PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, Nr 1(12) 1996

Witold Bartoszewicz

Korepetycje z historii

o książce Jana Walca Ja tu tylko sprzątam



Kiedy byłem mały, lubiłem podczas choroby czytać stare gazety i Don Kichota. Teraz mam mniej czasu na chorowanie, ale udaje mi się wertować pomału tę książkę z poczuciem ożywienia przeszłośœci i bawiąc się przeszłością, tak jak wtedy w dzieciństwie. Przypominam sobie przedpotopowe felietony Jana Woreczko, wspominam stare gazety, stare spory i zapomniane boje. Co komu po starych papierach prócz pustej zabawy? Pomagają nam pamiętać nam, zwykłym ludziom, nie rezerwując tego przywileju wyłącznie dla poetów. Czytając wybór felietonów z „„Wokandy” i „„Życia Warszawy”” sięgam więc pamięcią do tego krótkiego, a barwnego epizodu, z którego pochodzą zamieszczone w książce teksty (przykładowe tytuły: O kłopotach Stasi i Magdalenki, Oddam lewicę w dobre ręce, Prawa człowieka i ubeka – – biblijnym stylem napisana historia afery teczkowej). Ale sięgam też dalej, także poza czas krótkiej biografii Autora. Bo on sam przecież pamiętał dużo więcej, niż przeżył, uczestnicząc w zbiorowej biografii polskiej inteligencji. Wierna pamięć owej szczególnej, niepowtarzalnej i niezrównanej tradycji jest obecna w każdym na pozór (a czasem naprawdę) błahym i doraźŸnym felietonie. Znajduję ją nie tylko w sferze wartości, ale także w stylu, aluzjach literackich, ukrytych przytoczeniach, żartach. Może to ostatnie pokolenie, które dzieliło z rodzicami wspólny kanon lektur?


W artykule o perspektywach górnictwa pojawia się taka oto dygresja: …...dożywa również swojego czasu i moja formacja anachronicznej w dzisiejszym świecie inteligencji, której też by dawno nie było, gdyby jej niechcący nie ocalił komunizm, któremu musiała opierać się przez dziesięciolecia i tylko dlatego w swoich dziewiętnastowiecznych formach dotrwała aż do dzisiaj. Ale to przecież nie znaczy, że może istnieć dalej. Wiśniowe sady, podobnie jak kopalnie muszą się znaleźŸć w rękach biznesmenów. Ta ponura konstatacja nie kryje bynajmniej pretensji do ludzi interesu. Ci robią, co do nich należy, a inteligent też robi swoje i łatwo się nie poddaje, jeśli jest wierny swojej tradycji i stać go na starośœwieckie łączenie cnót obywatelskich z przymiotami umysłu. Trwa więc w sporze ze swym zbawcą – komunizmem. Można zapytać, czy ten przeciwnik jeszcze istnieje, albo czy w ogóle istniał. Niech inni odpowiadają na to pytanie. Inteligentowi wystarczy, że istniał jako złudzenie i ma przed sobą długi żywot jako kłamstwo i partactwo.


Dostrzegam w tej książce jeszcze inny wątek, inną płaszczyznę sporu: mianowicie z intelektualistą. Dlaczego właściwie? Czy nie jest to spór z samym sobą? Z okazji promocji Wielkiej choroby (roboczy tytuł książki: „„Z dziejów pogardy w Polsce””) powiedział Jan Walc: Nie urażając nikogo z obecnych, byłoby moim marzeniem, aby wstęp do niej napisał Stefan Żeromski. To znamienne i brutalne słowa. Inteligent jest na wymarciu, a intelektualistów mamy na pęczki.


Muszę wyjaśnić dlaczego wdaję się tu w ryzykowne rozróżnienia semantyczne. Chodzi mi o uosobienie pewnych typów postaw i chyba także gustów. Inteligent raczej woli ideały, pozostając nieufnym wobec ideologii. Jest mocniej zakorzeniony w tradycji, dlatego lepiej radzi sobie w sytuacji zamętu wartości (choć nie jest w tym bezbłędny). Mówiąc po prostu, różnica między inteligentem a intelektualistą jest taka jak między Alpami a alpinistą.


To właśœnie intelektualista, niegdyśœ tak nieodporny na uroki komunizmu, a teraz skłonny do liczenia komunistów na główce szpilki (z różnym wynikiem), wciąż łatwo ulega modom i polityce. Tak czy owak oznacza to poniechanie zasadniczych cnót inteligenta. Felieton Jeśli Boya nie ma... przywołuje Havlowski postulat życia w prawdzie i przestrzega przed mieszaniem roli polityka i intelektualisty, któremu prawdzie sprzeniewierzyć się nie wolno pod żadnym pozorem i w imię żadnego kompromisu. Intelektualiście nie wolno, a inteligentowi nie wypada, oto różnica. Odczytuję w tym bezradną prośbę, aby intelektualista zechciał być inteligentem. Zresztą i ten pozytywny bohater książki również nie zawsze dorasta do swojej misji. Niestety nie można już dzisiaj założyć Partii Polskiej Inteligencji (...), bo na skutek wydarzeń ostatnich lat inteligencja polska została tak rozbita, że ludzie, którzy wyśœnioną przez Szczypiorskiego partię mieliby zakładać, mają poważne trudnośœci z mówieniem sobie „„dzień dobry””.
Obszerny indeks nazwisk, ozdoba każdej książki tego rodzaju, zawiera długą listę obrażonych i krótszą – faworytów. Są wśród tych ostatnich bardzo różne postacie: Havel, z powodów, o których wyżej, i Jacek Kleyff za to, że śpiewał: Są w kraju tym rachunki krzywd, lecz gdy tłum będzie gonił kogośœ w strzępach munduru, śœlepą drogą, to póki co, uchylę drzwi; jest też (nie w indeksie, ale w tekście i podtekśœcie) „„Fortynbras – ten, który sprząta””.




Podkowiański Magazyn Kulturalny  [ Strona główna ]  [ Archiwum ]