Zjawisko zatrudniania cudzoziemców — zarówno legalnego, jak
i nielegalnego — jest w Polsce stosunkowo nowe, ponieważ do 1989 r.
bywali oni zatrudniani tylko sporadycznie: jako specjaliści,
wykładowcy akademiccy, czasem także w zawodach artystycznych.
Praca legalna, to praca wykonywana na podstawie zezwolenia urzędu
pracy. Stanowi ono podstawę do ubiegania się w polskim
przedstawicielstwie dyplomatycznym bądź w urzędzie konsularnym o prawo
pobytu (wizę) w celu wykonywania pracy na terytorium Polski. Oznacza
to, że o prawo do pracy w naszym kraju cudzoziemiec może się starać
jedynie za granicą, wskazując konkretne miejsce oraz pracodawcę, a jeśli
później okaże się, że jest zatrudniony niezgodnie z uzyskanym
zezwoleniem, to zostanie mu ono cofnięte. Zatrudnianie cudzoziemców bez
zezwolenia jest niezgodne z prawem. Ustawa o zatrudnianiu
i przeciwdziałaniu bezrobociu przewiduje z tego tytułu odpowiedzialność
karną, której podlegają zarówno pracodawca, jak i wykonujący pracę
cudzoziemiec.
Obcokrajowców pracujących w Polsce legalnie nie jest dużo. W latach
dziewięćdziesiątych udzielano kilkanaście tysięcy, a od roku 2000 nieco
ponad dwadzieścia tysięcy zezwoleń rocznie, z czego ok. 40% obywatelom
krajów byłego ZSRR (poza tym także przybyszom z Niemiec, Wielkiej
Brytanii, Wietnamu, Chin i USA). Jeżeli do tej grupy doliczymy jeszcze
obcokrajowców, którzy mają kartę stałego pobytu lub status uchodźcy (ok.
30 – 35 tys.), to otrzymamy niewiele ponad 50 tys. osób, co na
naszym rynku pracy stanowi nieledwie margines. (Dla porównania
w Czechach w 2001 r. pracowało legalnie ponad 40 tys. cudzoziemców, nie
licząc obywateli Słowacji, którzy pozwolenie na pracę dostają na
podstawie odrębnych przepisów).
Liczba cudzoziemców zatrudnionych nielegalnie jest znacznie wyższa.
Państwowa Inspekcja Pracy szacuje ją na 100 – 150 tys. osób,
a Krajowy Urząd Pracy nawet na 800 tysięcy do miliona. W większości
przypadków chodzi tu o prace dorywcze i sezonowe, ponieważ polskie prawo
w ogóle nie przewiduje możliwości zatrudniania obcokrajowców jako
pracowników sezonowych.
Najwięcej takich nielegalnych pracowników jest w budownictwie,
rolnictwie, ogrodnictwie, gastronomii i gospodarstwach domowych. Prace
te podejmują głównie obywatele krajów byłego ZSRR (zwłaszcza Ukrainy)
w ramach krótkotrwałych, ale wielokrotnie powtarzanych przyjazdów do
Polski, łączonych często z działalnością handlową. Ta szara strefa
rynku pracy obrosła już nawet w infrastrukturę — transport (głównie
autobusowy), bazę noclegową i pośrednictwo pracy (z lokalnymi giełdami).
Jak świadczy sondaż Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS-u)
z roku 1992, Polacy w większości (73%) uznawali zjawisko migracji
zarobkowej za niekorzystne dla kraju: 42% było zdania, że w ogóle nie
powinno się pozwalać cudzoziemcom na pracę w Polsce, 39% godziło się
z podejmowaniem przez nich niektórych rodzajów zajęć i tylko 9% nie
stawiałoby tu żadnych ograniczeń. W analogicznym sondażu z roku 1999
odsetki te wynosiły odpowiednio: 31%, 46% i 18%, co świadczy
o wyraźnej liberalizacji poglądów w ciągu minionej dekady.
Bezrobotni, emeryci i renciści częściej niż osoby pracujące wyrażają
sprzeciw wobec zatrudniania cudzoziemców. O ile poglądy bezrobotnych
można wytłumaczyć obawą przed konkurencją na rynku pracy, o tyle opinie
emerytów i rencistów kształtowane są raczej przez stereotypy — wśród
badanych, którzy nie znają osobiście żadnego cudzoziemca mieszkającego
w Polsce, odsetek przeciwników jest dwa razy większy niż wśród osób,
które kogoś takiego znają. Jest ich również więcej wśród mieszkańców
wsi niż miast (gdzie pracuje większość obcokrajowców).
Podobne opinie odzwierciedlił sondaż z 2000 r. — 40% respondentów
sprzeciwiało się swobodnemu podejmowaniu pracy przez cudzoziemców, 45%
wyrażało na nią zgodę, a 16% nie miało w tej sprawie zdania.
Zdecydowanie przeciw opowiedziało się 24% badanych, głównie osób
starszych o wykształceniu podstawowym, rolników i robotników
niewykwalifikowanych. W tej grupie przeważała opinia, że cudzoziemcy
mogą stanowić konkurencję na rynku pracy w Polsce.
Polacy najbardziej skłonni są zaakceptować obcokrajowca jako sąsiada,
współpracownika (71%) oraz jako specjalistę, np. lekarza (69%), mniej
jako szefa (60%), księdza w parafii (53%) i nauczyciela (42%).
Akceptacja cudzoziemca w każdej ze wspomnianych ról rośnie wraz
z wykształceniem. Wyraźny wpływ ma tu także miejsce zamieszkania —
mieszkańcy wsi zachowują wobec obcokrajowców większą rezerwę niż
mieszkańcy miast. Większej ich akceptacji sprzyja natomiast poczucie
życia w dobrych warunkach materialnych i osobisty kontakt
z cudzoziemcami, a także zdolność do jego nawiązania, mierzona
znajomością języka obcego.
Zgoda Polaków na pracę cudzoziemców okazuje się więc w dwojaki
sposób ograniczona. Po pierwsze, oznacza głównie akceptację ich
zatrudnienia w określonych dziedzinach, a po drugie — dotyczy przede
wszystkim tych ról zawodowych, w których obcokrajowiec będzie co
najwyżej współpracownikiem (a jeszcze lepiej podwładnym) bądź
specjalistą o rzadkich kwalifikacjach.
Przywoływany już sondaż z 1999 r. pokazał, że Polacy są częściej
skłonni dostrzegać związane z pobytem cudzoziemców zagrożenia (83%) niż
korzyści (65%). Wprawdzie blisko trzy piąte ankietowanych wymieniało
korzyści gospodarcze, ale zarazem więcej niż połowa
wskazywała na gospodarcze zagrożenia. W drugiej kolejności (47%) wśród
zagrożeń wymieniano przestępczość i zjawiska społecznie
niepożądane (żebractwo, prostytucja). O zagrożeniach kulturowych
wspomniało jedynie 4% badanych (podczas gdy 7% o korzyściach).
Wśród korzyści gospodarczych wymieniano głównie napływ inwestycji
i tworzenie miejsc pracy (36% respondentów), wzbogacenie oferty towarów
na rynku (12%), pomoc zagraniczną i napływ pieniądza (10%), a wśród
zagrożeń — pracę na czarno i napływ taniej siły roboczej (33%),
a w dalszej kolejności przemyt (7%), wykupywanie polskiej własności
(ziemi, majątku, przedsiębiorstw) przez obcokrajowców (6%)
a także nadużywanie pomocy państwa (5%).
Obawy społeczne wyrażają się również w poparciu dla zmian
wprowadzonych przez nową ustawę o cudzoziemcach, zaostrzającą przepisy
graniczne. Sondaż z lipca 1998 r. pokazał, że ze zmianami tymi wiązano
przede wszystkim nadzieje na zmniejszenie przestępczości (głównie
kryminalnej), a także na takie korzyści gospodarcze, jak spadek
bezrobocia, ograniczenie konkurencji, ochrona polskiego rynku.
Przeciwnicy nowelizacji ustawy obawiali się, że pociągnie ona za sobą
utratę pracy i dochodów przez ludzi i przedsiębiorstwa, których
funkcjonowanie jest pośrednio lub bezpośrednio związane z handlem na
bazarach i targowiskach obsługujących cudzoziemców zza wschodniej
granicy. Stosunkowo często odwoływano się do idei otwartości granic
i swobody podróżowania, jak również solidarności z przyjeżdżającymi do
nas cudzoziemcami.
Głównym czynnikiem wpływającym na postawy Polaków wobec cudzoziemców
jest, jak się wydaje, kraj pochodzenia i narodowość. Z obecnością
cudzoziemców z Zachodu wiążą Polacy więcej korzyści niż strat (wskazują
przede wszystkim na napływ kapitału i wzorów kultury zachodniej). Na
drugim miejscu stawiają pod tym względem przybyszów z Czech i Słowacji,
a dalej (już z przewagą strat) Koreańczyków i Wietnamczyków.
Zdecydowanie najmniej dobrych stron upatrują w przyjazdach obywateli
byłego ZSRR (a więc grupy, obok Niemców, najliczniej u nas
reprezentowanej) — tu górę biorą obawy przed wzrostem przestępczości
i bezrobocia. Postulat ograniczenia przyjazdów do Polski wiąże się
zatem w małym stopniu z tradycyjnymi polskimi antypatiami etnicznymi —
w stosunku do obywateli Izraela (Żydów) lub Niemców zgłasza go zaledwie
co dwudziesty badany.
Przybysze z byłego ZSRR lub krajów „biednych” są traktowani jak
reprezentanci świata o niższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego,
przybysze z Zachodu jak przedstawiciele świata rozwiniętego. Warto
jednak w tym miejscu odnotować, że jak wynika z sondażu CBOS –
u z 2001r., tradycyjne sympatie Polaków ulegają zmianie — zarysowała się
tendencja do powolnego spadku sympatii do mieszkańców krajów wysoko
rozwiniętych. Towarzyszy temu poprawa stosunku do narodów (krajów)
naszego regionu, a szczególnie do naszych wschodnich sąsiadów, a także
Romów (Cyganów) i Serbów. Być może obserwujemy tu dystansowanie się
wobec Zachodu po zachłyśnięciu się nim w pierwszym okresie
transformacji.
Podobnie wyglądają wyniki badania opinii publicznej w USA, Kanadzie,
Australii i krajach Europy Zachodniej (Wielkiej Brytanii, Francji
i Niemiec). Mieszkańcy tych krajów również chętniej widzą cudzoziemców
z tego samego kręgu cywilizacyjnego i kulturowego, a są mniej przyjaźnie
nastawieni wobec imigrantów wyraźnie odmiennych rasowo, kulturowo
i etnicznie (czasem ich wręcz odrzucają). I tak obywatele USA i Kanady,
pomimo ogólnie pozytywnego stosunku do imigracji i cudzoziemców,
preferują przybyszów z państw „starej imigracji” (czyli głównie
z Europy), Australijczycy — imigrantów z Wielkiej Brytanii, Irlandii
i Europy Zachodniej, Brytyjczycy — z Australii, Nowej Zelandii
i Unii Europejskiej, Francuzi — głównie obywateli krajów Europy Północnej,
Niemcy — Europy Północnej i Południowej.
Akceptacja pracy cudzoziemca w Polsce ma, ogólnie rzecz biorąc,
charakter „ograniczonego przyzwolenia”. Owo przyzwolenie zależy od
paru czynników. Po pierwsze, od stanu nastrojów społecznych związanych
z bezrobociem (z tego punktu widzenia najbliższe dwa – trzy lata nie
będą z pewnością łatwe). Po drugie, od specjalności zawodowej przybysza
(tu wchodzą w grę obawy związane z „podażą taniej siły roboczej”).
Po trzecie, od kraju jego pochodzenia.
Niemałą rolę odgrywa prawdopodobnie jeszcze jeden czynnik — sposób
prezentacji cudzoziemców w środkach masowego przekazu. Analiza
artykułów prasowych wskazuje, że imigranci są zazwyczaj przedstawiani
w złym świetle. Dotyczy to przede wszystkim cudzoziemców ze Wschodu
oraz Romów (Cyganów). Można powiedzieć, że mamy tu do czynienia
z tworzeniem negatywnego obrazu „cudzoziemca kolektywnego”.
Stosunek Polaków do zatrudniania cudzoziemców dobrze oddaje obecne
zróżnicowanie społeczne. O korzyściach z ich napływu i pracy
mówią bowiem głównie osoby młodsze, wykształcone, z ustabilizowaną
pozycją zawodową, dobrze oceniające swoją sytuację materialną
i pochodzące z dużych miast. Są to więc ludzie najmniej zagrożeni
negatywnymi skutkami migracji, a wśród płynących z niej korzyści
wskazują przede wszystkim inwestycje i tworzenie nowych miejsc pracy.
Niechęć wobec zatrudniania obcokrajowców wyrażają najczęściej osoby
starsze, o niższych dochodach, gorzej wykształcone, zatrudnione
w rolnictwie, źle oceniające swoją sytuację materialną, a także bierne
zawodowo (bezrobotni i emeryci). Wśród ujemnych stron tego zjawiska
wymieniają przede wszystkim konkurencję na rynku pracy, niepłacenie
przez przybyszów podatków oraz zagrożenie dla porządku i bezpieczeństwa
publicznego.