Starość przyszła nieoczekiwanie. Zaskoczyła mnie jej
świadomość. Kiedy miałam 60 lat, zdawało mi się, że jestem
jeszcze zupełnie młoda. Wiele się działo. Mnóstwo rzeczy miałam
w planach. Na wszystko znajdowałam chęć. I nagle zamiast
pagórków, dostrzegłam w jakimś miejscu górki, pod które było mi
coraz trudniej wchodzić. Odkryłam własną niemożność. Przyszedł
czas, aby zwolnić. Wchodząc na piętro musiałam zatrzymać się,
odsapnąć. To było bardzo przykre zaskoczenie fizyczne.
Nieoczekiwanie coś się we mnie zmieniło. Zaczęłam mieć
problemy z sercem, gorzej widzieć. Człowiek jest ufny, wierzy, że
do końca życia będzie miał mnóstwo siły, energii i możliwości.
A jednak starość przynosi fizyczne ograniczenia. Ciało nie nadąża za
duchem.
Nadal lubię podróżować. Cieszę się słońcem. Wciąż pływam.
Kąpiel w jeziorze odmładza człowieka na parę lat. Stojąca woda
uspokaja w przeciwieństwie do lasu, który niepokoi, zacieśnia,
zabiera przestrzeń.
Moja przestrzeń się na starość kurczy. Nie mogę dotrzeć
wszędzie. Czasem gdzieś jest dla mnie za daleko. Cieszę się, że
mieszkam w centrum miasta, skąd w rozmaite miejsca można
dojechać różnymi środkami komunikacji. Stary człowiek ma
trudności w podróżowaniu. W pociągach jest niewygodnie,
a stopień pociągu nigdy nie równa się z peronem. Pomiędzy nimi jest
przepaść. Łatwo się poślizgnąć czy przewrócić. Ta przestrzeń zdaje
się być nie do pokonania. A kiedyś nawet się jej nie zauważało.
Młody człowiek wskakuje na stopień wagonu bez zastanowienia.
Dziś upatruję na dworcu eleganckiego mężczyznę i z wrodzonym
sobie wdziękiem proszę, żeby podał mi ciężką torbę. Wsiadam
sama, usiłując nie zaczepić parasola o dziurawy stopień. Do
tramwaju dostaję się bez żadnego kłopotu.
Zawsze byłam bardzo samodzielna. I jeszcze jestem, bo
pokonuję słabość. Modlę się, abym mogła zachować samodzielność
do końca. Próbuję pogodzić się z tym, że kiedyś stanę się na tyle
niezaradna, iż będę musiała zamieszkać u syna, który chciał mnie
zabrać do swojego domu już po śmierci męża. Wolałam zostać
u siebie.
Bywam harda. Nie chcę siadać na krześle, kiedy wszyscy
stoją, nie pozwalam, by mnie traktowano jak zmurszałą staruszkę.
Czasem jednak okazuje się, że jednak po jakimś czasie muszę. Nie
mam siły stać długo. W kościele szukam ławki. Nie mogę uklęknąć
na podłodze – potrzebuję klęcznika. To bardzo męczące
dolegliwości fizyczne, z którymi trudno się pogodzić. Ale wszystko
można sobie wytłumaczyć. Boże! Przecież ja jeszcze chodzę
– myślę. Raz nie wyszłam z domu w wielki mróz, bo
zrozumiałam, ile mam lat. Zniosłam to jednak z trudem, toteż
następnego dnia poszłam chociaż na pobliską pocztę. Od razu
poczułam się lepiej. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie wnuczka:
Babciu, dzisiaj nie wychodź. Mówili, że starzy ludzie mają
siedzieć w domu. Odpowiedziałam, że jest okrutna i na złość jej
wyszłam. Budzi się w człowieku przekora.
Starość daje się we znaki. Denerwuje mnie to, że muszę się
w ciągu dnia położyć. Potrzebuję godzinę przespać. Z trudem to
zaakceptowałam, ale cóż mogę zrobić, skoro po takim śnie wstaję
jak nowo narodzona? Wyłączam telefon, cały świat wokół,
pozwalam sobie na odpoczynek.
To wielkie wyróżnienie, że można żyć długo ze sprawnym
umysłem. Niektórym najpierw gaśnie umysł, a dopiero potem ciało.
Złoszczą mnie tylko moje niekończące się potoki słów, powtarzanie
niektórych historii kilka razy, bezustanne popadanie w dygresje.
W środku mam wciąż ciekawość świata. Szalenie interesuje
mnie to, co dzieje się wokół. Obserwuję i przelewam swoje
wrażenia na papier. Pozostał mi dar pisania. Starość nie stępiła we
mnie wrażliwości. Dlatego mogę dalej pisać. I wypisuję to, co
czuję. A jeżeli młody człowiek czyta wiersz starej osoby, potrafi go
odebrać i pyta: Skąd Pani to wie? albo Jak Pani może?
W tym wieku? to przynosi radość, iż młodzi przekonują się, że starzy
ludzie nie są tylko nudni i zrzędliwi. Często młodzi nie chcą mieć
ze starymi nic wspólnego. To wielkie szczęście, że studenci czy
uczniowie mają potrzebę ze mną rozmawiać! Pojawiają się w moim
życiu nieoczekiwanie. Nagle stają się przybranymi wnukami,
przyjaciółmi, słuchaczami.
Nie czuję się osamotniona. Mam rodzinę oraz mnóstwo
przyjaciół. Nigdy w życiu nie byłam samotna, więc dlaczego
miałabym być na starość? Całe życie otaczali mnie ludzie.
Współcześni młodzi są czasem zbyt zajęci pracą, dążeniem do
wzbogacenia się, pożądaniem rzeczy materialnych, by cieszyć się
przyjaźniami.
Na starość samotność zaczęłam bardzo cenić. Zawsze byłam
bardzo towarzyska, lubiłam ludzi i lubię ich nadal, jednak teraz ku
własnemu zdziwieniu, sprawia mi radość, że jestem w domu sama,
mogę pomyśleć o pisaniu oraz tłumaczeniu. Po swojemu dzielę czas
między odpoczynek i zajęcia. Lękam się, abym nie zaczęła unikać
ludzi. Nie młodych, których młodością się karmię, ale starych
pogrążonych w chorobie. Tymi jestem śmiertelnie zmęczona.
Odczuwam tęsknotę za moim mężem, a nawet nie tęsknotę,
ale brak. Kiedy siadam rano do śniadania, widzę go obok siebie na
krześle, na którym zawsze siedział. Odwracam się i mówię: Już
ci nie podaję śniadania. Mam poczucie łączności z nim, myślę, że
dzięki wielkiej miłości, jaką mnie darzył. Do ostatniego dnia życia
nie widział we mnie staruszki, ale młodą dziewczynę, którą
poślubił. Jak takie wspomnienie może osłodzić starość i samotność!
Zawsze rozmawiam z moim mężem nad jego grobem. Ludzie albo
się z tego śmieją, albo ich to przeraża. Niekiedy myślą, że
zwariowałam, a ja wiem, że on gdzieś jest. Czuję to.
Cmentarz odstarsza młodych. Dla starych to miejsce
wspomnień. Tam obcują z duchami bliskich. Tam szykują się do
ostatniej drogi.
Na starość przeglądam całe swoje życie. Jest już tak
długie, że staje się to męczącym zajęciem. Nawet nie
przypuszczałam, że kiedyś mogą przypominać się rzeczy, o których
zdawało się, że dawno zapomniałam. I nagle życie zaczyna się
rozciągać przede mną w nieskończoność. Wracają zakurzone scenki
z dzieciństwa, z młodości. Zaczynam analizować swoje doznania
w umyśle, a potem w wierszach. Powracają do mnie moi umarli.
Czasem w najmniej oczekiwanym miejscu oraz momencie. Staje
przede mną przeszłość. Jest we mnie. Życie narasta, ale zamknięte
rozdziały nie umarły. To zaskakujące, ale interesujące. Trzeba to
docenić. Czasem chce się zapomnieć. Niekiedy się udaje. Na
codzień żyję wszystkimi czasami: przeszłym, teraźniejszym
i przyszłym. Rodzi się zdziwienie, że czas jest ciągły, choć
poszarpany, układa się w całość.
Starość to chwila rachunku sumienia. Przeprowadzam go
w wierszach. Pozostają żale po różnych zdarzeniach, po całym życiu.
Niekiedy czegoś żal bezpowrotnie. Nieubłagany czas nie da nic
naprawić. Za późno.
Niektórych ludzi męczy zgromadzona przez całe życie wiedza.
Przygniata ich na starość. Dla mnie wielkie bogactwo doświadczeń
jest materiałem do pisania. I nadal się uczę. Do komputera usiadłam
mając ponad 70 lat i choć do tej pory nie rozumiem tej bezdusznej
maszyny, umiem się już nią posługiwać. Nawet sama drukuję.
Bardzo mi żal ludzi, którzy źle starzeją się, zatruwają sobie
życie cierpieniem. Jest we mnie bardzo dużo współczucia dla
kondycji ludzkiej. Rozumiem, że chorują, mają dolegliwości. Mnie
też ich nie brakuje, ale staram się je lekceważyć. Wiem, że trzeba
przejść przez swoje fizyczne cierpienia i dalszym zapobiegać.
Cieszę się, kiedy przestaje boleć. Chciałabym przekazać wszystkim
nieszczęśliwym ludziom trochę pogody, optymizmu, wiary. Na
starość staje się to wyjątkowo istotne. Trzeba docenić starość
spokojną, szczególnie kiedy wokół jest tyle nieszczęść. Mnie ratuje
śmiech. W życiu znaleźć można obok dramatu tyle radości!
Przykładem, jak się zestarzeć, jest życie Ireny
Jurgielewiczowej. Ta kobieta w ciągu stu lat przeżyła wszystkie
tragedie naszego narodu, całą naszą historię. Potrafi jednak
zachować godność i kiedy przychodzą do niej goście z życzeniami
urodzinowymi, jest ubrana w ładną suknię, pije kawę i pali
papierosa, bo zawsze paliła.
Starzy wstydzą się czasem starości i jej oznak: laski, grubych
okularów. Ja chodzę z parasolką zamiast laseczki. Jest w tym jakaś
kobieca kokieteria... Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczyna
padać deszcz.
Nie krzyczę w tramwajach na chłopców, którzy nie ustępują
miejsca. Tylko pytam: Przepraszam, czy Pan jest inwalidą?
Wstają wtedy zawstydzeni. Może coś do nich dociera? Niestety, na
ogół godność starości jest narażona na kpiny niegrzecznych
niewychowanych młodych. Hałaśliwe bandy nastolatków mają
często staruchów w dużej pogardzie. Patrzą na nas z obrzydzeniem.
Jest mi bardzo przykro. Ale ja się stawiam, nie godzę się z tym
w milczeniu. Nie pozwalam sobie odebrać godności. Człowiek nigdy
nie powinien spuszczać głowy w obliczu przemocy, fizycznej czy
słownej.
Niektórzy starzy ludzie postrzegają godność jako niechęć do
przyjęcia pomocy. Tak nie można. W pewnym wieku człowiek
musi się domagać praw dla starości!
Na starość robię się okrutna. Nie mam już siły wysłuchiwać
mojej przyjaciółki, przestałam ją zapraszać, odpisywać na dziesiątki
listów, które do mnie przychodzą. Nie mogę przyjmować już więcej
cudzych cierpień. Stałam się nadwrażliwa. Przyjaciółka wciąż
cierpi, a w każdym liście, jaki dostaję jest oddzielny dramat. Całe
życie pomagałam, ale teraz jestem już zmęczona. Okrucieństwo to
samoobrona organizmu.
Nigdy w życiu nie zastanawiałam się nad swoją starością.
Może ten brak martwienia się o schyłek życia też był darem? Moi
rodzice byli prawie starzy, kiedy przyszłam na świat – tak
w tamtych czasach uważano. Matka miała 30 lat, a wówczas dzieci
rodziło się w wieku lat 20. Ale moja matka była młoda! Młoda –
duchem, siłą, aktywnością.
Uroda nigdy nie była dla mnie zagadnieniem ważnym.
W młodości uważano mnie za bardzo ładną. Dla mnie było to
naturalne, może dawało mi tylko większe możliwości w kontaktach
z mężczyznami. Nie pamiętam pierwszej zmarszczki. Staram się
wciąż wyglądać przyzwoicie. Dbam o wygląd, choć nie lubię
przesady. Czasem tylko zaniedbuję się w domu. Nie kupuję sobie
nowych rzeczy, ponieważ ich nie lubię. Najpyszniej czuję się
w sukience przerobionej ze starego płaszcza. Kremu zaczęłam używać
mając 30 lat. I do dziś rano używam jednego półtłustego do twarzy,
a także do opalania. Lubię szminkę. Nie mam żadnych wód
toaletowych, gdyż nie uznaję ich zapachów. Wolę mydło.
Regularnie chadzam do fryzjera.
Kobiecość na starość jest trudna. Nadal podobają mi się
przystojni młodzi mężczyźni. Wypatruję ich na przyjęciach
i spotkaniach literackich. Na urodę męską jestem wrażliwa. Ale
wstydzę się teraz mojej kobiecości, tego, że podobają mi się młodzi
ludzie. Nie ma w tym erotyzmu, ale w sercu rodzą się uczucia.
Piszę o tym w wierszach. Ludzie nie wierzą w to, że się można
zakochać na starość. A przecież miłość jest bezinteresowna, nie
musi być związana z erotyką. Pojawia się nie wiadomo kiedy. Ja
zakochałam się w czyjejś urodzie, odczuwaniu, w samej młodości.
Porywa mnie młodość w połączeniu z pięknem i wrażliwością. Ta
nie zarozumiała. Ona mnie ożywia. Daje energię. Do takiego
człowieka można odczuć miłość także w moim wieku. Myślę, że to
dobrze, że moje serce bije i że marzę o tym, by ten młody człowiek
jeszcze do mnie zadzwonił, przyszedł porozmawiać. Chciałabym na
niego tylko popatrzeć. W środku mam młode serce, które kocha.
Jest we mnie potrzeba i dawania miłości, i odbierania jej.
Starość przynosi mi też ochotę na szaleństwa. Nagle
niespodziewanie zaczynam przypominać sobie arie operowe.
Mam wiele planów, ale na najbliższy czas. Myślę
o podróżach.
Nie boję się swojej śmierci. Boję się śmierci najbliższych.
Pozostaje we mnie nieustające uczucie troski o bliskich oraz
bezradności. Na starość, mając zwiększoną wrażliwość, lękam się
o dzieci i wnuki. Nie chcę już przeżywać cudzej śmierci. Naturalne,
choć bolesne jest przeżywanie śmierci matki, ojca, starych
przyjaciół. Odchodzenie młodych jest nienaturalne. Nie wolno się
jednak poddawać strasznym obciążającym myślom także o tym,
dokąd zmierza świat albo czy dojdzie do kolejnej wojny, w której
musiałabym wziąć udział. Tego wolałabym nie dożyć, nawet jeśli
przemawia przeze mnie tchórzostwo.
Starość nie jest łatwa, ale trzeba się z nią zaprzyjaźnić.
Chociaż kiedy się człowiek przegląda w lustrze, pytając, co zrobił
z nim czas, trudno mu siebie polubić. Nie warto jednak kłócić się
za starością. Pomaga w tym wiara, że nasze życie się nie kończy
wraz ze śmiercią.
Cieszę się, że dobry Bóg podarował mi starość. Na pewno
miał w tym swój cel. Wiem, że oto zbliża się najważniejsze
spotkanie w moim życiu. Jestem w przedsionku wieczności. Mam
czas na przygotowanie do ostatniej drogi.
Izabela Górnicka–Zdziech, Sukienka ze starego płaszcza
Fragment książki, która ukaże się nakładem
Wydawnictwa WAM w 2004 roku.