Ach, Podkowa Leśna! To dla mnie zawsze było jakieś mityczne
zaklęcie.
Już w samej nazwie, w umiejscowieniu i w legendach. Od wczesnej
młodości,
kiedy to pobierałem nauki w Gimnazjum im. Tomasza Zana
w pobliskim
Pruszkowie, zawsze „coś” gnało mnie do Podkowy. W letnich
porach przyjeżdżaliśmy tu kolejką na wagary. W zimie
w podkowiańskich laskach uprawialiśmy narciarstwo. Pamiętam nawet maleńką skocznię
narciarską zbudowaną na pagórku między Podkową Zachodnią a Główną.
W pobliskim Komorowie mieszkała Maria Dąbrowska i mój przyjaciel Władysław
Terlecki.
Kiedy już później przez wiele lat mieszkałem w Milanówku,
przyjeżdżałem dość często na Stawisko do Jarosława Iwaszkiewicza.
Do dzisiaj zachowałem w pamięci taki obraz: wieczór lipcowy, takie ciepłe skruszone
powietrze, idę i widzę potężną sylwetkę Jarosława na tle kop zboża.
I poczułem, że nie pisarz wychodzi mi na spotkanie, ale gospodarz. Jeszcze kilka razy byłem
u mieszkającego obok Tomka Burka na trwających godzinami rozmowach
i na niezapomnianych porzeczkach rosnących dziko w jego ogrodzie.
Nieco wcześniej bywałem w gościnnym domu państwa Barbary
i Zbigniewa Mitznerów. Zaprosiła mnie ich córka Krysia, niezwykle
utalentowana poetka i malarka, która w bardzo młodym wieku
zmarła tragicznie. Nie tak dawno jej brat, a mój przyjaciel Piotr
Mitzner wydał zbiorek jej wierszy. Koniecznie muszę jeszcze wspomnieć
o kilku obiadkach u Marii Iwaszkiewicz
i Bogdana Wojdowskiego. Jakie to było jedzenie! Nie powinno być tu
żadnych zdziwień, przecież przyrządzała je sama pani Maria.
W kwietniu tego roku z okazji obchodów 60. Rocznicy
Powstania Warszawskiego zostałem zaproszony do Szkoły im.
Bohaterów Warszawy w Podkowie Leśnej na spotkanie poświęcone Patronom Szkoły.
Nauczycielki Grażyna Zabłocka i Agnieszka Rebzda zaprezentowały
niezwykle interesującą wystawę fotografii obrazujących historię Powstania.
Dobór zdjęć i ich kompozycja wytwarzały niepokojącą dramaturgię tamtych
tragicznych zdarzeń. Było sporo fotografii, które widziałem po raz pierwszy.
Chciałem szczególnie podziękować za niezwykle trafne
umieszczenie fragmentu mojego wiersza „ 1944” w wydanym z tej „ szkolnej” okazji
folderze. Byłem tam w dobrym towarzystwie: Kazimierza Wierzyńskiego, Tadeusza
Gajcego i Zbigniewa Herberta. Może przypomnę ten fragment:
Skrzydła historii — pomieszane głosy,
zarys miasta w pożarach — niby
wiatr rozdarty nad ziemią wzbierającą /.../
Jak rozpostarta chorągiew podziemna
mowa ich w nasz czas — rzuca
krwawe freski —
Ta uroczystość w Szkole im. Bohaterów Warszawy ma
głębokie uzasadnienie. Podkowa Leśna przez całą okupację zawsze
była blisko udręczonej, torturowanej i poniżanej stolicy. A wręcz
„ kultowym” łącznikiem
między Warszawą a Podkową była sławetna kolejka EKD, która
jeszcze wtedy odjeżdżała z ulicy Grójeckiej w pobliżu Marszałkowskiej. Jakże
pamiętna jest scena z filmu „ Zakazane piosenki”, która „ rozgrywa się”
w tej właśnie kolejce. Kolejką EKD podczas okupacji jeździli przyszli
powstańcy na „ ostre strzelanie” do pobliskich lasów. Jeździł też nią Krzysio Baczyński,
Tadeusz Gajcy, młody Czesław Miłosz i Andrzejewski w „ konspiracyjną
gościnę” do Stawiska Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. O tym szeroko
otwartym dla uciekinierów z płonącej Warszawy domu pisarza dużo i z wielką
wdzięcznością pisze Zofia Nałkowska w swoich przejmujących „
Dziennikach z czasu wojny”.
I dalej — podczas trwania Powstania Podkowa Leśna zawsze była
blisko Warszawy i jej mieszkańców. Pełniła rolę pewnego odwodu.
A już po upadku Powstania, po jego kapitulacji, przyjęła „ pod
swój dach” całe rzesze zrozpaczonych, rannych uciekinierów.
Ale wróćmy jeszcze raz do szkoły na tę podniosłą uroczystość.
Z dala, jakby zza nieistniejącej barykady dochodziły słowa pieśni powstańczych.
Ich fenomen polegał na tym, że były piękne i radosne. Śpiewała je młodość.
I jeszcze jeden moment tej uroczystości: bardzo młodzi chłopcy, na
skrzypcach i na fortepianie grali motywy z pieśni powstańczych.
Ach, jak pięknie grali!
A obok śpiewały dziewczęta. I wtedy sobie „groźnie”
pomyślałem: przecież w tamtych czasach ta miła dziewczynka mogła być sanitariuszką,
a ten jedenastoletni chłopczyk o niesfornej czuprynie mógł biegając
pomiędzy płonącymi domami i pod obstrzałem, roznosić pocztę
powstańczą. Dyrektor szkoły poprosiła, bym przemówił do młodych.
Powiedziałem zaledwie parę zdań o tych, którym m.in. poświęciłem
rapsod dramatyczny „Iskrą tylko”.
Gdy wracałem historyczną kolejką EKD do Warszawy,
szczęśliwy, że znów mogłem być w Podkowie, przypomniały mi się
moje inne, dawne wersy:
Najcudowniejsze jest to, co nas łączy
z drzewem i czuciem drugiego człowieka.