Osobliwe bywają ludzkie fascynacje... W moim wypadku na przykład tą
koleją...
Już mniejsza o jej światowy rekord długości — blisko 10 tysięcy
kilometrów. Jakieś tu może mieć znaczenie fakt, na szczęście niedoszły,
że jako dziecko byłem bliski podróżowania tą magistralą, na koszt oraz za
staraniami władzy radzieckiej. Dziś prowokuje tu wyobraźnię wielka
geografia. Moskwa – Ural, Syberia – Bajkał, Chabarowsk –
Władywostok, albo odnoga Mongolia – Chiny. I nie mniejsza przyroda
wraz z niebanalnymi klimatami. Bezkresy tajgi sośniano–brzozowej,
ale też i modrzewie oraz cedry, ze stosowną fauną, aż po tygrysy
i gronostaje. Nie widać wszystkiego z okien wagonów, ale od czego
wyobraźnia. Musi człowieka ekscytować tęgość zimna za szybą, albo
tumany śnieżnego burianu, gdy okręca się porządnie kocem — jeżeli nie
kożuchem — i sączy sobie gorący „czaj”, jeśli nawet i nie coś
mocniejszego... Mija dzień po dniu i noc po nocy; nie zawsze można się
zorientować, bo mylą ciemności i poświaty, mylą nawet zegarki ze względu
na strefy czasowe. Imponuje technika tej gigantycznej budowli,
a Rosjanie nie zawsze mają dobrą rękę w swych przedsięwzięciach. A tu
torowiska, bywa, na wiecznej zmarźlinie, wiadukty i tunele, rozjazdy
oraz mijanki, stacje i warsztaty, sieć trakcyjna oraz paliwowe kolosy...
Wielka historia, także polska, staje tu człowiekowi przed oczyma.
A jeśli wybierać tylko przyszłość, to syberyjskie fantazje mogą nie mieć
granic. Pustka i bieda tu króluje pospołu z marazmem i bezruchem, ale
kto zgadnie, co będzie, gdy „bratnie” Chiny — ze swą najnowszą
dynamiką — przekroczą już liczbę półtora miliarda mieszkańców,
duszących się u siebie w ścisku? Jeżeli Rosjanie zdecydują się kiedyś
na obronę swych dalekowschodnich pozycji i jakoś skończą swe czeczeńskie
zmagania, kolej transsyberyjską będą musieli zrewolucjonizować. Inaczej
zostaną całkiem bez szans, nawet w pokojowej rywalizacji.
Dobrą miewam zabawę z „transsibem”, gdy mi się dłuży droga ...
kolejką WKD do Warszawy. Czy można sobie żartować z rzeczki Mrówki,
albo nawet Utraty, porównując je z Jenisejem bądź Irtyszem? Albo
Pruszków; byłby to raczej Jekaterinburg słynący mafią oraz zbiorowym
morderstwem carskiej rodziny, jak u nas uprowadzeniem kierownictwa
podziemia („szesnastu”) na słowiański dialog przed sądem w Moskwie?
I gdzie tu należałoby umieścić monument na wzór tego uralskiego, który
znaczy granicę między Azją i Europą; my też mamy podmiejski
„meksyk” i wielki świat stołecznych świateł oraz marmurów. Glinianki za
Komorowem głupio porównywać z Bajkałem, ale niczego stosownego nie widać
na całej naszej trasie.
Ostatnio szczególną pożywkę dla takich moich podróżnych rozważań daje
praca zbiorowa z Krakowa, Szlak transsyberyjski. Moskwa –
Bajkał – Mongolia – Pekin. Opasłe dzieło. Wydawca nazywa to
przewodnikiem turystycznym, zbyt skromnie. To mini informator–agitator,
i słusznie, bo my w Polsce szybko robimy się analfabetami co do Wschodu,
zaś by nas zachęcić do biznesu i turystyki na tym kierunku, nie wiem,
czy by nie należało stosować „środków perswazji bezpośredniej”
z arsenału dawnego GPU–NKWD. Nie powiem, że nasze uprzedzenia są
bezzasadne. Ale czy nie wyglądają one dzisiaj nazbyt anachronicznie?
Bóg raczy wiedzieć, co ostatecznie dla świata wykluje się na tym
wschodzie.
A przecież w każdym wariancie lepiej jest znać i rozumieć sąsiada — aż po jego
skryte uwarunkowania oraz tłumione tęsknoty — aniżeli drażnić go naszą
niewiedzą, obcością i arogancją. Autorski zespół dokonuje dużych
wysiłków, by możliwie umniejszyć naszą ignorancję i zaciekawić. Na
nowo, chciałoby się rzec. To żmudna praca kilkudziesięciu osób,
zdaje się, zupełnie młodej generacji. Dobry omen! Starsi — z obu
stron Bugu — nieszczególnie się spisali w próbach, by nasze sąsiedztwo
XXI wieku mogło wypaść zasadniczo odmiennie, aniżeli bywało to
w stuleciach onegdajszych. A póki się żyje, nie wolno z góry spisywać
nadziei na straty.
Już w punkcie wyjścia transsyberyjskiego szlaku — w Moskwie —
autorzy nasi dają próbę sposobu swego opisywania Rosji, ziemi
szczególnej. Nie trzymają się typowej przewodnikowej maniery; relacja
o zabytkach i turystycznej bazie jest obficie uzupełniana informacjami
o obecnych warunkach życia ludzi w tym mieście. Tak typowym dla kraju,
jak i u nas Warszawa typowa jest dla reszty Polski... To obecnie kolos
tym większy, im bardziej ściąga zewsząd ludzi — po interesy, kariery,
rządowe łaski, pieniądze, zakupy. Imponuje rozmachem, a nawet i —
bywa — bogactwem, co na prowincji reguły wcale nie stanowi. Pełna
jest symboli najwyższej próby, choć nie zawsze o dość dobitnej
społecznie czytelności. Ot, sobór Chrystusa Zbawiciela, tylko co
odbudowany w rekordowym tempie — i bajecznym kosztem, a był wznoszony
przez 44 lata, jako dziękczynienie za pobicie Napoleona, kosztami nie
mniej ogromnymi, chociaż spierano się, czy bardziej stanowił carski
popis, czy dzieło sztuki. Wysadzili go w powietrze bolszewicy, by
zrobić miejsce na Pałac Rad, o wysokości 415 m, bijącej na głowę
amerykańskie rekordy. Nie dało się, więc posoborowy lej w samym centrum
Moskwy przeznaczono na basen kąpielowy bez dachu, ale z podgrzewaną
wodą, do użytkowania przez „ludność” okrągły rok, bez względu na
temperaturę. Dziś ten sobór może tłumaczyć turystom, dlaczego
najbogatsza ziemia świata musi borykać się z biedą; jeden i ten sam
obiekt wypada tu nieraz opłacać trzykrotnie, budując go i rozbierając...
Można też w Moskwie oddać się kontemplacji swoistej polskiej pamiątki,
w sąsiedztwie Miejsca Straceń blisko Kremla. To pomnik Minina
i Pożarskiego, którzy rozbili tu ... polski garnizon w roku 1612.
Wypadło to Rosji dziś jak znalazł; głupio hołdować rewolucyjnej dacie 7
listopada, ale naród przywykł, więc zadekretowano, że to teraz święto
zgnębienia polskiego imperializmu.
Rzecz do dyskusji, czy nieoficjalną stolicą Syberii powinien być
Nowosybirsk (3300 kilometrów od Moskwy, trzeci dzień biegu ekspresu),
czy raczej Irkuck (5100 kilometrów, bite cztery dni jazdy). Pierwszy ma
skalę wielkości Warszawy, zaś jego wielkomiejska kariera to efekt
wielkiej wojny — ośrodek przemysłowy i badawczy — oraz
„socjalistycznej industrializacji”, gdy trzeba było Rosji sposobić się
na wypadek, jeśli zimna wojna rozwinęłaby się w gorącą. Próżno więc by
tu szukać zabytków kultury. Architektura miasta może zaciekawić
wyłącznie fanów socrealizmu. Irkuck — co innego; kozacka ongiś
stanica, gdy Rosjan zaczęło ciągnąć w głąb Syberii. Dzisiaj to skala
naszego Wrocławia, albo Poznania. Dźwiga legendę kolejnych fal
zesłańców — katorżników, dekabrystów, „miatieżników” z Polski,
sceptyków co do „reform społeczno–ekonomicznych” rządów
sowieckich. Opatrzność widać próbowała ludziom jakoś łagodzić
uciążliwości klimatu, bo w okolicach znaleziono pokłady złota. Stanowi
dziś półmetek do brzegów Pacyfiku, a i do centrum Chin. Pobliże Bajkału
— hydrologicznego fenomenu — było od wieków walorem miasta.
Fenomenalne ryby, bogactwo ptaków i zwierząt. Jezioro, a właściwie
morze słodkie i śródlądowe, od zawsze stanowiło dla podróżnych atrakcję
wobec monotonii „transsibu”. Ongiś wagony przeprawiano tu przez
jezioro promem, albo ekspediowano — z należytą ostrożnością — po
sezonowych torowiskach, kładzionych wprost na zamarźniętych głębinach.
Dzisiaj pociąg na poły okrąża Bajkał po groblach i wykopach; panoramy
mieszczą się w cenie biletu, a są one tym oryginalniejsze, iż te wody
mają dodatkowo oprawę bujnych lasów oraz całkiem poważnych gór. A jeśli
Rosja i cały nasz świat kiedyś znormalnieje, to Bajkał będzie czymś jak
chłodniejsze Wyspy Kanaryjskie lub oryginalniejsze Lazurowe Wybrzeże.
Z lotniskami, festiwalami, hiltonami, kąpieliskami, klimatyzacjami.
Istną żyłą złota, chociaż szans na gorące plaże i dorodne palmy, jak
dotąd ciągle nie widać.
Cofnijmy się jeszcze na moment do samego Irkucka, bo wypada też
odnotować miejscowe pamiątki polskie; jak na odległość od Warszawy, są
one wcale obfite. W pobliskiej Tunce odsiadywał swoją bujną młodość
sam Józef Piłsudski. Kościół, nazwany „polskim”, to dziś
diecezjalna siedziba na całą bodaj Syberię i wsparcie dla miejscowej
filharmonii, jako sala koncertów organowych. Poprzedni budynek tegoż
kościoła powinien przypomnieć starą polską anegdotę. Rodacy
nadwiślańscy za carskich czasów przybywali tu wcale licznie i nie tylko
dla naprawy swych politycznych kręgosłupów; przyciągały ich też sowicie
opłacane, jak i dziś, rządowe posady specjalistów, biznesy drzewne,
futrzarskie, mineralne. Jak zawsze, polska troska o pobożne budownictwo
wyprzedzała starania o pobożność własną. Jęli zbierać więc pieniądze na
swój kościół, gdyż najbliższy pozostawał ciągle w Moskwie bodaj. Szło
powoli. Aż stosowny komitet upatrzył sobie polskiego ...milionera na
miejscu. Miał on sporo do powiedzenia w miejscowym kopalnictwie złota
i trzymał rękę na pulsie tutejszych gorzelni wraz z detalicznym
wyszynkiem. Podzielone były zdania, która z tych „żył” jest bardziej
wydajna. Istotnie, na nieśmiałe pytanie kwestarzy, na ile mogą
„szanownego pana” zapisać, odpowiedź padła: „na tyle, ile wam
jeszcze brakuje”. Powiedziane po męsku, choć w rachubę szły dziesiątki
tysięcy rubli — tamtych carskich, prawdziwych, w złocie.
Fama Bajkału wywodzi się nie tyle z jego wielkości — rozmiary na
skalę polskiego województwa — co z jego rekordowych głębin. Sięgają
aż po 1600 metrów „z hakom”! Potrzeba by około 400 lat, aby
336 rzek i strumieni (dopływów) wypełniło misę jeziora — czytamy. Ma
zasoby wody równe naszemu Bałtykowi. I oczywiście syberyjski klimat.
Stosowną florę i faunę. Herbowe drzewo Bajkału to cedr — ze
smakowitymi orzeszkami. Unikalna w świecie foka, nerpa, reprezentuje
tutejszy bogaty zwierzostan. Jak niemal wszędzie w Rosji, wisi tu
groźba wręcz klęski ekologicznej: ścieki celulozowe leją się wprost do
jeziora, wbrew zaklęciom każdej kolejnej ekipy w Moskwie, z bynajmniej
nie świętej pamięci komunistycznymi na czele.
Dowiadujemy się przy okazji z książki, że średnia pensja
syberyjska to trzy dolary dziennie, czyli około 300 naszych złotówek miesięcznie.
Jest ciężko, tym bardziej, im więcej żywności oraz odzieży, opału też
nie pomijajmy, wymaga surowy klimat. Nasza magistrala pełni tu funkcje
nie tylko dostawcze, ale i zarobkowe. Wymowna fotografia ilustruje
postoje ekspresu, gdy jego okna zamieniają się w istne stoiska handlowe;
„transsibieryjskij uniwiermag” — podżartowują sobie sybiracy, bo
i cóż mają robić. Autorzy rozweselają nam lekturę, która na ogół do
śmiechu nie jest, podziałem całej trasy na „strefy” pierożków
nadziewanych na wszelkie sposoby, ryb rozmaitych gatunków i wędzeń oraz
uniwersalnych orzeszków cedrowych — serwowanych podróżnym przez
syberyjskie kobieciny.
Sieć osadnicza, w której mieszkają owe „businesswomen”, to
skupiska małych, drewnianych domków, jeden z częstych elementów
— czytamy — przykolejowego krajobrazu. W Rosji dacza
wciąż odgrywa bardzo istotną rolę [...] w ogródkach uprawia się
cebulę, pomidory, ogórki, ziemniaki. Małe ogródki [...] stanowią
więc dla Rosjan źródło dodatkowego pożywienia, a często i podstawę
utrzymania.
Gdzieś na wysokości Omska, na ponad dwuipółtysięcznym kilometrze
autorom przewodnika zbiera się już na filozofowanie: Podróż
pociągiem [...] daje możliwość uświadomienia sobie, jak to los przykuwa
ludzi do miejsca, w którym się rodzą, a z którego fizycznie nie mogą się
wyrwać. Człowiek w ogromie krajobrazu jest drobiną wraz ze swym
maleńkim domkiem [...] z trzema, lub czterema oknami, które
obowiązkowo przyozdobione są okiennicami, jaskrawo pomalowanymi na
zielono, lub niebiesko [...] I poruszają się tamtejsi mieszkańcy
przez całe swoje życie pod tym bezkresnym niebem [...] Zmiany
nieprędko tutaj dotrą. Wielka przestrzeń stanowi warstwę izolacyjną.
Albo — na refleksje plastyczne: Poczucie czasu zanika, pojawia
się natomiast poczucie przestrzeni, największą bowiem część pejzażu za
oknem zajmują chmury, nadając mu treść [...] Za oknem rozciągają
się wielkie obszary lasów [...] Wspaniale wyglądają brzozowe pnie,
odznaczające się swą świeżą bielą na tle trawy, czy odbijające światło
wieczornego słońca. Specyficzny to widok: tysiące białych pni przemyka
za oknem bez końca.
Jeśli ta gigantyczna podróż potrafi być czasami monotonna, to
jej przewodnikowy opis — jak widzimy — bywa całkiem urozmaicony.
Chiny i Mongolię lepiej odłożyć sobie na inną okazję, bo omówienie
wszystkiego za jednym zamachem, to wyzwanie dla ludzkich zdolności
percepcji. Ożywienie polskich zainteresowań bajkalskim półmetkiem jest
wystarczająco ambitnym przedsięwzięciem. Ludzi znad Wisły widać dziś
ledwo śladowo po Moskwie, Petersburgu, Kijowie, czy nawet na Krymie, to
i cóż mówić o Syberii. Można się spierać, czy złe skojarzenia
z onegdajszą Rosją i Ukrainą tłumaczą nasze opory lepiej, aniżeli
siermiężność dzisiejszej wschodniej rzeczywistości plus nijakość
tamtejszych perspektyw.
Lecz dobra lektura w każdym razie przybliża czasy, kiedy moda na
syberyjskie podróże stanie do konkurencji z wybrzeżami Grecji, albo
Hiszpanii.
Praca zbiorowa pod red. Tomasza Ostrowskiego Szlak transsyberyjski. Moskwa – Bajkał – Mongolia – Pekin, Wyd. Bezdroża, Kraków 2002.