PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 41-42


Bohdan Pociej

Między kompozycją a improwizacją



Pod takim hasłem odbywały się tej jesieni czwarte już muzyczne spotkania w Stawisku. W mojej pamięci (która przynajmniej w tej artystycznej dziedzinie mnie nie zawodzi) ów festiwal zapisał się jako pasmo doskonałych, perfekcyjnych wykonawczo koncertów, jako fascynująca panorama talentów młodych głównie muzyków.

W szkicu, zamieszczonym w programie festiwalu, podkreślam ogromną rolę, jaką odgrywała – i odgrywa! – improwizacja w muzyce. Przytaczam tam również znamienne wypowiedzi świadków niezwykłych seansów (bo tak je nazwijmy) improwizatorskich Chopina. Teraz zaś chciałbym zwrócić uwagę na pewną przesadą tych świadectw, spisywanych w stanie romantycznej egzaltacji, a zwłaszcza na zachwianie kryteriów wartości, gdy mówi się, że późniejsze wypracowane kompozycje Chopina nie dorównywały jakoby jego wcześniejszym kreacjom improwizowanym. Niezapisana, utrwalona jedynie w pamięci i opisywana na podstawie wspomnień słuchaczy improwizacja, miałaby pod względem wartości przewyższać zapisaną jako rezultat procesu twórczego kompozycję! Takie sądy przypomnieniowe trzeba brać zawsze cum grano salis, jako przejawy, zapisy, notowania raczej nastroju, aury, która tego rodzaju romantyczne seanse spowijała...

Prawda to bowiem oczywista, że wszystkie dzieła wybitne, ważkie, a tym bardziej arcydzieła, w każdej ze sztuk powstawały (i powstają!) w wyniku tyleż spontanicznego porywu czy gorącego natchnienia, co ciężkiej pracy. To, co najpierw wykwitało ex improviso, musiało następnie przechodzić etapy długiej i żmudnej nieraz obróbki w procesie twórczym. O tym warunku sine qua non powstawania arcydzieła wiedział dobrze Chopin...

W żadnej innej ze sztuk czynnik improwizacji nie jest tak ważny, a jej sfera tak rozwinięta, jak w muzyce. O czym to świadczy? Z czego to wynika?

Improwizacyjność należy do istoty twórczości artystycznej (może też do istoty twórczości w ogóle); jest pierwszym i zasadniczym przejawem twórczej aktywności człowieka. W czynnościach improwizacyjnych wola kreacji domaga się natychmiastowego przedstawienia, domaga się go sam proces twórczy.

W sztukach, których medium jest czas (czas konkretyzacji, słuchania, lektury) – w poezji, muzyce – czas kreacji, czas wykonania i czas percepcji pokrywają się. W sztukach naocznych – malarstwie, rzeźbie i ich pochodnych – improwizacyjne tworzenie na oczach widzów sztuki te dynamizuje, rzuca w muzyczno–poetyckie medium czasu.

Improwizacja, improwizacyjność, improwizowanie wynika z wrodzonego twórczości artystycznej dualizmu, czy też, jak to nazywa w swej znakomitej książce (Dialektyka twórczości) Władysław Stróżewski – dialektyki. Tworzenie mianowicie – kreowanie, proces twórczy – którego przyczynę celową stanowi dzieło, polega na stałym dialektycznym współgraniu: żywiołu i ładu, swobody i dyscypliny, intuicji i intelektu, spontaniczności i kalkulacji, natchnienia i koncepcji, inwencji i organizacji. Proces twórczy rozgrywa się jakby na osi tych przeciwieństw, pomiędzy nimi, w polu ich rywalizacji. W żadnej zaś innej sztuce wymienione przeciwieństwa nie rysują się tak wyraziście, jak w muzyce. I do żadnej innej nie odnoszą się tak paradoksalne (contradictio in adiecto!) określenia jak: zmysłowa matematyka, płynna stałość, lotna strukturalność, niematerialny konkret... Żadna też ze sztuk, prócz muzyki, nie rodzi się z tak przedziwnego splecenia: obliczalnego z nieobliczalnym, wymiernego z niewymiernym.

Zagadnienia te były treścią „wmontowanego” w festiwal seminarium pod hasłem Improwizować–Myśleć–Tworzyć; brali w nim udział Agnieszka Morawińska – historyk i teoretyk sztuki, Jan Gondowicz – teoretyk i krytyk literacki, Krzysztof Knitel – kompozytor i Roman Kowal – muzykolog, znawca jazzu.

Pasjonujący był to festiwal i sporo dający do myślenia tym zwłaszcza, co jak ja, parają się (hermeneutycznie) tłumaczeniem sensów i znaczeń, ról i funkcji muzyki, próbując przy tym dociekać sprawy najbardziej może frapującej: sedna procesu twórczego. Miłośnikom muzyki oferował szeroki wachlarz wrażeń, panoramę doznań, różnorodność przeżyć. Zarazem – taka przecież przyświecała mu idea – z jego koncertów wywieść można było ważką problematykę, zogniskowaną wokół kwestii: Jak, w jaki sposób, między kompozycją a improwizacją, między improwizowaniem a komponowaniem, powstaje muzyka, urzeczywistnia się utwór muzyczny? A urzeczywistnia, jak pokazywały poszczególne koncerty, w bardzo różny sposób. I to, co nazywamy improwizacją (w jej najróżniejszych przejawach), rozmaicie muzykę kształtuje, różnie wpływa na postać utworu muzycznego. Trzymając się więc naczelnej kwestii, określonej w tytule– haśle festiwalu, widzę z grubsza taki jego dwu– podział:

Jeśli chodzi o żywioł improwizacji, to mieliśmy go w trzech zasadniczo rodzajach.
Po pierwsze, w improwizacji–kreacji jazzowej, dość specyficznej zresztą, jakby na krańcach czy peryferiach jazzu, gdzie spotyka się on i wiąże z muzyką duchową, religijną. To właśnie przedstawił Włodek Pawlik, pianista jazzowy, w misterium Stabat Mater na fortepian i chór gregoriański; jego fortepianowym improwizacjom towarzyszył chór Musica Sacra pod kierownictwem artystycznym Pawła Łukaszewskiego.

Po drugie, w zbliżonej do jazzu improwizacji (kreacji) folkowej, na tematy zaczerpnięte z muzycznego folkloru. Zachwyciły mnie tu doskonałe, pełne świeżej inwencji, zwięzłe, precyzyjne w formie kreacje tria Lautari (Maciej Filipczuk – skrzypce, Jacek Hałas – pianino, Michał Żak – klarnet, flety) z Poznania, inspirowane tradycyjną muzyką Polski nizinnej, Karpat wschodnich, południowych Bałkanów i wybrzeży Morza Czarnego. „Zainicjowany przeze mnie projekt muzyczny Lautari – pisze w programie Maciej Filipczuk – to próba odnajdywania żywych pierwiastków kultury tradycyjnej i wykorzystania ich w przedsięwzięciach artystycznych. Inspiracją jest dla mnie muzyka i postawa cygańskich Lautarów tworzących `cygański jazz', wirtuozów i mistrzów improwizacji, ale też bardzo proste, użytkowe formy ludowej twórczości”.

Po trzecie, w improwizacji–kreacji–kompozycji klezmerskiej na motywach żydowskiego folkloru, sławnego już dzisiaj i znanego w świecie zespołu Kroke (Tomasz Kukurba – altówka, skrzypce, śpiew; Jerzy Bawoł – akordeon; Tomasz Lato – kontrabas).

W ich grze – bogatej w efekty, nostalgicznej, ekstatycznej, ewokującej (nadrealnie? sposobem Chagalla?) obrazy żydowskiej przeszłości – czas się improwizacyjnie wydłuża...

Improwizacyjnie powstawała (czy jeszcze powstaje?), przez wieki i tysiąclecia, pieśń ludowa. Wybitna sztuka Julii Doszny, śpiewaczki łemkowskiej (wraz z gitarzystą Krzysztofem Pietruchą tworzą świetnie zgrany duet) poczęta jest niewątpliwie z ducha tej prastarej improwizacyjności. Pieśni jej, z tak subtelnym akompaniamentem, sprawiają zarazem wrażenie skończenie doskonałych kompozycji.

„Julia Doszna – czytamy w programie – uczyła się śpiewać jeszcze w dzieciństwie. Techniki wokalne i umiejętność operowania głosem opanowała w czasie pracy z zespołem Łemkowyna. Stara się zachować i uwypuklać wszystkie charakterystyczne dla łemkowskiej melodyki cechy: czardaszowe rytmy, przeciągania, zawodzenia. Jej interpretacja starych łemkowskich pieśni pozwala słuchaczom przenieść się na Łemkowszczyznę – do krainy lasów, łąk, zapomnianych wsi i drewnianych cerkwi”.

W sztuce tej urzeka mnie głęboko jej, powiedziałbym, dwoistość: piękny, skupiony, z wnętrza duszy wynikający śpiew jest zarazem jakby nad tym śpiewem refleksją – w ewokowaniu przeszłości, czasu minionego, który tylko muzyka – taka muzyka, w takim śpiewie – potrafi zakląć, przywrócić, uobecnić na chwil parę...

A teraz o stylach muzyki, historycznych, w których kształtowaniu improwizacja, improwizacyjność miała spory udział. Tutaj trzy koncerty równie mi się podobały, każdy na swój sposób.

Pierwszy, barokowy, w wykonaniu Lilianny Stawarz (klawesyn) i Artura Stefanowicza (kontratenor) przedstawiał utwory klawesynowe Händla oraz arie Häandla i Vivaldiego. Słuchając artystów tak znakomitych, tak subtelnym smakiem obdarzonych, tak czułych na wszelkie walory stylu, tak głęboko muzykę baroku rozumiejących – w jej retoryczno– afektywnej mowie dźwięków, współgraniu wokalnego z instrumentalnym, współpartnerstwie śpiewu i gry, improwizatorskim (acz dyscyplinowanym) żywiole zdobnictwa – uświadamiam sobie znowu jak bardzo bliski mi jest, w swoich konwencjach i stylach, ów świat muzycznego piękna, wytworności, godności i wdzięku, moderowanej namiętności, szlachetnego patosu, powściągliwego dramatyzmu; jednym słowem – muzyczny świat formy w pełnym znaczeniu tego słowa...

Dwa dalsze koncerty dały nam zakosztować romantyczno– wirtuozowskich, duchem improwizacji natchnionych, żywiołów instrumentalnych – fortepianu, skrzypiec, kwartetu, oboju – w porywających kreacjach młodych artystów. I tak, pod hasłem „Improwizowanie w stylu brillant” utwory Hummla (Adagio i wariacje F–dur op.102 na kwartet smyczkowy i obój – cóż za smakowita w swym wiedeńskim ludyzmie, tryskająca inwencją muzyka!), Chopina (Koncert f–moll – z towarzyszeniem kwartetu), Schuberta (Quartetsatz c– moll) grali: Bartłomiej Kominek – pianista fantastycznie uzdolniony, porywający temperamentem i energią gry znakomicie dyscyplinowaną; utalentowany oboista Tytus Wojnowicz; doskonały kwartet Camerata (Włodzimierz Promiński, Andrzej Kordykiewicz, Piotr Reichert, Roman Hoffman), należący dziś do czołowych w Polsce.

Podobna energia romantycznego z ducha, tkniętego improwizacją żywiołu uderzała w grze młodych artystów – duetu skrzypka Kuby Jakowicza i pianisty Bartosza Bednarczyka, którzy podchwycili festiwalowe hasło i dali program: „Między kompozycją a improwizacją – od Bacha do Rachmaninowa”. Bacha zagrali Sonatę e–moll BWV 1023 (z cyklu 6 Sonat na skrzypce i klawesyn obligato) i zapewne nie był to Bach, do jakiego przywykliśmy dziś, słuchając stylowych wykonań skrzypcowo–klawesynowych; ale była w tym nieodparta siła muzyki, młoda radość gry zbliżająca takiego Bacha – zaskakująco – do tego rodzaju żywiołu późnoromantycznego wirtuozostwa, jaki przedstawiają utwory na skrzypce i fortepian Czajkowskiego, Albeniza, Rachmaninowa, Saint–Saäensa; muzyki zapewne nie głębokiej, ileż jednak mogącej dać przyjemności w takim wykonaniu!



Od dawna podziwiam niewyczerpaną inwencję programową i nadzwyczajne zdolności organizacyjne Alicji Matrackiej– Kościelny. Wszak to ona, kierując Ogrodem Sztuk i Nauk od początku jego istnienia, cały ten festiwal co roku obmyśla, organizuje, urzeczywistnia, wynajduje sponsorów, zamawia artystów i sprawia, że sukces imprezy jest murowany: publika wali drzwiami i oknami, gościnny dom Państwa Iwaszkiewiczów pęka w szwach.



Między kompozycją a improwizacją. IV Festiwal muzyczny w Stawisku pod patronatem Burmistrza Miasta Podkowa Leśna. Sponsorzy: Ministerstwo Kultury, gmina Podkowa Leśna, powiat grodziski, Fundusz Popierania Twórczości ZAIKS, piekarnia A&K w Otrębusach, Bank Śląski. Patronat medialny: program 2 Polskiego Radia, tygodnik „Wprost”, „Gadki folkowe – pismo z chatki”. 28 września – 26 października 2003.




 <– Spis treści numeru