimnazjum czy o. Maksymiliana Kolbego, związanego z kościołem franciszkanów. Tutaj Stanisław August Poniatowski podpisał akt abdykacji przed udaniem się do Petersburga. Tutaj na Starym Rynku w 1919 r. Józef Piłsudski przyjmował pierwszą defiladę polskiego wojska, a zgromadzeni ludzie w patriotycznym uniesieniu płakali i całowali kamienie bruku. Tędy w październiku 1939 roku Krystyna Krahelska, opuściwszy rodzinne Mazurki*, uciekała do Warszawy przed wojskami radzieckimi.

W tym też mieście — nazywanym przez nią Ongrodem — i w jego okolicach spędziła większą część życia Eliza Orzeszkowa. Pamięć o niej żyje do dziś, ponieważ w ciężkich popowstaniowych latach była jednoosobową, ale niezwykle skutecznie działającą instytucją kulturalną i narodową, a jej zasługi dla podtrzymywania polskości były niekwestionowane: Stanowiła tu bardzo ważną placówkę polskości, inicjując, organizując i realizując różnorodne przedsięwzięcia, głównie w obronie zagrożonego bytu Polaków, ale także innych mieszkańców tych ziem, a mające na celu rozwój umysłowy i kulturalny kresowej społeczności. Najważniejsze z nich to: czynne angażowanie się w sprawy powstania 1863 roku, walka o utrzymanie ziemi w rękach Polaków, o polską oświatę, szkolnictwo, o prawa Polaków i innych narodowości Kresów północno– wschodnich do posiadania własnego przedstawicielstwa w Dumie, o prawa dla kobiet (...) Zajmowała się także ochroną ludności żydowskiej przed pogromami, poszukiwaniem pomocy finansowej dla pogorzelców po pożarach Grodna.



W  szarym domku

W mieście stoi pomnik poświęcony pisarce, podobnie jak jej warszawski, dłuta Romualda Zerycha. Do jego ufundowania przyczyniła się Zofia Nałkowska. Duże wrażenie robi na nas, uczestnikach wycieczki, zwiedzanie tzw. „szarego domku”, miejsca zamieszkania pisarki po ślubie z drugim mężem Stanisławem Nahorskim. Dzisiaj, po niedawnym remoncie, dom jest utrzymany w kolorystyce biało– niebieskiej. Umieszczona na nim tablica informuje w języku polskim i białoruskim: „Tu w latach 1894–1910 mieszkała wielka polska powieściopisarka, demokratka, Eliza Orzeszkowa”. Znajduje się w nim niewielkie muzeum, które powstało staraniem Komitetu Pamięci Elizy Orzeszkowej przy Związku Polaków na Białorusi i utrzymuje się z datków sponsorów oraz dzięki entuzjazmowi jego założycieli. W ciągu trzech lat jego istnienia odwiedziło je około 11 tysięcy osób, przede wszystkim turystów przebywających na wypoczynku w Druskiennikach. Sporo tu fotografii, często jeszcze nigdzie niepublikowanych, przedstawiających osoby związane z pisarką, portrety ojca i matki z małą Elizą.

1

Dom Elizy Orzeszkowej



Przyjmuje nas bardzo gościnnie pani Maria Ejsmont, opiekunka spuścizny po pisarce, rozpoczynając spotkanie wygłoszeniem piękną kresową polszczyzną wzruszającego wspomnienia o niej.
Nie waha się używać wielkich słów: Ojczyzna, szlachetność, patriotyzm, wielkie serce...

„Orzeszkowa była szlachetną i hartowną kobietą, ostoją polskości na kresach, granicznym słupem polskiego ducha”. Pani Maria skupia się na dwóch ważnych wydarzeniach związanych z tym domem: na uroczystych obchodach 40– lecia pracy twórczej, podczas których jedna z ulic Grodna otrzymała jej imię (i nosi do dziś) oraz na pogrzebie autorki „Nad Niemnem”, która zmarła właśnie tu.

O ogromnym autorytecie, jakim cieszyła się w społeczeństwie kresowym, może świadczyć fakt, że podczas jej ostatniej, śmiertelnej choroby grodnianie przywozili ze wsi słomę i wyściełali nią ulicę koło jej domu, aby zmniejszyć miejski hałas i turkot, które zakłócały jej spokój. Uroczystości pogrzebowe także stały się manifestacją przywiązania, jakim darzono tę niezwykłą kobietę: w mieście zamknięto sklepy, latarnie owinięto krepą, a za karawanem w piętnastotysięcznym tłumie żałobników szli ludzie nauki i ważne osobistości, zwykli mieszkańcy miasta, ubodzy, Żydzi...

Grodzieński cmentarz

Katolicki cmentarz parafialny, zwany farnym, został założony w 1792 roku.
Jest trzecią po wileńskiej Rossie i cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie nekropolią na wschodnich terenach dawnej Rzeczypospolitej**. Zachowało się wiele nagrobków polskich z XIX w. w charakterystycznej formie kapliczek i krzyży na wysokich postumentach. Tak też wygląda miejsce wiecznego spoczynku Orzeszkowej i jej drugiego męża Stanisława Nahorskiego, znanego w Grodnie adwokata, dyrektora Towarzystwa Dobroczynności, za którego wyszła po wielu latach potajemnego uczucia. Nagrobek, wykonany z czarnego marmuru poprzecinanego niebieskimi żyłkami, pisarka sprowadziła dla zmarłego męża aż z Warszawy i zapłaciła niebagatelną kwotę 15000 rubli.

Wyryto na nim cytat z Psalmu VII w tłumaczeniu Jana Kochanowskiego:

W Tobie ja samym, Panie, człowiek smutny,
Nadzieję kładę, Ty racz o mnie radzić.


Lata okupacji nagrobek przetrwał zakopany w obawie przed zniszczeniem przez Niemców.
Grodzieński cmentarz farny nosi wyraźne ślady zaniedbania i braku funduszy, gdzieniegdzie widać nawet pozapadane groby z ubiegłego wieku. Mimo to miejsce pełne jest cichego uroku, a jego surowość łagodzi delikatna kwietniowa zieleń trawy i ścielące się na każdym skrawku wolnej przestrzeni dywaniki z konwalii i niebieskich cebuliczek. Wiele wysiłku w restaurację podupadającego cmentarza wkłada pan Stanisław Poczobutt– Odlanicki, kresowy Polak, znawca i miłośnik Grodzieńszczyzny, historyk amator, który dba o zachowanie polskości na tych terenach. Jest prawdziwą kopalnią informacji zarówno o samej Orzeszkowej, jak i o burzliwej i zmiennej historii tej ziemi. Mimo wzajemnej sympatii i chęci porozumienia pan Stanisław wyraża przekonanie, że nam, Polakom z kraju, trudno pojąć w pełni trudności życia kresowian, ponieważ już przywykliśmy do wielu przejawów wolnej egzystencji i w sposób oczywisty mamy dostęp do tego, o co oni mozolnie walczą dzień po dniu.

Śladami bohaterów Nad Niemnem

Z Grodna wydostajemy się na rozległą zieleniejącą przestrzeń. Przejeżdżamy przez wieś Kwasówka, gdzie znajduje się najlepszy kołchoz na Białorusi. Dawnymi czasy targ w tej miejscowości odwiedzali Dziurdziowie, chłopi ze wsi Sucha Dolina nad rzeką Swisłoczą, bohaterowie powieści Elizy Orzeszkowej. W tych okolicach poniósł śmierć z ręki Sowietów Klemens Strzałkowki, pierwowzór Jana Bohatyrowicza, sasiada Korczyna. Jedziemy w kierunku wsi Bohatyrowicz, a raczej „okolicy” — bo tak nazywano osady zaściankowej polskiej szlachty w odróżnieniu od wsi zamieszkanych przez białoruskich chłopów. Z białej drogi skręcamy w lewo zgodnie ze wskazaniem ręki drewnianej figury, zwanej Janem, pełniącej na rozstaju funkcję drogowskazu. Położona na uboczu (19 km do najbliższego kościoła w Łunnie, 12 km do najbliższej „okolicy”) sprawia wrażenie, że czas stanął tu w miejscu. Tylko patrzeć, a spotkamy Fabiana albo Antolkę dźwigającą wiadra z wodą czy panią Starzyńską — matkę Jana, a może nawet i Anzelma... Większość chat stoi opustoszała, wszystkich mieszkańców jest tylko dziewięcioro. Spośród nich jeszcze trzy osoby noszą nazwisko Bohatyrowicz: pani Teresa, jej mąż i pani Anna. Młodsze pokolenie rozpierzchło się, większość mieszka w Grodnie. Najmłodszym Bohatyrowiczem jest wnuk pani Teresy — Witold. Może to echa „Nad Niemnem” nie do końca jeszcze przebrzmiały?

1

Biurko Elizy Orzeszkowej



Pani Teresa spędza z nami całe popołudnie i wieczór, opowiadając o swoim życiu i zmieniającej się rzeczywistości. Języka polskiego uczyła się w domu i poprzez kontakty z innymi mieszkańcami „okolic”. Nazwy zaścianków leżących w pobliżu znane nam są z powieści: Zaniewicze, Obuchowicze, Siemaszki, Staniewicze, Strzałkowscy — członkowie tych rodzin byli gośćmi na weselu Elżuni, córki Fabiana Bohatyrowicza.

W Bohatyrowiczach oglądamy resztki fundamentów dworu rodziny Kamieńskich, który znamy z powieści jako dwór Korczyńskich. Spłonął w 1915 roku, zniszczony przez Niemców, zachowała się jedynie oficyna, dziś — niestety — w formie malowniczej ruiny. Jeszcze w okresie międzywojennym było to miejsce licznie odwiedzane przez turystów, wielu mieszkańców Bohatyrowicz wynajmowało pokoje letnikom, także zachowana oficyna dworska stanowiła miejsce noclegowe. Pisarka bywała w „Korczynie” w czasie wakacji i tu, z ławeczki umieszczonej na wysokiej skarpie nadniemeńskiej między dwoma czerwonymi dębami, obserwowała toczące się nad rzeką życie, czerpiąc inspirację do swego wielkiego dzieła. Ławeczka Orzeszkowej istniała jeszcze kilka lat temu, dzisiaj można już tylko spod pamiątkowych dębów patrzeć z wysoka na płynącą u stóp rzekę jej oczami: Z jednej strony widnokręgu wznosiły się niewielkie wzgórza z ciemniejącymi na nich borkami i gajami; z drugiej wysoki brzeg Niemna, piaszczystą ścianą wyrastający z zieloności ziemi a koroną ciemnego boru oderznięty od błękitnego nieba, ogromnym półkolem obejmował równinę rozległą i gładką. Stąd już tylko kilka kroków do grobu Jana i Cecylii, leżącego pod osłoną kilku sosen, otoczonego niewysokim drewnianym płotkiem, z drewnianą figurą, przy której leżą świeże kwiaty i biało– czerwone wstęgi. Miejsce to nie znajduje się w głębokim parowie, jak wynikałoby z powieściowego opisu, ale za to można z niego spojrzeć, jak czytamy w powieści — na wielki trójkąt Niemna (...) stojący w tej cichej pogodzie szybą błękitu i srebra. W innym miejscu, na skarpie nad szerokim zakolem rzeki, w niewielkiej odległości od wsi Miniewicze, dawnego folwarku Korczyńskich, odwiedzamy słynną Mogiłę powstańców styczniowych, ukrytą w świerkowym lesie.

Jan w milczeniu pagórek ten Justynie ukazał, ona też milcząc skinęła głową; wiedziała, że to zbiorowa mogiła.
— Ilu? — z cicha zapytała.
— Czterdziestu — odpowiedział, głowę znowu odkrył i kroku przyśpieszył.


Do późnego wieczora pozostajemy nad brzegiem Niemna, niedaleko miniewickich zabudowań, rozmawiając przy ognisku z panią Teresą Bohatyrowicz. Podziwiamy piękno rzeki, płynącej tu szerokim, łagodnym łukiem. Jej czar działa: porośnięte lasem brzegi, zapadający nad cicha wodą wieczór, księżyc z samotną gwiazdą na czystym niebie — sprawiają, że poddajemy się urokowi tego miejsca, tym łatwiej, że opromienia je dodatkowo literacka legenda.

W Miłkowszyźnie, Łunnie i Swisłoczy

Pokonując znów szerokie przestrzenie białoruskiej równiny, dotrzec można do Miłkowszczyzny, miejsca urodzenia Elizy Orzeszkowej, majątku jej babci, a później jej samej. Dwór był stary, zapadły w ziemię, pełen książek należących do Benedykta Pawłowskiego, ojca pisarki. W tym miejscu rodzinę dotknęła śmierć ojca oraz małej siostry Elizy, Klimuni, obdarzonej ponoć talentem malarskim. Tutaj pisarka spędziła sześć trudnych lat po zesłaniu pierwszego męża, Piotra Orzeszki, na Sybir. Potem sprzedała majątek rosyjskiemu oficerowi, bo według ówczesnego prawa Polak mógł sprzedać tylko osobie prawosławnej lub Rosjaninowi, po czym przeniosła się do Grodna. O tych wydarzeniach słuchamy z ust przewodnika, stojąc w szczerym polu, ponieważ nie został po dworze najmniejszy ślad. Udajemy się w kierunku Kamionki, w której ochrzczona została pisarka. W czasie ostatniej wojny w okolicznych lasach działał słynny oddział AK pod dowództwem Jana Piwnika „Ponurego”.

Wjeżdżamy do Łunny, małego miasteczka, gdzie oglądamy piękny, bogato zdobiony obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem w srebrnej sukience, w bocznej nawie miejscowego kościoła.

Według legendy to pod nim brali ślub Jan Bohatyrowicz i Justyna Orzelska. Wzmianka o nim znajduje się też w „Nad Niemnem”, kiedy kobiety wyśmiewają nazbyt ozdobny strój Jadwiśki Domuntówny: Jezu! Otóż śliczne róże na tym wachlarzu! A te złotne liście zupełnie takie, Jak w Łunnie u Matki Boskiej na ołtarzu...

Ciekawym miejscem związanym z osobą Elizy Orzeszkowej jest też Swisłocz nad rzeką Swisłoczą, gdzie bywała ona na początku XX wieku. Zatrzymywała się w pałacyku należącym do hrabiny Marty Krasińskiej; przed jej letnim pobytem służba sadziła tysiąc róż. Pisarka przywoziła ze sobą młode szlachcianki z ubogich rodzin, których kształceniem się zajmowała. Teraz mieści się tu klub i biuro kołchozu.

Polacy w Grodnie

W dzisiejszym Grodnie żyje około 70 tysięcy ludności pochodzenia polskiego. Miarą przywiązania do polskich korzeni staje się nadawanie imion dzieciom: jeśli młodzi rodzice nazywają dziecko polskim imieniem, oznacza to, że chcą być wierni swojemu pochodzeniu, jeśli wybierają imię białoruskie lub rosyjskie — pragną wtopić się bezkonfliktowo w białoruską społeczność i ułatwić dziecku sukces życiowy. W mieście znajduje się polska szkoła dla ok. 400 uczniów, wybudowana w 1996 roku z inicjatywy Wspólnoty Polskiej. Mimo niechęci władz (wojewoda grodzieński Sawczenko w rozmowie z Andrzejem Stelmachowskim powiedział o tej inicjatywie: „Nie będziemy kaleczyć dzieci”) szkoła zajmuje wielki, zadbany, ładnie położony budynek, ze szklanym sufitem nad głównym holem, zapewniającym wspaniałe oświetlenie postumentu z rzeźbą głowy Adama Mickiewicza i wystawy o różnych regionach Polski. Na ścianach holu prezentuje się imponująca wystawa fotograficzna poświęcona Marii Skłodowskiej– Curie. Podobno absolwenci szkoły chętnie wyjeżdżają na studia do Polski, gdzie często zostają na stałe. Jednak — według relacji naszego przewodnika — nie jest łatwo rozwijać tu polskość, ponieważ władze oświatowe tępią „nadmierne wprowadzanie nacjonalizmów”. Mimo niesprzyjającego klimatu politycznego w Grodnie u zbiegu ulicy Dzierżyńskiego z ulicą 17 Września (sic!) ma siedzibę Związek Polaków na Białorusi, założony przez Tadeusza Gawina i liczący około tysiąca członków. Wydaje „Głos znad Niemna”.

Odwiedzamy jeszcze pracownię trzech grodzieńskich artystów plastyków, oglądamy uwiecznione w grafice piękno kresowego krajobrazu, wybitnych ludzi tej ziemi, ich dorobek kulturalny. Jeden z artystów, pan Stanisław Kiczko, wystawiał swoje prace w Białymstoku, Warszawie, Krakowie. Wiele wysiłku włożył w odtworzenie wnętrza Muzeum A. Mickiewicza w Nowogródku; jest też współautorem koncepcji Muzeum Grodzieńszczyzny.

Spośród mnóstwa ciekawostek, jakimi okraszał swoje gawędy nasz przewodnik, utkwiły mi w pamięci jeszcze dwie: że posiadanie konia na Białorusi jest nareszcie możliwe i że w centrum Grodna w latach 60. bolszewicy wysadzili w powietrze najstarszy XIV– wieczny kościół — farę Witoldową.

Dzięki niezrównanemu znawcy historii Grodzieńszczyzny panu Stanisławowi Poczobutt– Odlanickiemu mieliśmy możliwość znalezienia wielu żywych śladów polskiej obecności na tych ziemiach, choć tyle ich już bezpowrotnie zaginęło...


* G. Rąkowski, Czar Polesia, wyd. Rewasz

** J. Rozmus, J.Gordziejew, Cmentarz farny w Grodnie 1792–1939. Wyd. Naukowe WSP, Kraków 1999



 <– Spis treści numeru