Bo co waży pergamin i gęste pieczęci
Przy pismie zawieszone, jesli nie masz chęci?
Jan Kochanowski, Proporzec
Czarownice z Korony latały na miotle, z Litwy zaś — na łopacie, co
zeznawały wydane na „standardowe” męki. „Łokieć” litewski był
dłuższy od koronnego, „kamień”, miara ciężaru, równoważył 32 funty
warszawskie bądź 40 litewskich, ale mniej to utrudniało wymianę
handlową niż wojny z Moskwą, prowadzone przez króla-wielkiego
księcia.
Nuncjusz apostolski u dworu króla Zygmunta Augusta, Juliusz Ruggieri,
opisując Piusowi V charakter miejscowych — ich zamiłowanie do
„próżnowania i pohulanek”, „poczytywanie trzeźwości za
grubiaństwo”, swobodny raczej stosunek do prawa, bitewną odwagę,
niewykorzystywane zdolności umysłowe, hojność aż do rozrzutności, skłonność
do naśladownictwa, przy tym, że są „wielkimi miłośnikami siebie
samych” — zaznaczał: „Cośmy powiedzieli o Polakach stosuje się
mniej więcej do Litwinów i do innych narodów podległych berłu króla
polskiego, które to mają wspólnego, że u nich wszystkich postrzega się
wielka różnica między szlachtą i innymi nieszlacheckimi stanami,
szlachtą zaś zwą się ci tylko, którzy pochodzą od przodków
uprzywilejowanych.”
Szlachta litewska uważała jednak, że jej „uprzywilejowani
przodkowie” na głowę biją antenatów Koroniarzy. Wywodzić się miała
bowiem od Rzymianina Palemona i jego pięciuset towarzyszy, rzuconych po
licznych przygodach godnych pióra Wergiliusza na malowniczy brzeg
Niemna, który upodobali sobie i nazwali „Nową Italią” —
Lithuanią. „My sut' szlachta staraja rimskaja a Polaki sut' ludi
prostyi” — twierdzili Litwini wierząc, że ich język to zniekształcona
łacina. W tworzeniu i utrwalaniu owego mitycznego rodowodu niebanalną
rolę odegrał siedemnastowieczny dziejopis polski Maciej Stryjkowski,
szlachcic z województwa łęczyckiego, żołnierz, pod
koniec życia kanonik żmudzki, który większość swych dni spędził
w Wielkim Księstwie Litewskim (wspierany finansowo przez Chodkiewiczów
i Olelkowiczów), autor dzieła „O początkach, wywodach, dzielnościach,
sprawach rycerskich i domowych sławnego narodu litewskiego, żemojdzkiego
i ruskiego”.
Wielkopolanin czy z Małopolanin, spytany o cechy Litwinów,
odpowiedziałby zapewne jednym z wielu stosownych przysłów: „Jeszcze
się nie narodził, co by zbadał Litwina”; „Litwin z każdym pięknie,
z nikim szczerze”; „Skryty jak Litwin”; ale też „Mądry Litwin
nie po szkodzie — w odróżnieniu od Koroniarza”.
Aż do Rzymu docierały opowieści o właściwej im swobodzie obyczajów:
Przyjdziesz do cudzej żony, jeszcze podziękuje
Mąż czasem udaruje...
— zapewniał Krzysztof Opaliński. Związek
Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną sprowokował istny zalew pism
o czarnoksięskich praktykach biegłych w miłosnej sztuce Litwinek.
Najczęściej wszelako szlachta koronna kpiła z litewskiego zadęcia
utrzymując, iż (zacytujmy za Dziejami obyczajów w dawnej Polsce
Jana Stanisława Bystronia) nad Wilią:
Z powodu niewymyślnego jadłospisu zwano mieszkańców Wielkiego Księstwa
„boćwinami” lub „boćwiniarzami”. „Czy
u waszego Radziwiłła boćwina się obrodziła?” — pytał Litwina Mazur,
sam będący ulubioną postacią XVII-wiecznych pism satyrycznych.
Bohater Prawdziwej jazdy Bartosza Mazura do Litwy na służbę podczas
Trybunału roku 1643 wyprawiającego się opowiadał, że „nędza tam! bo
to tam sami panowie jadają, na co nasze świnie nie patrzą, niescęsną,
plugawą boćwinę!... U nas naleją pyzów miskę, śnies — drugą
i trzecią, lesi zmozes; a niescęsnej Litwy tylko boćwinę chlip, chlip leją
w się...”. Z równym upodobaniem „lali w się” sok z brzozy, nie
bacząc na docinki Koroniarzy na temat wątpliwej męskości „chowanych
na brzozowej jusze”.
Pokpiwanie, bynajmniej nie dobroduszne, z mieszkańców innych regionów
własny dowartościowujące, zwyczajne było w szlacheckiej Rzeczypospolitej.
Żarty z Litwinów mieściły się w tej konwencji. Janusz Tazbir w
Szlakach kultury staropolskiej dowodzi, że w Wielkim Księstwie
Polaków nie uważano za „cudzoziemców”, choć jako „
obcym” — bo przybyszom z innej prowincji — ograniczano im
możliwości zrobienia kariery. W Prusach Królewskich spotykamy
porównywalne praktyki w odniesieniu do Litwinów i Koroniarzy.
„Litwa w tych miejscach, gdzie dziś, siedzą dawniej niż my,
Polacy, w Polsce” — wynalazł w księgach Maciej Stryjkowski.
Jednak państwowość ich młodszy miała rodowód. Twórcą jej był Mendog,
który „dowcipnym męstwem” nie tylko zjednoczył okoliczne plemiona,
lecz także zaczął podbój ujarzmionych przez Tatarów prawosławnych
ziem ruskich. Na krótko nawet, z błogosławieństwem Zakonu, został
katolikiem, a w 1253 roku przywdział królewską koronę.
Polsko-litewskie sąsiedztwo było trudne od początku, szczególnie
dla poddanych Piastów. „Niestety [bowiem], ilekroć Litwini
z Polakami w jakiejkolwiek pojedynczej bitwie się spotkali, zawsze Polacy,
z dopuszczenia Bożego byli zwyciężeni” — wzdychał nieznany autor
Kroniki Krakowskiej. Szansa, czy raczej przymus, współdziałania pojawia
się dopiero na początku XIV wieku. Po jednej stronie zapalnej miedzy
zasiadał wówczas Władysław Łokietek, mający jeszcze trzech wrogich
sąsiadów. Po drugiej, nad etnicznie litewskimi Auksztotą („wysoki
kraj”) i Żmudzią („niski kraj”) — na swe nieszczęście
terytorialnym łącznikiem między dwoma członami krzyżackiego państwa —
i nad coraz rozleglejszymi obszarami Rusi, której „zbieraniem”
właśnie zajęła się Moskwa, panował wielki książę Giedymin. Łatwiej było
bić Zakon podwajając siły, łatwiej nie rozpraszając wojsk szachować osobnych
wrogów. A że obaj władcy mieli legalne potomstwo
przystającej płci,
w 1325 roku pierwsze polsko-litewskie przymierze przypieczętował ślub królewicza Kazimierza z Aldoną
Giedyminówną (po chrzcie Anną). Otrzymała w posagu „więźnie
z dawna pobrane Polakom”.
Małżeństwo, określane przez Henryka Samsonowicza jako „średnio
udane”, mimo kochliwej natury królewicza przetrwało kilkanaście lat, do
tajemniczej smierci Anny — już jako królowej Polski — w 1339 roku. „
Średnio udanym” można też nazwać całe precedensowe współdziałanie
niedawnych wrogów. Gdy zmarł Giedymin, z bratobójczych walk
o ojcowską schedę zwycięsko wyszli wspomagający się wzajem Olgierd, który
jako starszy wziął Wilno z wielkoksiążęcym tytułem i Kiejstut, który
zatrzymał Troki. Niebawem na terenie Rusi Halickiej zmierzyli się
ze szwagrem. „Po wielu klęskach i spustoszeniach — czytamy
w Kronice Krakowskiej — król Kazimierz widząc, że Litwinom oprzeć
się nie zdoła, gdyż stale unikali walnej z nim bitwy i jako srogie wilki
po złodziejsku ziemię pustoszyli, a potem ze zdobyczą uciekali, zawarł
z nimi układ, mocą którego odstąpił im miasto i ziemię włodzimierską,
sobie zaś zatrzymał prawem własności zwierzchniej ziemię lwowską ze
wszystkimi zamkami, miastami i wsiami.” Wyraźnie tymczasowe
rozwiązanie nie zapowiadało niczego dobrego.
Wydarzenia na Litwie po zgonie Olgierda (1377), ojca dwunastu synów
i dziewięciu córek (Kiejstut miał „tylko” trzynaścioro dzieci), to
gotowa kanwa awanturniczej powieści. Wyróżniony wielkoksiążęcym Wilnem
poza wynikającą ze starszeństwa kolejnością Jagiełło był najpierw
wspomagany, później więziony przez stryja, którego na koniec sam wtrącił
do lochu i prawdopodobnie uśmiercił. Ukochany syn Kiejstuta Witold,
zdaniem Stryjkowskiego „greckie, rzymskie i kartagińskie
hetmany waleczną biegłością przewyższający”, znalazł schronienie
u Krzyżaków. Ci wówczas z Jagiełłą żyli w komitywie i nawet chrzcić go
mieli. Tymczasem ochrzcili Kiejstutowicza, który sprezentował im Żmudź
— po raz pierwszy, lecz nie ostatni. Ziemie Olgierdowicza odczuły
wkrótce ową zmianę sympatii.
Trudno wytropić pomysłodawców, łatwiej realizatorów polsko–
litewskiego przymierza. Przywiodła rzecz do skutku przede wszystkim
determinacja panów małopolskich. Jeśli powodowało nimi marzenie
o nowych ziemiach, pustych i żyznych, rychło okazało się, że przejść musi
na następne pokolenia. Podjęli niemałe ryzyko oddania królestwa z ręką
królewny-dziecka, Jadwigi, doświadczonemu politykowi i żołnierzowi,
dla którego nawet trwanie przy anachronicznym pogaństwie stanowiło
element dyplomatycznych gier. Niedawna unia personalna z Węgrami pod
panowaniem obcego, choć po kądzieli z krwi Piastowej, Ludwika
Węgierskiego, przyniosła same rozczarowania, z utratą ziemi halickiej
włącznie. Chwała bezkrwawej chrystianizacji Litwy mogła jednak Polaków
znów dowartościować.
Elitom litewskim nie wypadało już pogaństwem odgradzać się od
podbitych prawosławnych, niejednokrotnie dziedziców wyrafinowanej, choć
tudnej do pielęgnowania pod tatarskim jarzmem, kultury. Najlepszym rozwiązaniem
wydawał się chrzest łaciński za pośrednictwem oferującej najlepsze
warunki Polski. Mogła też Polska po sąsiedzku dopomóc w unowocześnieniu
państwa litewskiego, koniecznym w obliczu spodziewanej konfrontacji
z Moskwą, która po zwycięstwie Dymitra Dońskiego na Kulikowym Polu
(1380) umocniła i tak już silną pozycję na ruskich ziemiach.
Współdziałanie zwiększało też szanse ostatecznego uporania się
z niebezpieczeństwem ze strony Zakonu, grożącym wówczas
bardziej Litwie niż Polsce.
Mariaż polsko-litewski przetrwał ponad cztery niełatwe stulecia.
Kolejne „pergaminy” precyzujące jego postulowany charakter bądź
sankcjonujące nowy stan faktyczny nadal budzą spory — szczególnie
wyjściowa umowa (nie unia, lecz jej preliminaria!) zawarta w Krewie 14
sierpnia 1385 roku, w której Jagiełło obiecywał „kraje swoje Litwy
i Rusi wieczyście applicare do Korony Królestwa Polskiego”. Za owo
nieszczęsne applicare (przyłączyć), nie wiadomo jak przez króla
rozumiane, zyskał sobie wśród swoich na wieki miano odszczepieńca.
Niejasności pieczętowanego aktu każda ze stron ochoczo interpretowała na swoją
korzyść. Panowie małopolscy uznali go za początek wspólnego organizmu
państwowego. Litewscy uważali, iż nie ma mowy o utracie odrębności
politycznej. Gdy ambicje Jagiełły, już Władysława, starły się —
a może dopełniły — z ambicjami Witolda, domniemania ustąpiły miejsca
faktom.
Witold, od 1392 roku władający Litwą właściwą i księstwami ruskimi
jako namiestnik stryjecznego brata, poczynał sobie bardzo energicznie
włączając te drugie do terytorium wielkoksiążęcego. Na służbę
Kiejstutowicza chętnie szli polscy rycerze, szukający przygód i łupów.
Walczyli pod jego znakami nad Worsklą (1399), gdzie oddziały
sprzymierzeńców zostały niemal doszczętnie rozbite przez Tatarów.
Przegrana bitwa prawdopodobnie jednak ocaliła związek Litwy z Koroną,
znów czyniąc go zasadnym. Spotykamy też Polaków na Żmudzi podczas
powstania wspieranego przez Wilno. Zawarta w 1401 roku unia
wileńsko-radomska sankcjonowała odrębność ziem litewsko–
ruskich i dożywotnią Witoldową tam władzę (ich podległość Koronie
zbliżona była do lenna), zapowiadając późniejsze wcielenie ich do
Polski. Zacieśnieniem więzi między obu państwami, a jednocześnie
przekreśleniem planów inkorporacyjnych była unia w Horodle w 1413 roku.
Uniezależniała rozwój sytuacji na Litwie i tytuł wielkiego księcia (
magnus dux), którego wyznaczać miał król (Jagiełło przyjął tytuł
supremus dux) za zgodą panów polskich i litewskich, od osoby
Kiejstutowicza. Razem również zdecydować miano o kolejnym wspólnym
monarsze. Panowie i bojarzy litewscy otrzymali prawo dysponowania
ziemią i wydawania córek za mąż bez wielkoksiążęcego przyzwolenia, a 47
rodzin przyjętych zostało do tyluż polskich herbów (później niektóre
rody je odesłały, obrażone na Koroniarzy). Wprowadzono na Litwie
wzorowane na polskich urzędy — wojewodów i kasztelanów.
Działo się to już po spektakularnym sprawdzianie możliwości
i skuteczności połączonych sił — „bitwie narodów” pod Grunwaldem.
W literaturę obrosła ogromną i różnorodną — znajdziemy tam i
Krzyżaków Henryka Sienkiewicza i fundamentalną Wielką Wojnę
z Zakonem krzyżackim Stefana Marii Kuczyńskiego. Dziejopisowie z różnych
czasów, od Długosza poczynając, gubią się we własnych sprzecznych
sądach i chrakterystykach bohaterów, szukają właściwych autorów
zwycięstwa (nie zawsze wskazując na Jagiełłę), zdaniem wielu
zmarnowanego. „Mniemał [król] wraz z Aleksandrem [Witoldem],
Wielkim Księciem Litewskim, że dość miał na tym, iż Litwa odzyskiwała
swoją całość, choć z krzywdą i uszczupleniem Królestwa Polskiego” —
dowodził Długosz, sprowadzając postanowienia traktatu toruńskiego z 1411
roku do zwrotu przez Krzyżaków Żmudzi na czas życia Jagiełły i Witolda.
Tworzył jednak grunwaldzką legendę, przez następców aktualizowaną
w miarę potrzeb i z różnie, też w miarę potrzeb, rozłożonymi akcentami.
Obfity materiał dają polemistom wydarzenia roku 1329.
Jagiełło nie sprzeciwił się wówczas propozycji króla rzymskiego Zygmunta
Luksemburczyka, by Witold przywdział koronę Litwy. Może myślał, że po
spodziewanej bezpotomnej śmierci Kiejstutowicza insygnia przypadną linii
Olgierdowej. Mógł to być też ruch w grze z panami polskimi o warunki
uznania sukcesji jednego z nieletnich synów władcy. Nie nam jednak rozstrzygać,
nierozstrzygalny chyba, spór: czyje rzeczywiście dobro Jagiełło miał na
względzie — litewskie, polskie, dynastyczne, czy może jakieś „
mieszane” i kto był „lepszym Litwinem” — syn Kiejstuta czy syn
Olgierda (teraz dojdzie pytanie: kto był „lepszym
Europejczykiem”?).
Witold zmarł w 1430 roku. O stolec wielkoksiążęcy rozgorzała na Litwie wojna
domowa, w której szczególną aktywność po stronie
separatysty Świdrygiełły (desygnowanego samodzielnie przez Jagiełłę)
wykazali panowie i bojarzy ruscy, nie obejmowani coraz atrakcyjniejszymi
polsko-litewskimi przywilejami, oraz Zakon Krzyżacki. Jagiełło
(zmarł w 1434 roku) doczekał przejściowego uspokojenia i sukcesu
Zygmunta Kiejstutowicza — wówczas kojarzonego ze stronnictwem
propolskim, później też separatysty (choć wystawił nowe, nawiązujące do
poprzednich akty unii). Mariaż państw uległ znaczącemu osłabieniu,
a w 1440 roku, gdy Zygmunt został zamordowany, unia faktycznie przestała istnieć. Możnowładztwo litewskie
bez polskiej zgody obwołało wielkim księciem trzynastoletniego
Kazimierza Jagiellończyka. Wysłał go do Wilna jako swego zastępcę
starszy o trzy lata brat Władysław, tytularny władca Polski i Litwy,
a sam wyprawił się po koronę węgierską. Śmierć nieszczęsnego króla pod
Warną mogła oznaczać koniec panowania Jagiellonów w Polsce, ale
koronni panowie i szlachta postanowili powołać na tron Kazimierza. Ten,
mimo młodego wieku, ujawnił nadzwyczajne zdolności dyplomatyczne.
Zwlekał z podjęciem decyzji, chociaż dawała mu możliwość uwolnienia się
od litewskich opiekunów — by nie wpaść z deszczu
pod rynnę. Po dwuletnich pertraktacjach, w czerwcu 1447 roku, przyjął
koronę na swoich warunkach, nie potwierdzając nawet unii. Potwierdził
za to całość granic Wielkiego Księstwa i zrównał w prawach szlachtę
litewską ze szlachtą polską. Później jeszcze rozstrzygnęła się sprawa
spornych terenów Wołynia i Podola, których domagali się Koroniarze.
Ostatecznie przypadło im Podole, Wołyń zaś zajęli Litwini.
Związek polsko-litewski był teraz unią personalną. Zerwał ją sam
Kazimierz w 1492 roku, w ostatniej woli polecając na tron polski
starszego syna, Jana Olbrachta, stolec wielkoksiążęcy zaś przekazując
młodszemu Aleksandrowi. Wielki książę, wychowany w Krakowie przez
historyka Jana Długosza i humanistę Kallimacha, chętnie otaczał się
Koroniarzami — często słynnymi, jak Erazm Ciołek i Wojciech z Brudzewa.
Żyjący raczej niezdrowo Jan Olbracht rychło swych poddanych osierocił.
Mając do wyboru innych jeszcze
synów Jagiellończyka — Zygmunta i najstarszego Władysława, noszącego
już koronę Czech i Węgier — zdecydowali się słać do Wilna po
Aleksandra, na co naciskali też ponoszący klęski w wojnie z Moskwą
panowie litewscy, którzy jednak nie chcieli unii o innym niż osobisty
charakterze. Taki też miała za panowania Zygmunta Starego —
ostatniego z koronowanych synów Kazimierza, taki za rządów ostatniego
Jagiellona Zygmunta Augusta, aż do jakościowo nowego aktu lubelskiego.
Jagiellonowie, choć prawnie w Koronie władzy nie dziedziczyli, póki
mieli dziedziców powoływani byli na polski tron, tworząc „
elekcyjną dynastię”. Sentymentalizm czy może konserwatyzm szlachty
sprawiał, że „Jagielloński wątek” długo rzutował na wyniki „
wolnych elekcji”. Wysuniętego przez pierwszą Henryka Walezego
próbowano skłonić do poślubienia starszej odeń o dwadzieścia osiem lat
królewny Anny Jagiellonki, siostry Zygmunta Augusta. Po ucieczce
Francuza frakcja szlachecka wybrała już samą Annę, „przydając jej za
małżonka” księcia Siedmiogrodu Stefana Batorego. Przeżywszy męża,
królowa przyczyniła się jeszcze do koronacji siostrzeńca, zatem
Jagiellona po kądzieli, Zygmunta III Wazy.
— ganił Litwinów życzliwy im Stryjkowski, w języku polskim
oczywiście. Raczej jednak naśmiewano się z niezręczności ich
polszczyzny, choć coraz mniej było ku temu powodów. Szlachta znad
Niemna i Wilii, zyskując niebywałe możliwości politycznego działania —
najpierw niejako jej podarowane, później już wywalczone ramię w ramię ze szlachtą
koronną — przyjęła też wygodniejszą w tym momencie mowę.
Z dokumentów Wielkiego Księstwa polszczyzna wyparła wszelako
nie litewski język, lecz ruski, który do przełomu XVI i XVII wieku
odgrywał tu rolę języka urzędowego.
Już po polsku pisał w 1577 roku Mikołaj Krzysztof Radziwiłł
„Sierotka” do brata Jerzego Radziwiłła, późniejszego biskupa
krakowskiego: „Polacy mniemają, że nad nie nie masz... nie mamy się
za co wstydzić, żeśmy Litwini.” I mniej ważny był tu język–
nośnik, niż treść wypowiedzi. Wzięła go Litwa jak inne pożytki
wynikające ze wspólnego bytowania, nie wyrzekając się niczego ważnego
— ani przeszłości, ani tożsamości.
Rutenizacja czy polonizacja nie były użyteczne dla niższych warstw
społeczeństwa litewskiego, stanowiących świat osobny, szczególnie na
Żmudzi. Niezmienność obyczaju łączyła się z przechowaniem dawnych
wierzeń. Chrystianizacja Wielkiego Księstwa miała łagodny,
może dlatego powierzchowny charakter. Skomplikowane motywacje dotyczyły
elit, choć i te opornie pozbywały się starych nawyków. Sam Władysław
Jagiełło „nim z domu wyszedł, trzy razy obracał się w koło i słomkę
na trzy części złamaną rzucał na ziemię”. Opisywał kronikarz Maciej
Miechwita, iż „prosty lud zadowalający się dotąd tylko odzieniem
lnianym, zbiegł się gromadnie do chrztu, kiedy rozeszła się wieść
o rozdawaniu odzieży z wełny”. Jeszcze w końcu XVI wieku biskup żmudzki
Piotr Mikołajewicz Giedroyć, który sam przełożył na żmudzki Nowy
Testament, ubolewał nad swymi uparcie stroniącymi od praktyk
owieczkami: „Zadowalają się jednym: my nie lutry, w piątek mięsa
nie jadamy. Powszechnie ofiarują gromom, czczą węże, szanują dęby jako
święte, dusze zmarłych raczą ucztami i wiele podobnych dziwów, jakie
raczej z niewiadomości niż ze złości wyszły, za grzechy nie liczą”.
Trudno się było owej „niewiadomości” dziwić, jeśli księża wysyłani
do żmudzkich parafii, wbrew zaleceniom biskupów niechętnie uczyli się
miejscowego języka.
W tym już czasie jednak, pod wpływem reformacji, doceniającej
znaczenie rodzimej mowy w przekazywaniu religijnych treści, obok
kalwińskich coraz częściej ukazują się i katolickie druki w języku
litewskim. Sprawni misjonarze jezuiccy wyruszyli z Wilna, by ochronić
żmudzki ugór przed siewcami nowej wiary. W Wilnie bowiem działało
kolegium, które za panowania Stefana Batorego, w 1578 roku, dzięki
staraniom biskupa wileńskiego Waleriana Protasewicza (chociaż pierwotnie
chciał on uczelni wzorowanej na krakowskiej), kardynała Stanisława
Hozjusza i nuncjusza Jana Franciszka Commendoniego „nazwanie
Akademii przybrało”. Jej pierwszym rektorem został słynny kaznodzieja
Piotr Skarga. Tu może wspomnieć warto, że drugim rektorem wskrzeszonej,
czy raczej utworzonej przez Jagiełłę Akademii Krakowskiej był Wajdut
Jan, wnuk Kiejstuta.
W jezuickiej uczelni, a także w kolegiach w Grodnie, Pińsku i Reszlu,
wystawiano dramaty o świetności pogańskiej Litwy, wcielano się w role
Weidewutasa, księcia Alanów i Prusów (uważanych za litewskich
protoplastów), Dawida, Olgierda i Witolda.
Wielka tradycja wypełniona litewskimi tylko bohaterami żyła
w rozlicznych tekstach pisanych po polsku i łacinie, szczególnie
w utworach literackich, wchodząc tym samym do opasłego dziedzictwa
łacińskiej kultury. Jej najważniejszym i największym w Rzeczypospolitej
centrum — gdy osłabło znaczenie Krakowa, a Warszawa jeszcze wyraziście
nie zaistniała — było Wilno. „Kto w Wilnie nie bywał, ten cudów
nie widział” — mówiono w Koronie z zazdrością, pocieszając się
kpinami z innych miast Wielkiego Księstwa, chociażby z Grodna.
Najważnieszym „pergaminem” w dziejach polsko-litewskiego
sąsiedztwa nazwać należy akt lubelski, inaugurujący Rzeczpospolitą
Obojga Narodów. Umocnienie związków między Koroną i Litwą było jednym
z najważniejszych postulatów szlacheckiego „ruchu egzekucyjnego”,
propaństwowego i antymożnowładczego, domagającego się uporządkowania
spraw wewnętrznych. Litewscy fortunaci, szczególnie coraz silniejsi
dzięki łasce Zygmunta Augusta Radziwiłłowie, pragnęli widzieć w unii
jedynie przymierze obronne. Sam król, dziedzic Wielkiego Księstwa,
także skłaniał się ku swobodniejszym jej formułom, ale z czasem zmienił
zdanie. Zwolenniczką ściślejszego powiązania obu państw była litewska
szlachta, postrzegająca w nim możliwość pełniejszego uniezależnienia się
od swego możnowładztwa, potężniejszego niż koronne, obnoszącego się
z książęcymi tytułami.
Współpraca króla, który potrzebował poparcia i spokoju dla aktywnej
polityki zewnętrznej (nieco więc wymuszona), z egzekucjonistami
zaowocowała spełnieniem części ich postulatów.
W 1564 roku Zygmunt August przelał na Koronę dziedziczne prawa
Jagiellonów do Litwy. Pięć lat później, na sejmie w Lublinie „król
pany litewskie i posły jako za rogi ciągnął do tej unii”, choć dotąd
wszelkie sprawy załatwiał w sposób, który przyniósł mu przydomek „
Dojutrka”. Gdy przedstawiciele Wielkiego Księstwa próbowali przerwać
obrady i pod osłoną nocy chyłkiem opuścili miasto, zaszantażował ich
dając Koronianom Podlasie (skolonizowane już przez
przedsiębiorczych Mazurów), Wołyń, województwa kijowskie i bracławskie.
Mieszkańcy tych ziem „byli radzi co rychlej być do Korony
przyłączeni i do wolności całych przypuszczeni, bo do owego czasu byli
na poły osłami albo niewolnikami litewskimi” — zapewniał autor
Poloneutychii albo Polskiego Królestwa szczęścia, a przy tym i Wielkiego
Księstwa Litewskiego, Andrzej Lubieniecki. Chcąc odzyskać tracone
osobiste majętności panowie litewscy uznać musieli, że unia jest dla
wszystkich najlepszym rozwiązaniem. „A cóż było robić będąc i od
nieprzyjaciela ściśnionym, i tu, z tej strony, obnażonym..., to jedno
nam remedium tych żalów naszych, że widzimy ich króla ze krwi
naszej pochodzącego” — pocieszali się jak Krzysztof Radziwiłł „
Piorun”. Stosowny akt z datą 1 lipca 1569 roku stwierdzał: „Korona
Polska i Wielkie Księstwo Litewskie jest jedno nierozdzielne i nie różne
ciało, a także nie różna, ale jedna wspólna Rzeczpospolita, która się
z dwu państw i narodów w jeden lud zniosła i spoiła”. Wspólnego mieć
miała monarchę (z tytułem króla polskiego i wielkiego księcia
litewskiego), wybieranego na wspólnej elekcji i wspólny sejm, osobne
urzędy centralne, skarb i wojsko. Katalog tego, co osobne, w praktyce
utrwalonej przez sejmowe konstytucje okazał się dłuższy.
Wielkie Księstwo zachowało własne prawo sądowe (utrzymano je także na
włączonych do Korony ziemiach ruskich) ujęte w III Statucie
Litewskim, zatwierdzonym przez Zygmunta Wazę, w którego elekcji
posłowie znad Willi udziału nie wzięli, lecz za cenę podpisu pod
statutem gotowi byli uznać jej wynik. Od 1581 roku działał osobny
Trybunał Litewski (Trybunał Koronny powstał w 1578). Gdy szlachcic
w Koronie zabił chłopa, płacił „główszczyznę”, czyli karę
pieniężną. Za taki sam czyn, popełniony chociażby po pijanemu,
szlachcic na Litwie zapłacić mógł „gardłem”. W 1615 roku szlachta
mińska domagała się jasnego ustanowienia, „żeby jako Trybunał
Koronny obywatela WKsL tak Litewski obywatela Korony Polskiej, którzy
osiadłości swojej w tych państwach nie mają, sądzić na potym się nie
ważył.” Siedem lat później pisał podskarbi litewski Krzysztof
Naruszewicz: „Nie powinniśmy [my] Litwa słuchać
prawa koronnego”.
Komisje, które w roku 1589 sejm powołał dla przeprowadzenia granicy
między województwami, powiatami i ziemiami obu państw, za życia
pierwszych komisarzy nie uporały się z zadaniem. Na mapie z 1603 roku,
wykreślonej na zlecenie Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki”,
Wielkie Księstwo Litewskie posiada obrys przedunijny i jest osobną
całością. Akt lubelski nie wyszczególniał, które z państw
Rzeczypospolitej otrzyma ziemie odebrane Moskwie. W 1611 roku Zygmunt
III Waza rekuperacje przyłączył do Korony. Oburzenie Litwinów
ustąpiło wkrótce oburzeniu Koroniarzy, gdy król hojnie pierwszych na
zdobyczach uposażył.
Dbano bardzo, by urzędy koronne miały swe odrębne litewskie
odpowiedniki. Gdy w 1607 roku dotarła na Litwę wiadomość o mianowaniu
podkomorzego koronnego, tamtejsze sejmiki zażądały od sejmu, by zaraz
podkomorzego litewskiego desygnował „dla porównania narodu”.
Kanclerz litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł wnosił, aby „
żadnemu Polakowi w Litwie a Litwinowi w Polsce nic nie dawać.” Urzędy
i udziały w rozdawnictwie królewszczyzn zawarowane były dla miejscowych.
W 1645 roku Władysław IV uczynił cześnikiem litewskim Koroniarza
Krzysztofa Potockiego, męża Litwinki Heleny z Wołłowiczów — i utrzymał
swą decyzję, mimo protestu litewskich posłów i senatorów, ale rzecz
odbiła się szerokim echem.
Sejmy przypominały zakaz przekraczania przez wojska obu narodów
wspólnej granicy. W tamtych czasach zresztą i własnego żołnierza bano się
jak cudzego. Praktyka wytworzyła zasadę, iż Korona i Litwa mają osobne
wojny, same swych granic bronią, czasem się wzajem wspierając. Bywały,
choć rzadko i wspólne przedsięwzięcia. Gdy królewicz Władysław wyruszył
po koronę carów, pociągnęły z nim oba wojska. Za panowania Jana
Kazimierza nadzwyczajne koszty wojen obciążały wszystkie warstwy
i dzielnice Rzeczypospolitej. Koroniarze, zostawiając sobie przeciwnika
tureckiego, próbowali skłonić Litwinów, by wzięli na siebie ciężar
obrony przed Tatarami, na który skłądały się też kosztowne podarki.
Litwini odpowiadali zgryźliwie: „Gdy Wołyń i Podlasie przy Litwie
było, tedy z tych prowentów takowe kontentacje odprawowywano”. „
WKsL tylko szczęścia życzyć powinno” — skomentowała szlachta grodzieńska
swój możliwy wkład w obronę ukraińską. Słynne było litewskie spóźnienie
na bitwę wiedeńską. Dopiero bezpośrednie zagrożenie granic Wielkiego
Księstwa skłaniało jego mieszkańców do poświęcania grosza
i krwi.
Jednoczył szlachtę litewską i koronną sejm. Litwini przyznawali mu
nawet prawo korygowania Statutu. Co trzeci zjazd odbywał się
w Grodnie, które pozostało małym miastem, z trudem mieszczącym podochoconą
ciżbę z całej Rzeczypospolitej.
— szydził Wacław Potocki. Jeszcze w połowie XVIII wieku stały tam
tylko trzy murowane budowle — pałac królewski (tradycyjne miejsce posiedzeń
sejmowych) i domy Radziwiłła i Sapiehy.
Zgodnie z zasadą alternaty „laski” co trzeciemu sejmowi
przewodniczył marszałek litewski, następujący po przedstawicielach
Wielkiej i Małej Polski. Szlachta „w kupie” potrafiła
przeciwstawić się nie tylko królowi, lecz także mniej niż ona solidarnym
magnatom, u klamek których w posejmowej rzeczywistości coraz częściej
wisiała. Chociaż bowiem ruch egzekucyjny przyczynił się do osłabienia
możnowładztwa w Koronie, litewskiemu — zachowującemu podstawy materialne —
nie zaszkodził. Solidarnie występowała szlachta „obojga narodów”
w obronie „klejnotu swobodnego sumienia”, konfederacji warszawskiej.
Jednomyślnie blokowała też nowe nobilitacje. Nawet zgodę wyrażając,
posłowie z Wielkiego Księstwa zaznaczali odrębność — „My,
Litwa...”. A cóż dopiero, gdy do zwad dochodziło. „Małośmy się
nie pozabijali, z Litwą Korona” — pisał po sejmie 1632 roku krajczy
koronny Jakub Sobieski, ojciec przyszłego władcy.
W Wielkim Księstwie, wbrew postanowieniom unii, przechowano też
pozostałość dawnego sejmu litewskiego w postaci konwokacji wileńskiej
— zwoływanej przez króla, a podczas interregnum zbierającej się
samodzielnie. Z Wilna łatwiej było obserwować, „co bardziej w Panu
przemaga, czy afekt ku Koronie, czy krew jagiellońska”. Podkreślano
prawo do osobnych decyzji i sposobów ich realizacji w momentach, gdy
współdziałanie zdawało się słuszne bądź konieczne. Świetnym
wytłumaczeniem nieobecności czy spóźnień była niekwestionowana odległość
albo niedogodna pora do jej pokonania. Gdy szlachta litewska nie
przyjechała na elekcje z 1632 i 1648 roku, wytłumaczenie uznała za swój
obowiązek.
Tragicznym doświadczeniem w i tak trudnych dziejach Rzeczypospolitej
był „potop” szwedzki. Choć wyszła z niego ostatecznie obronną ręką,
lecz rany goiły się długo, a potomkowie i biografowie wielu ówczesnych
bohaterów mieli trudności z uzasadnieniem ich niejednoznacznych wyborów
i postaw. Nie dziw, iż zagrożenie bytu Rzeczypospolitej zachwiało
również konstytuującą ją unią. Za pomoc przeciwko Moskwie, z którą
równoległą toczono wojnę, dokumenty podpisane przez wojewodę wileńskiego
Janusza Radziwłła, koniuszego litewskiego Bogusława Radziwiłła, jego
stryjecznego brata, i biskupa wileńskiego Jerzego Tyszkiewicza oddawały
Litwę pod protekcję Karola Gustawa, uznanego za wielkiego księcia.
Współdziałanie dotyczyć miało tylko Moskwy i Kozaków — zastrzegano, że
Litwini do walki z królem Janem Kazimierzem nie staną. Kolejny akt,
wystawiony 20 października 1655 roku w Kiejdanach i zawierający 1142
podpisy, ogłaszał nową unię: litewsko-szwedzką. Tymczasem wielkim
księciem obwołał się car, również nie narzekający na brak zwolenników.
Część litewskiej szlachty pozostała wierna Janowi Kazimierzowi, choć ten
nienajlepszy dał przykład uchodząc z małżonką na Śląsk. Rozproszone
wojska zbierały się wokół Pawła Sapiehy, znajdując zaopatrzenie
w plądrowanych dobrach Radziwiłłów.
„Za pretekst do odstępstwa posłużyło Radziwiłłowi, że Szwedzi
jakoby zagrażają jego Birżom oraz innym miejscowościom położonym
w pobliżu inflanckich granic, ale w gruncie rzeczy postępek jego wynikł
z chęci dostąpienia nowych zaszczytów i ze wspólnoty wiary
z nieprzyjacielem” — pisał w swych Klimakterach Wespazjan
Kochowski. Ponieważ Janusz „Karola nie zadowolił, który dla wodza
bez wojska nie miał wielkiego poważania, ... gryzł się tym, że nadzieje
go zawiodły, i skutkiem hipochondrii podupadł na siłach.” Zmarł
ostatniego dnia owego dramatycznego roku. Dziesięć lat później Bogusław
Radziwiłł, w pisanej piękną polszczyzną Autobiografii, starając
się o buławę wielką litewską tak próbował tłumaczyć swoje minione już „
odstępstwo”: „Widząc, że mi na kredycie niesłusznie u Króla
J.M.Pana mojego zrujnowano i że mi nawet na listy moje responsów nie
dawano, nolens volens musiałem się mieć do króla
szwedzkiego, u którego stanąłem ultima decembris
roku tego pod Holandem; wtenczas dopiero, kiedy wszyscy hetmani
i wojsko już się byli do niego przywiązali.”
Radziwiłłowie mieli ambicje wykraczające poza obszary
Rzeczypospolitej, związane z miejscem familii inter principes
imperii — posiadali wszak od 1547 roku tytuł książąt Świętego
Cesarstwa Rzymskiego. Bogusław, syn elektorówny Elżbiety Hohenzollern,
spokrewnionej z koronowanymi głowami „czuł się zawsze bardziej
księciem cesarstwa rzymskiego niż obywatelem Rzeczypospolitej” —
pisze badający radziwiłłowskie archiwalia Tadeusz Wasilewski. Na rok
przed „potopem” książę starał się o głos na sejmie Rzeszy
w Ratyzbonie.
Cienka bardzo linia oddzielała magnacką prywatę — marzenie o własnym
księstwie — od idei osobnej litewskiej państwowości, odrębnego bytu
„narodu” litewskiego.
W 1656 roku wojska szwedzko-radziwiłłowskie i sapieżyńskie
ścierały się na Podlasiu, które ostatecznie zajęli konfederaci. Chociaż
i Paweł Sapieha wahał się momentami, czy by nie przejść na stronę Karola
Gustawa. Bogusław trafił do niewoli. Obiecał wrócić na łono Jana
Kazimierza, ale bojąc się sądu, odbity przypadkiem przez Szwedów, wybrał
służbę u elektora. Wziął udział w przygotowaniu koalicji Szwedów,
Brandenburczyków, Siedmiogrodzian i Kozaków, sfinalizowanej w „
traktacie rozbiorowym” z Radnot (Siedmiogród) w grudniu tegoż roku.
Dzieląc Rzeczpospolitą między koalicjantów przyznawał księciu
dziedziczne prawa do województwa nowogrodzkiego. Wkrótce wyszło na jaw,
że w tej wojnie wszyscy porozumiewają się ze wszystkimi i prawie
wszystko mogą sobie wzajem powybaczać. Polsko-brandenburskie
traktaty welawsko-bydgoskie (1657), które zwalniały elektora —
władcę Prus Książęcych z przysięgi lennej, zawierały też amnestię
i gwarancję zwrotu dóbr dla Bogusława Radziwiłła. Książę za zasługi objął
pruskie namiestnikostwo i armię. Do końca życia procesował się ze
szlachtą z powodu wojennych zaszłości i długów przejętych z majątkiem
brata Janusza. To była jedyna kara za grzechy przeszłości.
Ambasador francuski na dworze Jana Kazimierza opisujący sytuację
w Wielkim Księstwie u schyłku panowania króla twierdził, że szlachta
tamtejsza gromadzi się wokół trzech przywódców — wojewody wileńskiego
i hetmana wielkiego litewskiego Pawła Sapiehy, Bogusława Radziwiłła
i kanclerza wielkiego litewskiego Krzysztofa Paca, których pozyskanie
oznacza pozyskanie całej Litwy.
Po śmierci Sapiehy Pacowie starli się z Radziwiłłami o wakujące
litewskie godności. Gdy Pacowie, dostając buławę wielką przystali do
stronnictwa dworskiego, Radziwiłłowie przeszli do opozycji. Gdy pierwsi
oddalili się od króla, drudzy zostali regalistami. Rzecz całą
komplikował fakt, że zwroty owe łączyły się dodatkowo z kierunkami
polityki zagranicznej — profrancuskim bądź proaustriackim —
popieranymi przez poszczególne „mieszane” frakcje magnackie, za lub
przeciw dworowi. „Pisały” zatem polską historię.
Po abdykacji Jana Kazimierza, na elekcję w czerwcu 1669 roku szlachta
litewska przyjechała z instrukcjami zakazującymi wyboru „Piasta”
i głos na Michała Korybuta Wiśniowieckiego oddała z dużymi oporami. Nowy
król doprowadził do chwilowej ugody między Pacami i Radziwiłłami
obdzielając ich sprawiedliwie urzędami i obietnicami urzędów. W grudniu
Bogusław polując na kuropatwy zmarł „na appopleksyję”.
Stronnictwo radziwiłłowskie rozpadło się, a przywództwo nad litewską
szlachtą objęli proaustriaccy Pacowie. Na kolejnej elekcji (1674)
opowiedzieli się za Karolem Lotaryńskim, jednak zostali zdominowani
przez Litwę radziwiłłowsko-sapieżyńską i Koroniarzy. Królem
wybrano zwycięzcę spod Chocimia hetmana wielkiego koronnego Jana
Sobieskiego. Pacowie utrudniali mu później życie odciągając Litwinów od
walk z Turcją i blokując tak zwaną politykę bałtycką, „gotowi
raczej zerwać unię i połączyć się z caratem niż znosić rządy Sobieskich,
gotowi nawet podsunąć królowi truciznę”, jak pisał Władysław
Konopczyński w klasycznych dziś już Dziejach Polski nowożytnej.
Hetman zmarł w 1682, kanclerz w 1684 roku. Ich miejsce zajęli „
w roli przywódców opozycji i krzewicieli separytyzmu Sapiehowie, umyślnie
wyprotegowani przez dwór naprzeciw Pacom.” Zatruli królowi ostatnie
lata życia, choć wzmacniał przeciw nim Radziwiłłów.
Poruszyła Rzeczpospolitą sprawa małżeństwa Ludwiki Karoliny
Radziwiłłówny, córki Bogusława, ktorej głównym opiekunem był elektor,
dziedziczki monstrualnej fortuny. Sobieski chciał panny i dóbr dla syna
Jakuba, bowiem takie małżeństwo wzmacniało szanse królewicza podczas
przyszłej elekcji. Gdy elektor wydał Karolinę za swojego syna —
Ludwika (1681), król próbował bezskutecznie skłonić sejm do przejęcia
dóbr posagowych, podpierając się statutem litewskim, który pozbawiał
majątku sierotę wychodzącą za mąż bez pozwolenia wszystkich opiekunów
(zatem innych Radziwiłłów). Gdy w 1687 roku Ludwik Hohenzollern zmarł
bezpotomnie, sprawa ręki Ludwiki Karoliny, teraz bogatej wdowy,
rozgorzała na nowo. Z Jakubem byli już nawet po słowie, ale znów
nieszczęsnego królewicza ubiegł inny konkurent — Karol Filip
Neuburski, brat cesarzowej. Po śmierci Radziwiłłówny w marcu 1695 roku spadek
po niej trafił do rąk Sapiehów. Ci konspirowali przeciw królowi bez
umiaru, a nawet przyznawali się do spisków „dla obrony wolności”,
czyli wymierzonych w plany dynastyczne króla. Przywódcą Sapiehów
u schyłku życia Jana III był Kazimierz — hetman i wojewoda wileński,
który marzyć miał jeśli nie o królewskiej koronie, to przynajmniej
o mitrze wielkoksiążęcej. Bronili coraz mniej dla Rzeczypospolitej
korzystnej proaustriackiej Świętej Ligi, ponieważ wojna turecka
przysparzała znaczenia hetmanom, toczyła się poza granicami Litwy,
wycieńczała Ruś, a z Moskwy czyniła sojusznika.
Wiosną 1693 roku Jan III sam zachęcił prawdopodobnie biskupa
wileńskiego Konstantego Kazimierza Brzostowskiego, by zaprotestował
przeciwko bezprawnym kwaterunkom hetmańskich wojsk w dobrach
duchownych. Biskup rzucił klątwę na hetmana, który na wieść o tym, jak
zanotował Kazimierz Sarnecki: „z dział bić kazał i race puszczać,
gdzie i kieliszki miasto świec rzucano, mówiąc: fiat, fiat (niech się
stanie)”. Nuncjusz apostolski Santa Croce stanął po stronie biskupa,
jednak prymas Michał Radziejowski klątwę zawiesił. Na sejm, który król
zwołał do Warszawy na 12 stycznia 1695 roku, Kazimierz Jan Sapieha,
przez pochlebców zwany już „KazimierzemIV”, przybył ze swym
wojskiem. Jak piosze Zbigniew Wójcik w książce o Janie III Sobieskim:
„Litewscy posłowie, rzec można bez przesady sterroryzowali Warszawę,
urządzając napady na przeciwników politycznych, głównie oczywiście
Koroniarzy, wszczynając wszędzie krwawe bójki, karczemne awantury
i burdy, kpiąc sobie w żywe oczy z tego, iż działo się to pod bokiem
królewskim, stanowiło więc zbrodnię obrazy majestatu”. Ostatecznie
sejm został zerwany, a król, dla którego dramatyczna mowa w senacie była
ostatnim publicznym występem, upokorzony. Ale zwycięstwo Sapiehów
okazało się pozorne, bowiem ich godzące w prawa i wolności działania na
dobre rozsierdziły szlachtę — co najważniejsze również litewską. Pod
Olkiennikami 2 listopada 1700 roku rozniosła swych ciemiężycieli na szablach.
Za panowania Augusta II Wettina poczęła nabierać znaczenie stara rodowodem (z prawosławnej
linii Olgierdowiczów), lecz nowa na politycznej scenie „familia” Czartoryskich.
Z tego rodu po kądzieli wywodził się Stanisław August Poniatowski,
który 25 listopada 1795 roku zrzekł się „z własnej woli... wszelkich praw” do
Rzeczypospolitej Obojga Narodów, miesiąc wcześniej wymazanej z mapy Europy.
Przykłady „osobności” i współdziałania Korony i Litwy wynajdywać można
w nieskończoność. Ostatnim było Zaręczenie Wzajemne Obojga Narodów przy
Konstytucji 3 Maja, stanowiące część nowych paktów konwentów — zdaniem
historyka prawa Bogusława Leśnodorskiego: „zacieśniające unię, ale
utrzymujące nadal federacyjny charakter Rzeczypospolitej Obojga Narodów”.
Historykom narodowości, którzy tropią zawzięcie dla innych niewidoczne
ślady w najstarszych źródłach, galimatias terminologiczny w pismach
siedemnastowiecznych pracy nie ułatwia. Jak pisze jeden
z najwybitniejszych znawców przedmiotu Henryk Wisner: „Szlachta
litewska utożsamiając się z narodem szlacheckim Rzeczypospolitej nie
utożsamiała się ze szlachtą koronną”. Czasem „Polska” jako „
Korona” przeciwstawiana jest „Litwie” a „Rzeczpospolita” łączy jedną
i drugą. Czasem „Korona Polska” równoważna jest Rzeczypospolitej,
zawiera więc w sobie i „Litwę”, i „Koronę”. Na domiar złego
pojawia się też określenie „Rzeczpospolita Litewska”. „
Rzeczpospolita” stopniowo stawała się „Sarmacją”. „Szlachta
polska” była szlachtą Rzeczypospolitej, zatem koronną i litewską.
Sarmatyzm w Koronie wiązał się z wyszukanym rodowodem, na Litwie zaś,
zachowującej rzymską legendę, raczej z cnotami rycerskimi. Wśród
Wojowników Sarmackich opisanych przez Szymona Starowolskiego (1631)
spotykamy Witolda, Radziwiłłów, Kiszkę i Chodkiewiczów. W ówczesnych
utworach pojawiał się też Orzeł Sarmacki obok Litewskiej Pogoni.
„Dobra Rzeczypospolitej, ojczyzny swej miłej, pokoju w niej
publicznego strzeż seditonis author [rozdwojenia sprawcą] nigdy nie bądź” — w 1628 roku
pouczał wyprawianego za granicę syna hetman polny litewski Krzysztof
Radziwiłł.
Każde wydarzenie, każda znacząca postać wspólnych dziejów Polski
i Litwy wymyka się jednoznacznym interpretacjom i ocenom.
Ścieżki myśli ludzi sprzed stuleci, pozornie podobne do
naszych, pozostają
nierozpoznawalne. Cokolwiek sobie założymy — w nieprzebranych stertach źródeł
znajdziemy potwierdzenie. Skoro jednak związek dwóch kontestujących się
wzajem państw przetrwał wieki, to najwidoczniej obie strony
odczuwały jego zasadność. Trwał dopóty, dopóki chroniły go nie tylko
„pieczęci”, lecz także — a może przede wszystkim — „chęci”.