Powstanie warszawskie 1944 roku dobiegało kresu.
Moja druga konspiracja zaczęła się jeszcze przed ogłoszeniem
oficjalnej kapitulacji Warszawskiego Powstania. Postanowiłem „
urwać się” Niemcom z niewoli i zatrzymać się, jeśli tylko możliwe,
jak najbliżej Warszawy. Druh Naczelnik HP, harcmistrz Witold Sawicki „
Tolek”, Szef Kompanii Harcerskiej Batalionu „Gustaw” —
podyktował mi na Kwaterze przy ul. Mokotowskiej 41 rozkaz pisany
na cieniuteńkiej, ale bardzo mocnej bibułce, maczkiem. Oryginał
przechował się pomimo licznych rewizji niemieckich i sowieckich,
aresztowania i procesów w tzw. „Polsce Ludowej”.
Rozkaz, który określał aktualne zadania Harcerstwa Polskiego „HP”
zwinąłem w małą kulkę i zaszyłem w „cywilną” kurtkę,
w jakiej miałem wyjść z Warszawy.
Po wydostaniu się z obozu w Pruszkowie zamieszkaliśmy wraz
ze szczęśliwie ocalałymi Rodzicami w Leśnej Podkowie. Niestety nie
odnaleźliśmy wtedy mojego starszego brata Danka. Jak później
dowiedzieliśmy się, mój brat Bohdan, podharcmistrz „Agricoli”,
por. Broni Pancernej „Zaskroniec” — oficer „Baterii Kuby” 7 P.
P. AK poległ już pierwszego dnia Powstania podczas ataku na lotnisko
„Okęcie”. Tragicznej prawdy dowiedzieliśmy się już znacznie
później...
Tymczasem udało się nawiązać kontakt z ks. harcmistrzem O. Tomaszem
Rostworowskim, naszym harcerskim Kapelanem, prawdziwym Ojcem
i Opiekunem ze Starówki. W końcu września (lub pierwszych dniach
października) wydostał się z Warszawy i przebywał w Domu
Zakonnym w Walendowie (Młochów). Tam przekazałem mu rozkaz
druha „Tolka”. Postanowiliśmy razem działać. Już od września
1944 roku tworzono w Podkowie komplety szkolne. Nauczyciele jak
też uczniowie — to przeważnie „niedobitki warszawskie”. W oparciu
o środowisko szkolne udało się zebrać nawet sporą grupkę harcerzy
i harcerek z przeszłością HP–owską i Szaro–Szeregową.
Działaliśmy wspólnie tworząc początkowo zastęp „starszoharcerski”
jako kadrę przyszłej drużyny.
Zgodnie z rozkazem druha naczelnika „Tolka” nazwałem naszą
grupę (drużynę) 2 Warszawską Drużyną Harcerzy. Byli w niej: Wojtek
Chrabelski „Janusz Sołtysiak”, Staszek Fibich „Wacek”, Maciej
Kassur „Mały”, Tomasz Młynarski „Tom”, Bohdan Ręczajski
„Hrabia”, Andrzej Stypułkowski „Stary Dyrektor” no i ja — p.o.
Drużynowego, ćwik i kapral(!) z AK — Jerzy Świderski „Lubicz”
(nieoficjalnie Bekon). Okresowo należeli do niej także Janusz
Rakowski, Sławek Wietlicki i Zbyszek Rybacki „Zbyszek”, oraz
Kazio Munk. Była tam też gromadka dziewcząt: Baśka Fiszer
(zastępowa), Janka Woldenberg „Dżanet”, Monika Jeżewska, Danka
Wasiak i Danka Postępska, Maryla Szydłowska, Bożena Rosińska,
a także Hanka Chrabelska, siostra Wojtka „Janusza”, w której nb.
byłem skrycie bardzo zakochany! Drużynową była nasza Pani od
Biologii i Wychowawczyni klasy IV. — Janina Saska. Były to Szare
Szeregi żeńskie. Były dobrymi koleżankami, serdecznym oparciem
i pomocą.
Wszyscy byli nastawieni bardzo patriotycznie i bojowo.
Rozumieliśmy się doskonale i chcieliśmy działać. Było wprawdzie
bardzo głodno i już chłodno (październik, listopad, grudzień '44),
zdobycie nawet paru kartofli czy chleba było nie lada wyczynem.
Opieki i dożywiania potrzebowali też liczni ranni i chorzy
Warszawiacy gnieżdżący się po leśno–podkowiańskich,
brwinowskich, milanowskich, komorowskich domach i domkach. Nie
upadliśmy jednak na duchu. Mieliśmy mnóstwo roboty! W Święta
Bożego Narodzenia '44 i na Nowy Rok wspólnie z naszymi
dziewczętami organizowaliśmy Opłatek, jasełka i kolędy dla „naszych”
rannych i chorych. Trzeba było też zdobyć trochę żywności
i lekarstw. Bardzo czynni byli: demokratycznie wybrany sołtys Leśnej
Podkowy — inż. Stanisław Chrabelski, ojciec Wojtka, oraz sprawujący
opiekę jako lekarz — mój ojciec — dr. med. Edward Świderski.
Ojciec Tomasz Rostworowski już pod koniec października znalazł
się w Milanówku, w Domu Zakonnym SS Urszulanek „Szarych”
— w tzw. „Matulinku”. Odnalazł się też — w Pruszkowie — harcmistrz por.
Jan Majewski „Łużyca”, „Mały”. Zaczął on organizować
komórki SN (Stronnictwo Narodowe) i NOW (Narodowa
Organizacja Wojskowa). Uruchomił kolportaż prasy podziemnej.
Podczas Powstania na Starówce i potem w Śródmieściu był
współredaktorem „Walki” i współdziałał z „Gustawem”. Teraz
zbierał „niedobitków” z NOW i AK
i organizował „Młode Oddziały Wojskowe” — zalążki Podziemnego
Wojska. Był również pomysł utworzenia „Straży”.
Praca harcerska była prowadzona wg. dawnych, tradycyjnych
wzorów. Doszły jednak inne zadania o charakterze polityczno —
wojskowym. Znowu ukazały się pisma wydawane podziemnie: „
Biuletyn”, „Żołnierz Wielkiej Polski”, „Warszawski Głos
Narodowy”, „Szaniec” i inne, a w nich pierwsze relacje
i dokumenty z Powstania, a także wiadomości z terenów wschodnich
zajętych już przez Armię Czerwoną i organizowanej tam przez Sowiety
tzw. „Lubelskiej Polski”, słowem — „spod Bolszewików”...
Zajęliśmy się kolportażem. Nie było wątpliwości, że wraz
z rychłym nadejściem Bolszewików czeka nas następna, być może nawet
jeszcze gorsza okupacja sowiecka. Była wszakże nadzieja, że
wyjątkowo patriotyczna i jednomyślna postawa Warszawiaków
i miejscowej ludności ochroni przed nieszczęściem. Nawet miejscową
kawiarenkę — bar „Barka” przy ul. Żółwińskiej w Podkowie Leśnej
przezwano, nie bez słuszności „Barem AK”.
Ostatniego dnia okupacji niemieckiej (16 stycznia 1945 roku)
mieliśmy zbiórkę i ostre pogotowie. Na punkcie oczekiwania w „
Matulinku” u Ojca Tomasza odbyła się odprawa i komisja na stopnie.
Zdałem wtedy na Harcerza Orlego i otrzymałem potwierdzenie
nominacji na odwrocie Świętego Obrazka NMP Jazłowieckiej, już
z pamiętną datą (17 stycznia 1945 roku) i podpisem harcmistrza Jana
Majewskiego „Łużycy”.
Samo przejście frontu odbyło się nadspodziewanie spokojnie.
Jeszcze wieczorem 16 stycznia 1945 roku sam „Ortskommandant”,
Oberfeldfebel objeżdżał wozem pancernym Panzerspähwagen całe
osiedle i odwoływał wcześniej nakazane rekwizycje i kwaterunki
(„Ordnung muss sein”), a już rano 17 stycznia 1945 roku pojawili się
na małych konikach pierwsi ruscy. Byli w fufajkach, uszatych,
futrzanych czapkach z byle jak przypiętymi gwiazdami. Zachowywali
się dość przyzwoicie, a nawet przyjaźnie; „Giermańców niet?, nu,
charaszo!”. Początkowo nie doświadczyliśmy oczekiwanych gwałtów
i rozbojów. Sowieci jak nagle się pojawili, tak i nagle gdzieś zniknęli.
W Karolinie koło Otrębus, tam gdzie teraz jest „Mazowsze”,
Szkopy (tak nazywaliśmy Niemców w tamtych czasach) zostawili
nietknięte i dobrze zabezpieczone magazyny z amunicją, materiałami
wybuchowymi, lekarstwami i środkami opatrunkowymi. Spore ilości
tak potrzebnej niemieckiej amunicji, bardzo dobrze zakonserwowanej
i oznaczonej znalazły się w naszych rękach i miały być przekazane
naszym organizacjom wojskowym. Dla siebie zdobylismy karabin „Mauser”
przechowywany za kominkiem na strychu w „Pchlinku”
(tak nieoficjalnie nazywał się nasz drewniany domek na skraju Lasu
Młochowskiego przy ul. Krasińskiego 3 na Młochówku). Ponadto
mieliśmy kilka granatów ręcznych, pistolet FN 5,65” i rewolwer
S&W, tylko z trzema nabojami. Dumą był „Panzerschreck”,
tymczasem schowany, również przed Rodzicami, w moim tapczanie.
Na szczęście nie musieliśmy używać tej broni.
Ja ze swojej strony skontaktowałem druha „Tolka” (harcmistrza
Profesora Sawickiego) i Andrzeja Tretiaka z „Łużycą”, harcmistrzem por.
Janem Majewskim. Zapadła wtedy decyzja „podprowadzenia”
sowietczykom amunicji i wszelkich innych przydatnych materiałów ze
składu w Karolinie. Przed planowaną akcją zorganizowałem gry
terenowe w Lasach Młochowskich. Chodziło o bardzo dobre
orientowanie się w leśnym terenie, aby gdzieś nie pobłądzić. Trzeba
było też dobrze poznać zwyczaje „bojców” strzegących Karolina,
miejsc ich zakwaterowania, miejsc i godzin zmiany posterunków, tras,
patroli, itp. Trzeba było rozpoznać drogi dojścia, odskoku oraz zbiórek
„po akcji”.
W lesie min na szczęście nie było, natomiast walało się mnóstwo
niewybuchów różnego typu granatów. W rezultacie, po dobrym
rozpoznaniu terenów „akcji” odbyło się kilka „skoków” na
Karolin. Pomocą było pijaństwo pilnujących Czerwonoarmistów.
Nieocenionym pomocnikiem okazał się Janusz Rakowski „Zdraśny”.
Sowieci kwaterowali obok niego, w Otrębusach. „
Sowieci piją!” — był to sygnał do rozpoczęcia akcji. Wyniesioną
amunicję ukrywaliśmy w zamaskowanych gałęziami i liśćmi rowach
przeciwczołgowych i okopach w Lesie Młochowskim, skąd następnych
nocy była niepostrzeżenie zabierana przez ludzi „Łużycy” z NOW.
Tymczasem jednak powstała, a właściwie „wyszła na jaw”,
oficjalna drużyna harcerska w Podkowie Leśnej, przy szkole,
a równocześnie przy miejscowym kościele pod wezwaniem Św.
Krzysztofa, z Ks. Prałatem Bronisławem Kolasińskim. Drużynowym
był druh Zygmunt Sobota — organista kościelny, a jednocześnie
kierownik chóru kościelnego i nauczyciel śpiewu w szkole. Okazało się
też, że druh Sobota prowadził Drużynę „Zawiszy” jeszcze podczas
niemieckiej okupacji.
Na przełomie kwietnia i maja 1945 roku pojawił się uwolniony
z obozu koncentracyjnego harcmistrz Ludwik Rymarz
(„Ludwik” / „Kudłaty Miś”).
Był jednym z pierwszych instruktorów
warszawskich Szarych Szeregów, niestety aresztowany już w 1941
roku resztę czasu wojny spędził w niemieckim obozie
koncentracyjnym. Ludwik Rymarz mieszkał w Leśnej Podkowie
i pracował na EKD. Szybko doszliśmy z nim do porozumienia.
Stopniowo (maj/czerwiec 1945 roku) zaczęliśmy „wnikać” do ZHP.
W maju 1945 roku skończyła się wojna. Wkrótce miał zostać
powołany Rząd Jedności Narodowej. Społeczeństwo wiązało z tym
pewne, zresztą raczej dość ograniczone, nadzieje, ponieważ nadal
trwały prześladowania AK. Zamykano też osoby znane ze swoich
raczej lewicowych i dość prorosyjskich sympatii. Każdy mógł
wylądować w kryminale jako „wróg ludu”. Współpraca z drużyną
„oficjalnego Harcerstwa” układała się jak najlepiej. Zyskała
doświadczonych, wyrobionych i inteligentnych instruktorów
(zastępowych, przybocznych), a nam dawała dość dobrą przykrywkę
naszej „drugoplanowej” działalności.
W lecie odbył się w Osowcu koło Grodziska Mazowieckiego kurs
instruktorski Centralnej Agencji Szkoleniowej (CAS) ZHP.
Ukończyłem CAS z powodzeniem i za zgodą władz HP i otrzymałem
granatową podkładkę pod Krzyż. Zatwierdzono także mój stopień
Harcerza Orlego.
W maju 1945 roku wojna — przynajmniej ta „wielka” —
skończyła się. Niemcy hitlerowskie padły pokonane. Nie mieliśmy
jednak zbyt wiele powodów do radości. Taka Polska, jaką nam sprawili
Sowieci zdecydowanie nie była „naszą” Polską. Jej władze głosiły,
że Armia Krajowa i w ogóle cala prawdziwa Polska to były „zaplute
karły reakcji”. „Procesem 16–stu”, w tym Ojca naszego
Druha, Andrzeja Stypułkowskiego, Moskwa dobitnie pokazała, że
o żadnej wolnej i niezależnej Polsce nie może być mowy.
W każdym razie — wojna skończona, jak by nie było, trzeba brać
się na serio, poważnie do nauki i odbudowywania, a nie niszczenia.
Pod wpływem mojego Ojca opracowaliśmy ulotkę, którą
powieliłem i rozprowadzałem wśród kolegów jeszcze przed
rozpoczęciem roku szkolnego 1945/46, n. b. ulotka ta później wpadła
w ręce Bezpieki:
„Każdy młody Polak powinien służyć, jak uważa najlepiej.
Charakter służby Ojczyźnie musi zmieniać się w zależności od potrzeb.
Gdy wróg znajdował się na naszych ziemiach trzeba było z nim
walczyć. Teraz trzeba Polskę odbudować. Duża część młodzieży tej
najgorętszej, najbardziej zapalonej i bezkompromisowej znajdzie się
z chwilą niepodległości Polski „na lodzie”...Teraz trzeba się wziąć do
ciężkiej pracy i odbudowy. Teraz przestać „działać” a zacząć „
pracować”! Najważniejsze jest zastanowienie się: „czego wymagają
ode mnie”. Każdą pracę trzeba zacząć od siebie. „Praca nad sobą”
w Duchu Przykazań i Ewangelii jest najważniejszym elementem
doskonalenia się...Pracę nad sobą zaczynamy w Domu, w Rodzinie —
najważniejszym ogniwie Narodu i Państwa. Im lepszym będzie się
w Domu, tym wyżej staniemy moralnie. Następnie Szkoła: W Szkole,
w gromadzie rówieśników przygotowujemy się do służby
obywatelskiej...Szkoła powinna rozbudzić w nas pragnienie wiedzy
i potrzebę doskonalenia intelektualnego...Profesorowie winni
zainteresować swym przedmiotem, a my powinniśmy im w tym pomóc.
Między uczniami i profesorami powinno panować obustronne zaufanie.
Musimy zrozumieć, że praca szkolna jest podstawowym obowiązkiem
każdego młodego Polaka. Niepełny będzie jednak obraz obowiązków
i prac nowego pokolenia jeżeli nie weźmiemy pod uwagę (roli)
organizacji młodzieżowych. Można zaryzykować stwierdzenie, że
młodzież więcej nawet niż w szkole wychowuje się w organizacjach
młodzieżowych, zwłaszcza w Harcerstwie. Jest faktem stwierdzonym, że
młodzi bardziej nawet słuchają swych Dowódców i Kierowników —
rówieśników i starszych kolegów. Odpowiednie kierowana Organizacja
wywrze dominujący dodatni wpływ (na wychowanie).Każdy młody
Polak powinien więc pracować w organizacji młodzieżowej (takiej,
która mu ideowo odpowiada). Jednostki obdarzone większymi
zdolnościami i lepszymi przymiotami charakteru niech obejmą funkcje
kierownicze. Bierzmy się więc zaraz do pracy. Ale po pracy musi
następować odpoczynek, ale też powinien być on poświęcony Ojczyźnie.
Wolny czas warto poświęcić na przemyślenia i dyskusje nad tym co
było (dawniej), dzieje się obecnie, nad przyszłością. Również czas „
na łonie natury”, na wycieczce, obozie, przy ognisku powinien być
poświęcony samokształceniu... Trzeba zastanowić się nad wyborem
myśli politycznej. Dobrze trzeba się nad tym zastanowić. Jedno jest
pewne — musi być powszechna i prawdziwa Demokracja, nie można
swoich poglądów zacieśniać. Jeżeli ja myślę w dany sposób to ktoś
inny może myśleć inaczej. Walki partyjne muszą w Polsce ustać,
zaniknąć. Nie można tracić sił, energii a zwłaszcza życia na walki
wewnętrzne między Polakami. Walczyć można, nawet trzeba ale tylko
z wrogami. Ludzie innych przekonań i zapatrywań mogą być takimi
samymi Patriotami jak my sami, tyle tylko, że chcą Polskę urządzić
inaczej, w ich mniemaniu lepiej. Trzeba dążyć do porozumienia,
powinniśmy wspólnie pracować dla dobra Państwa i Narodu.”
I wtedy, w tym czasie, kiedy coraz bardziej nastawialiśmy się na
„pokojową pracę organiczną”, spadły na nas represje i aresztowania,
których zwłaszcza wtenczas nikt już nie oczekiwał. Rozpoczął się
nowy, najtrudniejszy chyba okres naszej służby — więzienie i kara, —
za co? — w rzekomo już „wyzwolonej” Ojczyźnie.
Wojciech Chrabelski „Janusz” ur. 2 stycznia 1929 roku w Warszawie, w latach 1943–44 uczestniczył w kolportażu prasy konspiracyjnej i przekazywaniu meldunków od ukrywających się (m.in. w domu swoich rodziców) oficerów AK. Podczas Powstania 1944 r. w Leśnej Podkowie przewodził grupie chłopców, zorganizowanej przez mec. Zbigniewa Stypułkowskiego, udzielającej pomocy rannym z Warszawy. Harcerz w odtwarzanym po Powstaniu 1944 roku HP, w II Konspiracji harcerskiej 1944/45. W 1945 roku w zast. „Mamutów” w ZHP w Leśnej Podkowie, H.O., członek Komendy Hufca Brwinów. Uczestniczył w akcjach zbierania amunicji i granatów. Aresztowany przez UB w związku ze sprawą AK, więziony od 16 grudnia 1945 do 4 lipca 1946 roku (w Gdańsku) Uczeń Szkoły Nr 13 i Tajnych Kompletów oraz Szkoły Ogrodniczo — Rolniczej Wiśniewskiego. Po wojnie — Liceum Stefana Batorego w Warszawie, matura w roku 1948. Studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, mgr inż. architekt — urbanista. Pracował w Polsce i Francji.
Stanisław Fibich „Wacek” ur. 07–03–1929 roku w Warszawie, uczeń Gimn. im. Goldmanowej w Warszawie (tam podczas wojny wstąpił do „Szarych.Szeregów”, Hufiec „ Ochota”, IX 1943 — uczestniczył w akcjach Małego Sabotażu). W Powstaniu 1944 r. w p. „Baszta” w Kompanii Łączności K–4 (d–ca por. „Łącki”, Jerzy Stefan Stawiński) na Mokotowie. Przechodził 10 godzin kanałami z Mokotowa do Śródmieścia wraz z Andrzejem Stypułkowskim. Po Powstaniu jesienią i zimą 1944 r. i wiosną 1945 r. w Drużynie HP w Podkowie Leśnej, w Zastępie „ Mamutów”. Uczestniczył w akcji zbierania broni i amunicji. Późną wiosną 1945 r. w st. Ćwika w starszyźnie Drużyny ZHP w Podkowie Leśnej aż do 1948 r. Był uwięziony przez UB w okresie od 16–12–1945 do 4 lipca 1946 r. (w Gdańsku). Po wypuszczeniu z więzienia nadal uczył się w Liceum w Milanówku, zdał maturę w 1947 r. Studia wyższe na Politechnice Warszawskiej wydz. Elektroniki. Dyplom Inżyniera w 1951 r., Magistra w 1964 r. Pracował do przejścia na emeryturę w Centrum Naukowo–Badawczym Polskiego Radia i Telewizji.
Tadeusz Maciej Kassur „Orlik”, „Maciek”, „ Mały”, ur. 11–11–1929 w Warszawie, uczeń Gimn. im. Goldmanówny, w harcerstwie „Szarych Szeregów” — od 1942 r., w Roju „Grunwald”. W Powstaniu 1944 r. walczył na Ochocie w Reducie „Kaliska”, razem ze swoim ojcem, Hugonem Kassurem, który w roku 1943 był członkiem komisji PCK w Katyniu ustalającej odpowiedzialność (!) za tę zbrodnię. Po 11–08–1944 roku ojciec zginął pod Pęcicami, a „Maciek” po upadku Ochoty, przez „Zieleniak” i Pruszków doszedł do Podkowy Leśnej. Był harcerzem w drużynie „Lubicza” — J. Świderskiego, uczestniczył w akcjach zdobywania lekarstw, środków opatrunkowych dla szpitali w Podkowie Leśnej i okolicach, a także amunicji i granatów. Od maja 1945 r. w starszoharcerskim zastępie „Mamutów”. Po wojnie w Liceum im. St. Batorego, matura w 1947 r. Studia lekarskie w Akademii Medycznej w Warszawie 1947–52. Chirurg–Ortopeda, Dr. Nauk Medycznych, Ordynator i Dyrektor Szpitala Chirurgii Dziecięcej „Omega” w Warszawie. W latach 1962–73 pracował w Klinice w Accra (stolicy Ghany), następnie w Nigerii.
Tomasz Młynarski „Tom”, ur. 03–04–1928 r., uczeń Szkoły Harcerskiej im. A. Małkowskiego w Warszawie. W ZHP — Zuchach od 1936 r. Harcerz 2 WDHP od 1942 r., Żołnierz Plutonu Łączników batalionu „Gustaw”, przydzielony do Kompanii „Grażyna” (Btl. „Harnaś). Ciężko ranny 15–08–1944 r. Po Powstaniu w konspiracyjnej drużynie HP w Podkowie Leśnej. W zastępie „Mamutów” uczestniczył w akcjach zdobywania amunicji, broni, lekarstw i środków opatrunkowych. Matura w Liceum im. St. Batorego w Warszawie w roku 1948. Studia na Politechnice Warszawskiej 1948–53, Inż. Mechanik, Dyrektor i Naczelny Inż. w Zjednoczeniu „Instal — Export”, realizator inwestycji w Polsce i RFN.
Andrzej Stypułkowski „Dyrektor”, „Stary”, ur. w Warszawie w 1930 r. (syn mecenasa Zbigniewa Stypułkowskiego, znanego polityka narodowo–demokratycznego, porwanego w 1945 r. przez NKWD i sądzonego w Moskwie w „Procesie 16”). Uczestnik Powstania na Mokotowie, w p. „Baszta”, przechodził kanałami do Śródmieścia ze Stanisławem Fibichem. Harcerz zastępu „Mamutów” w Podkowie Leśnej w 1945r. Od 1946 r. na emigracji w Wielkiej Brytanii, działacz polonijny, instruktor harcerski ZHP na emigracji, zmarł w listopadzie 1980 r. w Londynie.
Jerzy Świderski „Lubicz”, ur. 21–12–1929 r. w Warszawie (syn Marii i dr. Edwarda Świderskiego zasłużonych działaczy ZHP). Uczeń Szkoły Harcerskiej im. A. Małkowskiego w Warszawie, od 1940 r. — tajnego Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego (1940–44). W ZHP (zuchy) od 1935 r. Harcerz 2 WDH, w czasie Powstania żołnierz (kapral) Kompanii Harcerskiej btl. AK „ Gustaw”, odznaczony Krzyżem Walecznych na Starym Mieście. Po Powstaniu czynny w odtwarzaniu Harcerstwa Polskiego (także drużyny w Podkowie Leśnej w latach 1944–45) pod komendą Ks. Hm. O. Tomasza Roztworowskiego, Hm. Por. Jana Majewskiego „Łużycy” i Hm. Por. Andrzeja Tretiaka „Trzcińskiego”. Harcerz Orli, przewodnik, żołnierz NZW (Narodowe Zjednoczenie Wojskowe). Aresztowany w grudniu 1945 r., skazany w lutym 1947 r. na 3 lata więzienia (sprawa HP — W. Sawickiego). Po amnestii — matura w Liceum im. St. Batorego w Warszawie w 1948 r. Przyboczny Szczepu 23 WDH im. Bolesława Chrobrego. Studia na Akademii Medycznej w Warszawie, dyplom Wydz. Lekarskiego z wyróżnieniem w 1953 r. Dr hab., Profesor, specjalista w dziedzinie pediatrii i kardiologii, pracował również w Szkole Medycznej Uniwersytetu Johna Harwarda w Bostonie. Nadal czynny w Harcerstwie, Ppłk., lekarz WP.