Pod takim hasłem odbywały się tej jesieni czwarte już
muzyczne spotkania w Stawisku. W mojej pamięci (która
przynajmniej w tej artystycznej dziedzinie mnie nie zawodzi) ów
festiwal zapisał się jako pasmo doskonałych, perfekcyjnych
wykonawczo koncertów, jako fascynująca panorama talentów
młodych głównie muzyków.
W szkicu, zamieszczonym w programie festiwalu, podkreślam
ogromną rolę, jaką odgrywała – i odgrywa! – improwizacja
w muzyce. Przytaczam tam również znamienne wypowiedzi
świadków niezwykłych seansów (bo tak je nazwijmy)
improwizatorskich Chopina. Teraz zaś chciałbym zwrócić uwagę
na pewną przesadą tych świadectw, spisywanych w stanie
romantycznej egzaltacji, a zwłaszcza na zachwianie kryteriów
wartości, gdy mówi się, że późniejsze wypracowane kompozycje
Chopina nie dorównywały jakoby jego wcześniejszym kreacjom
improwizowanym. Niezapisana, utrwalona jedynie w pamięci
i opisywana na podstawie wspomnień słuchaczy improwizacja,
miałaby pod względem wartości przewyższać zapisaną jako
rezultat procesu twórczego kompozycję! Takie sądy
przypomnieniowe trzeba brać zawsze cum grano salis, jako
przejawy, zapisy, notowania raczej nastroju, aury, która tego
rodzaju romantyczne seanse spowijała...
Prawda to bowiem oczywista, że wszystkie dzieła wybitne,
ważkie, a tym bardziej arcydzieła, w każdej ze sztuk powstawały
(i powstają!) w wyniku tyleż spontanicznego porywu czy
gorącego natchnienia, co ciężkiej pracy. To, co najpierw
wykwitało ex improviso, musiało następnie przechodzić
etapy długiej i żmudnej nieraz obróbki w procesie twórczym.
O tym warunku sine qua non powstawania arcydzieła wiedział
dobrze Chopin...
W żadnej innej ze sztuk czynnik improwizacji nie jest tak
ważny, a jej sfera tak rozwinięta, jak w muzyce. O czym to
świadczy? Z czego to wynika?
Improwizacyjność należy do istoty twórczości artystycznej
(może też do istoty twórczości w ogóle); jest pierwszym
i zasadniczym przejawem twórczej aktywności człowieka.
W czynnościach improwizacyjnych wola kreacji domaga się
natychmiastowego przedstawienia, domaga się go sam proces
twórczy.
W sztukach, których medium jest czas (czas konkretyzacji,
słuchania, lektury) – w poezji, muzyce – czas kreacji, czas
wykonania i czas percepcji pokrywają się. W sztukach naocznych
– malarstwie, rzeźbie i ich pochodnych – improwizacyjne
tworzenie na oczach widzów sztuki te dynamizuje, rzuca
w muzyczno–poetyckie medium czasu.
Improwizacja, improwizacyjność, improwizowanie wynika
z wrodzonego twórczości artystycznej dualizmu, czy też, jak to
nazywa w swej znakomitej książce (Dialektyka twórczości)
Władysław Stróżewski – dialektyki. Tworzenie mianowicie –
kreowanie, proces twórczy – którego przyczynę celową stanowi
dzieło, polega na stałym dialektycznym współgraniu: żywiołu
i ładu, swobody i dyscypliny, intuicji i intelektu, spontaniczności
i kalkulacji, natchnienia i koncepcji, inwencji i organizacji. Proces
twórczy rozgrywa się jakby na osi tych przeciwieństw, pomiędzy
nimi, w polu ich rywalizacji. W żadnej zaś innej sztuce
wymienione przeciwieństwa nie rysują się tak wyraziście, jak
w muzyce. I do żadnej innej nie odnoszą się tak paradoksalne
(contradictio in adiecto!) określenia jak: zmysłowa matematyka,
płynna stałość, lotna strukturalność, niematerialny konkret...
Żadna też ze sztuk, prócz muzyki, nie rodzi się z tak
przedziwnego splecenia: obliczalnego z nieobliczalnym,
wymiernego z niewymiernym.
Zagadnienia te były treścią „wmontowanego” w festiwal
seminarium pod hasłem Improwizować–Myśleć–Tworzyć;
brali w nim udział Agnieszka Morawińska – historyk
i teoretyk sztuki, Jan Gondowicz – teoretyk i krytyk literacki,
Krzysztof Knitel – kompozytor i Roman Kowal – muzykolog,
znawca jazzu.
Pasjonujący był to festiwal i sporo dający do myślenia tym
zwłaszcza, co jak ja, parają się (hermeneutycznie) tłumaczeniem
sensów i znaczeń, ról i funkcji muzyki, próbując przy tym
dociekać sprawy najbardziej może frapującej: sedna procesu
twórczego. Miłośnikom muzyki oferował szeroki wachlarz
wrażeń, panoramę doznań, różnorodność przeżyć. Zarazem –
taka przecież przyświecała mu idea – z jego koncertów
wywieść można było ważką problematykę, zogniskowaną wokół
kwestii: Jak, w jaki sposób, między kompozycją a improwizacją,
między improwizowaniem a komponowaniem, powstaje muzyka,
urzeczywistnia się utwór muzyczny? A urzeczywistnia, jak
pokazywały poszczególne koncerty, w bardzo różny sposób. I to,
co nazywamy improwizacją (w jej najróżniejszych przejawach),
rozmaicie muzykę kształtuje, różnie wpływa na postać utworu
muzycznego. Trzymając się więc naczelnej kwestii, określonej
w tytule– haśle festiwalu, widzę z grubsza taki jego dwu–
podział:
Jeśli chodzi o żywioł improwizacji, to mieliśmy go w trzech
zasadniczo rodzajach.
Po pierwsze, w improwizacji–kreacji jazzowej, dość
specyficznej zresztą, jakby na krańcach czy peryferiach jazzu,
gdzie spotyka się on i wiąże z muzyką duchową, religijną. To
właśnie przedstawił Włodek Pawlik, pianista jazzowy,
w misterium Stabat Mater na fortepian i chór gregoriański;
jego fortepianowym improwizacjom towarzyszył chór Musica
Sacra pod kierownictwem artystycznym Pawła Łukaszewskiego.
Po drugie, w zbliżonej do jazzu improwizacji (kreacji)
folkowej, na tematy zaczerpnięte z muzycznego folkloru.
Zachwyciły mnie tu doskonałe, pełne świeżej inwencji, zwięzłe,
precyzyjne w formie kreacje tria Lautari (Maciej Filipczuk –
skrzypce, Jacek Hałas – pianino, Michał Żak – klarnet, flety)
z Poznania, inspirowane tradycyjną muzyką Polski nizinnej,
Karpat wschodnich, południowych Bałkanów i wybrzeży Morza
Czarnego. „Zainicjowany przeze mnie projekt muzyczny
Lautari – pisze w programie Maciej Filipczuk – to próba
odnajdywania żywych pierwiastków kultury tradycyjnej
i wykorzystania ich w przedsięwzięciach artystycznych. Inspiracją
jest dla mnie muzyka i postawa cygańskich Lautarów tworzących
`cygański jazz', wirtuozów i mistrzów improwizacji, ale też
bardzo proste, użytkowe formy ludowej twórczości”.
Po trzecie, w improwizacji–kreacji–kompozycji
klezmerskiej na motywach żydowskiego folkloru, sławnego już
dzisiaj i znanego w świecie zespołu Kroke (Tomasz Kukurba –
altówka, skrzypce, śpiew; Jerzy Bawoł – akordeon; Tomasz
Lato – kontrabas).
W ich grze – bogatej w efekty, nostalgicznej, ekstatycznej,
ewokującej (nadrealnie? sposobem Chagalla?) obrazy żydowskiej
przeszłości – czas się improwizacyjnie wydłuża...
Improwizacyjnie powstawała (czy jeszcze powstaje?), przez
wieki i tysiąclecia, pieśń ludowa. Wybitna sztuka Julii Doszny,
śpiewaczki łemkowskiej (wraz z gitarzystą Krzysztofem
Pietruchą tworzą świetnie zgrany duet) poczęta jest niewątpliwie
z ducha tej prastarej improwizacyjności. Pieśni jej, z tak
subtelnym akompaniamentem, sprawiają zarazem wrażenie
skończenie doskonałych kompozycji.
„Julia Doszna – czytamy w programie – uczyła się
śpiewać jeszcze w dzieciństwie. Techniki wokalne i umiejętność
operowania głosem opanowała w czasie pracy z zespołem
Łemkowyna. Stara się zachować i uwypuklać wszystkie
charakterystyczne dla łemkowskiej melodyki cechy: czardaszowe
rytmy, przeciągania, zawodzenia. Jej interpretacja starych
łemkowskich pieśni pozwala słuchaczom przenieść się na
Łemkowszczyznę – do krainy lasów, łąk, zapomnianych wsi
i drewnianych cerkwi”.
W sztuce tej urzeka mnie głęboko jej, powiedziałbym,
dwoistość: piękny, skupiony, z wnętrza duszy wynikający śpiew
jest zarazem jakby nad tym śpiewem refleksją – w ewokowaniu
przeszłości, czasu minionego, który tylko muzyka – taka
muzyka, w takim śpiewie – potrafi zakląć, przywrócić,
uobecnić na chwil parę...
A teraz o stylach muzyki, historycznych, w których
kształtowaniu improwizacja, improwizacyjność miała spory
udział. Tutaj trzy koncerty równie mi się podobały, każdy na
swój sposób.
Pierwszy, barokowy, w wykonaniu Lilianny Stawarz
(klawesyn) i Artura Stefanowicza (kontratenor) przedstawiał
utwory klawesynowe Händla oraz arie Häandla i Vivaldiego.
Słuchając artystów tak znakomitych, tak subtelnym smakiem
obdarzonych, tak czułych na wszelkie walory stylu, tak głęboko
muzykę baroku rozumiejących – w jej retoryczno–
afektywnej mowie dźwięków, współgraniu wokalnego
z instrumentalnym, współpartnerstwie śpiewu i gry,
improwizatorskim (acz dyscyplinowanym) żywiole zdobnictwa –
uświadamiam sobie znowu jak bardzo bliski mi jest, w swoich
konwencjach i stylach, ów świat muzycznego piękna,
wytworności, godności i wdzięku, moderowanej namiętności,
szlachetnego patosu, powściągliwego dramatyzmu; jednym
słowem – muzyczny świat formy w pełnym znaczeniu tego
słowa...
Dwa dalsze koncerty dały nam zakosztować romantyczno–
wirtuozowskich, duchem improwizacji natchnionych, żywiołów
instrumentalnych – fortepianu, skrzypiec, kwartetu, oboju –
w porywających kreacjach młodych artystów.
I tak, pod hasłem „Improwizowanie w stylu brillant” utwory Hummla
(Adagio i wariacje F–dur op.102 na kwartet smyczkowy i obój –
cóż za smakowita w swym wiedeńskim ludyzmie, tryskająca
inwencją muzyka!), Chopina (Koncert f–moll –
z towarzyszeniem kwartetu), Schuberta (Quartetsatz c–
moll) grali: Bartłomiej Kominek – pianista fantastycznie
uzdolniony, porywający temperamentem i energią gry znakomicie
dyscyplinowaną; utalentowany oboista Tytus Wojnowicz;
doskonały kwartet Camerata (Włodzimierz Promiński, Andrzej
Kordykiewicz, Piotr Reichert, Roman Hoffman), należący dziś do
czołowych w Polsce.
Podobna energia romantycznego z ducha, tkniętego
improwizacją żywiołu uderzała w grze młodych artystów –
duetu skrzypka Kuby Jakowicza i pianisty Bartosza Bednarczyka,
którzy podchwycili festiwalowe hasło i dali program: „Między
kompozycją a improwizacją – od Bacha do Rachmaninowa”.
Bacha zagrali Sonatę e–moll BWV 1023 (z cyklu 6
Sonat na skrzypce i klawesyn obligato) i zapewne nie był to
Bach, do jakiego przywykliśmy dziś, słuchając stylowych
wykonań skrzypcowo–klawesynowych; ale była w tym
nieodparta siła muzyki, młoda radość gry zbliżająca takiego
Bacha – zaskakująco – do tego rodzaju żywiołu
późnoromantycznego wirtuozostwa, jaki przedstawiają utwory na
skrzypce i fortepian Czajkowskiego, Albeniza, Rachmaninowa,
Saint–Saäensa; muzyki zapewne nie głębokiej, ileż jednak
mogącej dać przyjemności w takim wykonaniu!
Od dawna podziwiam niewyczerpaną inwencję programową
i nadzwyczajne zdolności organizacyjne Alicji Matrackiej–
Kościelny. Wszak to ona, kierując Ogrodem Sztuk i Nauk od
początku jego istnienia, cały ten festiwal co roku obmyśla,
organizuje, urzeczywistnia, wynajduje sponsorów, zamawia
artystów i sprawia, że sukces imprezy jest murowany: publika
wali drzwiami i oknami, gościnny dom Państwa Iwaszkiewiczów
pęka w szwach.
Między kompozycją a improwizacją. IV Festiwal muzyczny w Stawisku pod patronatem Burmistrza Miasta Podkowa Leśna. Sponsorzy: Ministerstwo Kultury, gmina Podkowa Leśna, powiat grodziski, Fundusz Popierania Twórczości ZAIKS, piekarnia A&K w Otrębusach, Bank Śląski. Patronat medialny: program 2 Polskiego Radia, tygodnik „Wprost”, „Gadki folkowe – pismo z chatki”. 28 września – 26 października 2003.