Urodziła się 8 lutego 1909 roku w Warszawie. Ukończyła pensję im.
Waligórskiej, potem dwuletni kurs stenotypii i księgowości, który
pozwolił jej na podjęcie pracy zawodowej w Centralnym Biurze Porad
Rolnych Fabryk Nawozów Sztucznych w Warszawie przy ul. Wiejskiej
17. W 1935 r. poślubiła oficera rezerwy, Romana Głowackiego i oboje
zamieszkali na Bielanach przy ul. Barcickiej. Gdy wybuchła wojna, mąż
został zmobilizowany i opuścił Warszawę. Pani Wanda
z nowonarodzonym synkiem starała się przetrwać trudny czas. Niestety, jej dom
zajęli niemieccy oficerowie lotnictwa. Dzięki staraniom męża wyjechała
do wsi Uchrynów w Hrubieszowskie, gdzie
przebywała do 1943 roku. Po powrocie do Warszawy okazało się, że
rodzina znajduje się w Podkowie Leśnej, tu zamieszkała najpierw przy
ulicy Kościelnej, a od 1948 roku przy ul. Błońskiej.
W ówczesnej gminie — wsi Podkowa Leśna pani Wanda usiłowała na przełomie
1948/1949 roku stworzyć bibliotekę. Władze gminne nie od razu
pozwoliły na to, w końcu przydzieliły „bibliotece” kąt za regałem
w gabinecie przewodniczącego rady narodowej. Ta kłopotliwa dla obu stron
prowizorka trwała do 1950 roku, kiedy w ramach akcji „Oświata dla
wsi” — ówczesne władze przyznały bibliotece trzy pokoje w willi przy ul.
Błońskiej 46. W tym czasie pani Wanda ukończyła dwuletni kurs
bibliotekarstwa przy Wojewódzkiej Bibliotece w Warszawie. Na ul.
Błońskiej 46 urządzała nowy lokal, zabiegała o powiększenie
księgozbioru, który systematycznie rósł, także dzięki ofiarności
mieszkańców Podkowy. Oficjalne otwarcie biblioteki nastąpiło w 1950
roku. Pani Wanda sprzeciwiała się nadaniu przez władze ministerialne nowej placówce
imienia Rewolucji Październikowej. W 1968 roku biblioteka otrzymała
imię Poli Gojawiczyńskiej.
Jako kierowniczka biblioteki pani Wanda Głowacka starała się powiększać księgozbiór
o literaturę nie zawsze „zalecaną” przez Bibliotekę Wojewódzką.
Organizowała konkursy, odczyty, spotkania z pisarzami, występy chóru
młodzieżowego pod dyrekcją Kazimierza Gierżoda. Nawiązywała bliskie
kontakty z młodzieżą szkół w Podkowie, Milanówku, Brwinowie.
W czasie 20 - letniej pracy bibliotekarskiej uczyła umiłowania książki
i młodzież, i dorosłych czytelników.
Po przejściu na emeryturę w 1970 roku służyła radą i pomocą
kierującym stworzoną przez siebie placówką. śmierć męża i jedynego
syna nie pozostały bez wpływu na zdrowie Pani Wandy. Utrata wzroku
uniemożliwiła jej samodzielne korzystanie z ukochanych książek. Dzięki
inicjatywie PKPS - u, który współpracując z biblioteką prowadził
punkt wypożyczania tzw. książki mówionej, mogła nadal cieszyć
się lekturą — nagraniami dostarczanymi jej przez wolontariuszy.
Decyzją Kapituły Odznaki „Zasłużony dla Miasta - Ogrodu
Podkowa Leśna” z dnia 8 września 1999 roku za wkład w organizację
i rozwój Biblioteki w Podkowie pani Wanda Głowacka została
uhonorowana odznaką Zasłużony dla Miasta - Ogrodu Podkowa
Leśna. Zmarła we wrześniu 2002 roku.
Dyrektor szkoły, więzień sowieckich kaźni, żołnierz armii gen. Żeligowskiego i gen. Andersa.
Snując opowieść o swoim ojcu, Stanisławie jego syn, Zygmunt
przypomniał książkę o Ziemi Wileńskiej, z której mocno utkwiła mu
w pamięci zamieszczona w albumie fotografia kamienicy w Wilnie
z widniejącym na niej rosyjskim napisem: Zabrania się mówić po polsku. Stanisław, rdzenny
wilnianin zawsze czuł się Polakiem, a jego patriotyzm w obliczu nacisku
ze strony carskiej nigdy nie osłabł.
Ojciec Stanisława, Łukasz Paszko pochodził z okolic Brześcia nad
Bugiem, z rodziny zajmującej się rybołówstwem. Po odbyciu służby
wojskowej wraz z bratem Janem Paszko osiedlił się w Wilnie, gdzie był
właścicielem restauracji. Żona, rodowita wilnianka, Marianna z d.
Maciejewska zmarła po kilku latach małżeństwa osierocając kilkoro dzieci,
z których przeżył jedynie Stanisław. Łukasz Paszko bardzo troszczył się
o edukację syna, sam i z pomocą zatrudnianych guwernerów przekazywał
mu wiedzę o ojczystej historii. Stanisław kształcił się w rosyjskim
gimnazjum w Wilnie, które po wybuchu I wojny światowej przeniesiono
do Charkowa, a później do Nowoczerkaska. Młodzieżą wileńską
opiekowały się polskie komitety, jemu pomocy udzielili m.in. krewny
Melchiora Wańkowicza i inż. Guze. Po utworzeniu przez Lucjana
Żeligowskiego na Kubaniu Wojska Polskiego Stanisław mając lat 23
wstąpił jako ochotnik do 4 Dywizji Strzelców i przez Odessę, Rumunię,
Bośnię, Hercegowinę oraz Węgry przedostał się do Polski. W sierpniu
1919 r. służy na froncie galicyjsko - wołyńskim przy budowie mostów
i fortyfikacji. Pod koniec 1919 r. zdemobilizowany z wojska wraca do
Wilna, gdzie nie zastaje już ojca (zmarł w 1916 r.).
Po wybuchu wojny z Rosją sowiecką ewakuował się z Wilna do Bydgoszczy wraz
z Inspektoratem Szkolnym, w którym pracował. 1 sierpnia 1920 r.
ponownie jako ochotnik wstępuje do Wojska Polskiego, by walczyć
z bolszewikami. Wcielono go do oddziałów saperskich, które budowały
umocnienia nad Narwią koło Nowego Dworu. Tam poznał swoją żonę,
Stanisławę Grąbczewską z rodziny wydziedziczonej za udział
w powstaniu styczniowym (mieli zakaz posiadania ziemi na 50 lat).
Stanisława urodziła się na Mazowszu, w Trzcianach. Młodość spędziła
w Górze nad Narwią, gdzie rodzina dzierżawiła letniskową posiadłość
u arcybiskupa kościoła prawosławnego. Siostry jej były zakonnicami:
Honorata „Urszula”, siostra pasjonistka, pracowała w płońskim
szpitalu; Franciszka „Izabela” — w Zakonie Rodziny Marii przy ul.
Żelaznej w Warszawie, więziona w Ravensbrück, po wojnie była m.in.
pielęgniarką w Brwinowie w szkole „Caritasu” przy ul. Konopnickiej.
Po wojnie z Rosją sowiecką Stanisław z żoną wraca na
Wileńszczyznę. Tam rodzi się im troje dzieci: najstarsza córka Zuzanna,
średnia Jadwiga i najmłodszy syn Zygmunt. Trudne warunki życiowe
zmuszają ich do opuszczenia Wilna. Zamieszkali niedaleko
jeziora Narocz w miasteczku Kobylnik, słynącym — jak głosi legenda — ze
stadniny koni księcia Witolda.
Później, w czasie II wojny światowej w Kobylniku
na bazie tajnej organizacji niepodległościowej powstał pierwszy na
Wileńszczyźnie oddział polskiej partyzantki dowodzony przez por. rez.
Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”. W pół roku później „Kmicic”
ze swym sztabem zostali podstępnie zamordowani.
W wyniku zamazywania wszelkich
pozostałości historycznych przez władze sowieckie nazwę Kobylnik
zamieniono na Narocz.
Stanisław otrzymał posadę kierownika szkoły
powszechnej, do której uczęszczały dzieci różnych narodowości i religii:
Polacy, Białorusini, Żydzi, Tatarzy, Litwini i Moskale (starowiercy).
Stanisław przestrzegał, aby w jego placówce nie było antagonizmów na tle
narodowościowym czy religijnym. Ta postawa jednoczenia różnych
narodowości była cechą wyróżniającą go jako kierownika szkoły. W chórze
szkolnym obok polskich śpiewano ludowe pieśni białoruskie. Chronił
Żydów przed chuligańskimi wybrykami, za co z wdzięczności przynoszono
mu macę na każde wielkanocne święta.
Poświęcał się też działalności społecznej. Będąc piłsudczykiem prowadził
organizację „Strzelca”, organizował wycieczki do pobliskiego Zułowa
— miejsca urodzenia Marszałka Józefa Piłsudskiego, zakładał Kasy
Stefczyka (spółdzielnie oszczędnościowo - pożyczkowe), organizował
ochotniczą straż pożarną, zakładał spółdzielnie „Społem”. Przy szkole
stworzył bibliotekę, którą obsługiwał w niedzielę dla przyjeżdżających
z odległych o 10 - 15 km miejscowości.
Gdy po śmierci Józefa Piłsudskiego na cześć Marszałka postanowiono
wybudować na Wileńszczyźnie 100 szkół, Stanisław zaangażował się
w budowę takiej drewnianej szkoły w Kobylniku, za co otrzymał dwukrotnie
Srebrny Krzyż Zasługi i Medal Dziesięciolecia.
W roku 1937 z rodziną przeprowadził się do oddalonego o 30 km
powiatowego miasta Postawy i tam również pracował jako nauczyciel.
W mieście tym za czasów wypraw Batorego stacjonował pułk artylerii,
a podczas zaborów przed władzami carskimi ukrywał się w domu rodziców
aktora Zygmunta Kęstowicza — Józef Piłsudski. W latach międzywojennych
mieściły się tu najnowocześniejsze w Polsce koszary, w których stacjonował
24 Pułk Ułanów Grodzieńskich.
W Postawach zastał rodzinę Paszków wybuch wojny. Dziesięcioletni wówczas Zygmunt
zapamiętał, jak sowieci wynosili wizerunek orła ze starostwa i rozbijali
z balkonu, bezsilność spędzonych na rynek mieszkańców, ich zbiorowy płacz
wobec faktu bezczeszczenia godła państwowego. Nieformalny ośrodek jednoczenia się Polaków w Postawach
tworzył Proboszcz tamtejszej parafii — ks. Maciejewski i jego bratanek,
profesor muzyki, Antoni Maciejewski. Po rozstrzelaniu ks. Proboszcza
przez Niemców w 1941 roku jego patriotyczną działalność przejął ks.
Aleksander Grabowski (był kapelanem V Brygady Wileńskiej AK, po
wojnie ukrywał się przed UB m.in. u sióstr zakonnych w Brwinowie przy
ul. Konopnickiej).
Od pierwszych dni rządów sowieckich zaczęła się gehenna związana z aresztowaniami i zsyłką.
Co miesiąc przyjeżdżały wagony po wysiedlane z miasta i okolic rodziny polskie.
W czerwcu 1941 r. Stanisław Paszko otrzymał telegram, aby stawił się w Inspektoracie
Szkolnictwa w Wilejce. Syn, Zygmunt do tej pory nie może zapomnieć
widoku ogromnych kropli potu, jakie wystąpiły na czole ojca,
gdy przeczytał depeszę. Miał rozstać się z rodziną rzekomo na trzy dni, na
tyle dostał wezwanie „na rabotu” (do pracy). Wskutek wykrętnych
odpowiedzi, jakie otrzymywała Stanisława z Inspektoratu, wybrała się sama
do Wilejki w poszukiwaniu męża. Od prokuratora dowiedziała się
o aresztowaniu Stanisława w dniu 13 czerwca 1941 roku. Wówczas rodzina
pocieszała się myślą, że patron kościoła w Postawach (a był nim
św.Antoni) pomoże w odnalezieniu ojca. Dzięki wstawiennictwu
prokuratora Stanisława mogła podać mężowi kilka skarbów: bieliznę
i cukier w kostkach, który wzmacniał siły jego i kolegów podczas trudów
konwoju więźniów. 200 - kilometrowy odcinek z Wilejki do Borysowa
miało pokonać w czasie niemieckich bombardowań 1 500 więźniów,
dotarła połowa. Stanisławowi trud tułaczki pomogli znieść jego uczniowie,
siedemnastoletni chłopcy, którzy trafili do konwoju za patriotyczną
działalność w Postawach. Razem z innymi znalazł się w sowieckiej kaźni,
specjalnym więzieniu NKWD — Riazaniu. Przebył tyfus i inne choroby.
Rodzina z utęsknieniem oczekiwała jakiejkolwiek wiadomości o stanie zdrowia
i miejscu pobytu ojca. Dopiero pod koniec 1944 roku, po przejściu frontu przyjechał z Kujbyszewa
(dawnej Samary) Rosjanin Szapiłow — kierownik szkoły w Postawach
z wiadomością, że we wrześniu 1941 r. Stanisław Paszko zatrzymał się
u niego na kilka dni i „ujechał w polskuju armiju”, czyli do armii
Andersa. Spotkał się tam z bratem swojej żony, Janem Grąbczewskim,
który jako polski żołnierz też dostał się do niewoli sowieckiej. Razem
przeszli drogę armii Andersa: przez Iran, Irak, Palestynę, Egipt dotarli do
Włoch i tam brali udział w bitwie o Monte Cassino. Młodszy od
Stanisława Jan Grąbczewski był radiotelegrafistą, szedł w pierwszej linii
frontu, całą bitwę przeżył nie draśnięty kulą. Jako jeden z pierwszych
wszedł do zdobytego klasztoru i meldował generałowi Andersowi o zdobyciu góry.
Stanisław dostarczał amunicję, żywność. Za udział w tej bitwie obaj
otrzymali odznaczenia.
Z ojcem, Stanisławem Paszko miała szczęście spotkać się jeszcze jego
najstarsza córka, Zuzanna — zaangażowana w działalność konspiracyjną jeszcze
w Postawach, należąca do Armii Krajowej. Aresztowana, uratowana
w szpitalu przez lekarkę, Rosjankę, ponownie trafiła do więzienia. Matka
próbowała ją wykupić, bezskutecznie, została wywieziona na roboty do
Niemiec. Tam wyszła za mąż za Polaka z Krakowa — Bolesława
Sierosławskiego — lotnika Wojska Polskiego, więźnia sowietów i stalagu.
Potem znalazł się on w przejściowym obozie zorganizowanym przez
Amerykanów i stamtąd z żoną wyjechali do Włoch, gdzie Bolesław wstąpił
do Armii Polskiej gen. Andersa. Zarówno młodzi Sierosławscy jak
i Stanisław Paszko poszukiwali swoich rodzin w prasie i tą drogą odnaleźli
się. We Włoszech zastaje ich wiadomość o zdradzie aliantów, którzy uznali
rząd narzucony Polsce przez sowietów. Żołnierzy gen.Andersa przeniesiono
do Anglii, gdzie w lutym 1974 r. zostali zdemobilizowani. O powrocie do
kraju nie było mowy. Stanisław Paszko jako były pracownik kancelarii
personalnej Wojska II Korpusu, prowadzący akta osobowe, znający dossier
oficerów wojskowych, musiał się ukrywać.
W latach 1947 - 48 wojskowi z Armii Andersa otrzymali
polecenie, aby przygotowywać plany mobilizacyjne wobec napięć
politycznych między Wschodem a Zachodem. Wiadomo, że niektórzy
żołnierze gen. Andersa w tym i Stanisław otrzymali tajne rozkazy do
powrotu do służby w specjalnej jednostce. Stanisław brał udział
w przygotowaniu planów mobilizacyjnych dla przyszłego Wojska Polskiego.
Dlatego, aby zachować wszelką ostrożność, żona przez jakiś czas przesyłała
listy wyłącznie do córki Zuzanny, jej męża i Jana Grąbczewskiego, który
też pozostał na emigracji. Korespondencja Stanisława trafiała natomiast
do matki żony, Marianny Grąbczewskiej z d. Szymanowskiej, zamieszkałej
w Nasielsku na Mazowszu. Na szczęście wywiad Polski Ludowej nie natrafił
na ślady tej korespondencji, dzięki czemu rodzina w Polsce nie doznała
prześladowań.
Przypominając waleczną przeszłość rodziny Stanisławy i Stanisława
Paszków należy wymienić jeszcze drugiego brata Stanisławy — Czesława,
którego nazwisko przez błąd popełniony w metryce zapisywano
Grombczewski. Jako zawodowy oficer Wojska Polskiego służył w Wilnie
w 3 Pułku Artylerii Ciężkiej (3 PAC). W czasie niemieckiej okupacji
wyznaczono go na dowódcę 1 Brygady Wileńskiej AK. Oprócz działań
wojskowych por. Czesław Grombczewski miał jeszcze inną ważną misję:
znajdował miejsca schronienia dla profesorów Uniwersytetu im. S. Batorego
w Wilnie, m.in. przechowywał Michała Raichera, profesora anatomii, który
z powodu żydowskiego pochodzenia był poszukiwany przez Niemców. Wielu
wilnian współpracowało z Czesławem, m.in. lekarz 1 Brygady dr Tadeusz
Ginko (późniejszy profesor śląskiej Akademii Medycznej). Kapelanem 1
Brygady był ks. Józef Prejsser („Protazy”). 13 lipca 1944 roku
Dowódca 1 Brygady Wileńskiej por.Czesław Grombczewski ps.”Jurand” zginął
w boju pod Krawczunami (teren obecnej Litwy). W 1989 r. postawiono tam
pomnik upamiętniający stratę 90 poległych żołnierzy. W 40. rocznicę bitwy
żołnierze Brygady „Juranda” ufundowali w kościele p.w. św. Szczepana
w Warszawie przy ul. Narbutta mosiężną tablicę ku czci Komendanta.
Podobna pamiątkowa tablica znajduje się też w kościele NMP w Gdańsku.
Osamotniona Stanisława Paszko z dziećmi opuściła Wileńszczyznę
i pierwszym transportem przez Kutno 1 maja 1945 roku przyjechała do
Płońska. Zygmunt płakał ze wzruszenia, gdy po tylu latach usłyszał
w szkole polską mowę. Na zawsze pozostały mu w pamięci słowa modlitwy
rozpoczynającej naukę w płońskim gimnazjum:
„Duchu święty, który oświecasz serca i umysły nasze
dodaj nam ochoty i zdolności, aby ta nauka była dla nas
pożytkiem doczesnym i wiecznym przez Chrystusa
Pana Naszego, Amen.”
W tej szkole poznał swoją żonę, Jadwigę z d. Laskowską. Płońskie
gimnazjum ukończyła też jego siostra, Jadwiga, która podczas okupacji
niemieckiej uczyła potajemnie najmłodsze dzieci. Oboje zdali egzamin na
Akademię Medyczną w Gdańsku, gdzie został przeniesiony Wydział
Lekarski Uniwersytetu Wileńskiego. Jadwiga skończyła stomatologię
i w 1952 r. zamieszkała z mężem, Michałem Henrykiem Gąszewskim —
członkiem Szarych Szeregów, inż. architektem w Podkowie Leśnej przy ul.
Warszawskiej 4/6 u pani Sarneckiej. W 1958 roku w to miejsce sprowadzili
się Zygmunt i Jadwiga Paszkowie z matką Stanisławą. W latach 70. rodzina
przeniosła się do własnego domu w Podkowie przy ul. Miejskiej 8.
Mimo ukończenia studiów lekarskich i posiadania prawa wykonywania
zawodu Zygmunt nigdy nie był praktykującym lekarzem.
Poświęcił się wyłączniepracy naukowej w dziedzinie biochemii,
onkologii i endokrynologii. Zatrudniony cały czas w Instytucie Onkologii
w Warszawie. Tam również w Klinice Nowotworów Płuc jako lekarz
medycyny, internista i onkolog pracuje jego syn, Andrzej. Córka Alicja
wybrała studia ekon. - prawnicze. Obecnie jest pracownikiem
podkowiańskiego Urzędu Miejskiego.
Stanisław Paszko, jego córka Zuzanna z mężem i szwagier Jan
Grąbczewski, mimo wielkiej tęsknoty za krajem, pozostali w Anglii nie
przyjmując angielskiego obywatelstwa. Stanisław zmarł w mieście Bradford
w 1952 roku. Aby zachować pamięć o nim, syn wykonał na
podkowiańskim cmentarzu symboliczny grób. Obok pochowana jest
Stanisława Paszko, która zmarła 1 X 1988 r. przeżywszy 89 lat.
Cmentarz w Podkowie Leśnej jest niewielki, nietrudno zauważyć tę
jeszcze jedną żołnierską mogiłę polskiej rodziny, która idąc „na zew
Ziemi Wileńskiej” walczyła o wolność naszą i waszą.
Grażyna Zabłocka