Wielką tę księgę - Na wysokiej połoninie - można by zatytułować "W poszukiwaniu utraconego sacrum". Opowiada ona o człowieku, który wyłania się spoza warstw historii i cywilizacji nowożytnej, o człowieku, który żyje włączony w rytmy i cykle kosmosu, w przemienność lata i zimy, dnia i nocy, jawy i snu, światła i ciemności. Człowiek kontaktujący się bezpośrednio z tym, co kosmiczne, kontaktuje się zarazem z tym, co mityczne, pierwotne, sakralne.
Wizja człowieka przekraczającego próg polityki i historii, próg cywilizacji nowożytnej, pozwala Vincenzowi przyjmować postawę wolną od uprzedzeń i życzliwą wobec wszystkiego, co różne i odrębne. Bo jeśli człowiek poza owymi nawarstwieniami cywilizacji i rozmaitością urządzeń społecznych jest wszędzie taki sam - w tym, co dlań najistotniejsze, najgłębsze - jest człowiekiem zawsze godnym sympatii i uwagi. Uświadomienie sobie zasadniczej tożsamości ludzkiej - tożsamości na poziomie głębokim - pozwala zatem bez lęku otworzyć się na to, co jest w ludziach inne, a zostało ukształtowane na gruncie odmienności etnicznych i kulturowych, odmienności języka, religii, rasy czy narodu. Pozwala w konsekwencji uznać zróżnicowanie za środek wzbogacenia i ubarwienia świata ludzkich wartości, zaś dialog, wymianę myśli z różnymi od nas, za najwłaściwszą drogę budowania kultury. Poprzez nieprzebytą pozornie gęstwinę inności, obcości nawet, która oddziela jednych od drugich i jednych drugim przeciwstawia, należy starać się docierać do prawdy wyższego rzędu, która wszystkich łączy. Może to jest idealizm. Ale te właśnie perspektywy w huculskiej teatrologii Vincenza - i w ogóle w całym jego pisarstwie - ogromnie są dziś frapujące.
Vincenz opowiada przede wszystkim o tym, w jaki sposób sfera sakralna została przez człowieka utracona i wyparta z jego wyobraźni, mianowicie wskutek rozwoju życia świeckiego, merkantylnego. Stąd też cykl swój dzieli autor na kontrastowo pomyślane części albo, jak sam mówi "pasma". Pierwsze pasmo to "Prawda starowieku", a więc czasy najdawniejsze, przekazy mityczne, na wpół baśniowe. Drugie, odmienne pasmo, to "Nowe czasy", wypełnione rywalizacją, zwadą między tym, co świeckie a tym, co sakralne, gdy stopniowo zanika już poczucie religijnej łączności z kosmosem natury. Obydwa te pasma powiąże w jedno i uwieńczy dopiero część ostatnia całości - "Barwinkowy wianek".
Sakralność, wyparta z centrum życia, ulega degradacji i zatarciu. Ale nie do końca, odradza się bowiem, odzywa pieśnią tęsknoty i nostalgii, powraca dostojnym nurtem Vincenzowej opowieści, przebłyskuje raz za razem tajemniczo w obrazach, dumach i gawędach z Wierchowiny Huculskiej, z nadzwyczajną pieczołowitością przez pisarza pozbieranych. Cały wieloksiąg pisany jest z perspektywy tej tęsknoty. Zrodziła "Wysoką połoninę" głęboka, przemożna potrzeba odbudowania - albo raczej ponownego zakotwiczenia - sacrum w wyobraźni, intelekcie oraz życiu emocjonalnym człowieka.
Wiele zdaje się przemawiać za tym, że wraz ze schyłkiem XX wieku nastąpi generalna w literaturze polskiej wymiana autorytetów. Dominującą przez kilka dekad na literackiej scenie wielką trójkę modernistycznych pisarzy, prowokatorów, świętokradców, burzycieli tradycji i wynalazców form nowych - Witkacego, Schulza i Gombrowicza - zastąpi zupełnie inna konstelacja twórców. Jakich? A takich, najogólniej mówiąc, którzy uznają prymat wieczności nad doczesnością; którzy wierzą w wyższość powtórzenia nad bałwochwalstwem nowości; którzy podziwowi i kontemplacji oddają pierwszeństwo przed destrukcją i polemiką; i którzy nobilitują pierwiastki lokalne, zrównując je co do znaczenia z wartościami powszechnymi.
Jestem przekonany, że w konstelacji pisarzy - prawodawców literatury jutra znajdzie się, pomału wychodzący z cienia, coraz lepiej rozumiany (choć jeszcze nie czytany powszechnie) Stanisław Vincenz. Wszak główne cechy i walory jego pisarstwa okazują się niezmiernie bliskie tęsknotom i oczekiwaniom ludzi z przełomu wieków i tysiącleci. Przypomnijmy je jeszcze raz: Primo: zakorzenienie w obyczaju, duchowości i dziedzictwie małej, lokalnej czy regionalnej "ściślejszej ojczyzny". Secundo: czułe pielęgnowanie i doskonalenie rzemiosła dialogu. Tertio: odnowienie sakralnego przeżycia świata, czyli przywrócenie człowiekowi świadomości jego szlachetniejszych i subtelniejszych powiązań z gwiazdami, górami, księgami i... sąsiadami, jednym słowem - z całością bytu. Świat pisarski Vincenza to spojrzenie w kosmos w parze z wrażliwością skierowaną na rzeczy małe, skromne i ciche. A jego osobowość to mądrość zespolona z dobrocią.
Ach, jakże chciałbym doczekać takiej Polski, której mieszkańcy stawaliby się choć trochę podobni do Stanisława Vincenza! Takiej Polski, której obywatele byliby bardziej podobni do Stanisława Vincenza niż do... I tu się ugryzę w język. Zachowajmy się po vincenzowsku i bez potrzeby nie róbmy nikomu przykrości.