O, podróże palcami odbyte po mapie,
Czarne linie gościńców, czerwone koleje,
Zygzaki rzek...(...)
Porty, skąd się paznokciem szlak okrętom znaczy.
O, świecie drukowany, marzeń abecadło
Twój papier kolorowy wśród kartonów chowa
Głębię cudów bezdenną i tak nieodgadłą...
Kazimierz Wierzyński "Mapa"
Na mapach Wyspy Księcia Edwarda trudno odnależć malutką osadę Clifton,
gdzie w małym, drewnianym, białym domku o zielonych framugach przyszła
na świat Lucy Maud Montgomery. Jej biografowie podkreślają, że to
właśnie ona (a nie zjazd, na którym proklamowano powstanie państwa
kanadyjskiego w Charlottetown w 1864 r.) przyniosła sławę jednemu
z najbardziej ulubionych parków narodowych Kanady. Pamiątkowy Dom
"Anna", zwany Domem Zielonych Wzgórz, usytuowany wśród bogatej
roślinności jest szczególną atrakcją turystyczną. Co roku wierni
czytelnicy tłumnie odwiedzają ukochaną wyspę pisarki, zarówno ci
w wieku szkolnym, studenci, także dziadkowie (pewnie o cechach podobnych
do cech Mateusza Cuthburta), traperzy z Australii, a nawet mnisi
z zapomnianych klasztorów. Z Nowego Brunszwiku dopływają tam promem nazwanym
przez Kanadyjskie Koleje Państwowe jej imieniem.
Według rodzinnej legendy nie była jedyną kobietą powtarzającą, że żadna
siła jej z tego lądu nie ruszy. Przedstawiciele rodu Montgomerych
mieszkali tu od XVIII w., choć pierwszy Montgomery, płynąc ze Szkocji
z żoną, dziećmi i braćmi do Quebeku, zarzucił kotwicę u brzegów wyspy
jedynie po to, aby uzupełnić zapasy słodkiej wody. Żona Hugha Johna,
wycieńczona chorobą morską oznajmiła, że tej ziemi już nie opuści,
przyczyniając się do panowania tu szkockiego rodu przez następne wieki.
Maud nasłuchała się od ciotek wielu historii o przodkach i ich życiu na
nowym lądzie. Tradycja, którą stworzyli jako: posłowie, urzędnicy,
pastorzy, nauczyciele, napawała ją dumą.
Osierocona w wieku dwóch lat przez matkę, zamieszkała z dziadkami
w Cavendish. Ojciec, po śmierci żony pochłonięty zajęciami mającymi
przyczynić się do rozwoju gospodarczego zachodniej Kanady, starał się
widywać córkę często, przynajmniej do ukończenia przez nią siedmiu lat,
później założył nową rodzinę i zabrał córkę do Prince Albert. Wskutek
nieporozumień z macochą o władczej naturze Maud tęskniła za wyspą,
a swoje pragnienia wyrażała w wierszach, jakie wysyłała do pisma "
Patriot" w Charlottetown. Po wydrukowaniu pierwszych utworów zaczęła
swój pobyt u ojca uważać za udany. Lokalna gazeta opublikowała jej
tekst będący opisem prowincji Saskatchewan ze szczególnym uwzględnieniem
Prince Albert.
W reportażu umiejętnie wydobyła na jaw to, co różniło Prince Albert od
innych znanych jej miejscowości. Później pojawiło się opowiadanie
nagrodzone przez montrealską gazetę "Witness". Mając 17 lat Maud
wystąpiła przed pełną salą w ratuszu z programem poetyckim, dzięki
któremu panie z kościoła prezbiteriańskiego p.w. św. Pawła zebrały
pokażną kwotę na budowę nowej kaplicy.
Z ojcem, pochłoniętym polityką i stosunkami gospodarczymi między Kanadą
a Stanami Zjednoczonymi, utrzymywała kontakt wyłącznie listowny.
Zawierając drugie małżeństwo, przenosząc się do innego miasta, odszedł
z jej życia, pragnienie ojcowskiej miłości pozostanie za to wyrazistym
rysem jej powieściowych bohaterek. Po zimowych pobytach w Park Corner
wróciła do Cavendish, aby przygotować się do zdobycia licencji
nauczycielki. Równocześnie pisywała do czasopism wiersze i opowiadania,
aby za otrzymywane honoraria kupować tomy Byrona, Miltona, Tennysona.
Uczyła w Belmont, w Lower Bedegue, po śmierci dziadka wróciła do
Cavendish i tam przez 13 lat opiekowała się samotną babką. Halifax
i miejscowe pismo to kolejny istotny etap na twórczej drodze Maud. Na
łamach "Echa" korespondowała z miłośnikami poezji, założyła klub
pisarzy, którego celem było nawiązywanie kontaktów z ludźmi
interesującymi się literaturą. Zdawała sobie sprawę, że w dziedzinie
poezji nigdy nie dorówna Byronowi, ale wciąż podejmowała próby, aby
wydobyć ze słów całą ich niezwykłą moc. W swoich pamiętnikach
przyznaje, że nie zawsze tworzyła udane, ambitne historie, niekiedy
stosowała tanie chwyty po to, aby osiągnąć komercyjny sukces (artykuły
w rodzaju: Kto ma więcej cierpliwości - kobiety czy
mężczyźni?)
Krytyczna wobec swych utworów marzyła, jak wielu twórców, o stworzeniu
wielkiego dzieła. Listy zawierają wiele fragmentów świadczących
o poważnych, intelektualnych poszukiwaniach (teorie zjawisk fizycznych,
wyobrażenia aniołów).
Rok 1908 okazał się przełomowy w biografii Maud. Wydawnictwo PAGE
doszło wreszcie do porozumienia z autorką, czyniąc z jej nowej powieści
prawdziwy bestseller. Do reklamy Ani z Zielonego Wzgórza
przyczynili się oranżyści, protestanckie ugrupowanie polityczne. Kiedy
na stacji w Bostonie ujrzeli zieloną okładkę z dziewczynką
o pomarańczowych włosach, potraktowali książkę jako obraźliwą, gdyż kolor
pomarańczowy był kolorem ich partii. Po wyjaśnieniu, że tytułowa
bohaterka nie ma nic wspólnego z oranżystami, wydawnictwo rozgłosiło
incydent i miliony egzemplarzy w kilkunastu językach rozeszły się wśród
czytelników, choć wtedy nikt jeszcze nie przypuszczał, że
zainteresowanie przetrwa tyle lat, a książka zdobędzie światowy rozgłos.
Mniej więcej w tym czasie, kiedy Maud pracowała nad "Anią",
pojawił się w Cavendish pastor, Ewan MacDonald. Przesiadując na ławce
przed pocztą, z utęsknieniem wypatrywał wybranki serca. Pobrali się, gdy
on miał 36, ona 32 lata. Trasę poślubnej podróży zaplanowano do
rodzinnych stron młodej pary (rodzina Ewana pochodziła z wyspy Skye,
z zachodniego wybrzeża Szkocji). Z Montrealu statkiem "Megantic"
popłynęli do Anglii. Abbotsford, Dryburgh, opactwo Melrose, Dollar
Glen. Widzieli wiele starych zamków i opuszczonych młynów. Maud
zachwycała się Lake District, piękną krainą jezior, katedrą w Yorku.
Przeżyciem był dla niej pobyt na farmie w Dunwich, skąd pochodziła jej
babka. Nie mogła oczywiście ominąć rodzinnych stron Szekspira,
Windsoru, Londynu, Stonehenge.
W związku z objęciem przez męża parafii w prowincji Ontario, miejscem
piętnastoletniego pobytu stała się plebania w Leaskdale, rolniczej
osadzie, oddalonej o 70 km od Toronto. I Maud chyba podbiła serca
parafian razem ze swym kotem, Daffy, który stał się oczkiem w głowie
miejscowej ludności. Obowiązki matki, pani domu, pastorowej, pisarki,
wykonywała niezwykle sumiennie, angażowała się w życie parafii:
organizowała kiermasze, wieczorne herbatki dla wiernych, założyła
Misyjne Koło Kobiet, pomagała młodzieży wystawiać sztuki, robiła na
drutach, szyła, haftowała, na Ogólnokrajowej Wystawie Rękodzieła
otrzymała pierwszą nagrodę za własnoręcznie wydzierganą koronkę.
Wychowała dwóch synów Chestera i Ewana (trzeci syn urodził się martwy).
Choć nikt z jej najbliższych nie był na froncie, wydarzenia I wojny
światowej nadwerężyły jej zdrowie. Zatrudniła się w Czerwonym Krzyżu,
pakowała i wysyłała żywność.
Rozżalona na wydawnictwa, które sprzedawały jej prawa autorskie do
filmowych wersji "Ani", zrywała umowy, na sali sądowej dyskutowała
z prawnikami i powołanymi specjalnie "ekspertami od sztuki", czy
warkocze Ani są czerwienią Tycjana. Wydawnictwo nie dawało za wygraną,
oskarżyło ją o zniesławienie, po odrzuceniu wniosku przez sąd
w Massachusetts odwołało się do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych.
Sędzia potraktował tę sprawę jako jedną z ciekawszych, wyrok zapadł na
korzyść Maud, zwrócono jej zaległe honoraria i koszty procesów.
Musiała stawić czoło jeszcze wielu innym problemom. W liście do
przyjaciela zwierzyła się, że "kobiety, które bogowie chcą ukarać,
zostają żonami pastorów". Była prawdziwym oparciem dla cierpiącego na
neurastenię męża, którego napięcia nerwowe, stany przygnębienia nie
pomagały jej w utrzymaniu równowagi duchowej. W mistrzowski sposób
ukrywała rozczarowania, niepowodzenia i smutki, starając się nie popsuć
reputacji. Swoich sądów wobec parafian nie wypowiadała zbyt ostro, za
to dzieliła się z nimi uwagami, jakie miała po lekturze np.
Odkrywania Wszechświata:
"Ludzkość musi zapłacić za swój rozwój, za wiedzę, bogactwo
i wygodne życie. Dokonamy rzeczy, o których nikomu się nie śniło, ale
nie stworzymy wielkiej literatury ani arcydzieł sztuki. Będziemy latać
wokół kuli ziemskiej, posiądziemy tajemnicę atomu, ale nie liczmy na
Szekspirów i Homerów. Ci odeszli wraz z bogami" - myślała.
Mimo tęsknoty za rodzinnym domem, pokochała krajobraz Leaskdale, zimą
szukała tropów leśnych zwierząt, kontemplowała świerki. Została
honorową przewodniczącą stowarzyszenia działającego na rzecz rozwoju
kultury w Uxbridge. Przyjmowała zaproszenia na różne uroczystości
publiczne. Brała na swoje barki nadmiar obowiązków, które dawały jej
zadowolenie. Najbardziej wyczerpywały ją przygotowania do świąt Bożego
Narodzenia, nie znosiła tej całej kulinarnej krzątaniny, pisała:
"Jakim komentarzem można opatrzyć nasza cywilizację, biorąc pod
uwagę to, co zrobiliśmy ze świętami Bożego Narodzenia. (...) Czy to
nie tragiczne, że narodziny Głosiciela największej religii świata
kojarzą się wyłącznie z pieczonym indykiem, kaczką i puddingiem ze
śliwek?"
W październiku 1923 r. otrzymała wiadomość, że została honorowym
członkiem Królewskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych w Wielkiej Brytanii.
Bycie "ważną osobistością" męczyło, zrozumiała, że siły może
odzyskać w rodzinnych stronach pełnych koniczyny i stokrotek.
Powtarzała za Kiplingiem, że znajduje się w Błędnym Kole Wszechrzeczy,
zapragnęła odmiany. Przeprowadzka, owszem, nastąpiła, ale nie do
wymarzonego miejsca. Po przyłączeniu się części parafian ze
Zjednoczonego Kościoła Kanady do metodystów i kongregacjonistów,
pastorostwo musiało przenieść się do nowej parafii w Norval, równie
malowniczo położonej plebanii, na skarpie nad wijącą się wśród lasów
rzeczką. Ukojenia nie dawało przywiązanie do roślin czy starego
bujanego fotela. Gdy Europa była w przededniu II wojny, Maud wróciła na
Zielone Wzgórze. Jej synom nie groziło z powodu wojny
niebezpieczeństwo, lecz wieści nadchodzące zza Oceanu, pogarszające się
depresje męża załamały ją. W grudniu 1941 r., dzięki kroplówce, mogła
napisać jeszcze pożegnalne listy do dwóch wiernych przyjaciół, dziękując
im za korespondencję podtrzymującą na duchu (trzecią jej przyjaciółką
była ta z "lustrzanego odbicia"). Zmarła 24 IV 1942 r., gdy resztki
śniegu leżały na polach; na pogrzebie czytano jej wiersze, fragmenty
książek.
W Muzeum Maud obejrzeć można, oprócz wielu pamiątek, jedwabną,
w kolorze kości słoniowej suknię ślubną i notatnik z przechowywanym
między stronami kawałkiem futerka jej ulubionego kota, którego nazywała,
jak siebie, "wytrwałym myśliwym", a także cenny klejnot od męża -
naszyjnik z pereł i ametystów.
Jeżeli wychowani na jej powieściach marzą, aby sięgnąć po gliniany
kubek zawieszony na niedużej brzozie i spróbować orzeżwiającej wody ze
Żródła Leśnych Nimf, mogą skorzystać z ofert różnych biur podróży.
Tanią wyprawę umożliwiła czytelnikom "Nasza Księgarnia" w 1994 r.,
wydając biografię Lucy M. Montgomery pióra Mollie Gillen. Ci, którzy
zdecydują się na podróż drogą powietrzną lub morską, będą mogli sami
odkryć ciekawości terenu: Dolinę Tęczy, Złote Drogi, Wzgórza Latarni;
przeczytać Hymn Wyspy, jaki ułożyła. Niezapomnianym przeżyciem
może być również w sezonie widok jej ślubnego bukietu - z białych róż,
konwalii i paproci.