PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 33

István Kovacs - wiersze



Sted

Byli tacy co rodzili się
byli tacy co umierali
byli też i tacy
którym to było mało


Edward Stachura

1.
Na próżno mnie wołałeś,
nie poszedłem ślizgać się po Wiśle,
a ty nieprzyzwoicie
przeszedłeś po obrusie parku,
na którym wytopiła plamę buchająca z kanału para
i rozmyłeś się we MGLE,
rozpadłeś na punkty,
jak w mordercę wyolbrzymiona ofiara
FILMU
który obaj lubiliśmy.

Lubimy -
wtrąciłbyś teraz,
bo życie ludzkie to nie czas gramatyczny,
w był, jest i będzie nie można go zamknąć...
na był można powiedzieć jest,
temu co będzie odpowie to co było,
a będzie to nie więcej niż jest;
w tym nasza nieśmiertelność...
Nasza ostatnia szansa - powiedziałby Sandor Csoóri,
Laszló Nagy swym milczeniem wskazałby na obie.

Przed nimi stroiłeś gitarę
- ile już lat minęło? -
Człowiek w kwiat się przemienił,
z ulów melodii
wyroiły się pszczoły


2.
... Potem po parzystych strunach szyn
ruszyła biała lokomotywa,
krwawą dłonią pomachałeś za nią,
cztery palce -
na strony świata rozpryśnięta iskra,
a piąty,
żywy znak cyrku życia
pozostał
byś miał czym pozdrowić śmierć.
Ja naprawdę zazdrościłem ci
Sted

że zimą zimę,
wiosną wiosnę,
latem lato,
jesienią jesień kochasz,
bo ja zawsze oczekuję wiosny,
nawet wiosną też wiosny
i to jest chyba śmieszne.

Mówiłeś, że
musiałoby być zaćmienie słońca,
żebyś nie patrzył w słońce,
(lub musiałbyś pisać doktorat).
Na karcianym stole nieboskłonu
jak wygrane monety
nasunąłeś jednak wzajem na siebie
słońce i księżyc.
Piszą do Ciebie wiersze.
Nie złość się, Sted.
Wiem,
że tego najmniej chciałeś,
lecz oni cię kochają,
kochają całym życiem.
A jak pisałeś: wszystko jest poezja,
więc i milczenie to wiersz,
hymn,
nieskończony poemat...

Obiecuję,
nigdy nie pójdę na twój grób
i nie zapalę ci świeczki,
jedynie brzozę osmalić mogłyby jej płomienie,
zresztą listopadowe cmentarze
zmartwychwstają tylko do ósmej wieczór.

Kończę.
Spotkamy się nad Körösem przy budce strażnika,
możesz zostać tam choćby miesiąc,
albo dłużej,
dopóki słońce pozwoli, by patrzeć mu w oczy
i wierzby nie zapłaczą na brzegu.



przełożył Jerzy Snopek

Księżyc twojej nieobecności
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1991





Norwid


Wyłamuje się
plama po obrazie.

Rzęsy to grzebień, którym ślepiec przeczesuje świat.

Przytułek dla biednych tak samo niepojęty
jak wiersze.

Kto mógł rozmawiać z twą czaszkš, umarł.

Na scenie zmrok
i zamieszanie.

Duch rozwieje się w mgłę.

Garda szpady jak kaganiec na ustach.

Okryjcie mnie lepiej



przełożył Bohdan Zadura

Księżyc twojej nieobecności
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1991




 <– Spis treści numeru