PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 29-30

Witold Bartoszewicz

Felieton kulturalny



"Możemy stwierdzić z dużą dozą przekonania, że nasz czas jest czasem upadku; standardy kultury są niższe niż pięćdziesiąt lat temu, czego przejawy widać w każdej dziedzinie ludzkiej aktywności".
T.S.Eliot (i wielu innych)

Któż nie narzeka na dzisiejsze czasy... Chór krytyków współczesności jest tak liczny i zróżnicowany, że - jako całość - nie brzmi czysto, przechodząc niekiedy w przykrą kakofonię. Można w nim jednak usłyszeć głosy lepiej ustawione i wybitniejsze od innych. Istnienie tego chóru należy do zjawiska, które historycy określają mianem "długiego trwania". Czas się go nie ima. Ale pieśni, które wykonuje, dyktuje zmienne audytorium.

Od połowy XIX wieku słychać coraz wyraźniej o masowym społeczeństwie, kulturze masowej i środkach masowego przekazu. Zresztą już w końcu XVIII wieku spotykamy krytykę kultury masowej, której - bardzo niechętnie wówczas witanym - przejawem była gazeta. Lęk przed wyłaniającą się z niebytu "masą", ale też fascynację jej siłą, znajdujemy u wielu filozofów społecznych, pisarzy, reformatorów zeszłego wieku.

Psychologia tłumu Le Bona odkryła niepokojącą duszę zbiorowości - odmienną od dusz poszczególnych. Postać " niewidzialnego człowieka" Wellsa w zatłoczonym Londynie zobrazowała pierwsze doświadczenia alienacji anonimowej jednostki. Tönnies rozróżnił Gemeinschaft i Gesellschaft jako typy idealne przedprzemysłowej i zindustrializowanej więzi społecznej. Rozpowszechniona później obawa przed "żółtym niebezpieczeństwem" wyrażała ideę masy groźnej i obcej. Pastylki Murti- Binga (w Nienasyceniu Witkacego) to jeden z literackich symboli manipulowania masowym społeczeństwem.

Futurystów cieszyła "masa, miasto, maszyna". Liberalni ekonomiści byli radzi z tego, że masy wchodzą na rynek jako producenci i konsumenci. Ale co do wolnego rynku idei zawsze było mnóstwo wątpliwości i stąd wielu poczuwało się do obowiązku wyręczenia mas w tej kwestii. Zmartwieniem myślicieli politycznych było albo to, że zbyt mała agora nie zdoła pomieścić wszystkich chętnych (co grozi "buntem mas"), albo to, że chętnych nie będzie wcale.

Zastanawia mnie aktualność stuletnich przestróg i diagnoz. Dziś jeszcze wyraźniejszym korelatem masowego społeczeństwa są standardowe produkty występujące w wielkiej liczbie egzemplarzy. Dlatego kultura i komunikacja społeczna podlegają presji oglądalności i nakładu - bo zależą od rynku reklam, które są po to, aby owe standardowe produkty występujące w wielkiej liczbie egzemplarzy znalazły nabywców.

Krytyka masowego społeczeństwa i kultury zwykle łączyła się z różnymi wersjami elitaryzmu i z odrzuceniem techniki jako źródła zła. Czy i to jest aktualne? Wyrzucić telewizor przez okno i ogłosić tym swoją przynależność do elity? Niekoniecznie.

Ja też nie lubię "MacŚwiata". Lepiej samemu przyrządzić kanapkę i skomponować własny sos, nie ograniczając się do wyboru jednego z trzech. Wielu - coraz więcej - jest takich, którzy wolą raczej sami zrobić stół, niż kupić seryjny (nie powiem gdzie). Którzy wolą pójść na przedstawienie grane przez amatorski zespół (powiem jaki - np. Stacja Szamocin; byli u nas Podkowie), niż oglądać w TV otwarcie olimpiady. Lepiej słuchać na żywo zwykłych śpiewaków i mieć z nimi bezpośredni kontakt niż, jak dwieście milionów innych, kupić płytę Kilku Tenorów wielkiej wytwórni (nie powiem jakiej). Myślę, że można próbować tworzyć taki kawałek świata, w którym niczego nie ma więcej niż 300 egzemplarzy, że warto uczestniczyć w jednorazowych i niepowtarzalnych aktach kultury, których publiczność mieści się w małej salce, a pot aktorów jest dostrzegalny.

Rewersem kultury masowej nie jest kultura wysoka. Chodzi o coś innego. Umownie przyjęta liczba 300 odpowiada ludzkiej skali epoki przedprzemysłowej, do której właśnie teraz, dzięki technologii ciężko wypracowanej w epoce industrialnej, możemy powrócić. Efekt wielkiej skali (jeśli dużo, to taniej) już nie wszędzie jest ekonomiczną koniecznością. Łatwiej teraz zrobić własny stół, wyprodukować własną płytę CD lub udostępnić w Internecie plik MP3 z własnym utworem (nie ma obawy, wielkiej publiczności nie zdobędziemy). Gest zawieszenia uczestnictwa w masowym społeczeństwie jest tymczasowy, bo ucieczka nigdy nie będzie i nie powinna być definitywna. Ale powrót do małej skali może przynieść trwałe efekty w postaci wspólnot, których członkowie są zwróceni ku sobie, bo każdy ma coś drugiemu do powiedzenia. To jest bardziej twórcza relacja niż ta, która integruje duże zbiorowości: wszyscy są zwróceni w jednym kierunku (poza siebie, zawsze ponad głowami sąsiadów).

Dlatego warto wydawać lokalne pisemko i pisać do niego własnymi słowami to, co już wielu innych opublikowało w większym nakładzie.

PS. Widzę, że ta wizja niskonakładowej kultury, uprawianej w małych wspólnotach, jest bardzo zbliżona do praktyki drugiego obiegu w czasach buntu przeciw oficjalnej kulturze PRL. Coś w tym jest.




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru