Dziesięć, bo tak wypada pierwszy — od wielu stuleci — jubileusz
niepodległej Ukrainy. Zaś lat niemal dwadzieścia, gdy w podkowiańskim
kościele miała miejsce msza święta w obrządku wschodnim, Ukraińców
właśnie, katolików greckich intencji polsko – ukraińskiego
pojednania. Curiosum, zważywszy okoliczności miejsca i czasu,
a szaleństwo, jeśli sobie wyobrazić skamieniałe hałdy wzajemnych
pretensji i uprzedzeń...
Jadę do Lwowa, gdyż opinię dziwaka mam wśród przyjaciół i tak
ugruntowaną. Wzruszają ramionami i bez przekonania podnoszą: a nie
lepiej do Hiszpanii, albo Portugalii? To samo zdaje się sądzić nasz
neokapitalistyczny wolny rynek. Przewodnika turystycznego po Ukrainie,
Kijowie, Lwowie — nie uświadczyć w Warszawie na Nowym Świecie za żadną
cenę. Co innego Majorka, Wyspy Kanaryjskie, Tajlandia.
Każdy ma pasję na swoją miarę; nie będę zapierał się ukraińskiej.
Nie, to nie jest siedlisko aniołów ani ludzkiej szczęśliwości.
Ukraińska ziemia ma partie urodziwe i egzotyczne, lecz który to kraj ich
nie ma? Są nawet w Polsce. Gazetowa obłuda o „strategicznym
partnerstwie” tyleż mnie złości, co śmieszy. Frazesy kwitną, nikt zaś
nawet się nie ruszy w Polsce z kilofem i łopatą, by wspomniane złe hałdy
bodaj tylko zacząć rozkruszać. A dla mnie kwestia ukraińska, to wielki
szmat kwestii... polskiej. Nie tylko historycznie. To również swoiste
zwierciadło, w którym my, Polacy, powinniśmy się metodycznie przyglądać,
gdybyśmy chcieli. Dla zgłębienia wreszcie siebie samych. To przecież
być nie może, iż Opatrzność nas obdarzyła sąsiedztwem wszelkiego zła
i nieszczęść, które stanowią zapłatę za polskie cnoty oraz
dobrodziejstwa.
A na jutro i pojutrze jest sprawą kapitalnej wagi — także i dla nas
nad Wisłą — jak sobie Ukraińcy radzą na co dzień ze swą niepodległością.
Rzeczowo! I naprawdę. Dokopać się takowej nie jest łatwo. Skorupa
urzędowego kamuflażu idzie tu o lepsze z „kosym wzrokiem” naszych
stereotypów. A jeśli w Polsce w ogóle coś o współczesnej Ukrainie
wiadomo, to tyko o tamtejszej biedzie. Pewnie, ma ona skalę
postkomunistycznej katastrofy, z Czarnobylem, jako symbolem.
Demoralizacja tu czynnika ludzkiego — oraz degenracja społecznych
struktur — bije nawet polskie „osiągi”. Ale biada sprawie Ukrainy,
jeśli w danych warunkach nie zdoła ona się jakoś zacząć dźwigać. Jadę,
by poszukiwać „pierwiosnków” takowego dźwigania. Organizm
społeczny, jeśli w ogóle żywy, musi zdobyć się na autentyczne pędy „
nowego”.
Już od Rawy Ruskiej muszę się pilnować, by własne emocje nie
zrujnowały mej misji szczególnej, „wywiadowczej”. O, jakie stada
apetycznych... gęsi. Lokalny pociąg z dieslowską lokomotywą —
i przecież jedzie! Jak przyjrzeć się mijanym wsiom, to widać bodaj
odnowione, tu i ówdzie, tynki i fasady. Horda krów kompletnie, od
skraju do skraju, blokuje drogę bądź co bądź międzynarodową; nie są one
jednak nic chudsze i brudniejsze, aniżeli w Polsce. Żółkwi zmieniono
rosyjską nazwę na swojską dla Ukraińców! Czyli również dla dawnych
tutejszych dziedziców — Żółkiewskich i Sobieskich. Świątynie Żółkwi —
także ukraińska oo. Bazylianów — z widocznymi śladami prac
konserwatorskich. Byłoby chyba przesadą chcieć zaraz odnowienia
urokliwego, mimo zabiedzenia, ryneczku?
Wzgórza Zboisk już z widokiem na lwowską Górę Zamkową. Skraj miasta.
Ale jeszcze nie czas, widać, by tu kusiły kolorowe reklamy i przydrożne
knajpki; nie mówiąc już o supermarketach, które nawet u nas informują
o wjeździe do każdego większego miasta. Ale tylko podziwiać ...cesarza
Franciszka Józefa. Jego bruki tyle wytrzymały, a jeszcze daje się do
miasta wjechać! Im bliżej śródmieścia, tym więcej nowych tynków, choć
bez przesady. Ale to przecież normalne. Zieleni tu dużo więcej,
aniżeli w Warszawie. Dorodnej, soczystej. Kwietniki staranne, także po
podwórkach. Co drugi bodaj dom z fantazyjnymi ornamentami i gzymsami;
jeśli się trzymają, to ludzie dzisiaj muszą o nie jakoś dbać!
Przez podkowiański jeszcze sentyment do 00 bazylianów — za tamtą mszę
świętą pojednania — zaczynam od greckokatolickiego kompleksu na Wzgórzu
św. Jura. Wnętrza już na wysoki połysk, ostatnia wieża na samej
końcówce remontu. Wszystko jedno, iż było to tak szykowane, by gościć
naszego — wspólnie — Jana Pawła. Jakież to piękne! I pomyśleć, że
stosownie może się kiedyś prezentować cały Lwów, jeśli sprężą się
lwowscy Ukraińcy, a Opatrzność nie poskąpi Miastu jeszcze trochę
lepszych czasów.
Z takimi chyba oczekiwaniami i ocenami UNESCO w 1998 roku wpisała Lwów
na listę Światowego Dziedzictwa Kultury. Sędziwe katedry i omszałe
kamienie nie wyczerpują tytułów ku temu — muszą być jeszcze żywi „
dziedzice”. I są! Wystarczy pogapić się ze lwowskich plantów, które
za polskich czasów nazywały się Wałami Hetmańskimi, a dziś noszą miano
Bulwaru Wolności. Gracze szachowi na ławkach, matki z dziećmi
w wózkach, uczniowie z książkami, handlarki papierosów, pepsi – coli
i kwiatów... Brnie środkiem cała wataha młodzianków
w charakterystycznych chustach — widać najnowsza rezerwa ukraińskiej
armii. Na wesoło, ale gdzie im tam do zataczania się i wulgaryzmu
naszej „rezerwy”. Ich chusty są w barwach niebiesko – żółtych,
a tego przecież nie narzuca żaden dekret ani rozkaz. Idą od pięknego
gmachu Teatru Opery i Baletu — wzorowo odnowionego — ku końcowi Bulwaru,
który wieńczą pomniki Tarasa Szewczenki oraz Adama Mickiewicza.
Dobry to chyba omen, że mój hotel wychodzi na piękny, stary park Iwana
Franko — z pomnikiem tego poety u wejścia — vis a vis głównego gmachu
Uniwersytetu, oczywiście, także im. Franko. Dostojny fronton, zgoła
artystyczny westybul — wszystko idealnie zadbane. No, gmach to dawnego,
z austro – węgierskich jeszcze czasów, Sejmu Galicyjskiego. A jeśli
tak, to stanowił on w 1918 roku twardą ukraińską redutę, szturmowaną
długo daremnie przez Polaków z „mojego” parku, który wtedy był
Ogrodem Jezuickim. Zaś szeroka ulica na lewo, dziś zwana Czynu
Listopadowego, to nie żadne wspomnienie rewolucji, lecz tamtego
chwycenia się Polaków i Ukraińców za łby... Blisko tyłów mojego hotelu
mieści się Lwowska Politechnika. Uczelnia Stefana Bandery, a też
Ignacego Mościckiego, Władysława Sikorskiego, Kazimierza Sosnkowskiego,
Szymona Wiesentala... który zasłynął nie ze swoich architektonicznych
dokonań, lecz ze ścigania po całym świecie wojennych morderców Żydów.
Kto wie, czy współczesne nam liczne uczelnie Lwowa nie stanowią
inkubatora dla indywidualności podobnych formatów? A jeżeli tak, to
czyż może być dla nich życiowym wyzwaniem co innego niż lwowska bieda
i wszelakie złe wróżby co do świetlanej przyszłości Ukrainy? Mówią mi
tu, że Lwów dziś dobiega miliona mieszkańców, kształci zaś — sto tysięcy
studentów. O ileż to zwiększa szansę ukraińskich bojowców
nowoczesności!
Skoro o bojowcach mowa, to pora mi na Łyczaków. Muszę chociaż rzucić
okiem na stare koszary sławnych Ułanów Jazłowieckich. Dla Ukraińców
żadne to sanktuarium — Jazłowiec stanowił właśnie z nimi bitwę w 1919
roku — lecz ja nie jestem Ukraińcem, a wśród legendarnych pułków
ułańskich XX wieku do Jazłowiaków należy chyba prym. A cmentarny
kompleks Łyczakowa, to — zdaje się — jak warszawskie Powązki i Bródno
razem wziąwszy. Obszar wygląda szczególnie okazale, bo urozmaica go
przebogata rzeźba terenu. Można sobie wyobrazić, jak wśród tych wzgórz,
mogił, krzyży i kapliczek muszą migotać światła Święta Zmarłych.
Mnóstwo znakomitości: od Marii Konopnickiej i Gabrieli Zapolskiej przez
Stanisława Smolkę i małżeństwo Wysłouchów, aż do Artura Grottgera...
Ostatnio były poważne zamysły, by pochować tu także Zbigniewa Herberta.
To monument nie tylko polski; każda z licznych nacji, których losy jakoś
wiązały się z Miastem, ma tu swoich reprezentantów aż po dzień Sądu
Ostatecznego. Ale nam wolno patrzeć subiektywnie. Są tu kwatery
i skupiska mogił powstańców kościuszkowskich, listopadowych
i styczniowych, bo z galicyjskimi swobodami bywało różnie, lecz na ogół
zmarłych się tutaj już nie czepiano.
Cząstka Łyczakowa, to wiadomy Cmentarz Orląt. W Polsce aktualnie
lepiej znany z kontrowersji wokół cmentarnych napisów — oraz pomników
francuskiego oraz amerykańskiego — aniżeli z ukraińskiej...
wielkoduszności, iż rekonstrukcja obiektu jednak dobiega końca. I robi
silne wrażenie. Naszej pamięci oraz staranności, z której raczej nie
słyniemy. Ukraińcy zaś wzbogacili sąsiedztwo. W roku 1998 stanął obok
Memoriał Wyzwoleńczych Zmagań Narodu Ukraińskiego i Kaplica Michała
Archanioła wraz z ukraińską inscenizacją cmentarną ich poległych. Mnie
to nie przeszkadza, a całość się wręcz komponuje. Także intelektualnie.
Bodziec, by się najgłębiej zadumać nad polsko – ukraińskim
sąsiedztwem.
Rozmyślania takowe, oczywiście, nie mogą być łatwe. Lżej było
wybaczać sobie wzajemnie — i obiecywać poprawę — w kościele w Podkowie
Leśnej, w środku Mazowsza. W murach Lwowa prędzej można zrozumieć, iż
żadna z naszych nacji nie kwapiła się, po ludzku, rezygnować z Miasta.
Rozstrzygnięcie AD 1919 wypadło jako tymczasowe. I skutkowało
rozmaicie, w tym masakrą wołyńsko – podolską i Akcją „Wisła”.
Osobistą przykrość czyni mi fakt, iż dopiero pp. Stalinowi oraz Berii
sprawę udało się rozsądzić. Sam cmentarz Orląt — a teraz i po sąsiedzku
Sokołów — nie sugeruje wniosków nazbyt prostych. Bodaj większość
polskich grobów, to nie są ofiary Ukraińców, lecz towarzyszy
wspomnianych wyżej komunistycznych dżentelmenów z roku 1920, kiedy to
bolszewicy próbowali tu szczęścia. Analogicznie z mogiłami ukraińskimi;
w tymże 1920 roku obok „cudu nad Wisłą” miał miejsce cud bodaj
jeszcze większy — nad Dniestrem; Ukraińska Armia Halicja wspomaga tutaj
Polaków przeciw wojskom rosyjskich „chłopów i robotników”.
Cierpliwość nie stanowi cechy, którą u nas przypisuje się Ukraińcom, ale
przecież Lwowa się doczekali. I stąd może ich, mimo wszystko,
wielkoduszność, że tamtych naszych poległych jednak tolerują, z całym
stosownym wystrojem w samym dzisiaj sercu Lwowa.
Lecz minione w ograniczony tylko sposób kształtuje teraźniejszość.
Gdyby współczesna Ukraina płynęła legendarnymi mlekiem i miodem, inaczej
wyglądałyby nasze wzajemne stosunki. Z Niemcami było nam lżej? A Rosja
i Rosjanie? Znam ukraińskie statystyki dotyczące ich warunków życia.
Nie dowierzam im, bo nazbyt są ponure. Można tak żyć, bądź co bądź,
w Europie? Jeździć na „czarne zarobki” do Polaków, Słowaków,
Rumunów — trudno — ale i do Rosjan? Ukraińcy, to naród sprytny
i zahartowany aż nadto, więc ich szara strefa aż po ordynarne
złodziejstwo musi mieć horrendalne rozmiary. Nie słaniają się z głodu,
ani golizną nie świecą. Lecz nastroje tutaj są złe. U nas bywa, iż pół
żartem pół serio złorzeczy się: „komuno wróć”, to co dopiero
ludzie muszą odczuwać tutaj! I te odczucia wydają się jeszcze gorsze od
oficjalnych statystyk. A przecież właśnie nastroje decydują o ludzkiej,
praktycznej, satysfakcji z cudem uzyskanej niepodległości. U jej genezy
tkwi plebiscyt, w którym bodaj 90 procent obywateli opwiedziało się za
odrębną państwowością . Co ciekawsze, nawet potężna za Dnieprem rosyjska
mniejszość i niemałe rzesze Ukraińców na poły zrusyfikowanych.
Tłumaczono to wyobrażeniami, iż tutaj musi być lepiej, aniżeli w Rosji
zawsze dość jałowej, a jeszcze zruinowanej gospodarką „robotników
i chłopów”. To szczęście, że jakoś teraz nikomu nie przychodzi do
głowy, by urządzić podobny plebiscyt. Ale któż przysięgnie, że takiego
pomysłu nie chwycą się, ze złości, choćby tylko ukraińscy Rosjanie?
Pewnie, Lwów to specyficzna cząstka Ukrainy i nie najbiedniejsza.
Prawdodobnie Kijów ma się niezgorzej. Znamy z Polski najnowszą wersję
„centralizmu demokratycznego”, w której kto rządzi, to i nie
bieduje. Może jeszcze portowa Odessa i górnicze zagłębia potrafią jakoś
wybraniać się biedzie. Ale tym większy strach zajrzeć we wnętrze
Ukrainy zwykłej, a rozległej!
Stawaliśmy ongiś wspólnie z Ukraińcami pod Chocimiem i Wiedniem,
przeciw Budionnemu i przed ołtarzem parafialnego podkowiańskiego
kościoła. Byli twardzi w znoszeniu nieszczęść, umieli się przełamywać
także co do Polaków. Wypatruję teraz, kiedy ich genetyczna bitność
i upór o swoje — uwidoczni się energią oraz skalą zabiegów przeciw
wszelkim własnym biedom. Punkt krytyczny ciągle jeszcze wydaje się być
przed nimi. A taki przełom, kto wie?, może uaktywnić także i sąsiedzką
pomoc. We własnych interesach. Nawet oparcie w Polsce, nie tylko we
frazesach. I z głębi Zachodu. Przecież Europa jednoczy się krok po
kroku, a Ukraina jednak należy do Europy.