Pana Wojciecha Zabłockiego poznałem przed piętnastu laty, gdy
zacząłem pracować jako postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Józefa
Stanka, ps. „Rudy”, pallotyna, kapelana Zgrupowania Armii Krajowej
„Kryska” na Przyczółku Czerniakowskim. Moim obowiązkiem było
zbieranie wszelkich informacji i świadectw o kapłańskiej służbie ks.
Stanka, o Jego heroicznej miłości, odwadze, bezgranicznym poświęceniu
i bohaterskiej śmierci. Wielu uczestników walk powstańczych
na Czerniakowie znało ks. Józefa Stanka i złożyło o Jego postawie obszerne
relacje.
Ale pan Wojciech Zabłocki był wyjątkowym świadkiem odważnej
posługi samarytańskiej kapelana, ponieważ Jemu zawdzięczał ocalenie
życia w warunkach tragicznego zagrożenia. Każde spotkanie z panem
Wojciechem pogłębiało naszą znajomość, która przerodziła się w szczerą
przyjażń, a jej rdzeniem była nasza wspólna cześć, podziw i szacunek dla
kapłana, który oddał życie za wiarę, Ojczyznę i miłość do drugiego
człowieka. Tę wierność najwyższym ideałom przypieczętował śmiercią
męczeńską, gdy został przez hitlerowców powieszony 23 września 1944
roku.
W naszych dość częstych rozmowach Pan Zabłocki spontanicznie
nawiązywał do przeżyć powstańczych i do świetlanej postaci swego
Wybawcy. Z najwyższym zainteresowaniem słuchałem relacji Pana
Wojciecha, ponieważ miał szczególny dar opowiadania, a jego szlachetna
twarz jaśniała wtedy uwielbieniem i wdzięcznościa dla ks. Kapelana. Za
każdym razem dorzucał nowe szczegóły i odtwarzał cały niesamowity
dramatyzm tamtych sierpniowych i wrześniowych dni walczącej Stolicy.
Miałem wrażenie, że wspominanie powstańczych zmagań stało się częścią
jego wrażliwej duszy, a postać bohaterskiego Kapłana towarzyszyła mu
do końca jakże trudnego życia. Zawsze z głębokim przejęciem słuchałem
Pana Wojciecha, gdy w różnych środowiskach opowiadał
o okolicznościach swojego ocalenia. Przecież był wtedy ciężko ranny,
groziła mu niehybna śmierć od nadjeżdżających czołgów niemieckich.
Ostatkiem sił wołał o ratunek. I właśnie w takim momencie na krzyk
rannego powstańca odpowiedział uważnie czuwający na pierwszej linii
frontu — ks. Józef Stanek. „Bracie, Jak ci pomóc?” Za tym pytaniem
przyszło zaraz konkretne działanie. Zaradny Kapelan znalazł sposób
udzielenia pomocy. Podał rannemu, leżącemu w rynsztoku żołnierzowi
kawałek rury wodociągowej i wciągnął go do wypalonego domu. Potem
modlił się, dodawał otuchy.
Ksiądz Józef Stanek pochodził z parafii Łapsze Niżne, w archidiecezji
krakowskiej. Tam mieszka Jego liczna rodzina. Od wielu lat wspólnota
parafialna, gdzie duszpasterzują Ojcowie Pijarzy, modliła się
o wyniesienie na ołtarze Sługi Bożego, powstańczego kapelana. Gorliwym
promotorem sprawy beatyfikacji ks. Józefa Stanka, obok ś.p. Ryszarda
Czugajewskiego (autora książki Umiłował do końca) był także Pan
Wojciech Zabłocki.
Co roku, we wrześniu, z Warszawy udawała się delegacja powstańców
ze Zgrupowania AK „Kryska” na czele z postulatorem ks. Henrykiem
Kietlińskim, aby uczestniczyć w uroczystej Liturgii Eucharystycznej
i specjalnych modłach w intencji beatyfikacji ks. Józefa Stanka. W tym
pielgrzymowaniu wiele razy brał udział Pan Wojciech. Był przekonany,
że jest to ważny obowiązek i sposób na spłacenie długu wdzięczności
wobec swojego Wybawcy i męczennika. Podróże bywały długie i dość
męczące. Na nocleg zatrzymywaliśmy się w gościnnym domu
pallotyńskim, w Zakopanem, na Krzeptówkach, aby też pokłonić się
Matce Bożej Fatimskiej w Jej sanktuarium, które jest świątynią — wotum
za ocalenie Ojca św. Jana Pawła II w zamachu 13 maja 1981 roku. Pan
Wojciech był pielgrzymem radosnym i bardzo uprzejmym dla wszystkich
spotykanych ludzi. W Łapszach Niżnych miał wielu szczerych słuchaczy.
Na Msze św. w intencji beatyfikacji, a potem jako wielkie dziękczynienie
za dar wyniesienia ks. Józefa Stanka na ołtarze przybywała cała
wspólnota parafialna, liczna rodzina Stanków oraz wielu kapłanów
z dekanatu i młodzież miejscowej szkoły, która natychmiast po
beatyfikacji, po 13 czerwca 1999 roku właśnie przyjęła imię
Błogosławionego ks. Józefa Stanka. Po liturgii gromadziliśmy się na
placu kościelnym, przed pamiątkową tablicą ufundowaną przez rodzinę
Stanków, tablicą wmurowaną w zewnętrzną ścianę kościoła ku czci
i pamięci bohaterskiego Rodaka. Wobec licznie zgromadzonych wiernych
w swoim długim przemówieniu Pan Wojciech Zabłocki dawał
świadectwo heroicznej miłości ks. Stanka.
Wcześniej, w pażdzierniku 1987 roku Pan Wojciech uczestniczył
w uroczystościach związanych z przeniesieniem relikwii ks. Józefa Stanka
z kwatery AK na Cmentarzu Wojskowym Powązkowskim do kościoła
księży pallotynów przy ulicy Skaryszewskiej 12 w Warszawie.
Pan Wojciech wspominał ks. Stanka w swoich artykułach, za
„Przyczółek” otrzymał I nagrodę na V konkursie zorganizowanym przez
Zarząd Województwa Stołecznego Związku Inwalidów Wojennych
w Warszawie. Swoje doświadczenia wojenne i powojenne utrwalił w 8
tomie Roczników Podkowiańskich (Wydawnictwo LUMEN). Tę
książkę pt. Derkacz i Smok — wspomnienia, Maciej Mroczkowski,
Wojciech Zabłocki prezentował w Podkowie Leśnej na kilka
miesięcy przed swoją śmiercią. Miałem szczęście razem z p. inż.
Ryszardem Skrzypczakiem — przewodniczącym Zarządu środowiska
Żołnierzy Zgrupowania AK „Kryska” i p. Januszem Derezińskim
uczestniczyć w promocji tej książki i okazję, aby podziękować Panu
Zabłockiemu za wspieranie swoimi mocnymi świadectwami procesu
beatyfikacyjnego ks. Stanka. Mogłem też zauważyć, że Pan Wojciech
bardzo sobie cenił każde dobre słowo i życzliwą recenzję jego literackiej
twórczości.
9 września 2002 roku śmierć przerwała jego aktywne, pełne zmagań
z różnymi trudnościami życie. Wierzę, że na jego spotkanie w Domu Ojca
Niebieskiego wyszła Matka Boża — Patronka Akowców i błogosławiony
ks. Józef Stanek.
Ponieśliśmy wielką stratę. We wrześniu odszedł mieszkaniec
Podkowy, bohaterski żołnierz Powstania Warszawskiego mjr
Wojciech Zabłocki.
Pan Wojciech był obywatelem doskonałym, żył sprawami kraju
i Podkowy, ich teraźniejszością i przyszłością. Jeden
z najdawniejszych mieszkańców, żywa kronika miasta, pisząc do
Magazynu i miejscowych gazet dbał, by również zachowana została
godna pamięć o przeszłości. Był jedną z pierwszych osób
reaktywujących działalność przedwojennego Towarzystwa Przyjaciół
Miasta - Ogrodu, zwłaszcza jego sekcji historycznej. Często
obecny na sesjach i spotkaniach wnosił w nie wiele swoimi cennymi
uwagami. Służył nam swoją prawniczą wiedzą przy opracowywaniu
różnych dokumentów.
Był dżentelmenem, naszym przyjacielem
serdecznym, gotowym przyjść z pomocą w potrzebie, człowiekiem
ciepłym, obdarzonym darem zjednywania sobie ludzi. Był również
zapalonym kierowcą. Przemierzał Podkowę w charakterystycznym
pojeździe, wraz z żoną robiąc zakupy lub odwiedzając znajomych.
Pana Wojciecha Zabłockiego, Jego osoby, Jego szlachetności i uroku
i tego wspaniałego widoku, gdy swoim samochodzikiem
z artyleryjskim animuszem wchodzi w ostry wiraż, będzie nam zawsze
brakowało bardzo.