PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 43

Bohdan Pociej

O ZYGMUNCIE KUBIAKU 1929-2004



Dawno już, w chłopięctwie, wyemigrowałem nad Morze Śródziemne, w strefę biblijno–helleńską, czyli do mojej Polski, śródziemnomorskiej, tej, która pod względem duchowym leży nad Morzem Śródziemnym, i poprosiłem o azyl. Obcuję z Klemensem Janicjuszem, z mistrzem Janem z Czarnolasu, z królem jegomością Zygmuntem Augustem, do którego zawsze zwracam się ze słowami, jakich mnie nauczył mistrz Jan: „Panie mój! – to najwiętszy tytuł u swobodnych”.

Zygmunt Kubiak


Gdy spada na nas wieść niespodziewana o śmierci nagłej wielkiego twórcy szczególnie nam bliskiego, to wstrząs ów wytrąca nas z niedorzecznego wszak poczucia, że ów Ktoś winien być z nami zawsze, żywy, obecny, przynajmniej do końca naszych dni. Darzył nas bowiem hojnie owocami swej twórczości. Stąd też – gdy Go już nie ma między żyjącymi, gdy z czasu ziemskiego przeszedł w bezczas wieczności – chęć odwdzięczenia się jakoś za ów bezcenny dar... Stąd więc i mój szkic, w którym postaram się odpowiedzieć na pytania: kim On był jako twórca? Na czym polega wielkość Jego pisarstwa? Choć wiem, że tej wielkości zdołam zaledwie dotknąć...W trzech przynajmniej zasadniczych punktach, tyczących: miejsca, stylu, obrazu świata.


Miejsce

Przygotowując ten szkic, zgromadziłem wokół siebie książki Pisarza (wszystkich tu nie wymienię), który tyle już lat towarzyszy mojej drodze duchowej: od najwcześniejszej Półmrok ludzkiego świata (1962), przez kolejne tomy esejów (Wędrówki po stuleciach, Szkoła stylu, Jak w zwierciadle, Przestrzeń dzieł wiecznych, Brewiarz Europejczyka, Uśmiech kore), antologie tłumaczeń poezji (Muza grecka, Muza rzymska, Antologia poezji nowogreckiej, „Twarde dno snu” – Tradycja romantyczna w poezji języka angielskiego), wielkie dzieła translatorskie (Wyznania św. Augustyna, Eneida Wergiliusza, Wiersze zebrane Konstandinosa Kawafisa), monografię Kawafis aleksandryjczyk, opracowania dawnych polskich przekładów – Iliady (Dmochowskiego) i Odysei (Siemieńskiego), po „trylogię antyczną” (tak to nazywam) obejmującą: Mitologię Greków i Rzymian, Literaturę Greków i Rzymian, Dzieje Greków i Rzymian (2003). Obrazują te książki pół wieku nieprzerwanej pracy w materii słowa, i układają się w  „Bibliotekę Zygmunta Kubiaka” (na podobieństwo niegdysiejszej „Biblioteki Boya”). W tej Bibliotece wyróżnimy trzy zasadnicze działy: eseje (których większość miała pierwodruki w czasopismach, do książek zaś wchodziły przeredagowane), przekłady poetyckie, dzieje.

Pozwala więc ta Biblioteka jakoś wstępnie usytuować Zygmunta Kubiaka, określić miejsce mu należne w kulturze Polski i świata; z całym, podkreślmy to, Jego zakorzenieniem. Był On bowiem, jak mało kto dzisiaj, zakorzeniony w najcenniejszym dziedzictwie kultury duchowej Europy. Wchłaniał to dziedzictwo całym sobą, żył nim: mitologią i pisarstwem Greków i Rzymian, poezją Biblii, św. Augustynem, Dantem i Petrarką, Kochanowskim i polskim Renesansem, polską poezją Oświecenia, romantyzmem angielskich poetów, aż po Leśmiana i poetów nowogreckich. Dla porównania: podobnie żywe zakorzenienie mieliśmy ongi u naszych wielkich humanistów– myślicieli i zarazem niezrównanych mistrzów słowa, działających na polu literatury – średniowiecznej, antycznej, nowożytnej: Edwarda Porębowicza, Tadeusza Zielińskiego, Mariana Zdziechowskiego, Jana Parandowskiego, Juliusza Kleinera, Wacława Borowego, Zygmunta Łempickiego i pisarza równie jak Zygmunt Kubiak osobnego, Stanisława Vincenza... Każdy z nich, rzec można, wyróżniał się swoim indywidualnym sposobem zakorzenienia. Podobnie Kubiak, o dwa blisko pokolenia od nich młodszy, miał na wskroś własny modus bycia w żywym dziedzictwie słowa – poezji, prozy, dramatu – jak i związanych z tym sztuk naocznych, plastycznych.

Mawiał o sobie, nieco żartobliwie, że jest na pół chrześcijaninem i na pół greko–rzymskim poganinem; bliski w tym może był Tadeuszowi Zielińskiemu, choć bardziej odeń czuły i otwarty na tradycje „starotestamentowe”. Pisał: „Już w latach chłopięctwa urzekł mnie czar tradycji żydowskiej. Jest to czar starego ludu, podobny do czaru greckiego. Czar intelektualny, obecny nie tylko w Biblii i w późniejszych wielkich dziełach żydowskiej myśli i literatury, lecz nawet i w żydowskich anegdotach. Moc, jaką z Biblii i z całej wielkiej myśli żydowskiej czerpałem do duchowej walki przeciw komunistycznemu totalitaryzmowi. Ale nie tylko to. Także pewien szczególny rodzaj intymności”.

W tym wszystkim zdawał się całkiem osobny. Z dystansem pewnym do współczesności, zarazem z ostrą jej świadomością. Cenił splendid isolation jako stan konieczny dla tworzenia wartości artystycznych, piękna po prostu, bez którego sztuka usycha i więdnie. Równocześnie, daleki od jałowego estetyzmu, świadom był tego, że artysta– twórca nie powinien sobie piękna zakładać jako nadrzędnego celu, ani myśleć o nim zbytnio, a tylko strzec się nadmiaru... brzydoty. Jego pozycja w bieżącym życiu artystycznym, literackim, rysuje się nader wyraźnie: życzliwy dla wszystkich wartych życzliwości, przychylny dla tych, co przychylności pragną, w środowisku przyjacielski, zarazem jakby obok nurtujących środowiska artystyczne trendów, tendencji, nastawień, mód, dyskusji, sporów. Na rozgorączkowaną współczesność patrzył z perspektywy klasycznej – Grecji, Rzymu, polskiego i włoskiego Renesansu...

Ten dystans, życzliwy zresztą, pozwalał mu tym bardziej realizować dzieło życia – w postaci publikowanych książek; dzieło, którego wielkość, oczywista już dziś dla Jego czytelników, będzie jeszcze rosła i umacniała się w świadomości powszechnej. Jako autor pięknego określenia „Przestrzeń dzieł wiecznych” (zarazem tytułu jednej z jego książek), sam się, chcąc nie chcąc, ze swą „Biblioteką” w tej przestrzeni sytuował. Dla nas, wiernych Jego czytelników (ich liczba, wierzę w to, będzie stale rosła), pozostanie Wielkim Przewodnikiem, czarodziejskim sposobem swojego pisania oprowadzającym po obszarach Dzieł wiecznych...



Styl

To nie jest historia literatury. To jest opowieść o wędrówce i przygodach duszy wśród arcydzieł. Zapisana dla Czytelników, którzy chcą wybrać się w taką podróż. [...]

Pragnę, żeby moja polszczyzna była coraz prostsza (najlepiej – skrajnie dosłowna) i coraz bardziej płomienna. Jak poezja grecka, w której nieraz bije piorun.


(Zygmunt Kubiak, Literatura Greków i Rzymian)

Był mistrzem sztuki słowa z rzędu największych. We wszystkim co pisał, w każdym z gatunków literackich, jakie uprawiał, czuje się wysokiej próby artyzm. Wszystko, co wyszło spod jego pióra i ujrzało światło druku – od krótkiego szkicu, po dużą książkę, od drobnego epigramatu antycznego, po wielką epopeę – było dziełem sztuki pisarskiej; inaczej być nie mogło – tu działał mus, konieczność, imperatyw doskonałości, czy, skromniej: dobrej roboty, warsztatu, rzemiosła – tego wymagał od siebie dla swoich czytelników, o których się troszczył, z którymi czuł żywą więź, a to wprost wynikało z jego bycia w książkach, rozmiłowania w nich, bytowania w przestrzeni lektury. Cieszyła go wspólnota czytających: „Chciałbym powiedzieć parę słow o tym, co nas szczególnie łączy. Amor librorum nos unit – łączy nas miłość do książek” – choć z drugiej strony martwiło go, że powszechna potrzeba życia książką u nas maleje...

Działał na różnych polach, uprawiał różne dziedziny pisarstwa. Pytanie: kim był przede wszystkim – eseistą, krytykiem (literackim), historykiem (literatury), tłumaczem (poezji i prozy)? – mały ma sens, gdyż był tym wszystkim równocześnie i maksymalnie; wszystkie te sposoby czynnego bycia w słowie harmonijnie w nim współgrały. Gdy czytam jego eseje z kręgu kultury śródziemnomorskiej, zda mi się on najznakomitszym, najbardziej oryginalnym z mistrzów tego przedziwnie wielopostaciowego gatunku. Kiedy rozsmakowuję się w jego tłumaczeniach – drobnych, dużych, największych (Eneida!) – poezji starożytnej Grecji i Rzymu, poezji nowogreckiej (Kawafis!), romantycznej poezji angielskiej – urasta mi on do rangi największego z polskich poetów, którzy sztuką tłumaczenia się parali (wszak dobry przekład utworu poetyckiego jest, musi być samoistnym poetyckim utworem!). Wczytajmy się i wsłuchajmy choćby w ten wiersz – z Muzy rzymskiej:

Płynął strumień nurtem chłodnym przez zieloną, rzeźwą łąkę,
Śmiejąc się kamyków błyskiem, chłonąc w siebie barwy kwiatów.
Nad nim były modre laury i zielone krzewy mirtu,
Które trącał lekki powiew, kołyszący, szeleszczący.
W dole łąka miękką trawę dla wędrownych stóp ścieliła,
Wyzłocona szafranami, bielą lilii rozjaśniona,
I fiołków leśnych wonnym tchnieniem cały gaj oddychał.

Mówił (w rozmowie z Tomaszem Fiałkowskim, zamykającej tom Przestrzeń dzieł wiecznych): „z całą nieśmiałością zbliżałem się do spraw tłumaczenia; najpierw były eseje, później dopiero odważyłem się przekładać wielką literaturę. Podkreślam: wielką, bo pomijając przekłady prozy popularnonaukowej, pożyteczne, ale robione raczej dla chleba, tłumaczyłem tylko arcydzieła. W ogóle interesują mnie tylko arcydzieła, inne książki najzwyczajniej mnie nudzą. Pierwsze moje przekłady, poza paroma wierszami Eliota, to były epigramaty z Antologii Palatyńskiej. Do wielkiej epickiej tradycji zbliżałem się więc od małych okruszyn”.

Jego rozmiłowanie w książkach – amor librorum – równoznaczne było z rozmiłowaniem w języku; w języku w ogóle, w językach różnych, z których tłumaczył, a w języku polskim w szczególności. Rzeczywistość języka, językowy żywioł, materię i formę języka, piękno języka, urodę języków poszczególnych w ich cechach konkretnych – to wszystko wyczuwał, postrzegał i pisał o tym tak, jak nikt przed nim ni po nim.

O języku polskim: „W moim odczuciu jest to bezmiernie wspaniały język. Niejednokrotnie o tym starałem się pisać. Czy przywołam Lechonia: Dzisiaj nocą samotną, spędzoną bezsennie, po promieniach księżyca, jakimś dziwnym tchnieniem, czy głębiej sięgnę, do Mickiewicza: Jeżyna, czarne usta tuląca do malin, czy jeszcze głębiej: Czemu mnie próżno, srogi Apollo, trapisz – jest to dla mnie język, o którym nawet nie mogę mówić spokojnie, ponieważ zbyt głęboko mnie dotyka. Jest to medium, poprzez które odczuwam świat, ten język mnie ogarnia jakby jakieś skrzydło, ciąży mi, muszę go dźwigać, a jednocześnie wznosi mnie lekkimi pióry. To cytuję z Dmochowskiego, z jego przekładu Iliady...[...] Tam jest taki cudowny werset, że ptak wzlata lekkimi pióry. To nie chodzi o to, że pióro jest lekkie, ale że ptak wzlata w górę. To jest język, który ma ekspresyjne możliwości niewypowiedziane. Właściwie tylko grecki i łacina są językami, które by ten stopień podziwu we mnie budziły.” (z tomu Uśmiech Kore).

Jak określić styl pisarski Zygmunta Kubiaka – w całym jego słownym bogactwie, w różnych odmianach, w rozlicznych niuansach? Sposób pisania jedyny, niezrównany, nie– do– podrobienia, język wyrastający z żywej mowy, zarazem klasycznie zwięzły, mocny w opisie, celny w charakterystyce, wyrazisty w przedstawianiu... W ramach zaś tego stylu osobistego rysuje się podział generalny (i tradycyjny) na styl prozy i styl poezji. W „prozie” wyróżnimy z kolei styl esejów, różnej długości, układanych często w cykle, oraz styl ksiąg dużych (Wyznania Augustyna, monografia Kawafis aleksandryjczyk, „trylogia antyczna”). W esejach zaś – obejmujących zapiski z lektur rozmaitych, sylwetki twórców, sceny z podróży, krajobrazy (ukochanej Grecji, Italii, także Ameryki), rekonesanse w głąb (żywej!) przeszłości i penetracje aktualnej teraźniejszości – jakież bogactwo odcieni stylu!

Mnie tutaj szczególnie urzeka muzyczność Kubiakowej prozy. Nie tyle i nie tylko ta łatwa, głaszcząca ucho eufonią, kołysząca rytmem, sycąca melodyjnością słownej frazy. Przede wszystkim muzyczność rdzenna, substancjalna, strukturalna; muzyczność jako modus kształtowania literackiego tworzywa; muzykopodobne formowanie dzieła sztuki pisarskiej z materii słownej – pojęć, znaczeń, wyglądów, przedstawień postaci ludzkich i ich losów. Jak takie quasi– muzyczne formowanie wygląda? Oto przykład.

W twórczości Kubiaka znajdujemy klejnoty sztuki eseju szczególnie kunsztowne. Do takich należy Słodycz śródziemnomorska (z tomu Brewiarz Europejczyka, tu pozwolę sobie przytoczyć fragment z mojego Wstępu do tego tomu), skomponowany – w rytmie, tempie, narracji – niby jakiś poemat symfoniczny... Chodzi mi o ideę takiego kształtowania muzyki, zmiennej w ruchu, w tempie rubato – trochę sonatowo, trochę wariacyjnie – z ekspozycją tematów, ich kołowaniem i przetwarzaniem, z techniką motywów przewodnich. Esej Kubiaka, bliski idei poematu symfonicznego, instrumentowany jest z przedziwną subtelnością, niuansowy w kolorycie... Eksponuje zrazu ów tytułowy motyw przewodni, jakość wyrazowo– nastrojową, „słodycz śródziemnomorską”. I zaraz potem idą tematy konkretne, z dwu poziomów rzeczywistości: mitycznej – Odys, Feakowie, i historycznej – św. Augustyn i jego bliscy. Tematy rozwijają się, krążą, nawracają, przetwarzają, przeobrażają, splatają się, kontrapunktują. Zmieniają się tonacje i koloryty: naczelna „słodycz” – jasna, promienna, ściemnia się, gorzknieje, mrocznieje w sferach podziemnych... Oddalenia i przybliżenia, odcienie temperatury uczuć, niuanse ekspresji. Tok prozy bliski toku utworu muzycznego, narracja słowna podobna narracji muzycznej...

W takim pisarstwie widziałbym też cudowne zespolenia różnych rodzajów artystycznej wyobraźni, w medium słowa muzycznie kształtowanym, na zasadzie romantycznej „korespondencji sztuk”: wyobraźnia poetycka z muzyczną i malarsko– obrazową harmonijnie ze sobą współgrają...



Obraz świata – odczucie rzeczywistości

Sztuka jest dla mnie wartością zarówno estetyczną, jak i moralną: wykuwanie dzieła wymaga pewnych określonych cech charakteru. Sztuka jest też wartością metafizyczną. [...] Bardzo nie lubię mętnego mieszania religii ze sztuką, można jednak dostrzec, że wznoszenie się do piękna i do obiektywności sztuki gdzieś tam, na szczytach, zbiega się ze wznoszeniem się religijnym. [...]
Przywiązanie się do estetyzmu wzmogło się w mej działalności i w mym myśleniu przez trwającą tyle lat wewnętrzną walkę przeciw marksistowskiemu totalitaryzmowi. Uważam, że marksizm jest doktryną rzeczywiście bezmiernie straszną, usiłował bowiem człowieka zniewolić w sposób bardzo głęboki. Usiłował odciąć go od tego świata wewnętrznego, który gdzieś tam wysoko, jest światem zarówno estetycznym, jak religijnym.
Próbował tego dokonać, podporządkowując ów świat wyłącznie grze sił politycznych i ekonomicznych.

Przestrzeń dzieł wiecznych,
z Zygmuntem Kubiakiem rozmawia Tomasz Fiałkowski)



Jak to się stało, że na wielkiej fali szlachetnego w swoich źródłach buntu, walki o przemianę świata, powstał system nieludzki? [...]
Ludzkość przerażona jest totalizmem niby garbem, który wyrósł na jej plecach podczas jej dążenia ku sprawiedliwości i szczęściu. Ale wielka mistyfikacja naszej epoki: że system totalistyczny został stworzony z woli ludu albo przynajmniej dla dobra ludu, została zdemaskowana do końca.

(Zygmunt Kubiak, Natura i obłęd,
z tomu Przestrzeń dzieł wiecznych)


Odczuwał rzeczywistość i pojmował świat, rzec można, maksymalnie: w całym pięknie i całej grozie, w rdzennych sprzecznościach, w dramatyzmie i tragiźmie dziejów. Powiedziałbym, że w przedziwny sposób łączył w sobie światoodczucie starożytnego Greka i Rzymianina, człowieka Renesansu i człowieka Romantyzmu z światoobrazem współczesnym. W sferze kultury wysokiej, „przestrzeni dzieł wiecznych”, jak ją nazywał, przyświecał mu ideał wielkiej syntezy: chrześcijaństwa z antycznym pogaństwem, Odrodzenia ze Starożytnością, grekołacińskości z polskością, klasycznej harmonii i dyscypliny z romantyczną czułością i uniesieniem. Znawca myśli św. Augustyna i kongenialny tłumacz jego Wyznań (cztery kolejno ulepszane wydania!) dociekał sensu ludzkich dziejów w najbliższym mu kręgu kultury śródziemnomorskiej. Z „trylogii antycznej”, z licznych także esejów, wyeksplikować można filozofię dziejów, w której poetycka wyobraźnia i trzeźwy realizm zaskakująco ze sobą współgrają. Ta myśl historiozoficzna jest nicią przewodnią pisarstwa Kubiaka, od pierwszych jego prac – esejów zawartych w tomie Półmrok ludzkiego świata, a tyczących Grecji Homeryckiej. Już więc na początku swojej drogi twórczej wydobywa te dzieje z półmroku i przywodzi do światła naszej czytelniczej świadomości.

A w dalszej drodze – św. Agustyn z Hippony i Konstandinos Kawafis aleksandryjczyk (którego całą twórczość poetycką językowi polskiemu kongenialnie przyswoił!), każdy ze swoją wizją dziejów i myślą historiozoficzną, to byli, jak sądzę, najwięksi jego przewodnicy, inspirujący do własnych przemyśleń, dociekań, przedstawień, rozwinięć...

Dzieje Greków i Rzymian (trzecia część „trylogii antycznej”) oraz mający się wkrótce ukazać (wyd. Świat Książki) przekład Ewangelii wg św. Łukasza, to ostatnie dzieła Zygmunta Kubiaka. Śmierć zabrała Go nagle, w pełni sił twórczych, przerywając pracę nad przekładem czterech Ewangelii, niwecząc projekt tłumaczenia Homerowej Iliady...





 <– Spis treści numeru