Henryk Stefan Witaczek, założyciel Centralnej Stacji Doświadczalnej Jedwabnictwa w Milanówku
urodził się 10 maja 1901 roku
w Warszawie i tam też rozpoczął naukę w szkole im. Mikołaja Reja. Nie
ukończył jej jednak. W 1914 roku
władze carskie wycofujące się z terenu Królestwa ewakuowały, często przymusowo, sporą część ludności polskiej. Stanisław Witaczek,
urzędnik kolejowy, wraz z żoną
Jadwigą i dziećmi – Stanisławą
i o cztery lata młodszym Henrykiem
– znalazł się rok później w Gruzji, wśród kilkudziesięciu tysięcy Polaków, których w latach I wojny
światowej wysiedlono na Zakaukazie i Kaukaz Północny. Tam dopiero
Henryk ukończył w 1919 roku gimnazjum filologiczne, należał do polskiej drużyny harcerskiej i tam przeszedł pierwszy etap wtajemniczenia
w dziedzinę jedwabnictwa.
Nie przypadkiem. Matka Stanisławy i Henryka, Jadwiga Bajkowska, była wnuczką inżyniera
Rudolfa Gillerna, jednego z akcjonariuszy Spółki Jedwabniczej zawiązanej w Warszawie w 1853
roku. Spółka istniała – z przerwami – kilkadziesiąt lat i ona to
właśnie przyczyniła się do rozpowszechnienia w Polsce drzew morwowych, z których wiele przetrwało
aż do lat dwudziestych XX wieku.
Za namową dziadka Rudolfa Gillerna Jadwiga Bajkowska ukończyła
w 1890 roku Kurs Jedwabniczy
w Muzeum Pszczelarstwa w Warszawie. Nic więc dziwnego, że trzydzieści lat później, w zupełnie innych warunkach, jej syn Henryk
przeszedł kurs hodowli jedwabników i morwy oraz produkcji jajeczek jedwabnika systemem Pasteura w Państwowej Stacji Jedwabniczej na Kaukazie Południowym
w Tyflisie i podjął pracę w zarządzanej przez ojca fabryce jedwabiu przy Kaukaskiej Doświadczalnej
Stacji Jedwabniczej.
Na początek, jako robotnik niewykwalifikowany, po prostu sprzątał. Potem stopniowo poznawał
wszystkie działy produkcji, od rozwijania oprzędów po tkanie i farbowanie przędzy i tkanin. Zdobytą
w ten sposób praktyczną wiedzę zamierzał spożytkować w przyszłości
w wolnej już Polsce. Jednocześnie
studiował na wydziale ekonomii Politechniki w Tyflisie. Siostra, Stanisława pracowała w tym czasie społecznie i współtworzyła organizacje
zawodowe.
W 1921 roku byli już z powrotem w Warszawie. Stanisława
podjęła pracę w spółdzielni wydawniczej „Książka”, Henryk studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale nieustannie próbował zainteresować władze państwowe i gospodarcze młodego państwa przemysłem jedwabniczym.
Bez skutku. Dlatego też postanowił samodzielnie dowieść słuszności swoich koncepcji. Należało jednak zacząć od sadzenia drzew morwowych i zakładania szkółek. Razem z siostrą, już studentką biologii, wędrował po Polsce lokalizując stare drzewa, sadzone przed pół
wiekiem i w oparciu o nie rozpoczynał pierwsze eksperymenty.
Tak powstała w 1924 roku Centralna Doświadczalna Stacja Jedwabnicza z siedzibą w Milanówku,
w willi p. Wilsona przy ulicy Piasta 13 i z nią związało się od tej pory
życie rodzeństwa Witaczków. Stacja
rozpowszechniła w Polsce miliony
sadzonek morwowych, prowadziła
kursy instruktorskie, odczyty, pokazy i konkursy, wydawała podręczniki, plakaty i ulotki. Dyrektorem naczelnym był Henryk, ale to
Stanisława wykładała na kursach
instruktorów jedwabnictwa i była
współautorką wszystkich prac na
temat jedwabnictwa, wydawanych
przez Stację. W efekcie hodowla
jedwabników rozwinęła się znakomicie, a hodowcy nadsyłali swoje
plony do Stacji, jako że nikt inny
w kraju nie chciał kupować i przerabiać kokonów. Nieuniknione stało
się więc stworzenie działu przemysłowego, dla którego pierwsze urządzenia i krosna zaprojektował Henryk Witaczek.
Spektakularne wyniki, dawno oczekiwane poparcie władz, a także
moda na polski jedwab przyczyniły się do kolejnych sukcesów. Zakłady jedwabnicze uzyskały własną
siedzibę przy ul. Brzozowej w Milanówku, a ich wyroby zyskiwały
uznanie nie tylko wśród klientów,
ale także na prestiżowych targach
i wystawach w kraju i za granicą.
Henryk Witaczek poślubił Wandę Ewelinę Boszówną, absolwentkę
znanej szkoły na Wiejskiej, prowadzonej nieprzerwanie od pierwszych lat XX wieku przez Jadwigę
Kowalczykówną i Jadwigę Jawurkówną. W 1932 roku urodziła im
się córka Beata.
Wybuch II wojny światowej nie oznaczał zamknięcia znakomicie
prosperującego zakładu, choć otrzymał on komisarza wyznaczonego
przez władze okupacyjne. Henryk i Stanisława pracowali przez cały
czas, udzielając jednocześnie pomocy konspiratorom i strukturom
podziemnym, a także coraz liczniejszym potrzebującym.
Jak pisze córka Henryka, Beata Nehring, ... W 1940 roku komisarz narzucił CDSJ pod uprawę
morwy pobliski opuszczony majątek – Żółwin. Henryk Witaczek odnalazł ukrywającego się właściciela,
Henryka Natansona i po sporządzeniu z nim umowy spłacił mu żądaną
sumę w ratach, nie posiadał bowiem takiej gotówki. Oczywiście zachował sprawę w tajemnicy, ponieważ ujawnienie tej transakcji groziło wówczas obu stronom śmiercią. Żółwin natychmiast stał się
przytuliskiem dla wygnańców z Poznańskiego i Kresów Wschodnich
i w końcu dla warszawiaków w 1944 roku. („Gdzie jest morwa, tam jedwabnictwo być może”; w: Polska
na jedwabnym szlaku, Warszawa 1998).
Wśród nowych mieszkańców, którzy dłużej lub krócej przebywali w żółwińskim dworze znaleźli się: Maria Dąbrowska, Anna
Kowalska, Ewa Szelburg – Zarembina, Ferdynand Ossendowski i Stefan Krzywoszewski,
który w swoich wspomnieniach zatytułowanych
„Długie życie” tak pisał o gospodarzu Żółwina:
Henryk Witaczek umysłowością i charakterem przypominał Wokulskiego z „Lalki” Prusa.
Łączył polski romantyzm z trzeźwym zrozumieniem rzeczywistości,
tkwiło w nim głębokie poczucie obywatelskiej odpowiedzialności i obowiązków. Jako przemysłowiec był
śmiałym inicjatorem i organizatorem. Wraz ze swoją siostrą, osobą
wysokiej wartości społecznej i praktycznej stworzył – niemal z niczego – nową gałąź przemysłu
opartą na surowcu rodzimym. Źródło uczciwych dochodów dla siebie,
pokaźnych zarobków dla robotników
w fabryce, a dla drobnych rolników, podejmujących uprawę drzewek morwowych i hodowlę łuskoskrzydłych owadów jedwabniczych
– zyskowny przemysł chałupniczy.
W Żółwinie też powstała duża plantacja morwy, służąca przez wiele
lat celom badawczym i doświadczalnym.
18 stycznia 1945 roku nowe władze powierzyły Henrykowi Witaczkowi obowiązki tymczasowego
kierownika, dyrektora CDSJ w Milanówku, w kwietniu mianowano
go dyrektorem naczelnym, a Stację przekazano pod zarząd państwowy. Na własność państwa przeszła później, 10 marca 1948 roku.
W czerwcu tego samego roku Stanisławie Witaczkównej odmówiono
paszportu na wyjazd do Francji, na I Międzynarodowy Kongres Jedwabnictwa w Lyonie, a 20 października
Henryk Witaczek otrzymał zwięzłe
pismo: Na polecenie Ministra Przemysłu i Handlu Centralny Związek
Przemysłu Włókienniczego zwalnia
obywatela z dotychczasowego stanowiska.
W październiku 1951 roku Henryk Witaczek został skazany na 8 lat więzienia. Wyszedł w wyniku
amnestii w roku 1953.
Postanowił wtedy zamieszkać na wsi. Zamienił się na pięć lat
mieszkaniami z właścicielką domu z kawałkiem ziemi w Wyprysie pod
Mszczonowem i gospodarował tam z wielkim zapałem. Zreperował turbinę, dzięki czemu miał własne źródło prądu, założył winnicę, uprawiał owoce i jarzyny, które przywoził na targ do Grodziska. Rewelacją na owe czasy była jego plantacja
papryki, niestety, w latach pięćdziesiątych prawie nieznanej i niedocenianej. Pozostały tylko fotografie
koszy pełnych dużych, dorodnych strąków.
Nie potrafił żyć bezczynnie, nawet współwięźniowie z Gęsiówki
pamiętają, jak organizował im pracę. Ożenił się jeszcze dwukrotnie. Stanisława Witaczkówna wyszła za mąż już po II wojnie światowej, zmarła 19 stycznia 1965 r. Henryk zmarł nagle, w wyniku upadku
na oblodzonej ulicy 11 stycznia 1978 roku. Pochowani są w grobie
rodzinnym na Powązkach w Warszawie.
Anna Żukowska-Maziarska