PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 33

Andrzej Tyszka

Trzy upominki



10 stycznia 2000 roku zaczął się niby to zwyczajnie, a przecież pod jednym względem był wyjątkowy. Otóż, w ciągu zaledwie trzech godzin wypadły mi trzy spotkania, jedno pod drugim, i od każdej z trzech osób dostałem prezent. Na żaden z osobna nie zwróciłbym może baczniejszej uwagi, ale ponieważ ułożyły się w serię, opiszę je dokładniej.

Stefan Sutkowski, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, ofiarował mi cztery spośród wydawanych pod jego kierunkiem tomów Historii Muzyki Polskiej - Średniowiecze, Renesans, Klasycyzm, Współczesność. Wspaniałe dzieło i wspaniały naddatek do wysmakowanych spektakli.

W godzinę później znalazłem się w Muzeum Narodowym, żeby skontaktować się tam z dr Dorotą Folga-Januszewską. I znów zostałem sowicie obdarowany, tym razem okazałym albumem Serenissima. Swiatło Wenecji (Dzieła mistrzów weneckich w świetle nowych badań. Koncepcja G. Bastek i G. Janczarskiego). Ten majstersztyk, łączący kompetencję i pomysłowość historyków sztuki i konserwatorów malarstwa weneckiego, nie przypadkiem powstał w Warszawie.

W dwie godziny później siedziałem w gabinecie Zdzisławy Słuchockiej, sekretarza Kongresu Kultury Polskiej 2000 a zarazem redaktora Działu Filozofii PWN. Pani redaktor przywitała mnie miłą wiadomością, że właśnie ukazał się tom rozpraw prof. Barbary Skargi O filozofię bać się nie musimy. Egzemplarz sygnalny, z lekka tylko się przymówiwszy, otrzymałem w prezencie.

Kiedy po powrocie do domu rozpakowałem torbę i przyjrzałem się tym trzem podarunkom, doznałem czegoś w rodzaju radosnego olśnienia. Oto, szczęśliwym trafem czy może raczej nieprzypadkowym zrządzeniem losu, stałem się uprzywilejowanym posiadaczem trzech wybitnych dzieł. Bo każde z nich jest wyrazem niezwykłego potencjału twórczego zarówno samego autora, jak i środowiska, które go inspiruje. Gdybym tylko - puściłem wodze fantazji - umiał się dostatecznie żwawo przemieszczać, to, kto wie, może trafiłyby mi się nie 3 a 133 tej klasy upominki! (Inna rzecz, czy sobie na to zasłużyłem). Tych sto trzydzieści, które mnie owego dnia ominęły, trafiło przecież do kogo innego, weszło zatem w obieg narodowej kultury. Czemuż więc tak gremialnie narzeka się na jej kryzys i upadek? Moje doświadczenie podpowiada mi co innego. Nie przyłączę się do chóru krytyków i malkontentów. Skoro bowiem kultura potrafi nas tak szczodrze obdarować, to znaczy, że wcale nie wegetuje, a przeciwnie - okazale kwitnie i dobrze owocuje. Gdyby stworzyć jej lepsze warunki istnienia, odsłoniłyby się przed nami i przed szerszym światem jej prawdziwe możliwości twórcze.

Każdą kulturę, jej dorobek i stan aktualny, można oceniać na trzy sposoby: rozwodząc się nad szczytowymi osiągnięciami kultury wysokiej, analizując jej średnie i zarazem najbardziej powszednie fenomeny i wreszcie - wskazując najsłabsze ogniwa. Teoretycznie każde z tych podejść jest uprawnione. Ale na co dzień praktykujemy głównie to trzecie - diagnozujemy kondycję współczesnej kultury na podstawie głębokości jej dna, biadoląc przy tym bez umiaru, wytykając same słabizny i wady. Od święta zaś równie nieumiarkowanie zachłystujemy się nie tylko rzeczywistymi, ale i urojonymi sukcesami. Łatwo przeradza się to w megalomanię.

I tak to, miotając się pomiędzy dwiema skrajnymi postawami, odbieramy sobie możliwość trzeźwej, obiektywnej oceny własnej pozycji i własnej szansy.




 <– Spis treści numeru