PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 37

Ks. Dr Henryk Kietliński SAC

WDZIĘCZNY ZA OCALENIE



Pana Wojciecha Zabłockiego poznałem przed piętnastu laty, gdy zacząłem pracować jako postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Józefa Stanka, ps. „Rudy”, pallotyna, kapelana Zgrupowania Armii Krajowej „Kryska” na Przyczółku Czerniakowskim. Moim obowiązkiem było zbieranie wszelkich informacji i świadectw o kapłańskiej służbie ks. Stanka, o Jego heroicznej miłości, odwadze, bezgranicznym poświęceniu i bohaterskiej śmierci. Wielu uczestników walk powstańczych na Czerniakowie znało ks. Józefa Stanka i złożyło o Jego postawie obszerne relacje.

Ale pan Wojciech Zabłocki był wyjątkowym świadkiem odważnej posługi samarytańskiej kapelana, ponieważ Jemu zawdzięczał ocalenie życia w warunkach tragicznego zagrożenia. Każde spotkanie z panem Wojciechem pogłębiało naszą znajomość, która przerodziła się w szczerą przyjażń, a jej rdzeniem była nasza wspólna cześć, podziw i szacunek dla kapłana, który oddał życie za wiarę, Ojczyznę i miłość do drugiego człowieka. Tę wierność najwyższym ideałom przypieczętował śmiercią męczeńską, gdy został przez hitlerowców powieszony 23 września 1944 roku.

W naszych dość częstych rozmowach Pan Zabłocki spontanicznie nawiązywał do przeżyć powstańczych i do świetlanej postaci swego Wybawcy. Z najwyższym zainteresowaniem słuchałem relacji Pana Wojciecha, ponieważ miał szczególny dar opowiadania, a jego szlachetna twarz jaśniała wtedy uwielbieniem i wdzięcznościa dla ks. Kapelana. Za każdym razem dorzucał nowe szczegóły i odtwarzał cały niesamowity dramatyzm tamtych sierpniowych i wrześniowych dni walczącej Stolicy. Miałem wrażenie, że wspominanie powstańczych zmagań stało się częścią jego wrażliwej duszy, a postać bohaterskiego Kapłana towarzyszyła mu do końca jakże trudnego życia. Zawsze z głębokim przejęciem słuchałem Pana Wojciecha, gdy w różnych środowiskach opowiadał o okolicznościach swojego ocalenia. Przecież był wtedy ciężko ranny, groziła mu niehybna śmierć od nadjeżdżających czołgów niemieckich. Ostatkiem sił wołał o ratunek. I właśnie w takim momencie na krzyk rannego powstańca odpowiedział uważnie czuwający na pierwszej linii frontu — ks. Józef Stanek. „Bracie, Jak ci pomóc?” Za tym pytaniem przyszło zaraz konkretne działanie. Zaradny Kapelan znalazł sposób udzielenia pomocy. Podał rannemu, leżącemu w rynsztoku żołnierzowi kawałek rury wodociągowej i wciągnął go do wypalonego domu. Potem modlił się, dodawał otuchy.

Ksiądz Józef Stanek pochodził z parafii Łapsze Niżne, w archidiecezji krakowskiej. Tam mieszka Jego liczna rodzina. Od wielu lat wspólnota parafialna, gdzie duszpasterzują Ojcowie Pijarzy, modliła się o wyniesienie na ołtarze Sługi Bożego, powstańczego kapelana. Gorliwym promotorem sprawy beatyfikacji ks. Józefa Stanka, obok ś.p. Ryszarda Czugajewskiego (autora książki Umiłował do końca) był także Pan Wojciech Zabłocki.

Co roku, we wrześniu, z Warszawy udawała się delegacja powstańców ze Zgrupowania AK „Kryska” na czele z postulatorem ks. Henrykiem Kietlińskim, aby uczestniczyć w uroczystej Liturgii Eucharystycznej i specjalnych modłach w intencji beatyfikacji ks. Józefa Stanka. W tym pielgrzymowaniu wiele razy brał udział Pan Wojciech. Był przekonany, że jest to ważny obowiązek i sposób na spłacenie długu wdzięczności wobec swojego Wybawcy i męczennika. Podróże bywały długie i dość męczące. Na nocleg zatrzymywaliśmy się w gościnnym domu pallotyńskim, w Zakopanem, na Krzeptówkach, aby też pokłonić się Matce Bożej Fatimskiej w Jej sanktuarium, które jest świątynią — wotum za ocalenie Ojca św. Jana Pawła II w zamachu 13 maja 1981 roku. Pan Wojciech był pielgrzymem radosnym i bardzo uprzejmym dla wszystkich spotykanych ludzi. W Łapszach Niżnych miał wielu szczerych słuchaczy. Na Msze św. w intencji beatyfikacji, a potem jako wielkie dziękczynienie za dar wyniesienia ks. Józefa Stanka na ołtarze przybywała cała wspólnota parafialna, liczna rodzina Stanków oraz wielu kapłanów z dekanatu i młodzież miejscowej szkoły, która natychmiast po beatyfikacji, po 13 czerwca 1999 roku właśnie przyjęła imię Błogosławionego ks. Józefa Stanka. Po liturgii gromadziliśmy się na placu kościelnym, przed pamiątkową tablicą ufundowaną przez rodzinę Stanków, tablicą wmurowaną w zewnętrzną ścianę kościoła ku czci i pamięci bohaterskiego Rodaka. Wobec licznie zgromadzonych wiernych w swoim długim przemówieniu Pan Wojciech Zabłocki dawał świadectwo heroicznej miłości ks. Stanka.

Wcześniej, w pażdzierniku 1987 roku Pan Wojciech uczestniczył w uroczystościach związanych z przeniesieniem relikwii ks. Józefa Stanka z kwatery AK na Cmentarzu Wojskowym Powązkowskim do kościoła księży pallotynów przy ulicy Skaryszewskiej 12 w Warszawie.

Pan Wojciech wspominał ks. Stanka w swoich artykułach, za „Przyczółek” otrzymał I nagrodę na V konkursie zorganizowanym przez Zarząd Województwa Stołecznego Związku Inwalidów Wojennych w Warszawie. Swoje doświadczenia wojenne i powojenne utrwalił w 8 tomie Roczników Podkowiańskich (Wydawnictwo LUMEN). Tę książkę pt. Derkacz i Smok — wspomnienia, Maciej Mroczkowski, Wojciech Zabłocki prezentował w Podkowie Leśnej na kilka miesięcy przed swoją śmiercią. Miałem szczęście razem z p. inż. Ryszardem Skrzypczakiem — przewodniczącym Zarządu środowiska Żołnierzy Zgrupowania AK „Kryska” i p. Januszem Derezińskim uczestniczyć w promocji tej książki i okazję, aby podziękować Panu Zabłockiemu za wspieranie swoimi mocnymi świadectwami procesu beatyfikacyjnego ks. Stanka. Mogłem też zauważyć, że Pan Wojciech bardzo sobie cenił każde dobre słowo i życzliwą recenzję jego literackiej twórczości.

9 września 2002 roku śmierć przerwała jego aktywne, pełne zmagań z różnymi trudnościami życie. Wierzę, że na jego spotkanie w Domu Ojca Niebieskiego wyszła Matka Boża — Patronka Akowców i błogosławiony ks. Józef Stanek.




Zofia Broniek

Derkacz


Ponieśliśmy wielką stratę. We wrześniu odszedł mieszkaniec Podkowy, bohaterski żołnierz Powstania Warszawskiego mjr Wojciech Zabłocki.

Pan Wojciech był obywatelem doskonałym, żył sprawami kraju i Podkowy, ich teraźniejszością i przyszłością. Jeden z najdawniejszych mieszkańców, żywa kronika miasta, pisząc do Magazynu i miejscowych gazet dbał, by również zachowana została godna pamięć o przeszłości. Był jedną z pierwszych osób reaktywujących działalność przedwojennego Towarzystwa Przyjaciół Miasta - Ogrodu, zwłaszcza jego sekcji historycznej. Często obecny na sesjach i spotkaniach wnosił w nie wiele swoimi cennymi uwagami. Służył nam swoją prawniczą wiedzą przy opracowywaniu różnych dokumentów. Był dżentelmenem, naszym przyjacielem serdecznym, gotowym przyjść z pomocą w potrzebie, człowiekiem ciepłym, obdarzonym darem zjednywania sobie ludzi. Był również zapalonym kierowcą. Przemierzał Podkowę w charakterystycznym pojeździe, wraz z żoną robiąc zakupy lub odwiedzając znajomych.

Pana Wojciecha Zabłockiego, Jego osoby, Jego szlachetności i uroku i tego wspaniałego widoku, gdy swoim samochodzikiem z artyleryjskim animuszem wchodzi w ostry wiraż, będzie nam zawsze brakowało bardzo.




 <– Spis treści numeru