Zmarła niedawno wybitna polska germanistka prof. Elida Maria
Szarota wyraziła się, że siedemnastowieczny teatr jezuicki (była
jego największą znawczynią) służył jako środek masowego przekazu,
podobny do dzisiejszej telewizji. Zapewne można to powiedzieć o
ówczesnym teatrze w całości. Krytykowany za to, że częściej bywa w
teatrze niż na kościelnych kazaniach, holenderski następca tronu
bronił się: ,,Gdyby predykanci trochę lepiej się starali, więcej
ludzi by do nich przychodziło''. Czyniący honory domu młody książę
zapraszał nawet na przedstawienia swoich gości, jak np. bawiącą
przejazdem Marię Gonzagę, świeżo upieczoną królową Polski, która po
paryskich zaślubinach ,,z rękawicą'' Władysława IV jechała w 1645
r. przez Niderlandy do Polski, żeby poznać swojego (bodajże dość
pechowo dobranego) oblubieńca i nową ojczyznę.
Jedyny wóczas (350 lat temu) teatr stały w Amsterdamie - nawet
objęty kuratelą kalwińskich duchownych - wart był, jak widać,
częstych podróży ze stołecznej Hagi - nawet dzisiaj może się
przechodniowi zdarzyć, że na Placu Lejdejskim przed miejskim
teatrem w Amsterdamie zobaczy wychodzącą po przedstawieniu królową:
nieoficjalnie, bez żadnej asysty.
Propagandowe i rozrywkowe cele oraz masowy charakter przedstawienia
teatralnego były jeszcze wyraźniejsze w średniowieczu. Zanim
humanizm nie zaprowadził mody na sztuki antyczne (Seneka),
reformacja zaś nie obciążyła rodzimego repertuaru z XIII-XV wieku
zarzutem bałwochwalstwa, pokazywanie rzeczy świętych należało do
najważniejszych zadań organizatorów widowisk.
W misteriach przedstawiających osoby i zdarzenia opisane w Biblii
ludzie oglądali sacrum z całym bogactwem, w jakim się w Piśmie
Świętym oraz w księgach niekanonicznych objawiło; do dziś tu i
ówdzie podtrzymywana jest tradycja inscenizowania Męki Pańskiej, a
szopka na Boże Narodzenie to szczególny teatrzyk kukiełkowy.
Później przyszły mirakle - sztuki, w których całkowicie świecką
intrygę rozplątują, czyniąc cuda, święci Pańscy (najczęściej Maryja).
Są to inscenizacje przykładnych przypowieści, do których chętnie
sięgali kaznodzieje - do dziś w tym celują franciszkanie,
nauczeni przez swojego wielkiego poprzednika Rogera Bacona.
Mirakle uczyło ludzi, że Bóg jest tylko w niebie, ale można liczyć
na Jego pomoc, jeśli człowiek wierzy i się modli. Malując w
kościele fresk pewien malarz potyka się i spada z rusztowania.
Maryja wyciąga z obrazu rękę i go podrzymuje. Uratowała go nie
dlatego, oczywiście, że ją namalował, ale dlatego, że codziennie
odmawiał zdrowaśkę. Sacrum jest w innej rzeczywistości, ale mamy z
nią łączność, a jeśli zasłużymy, spotka nas cud.
I wreszcie moralitet: bodaj najważniejszy gatunek w dramacie
przedrenesansowym, nastał tuż przed Reformacją i pokazuje
człowieka, którego kontakt ze świętością jest całkowicie
ograniczony do siedmiu sakramentów. One organizują nasze życie w
uporządkowany ciąg zdarzeń, których sensem jest zbawienie. Nie ma
cudów, codzienne obcowanie z lepszym światem jest możliwe tylko
poprzez modlitweę i nabożeństwo. Najsłynniejszy moralitet z końca
piętnastego wieku, flamandzki Elckerlijc (znany w angielskim
przekładzie Everyman - ,,Każdy'', główny zarys zachowuje
Kupiec Mikołaja Reja nie daje człowiekowi żadnej szansy na cudowne
zbawienie: jedynie może go spotkać łaska, o ile potrafi swoje życie
ułożyć w zgodzie z sakramentalnym wzorcem.
W ten sposób teatr towarzyszył przemianom pobożności od form
ludowych, opartych na niemal fizycznym obcowaniu z sacrum, do
formalnego sakramentalizmu, gdzie sacrum istnieje tylko duchowo, a
manifestuje się tylko w przewidzianych doktryną miejscach i
chwilach, nie na najgorętsze nawet życzenie.
Autor, niderlandysta z Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie przygotowuje rozprawę habilitacyjną z zakresu estetyki średniowiecznych gatunków dramatycznych.