PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 29-30

Stanisław Werner

Historia chóru


Na prośbę ks. Leona Kantorskiego pan Stanisław Werner napisał obszerną historię chóru parafialnego przy kościele podkowiańskim. Ma ona ukazać się w serii Roczników Podkowiańskich. Pierwszy chór przy kościele powstał w 1939 roku, chór prowadzony przez prof. Kazimierza Gierżoda istniał od 1954 do 1993 r. Jest to więc istotny fragment historii Podkowy Leśnej i jej parafii. Poniżej zamieszczamy jeden z ciekawszych fragmentów pracy.



Okres drugi 1945- 1965 r.

Granicę pierwszego i drugiego okresu wyznaczyły względy muzyczne - zmiana charakteru chóru. Ale te zmiany spowodowane były szerszymi względami: śmiercią proboszcza ks. Kolasińskiego i mianowaniem nowego proboszcza, ks. kanonika Franciszka Barańskiego. Był on miłośnikiem i znawcą muzyki kościelnej i śpiewu. Nic dziwnego, że chór parafialny był jego oczkiem w głowie. Zarządził nowy nabór śpiewaków, na dyrygenta wyznaczył inżyniera elektryka pana Kazaneckiego, sobie zostawiając funkcję kierownika artystycznego. Organistką była pani Aleksandra Szujska, która w razie potrzeby pomagała dyrygentowi lub akompaniowała chórowi na fisharmonii. W ramach prac chórowych prowadzony był solfeż, który prowadziła pani Hanna Lachert, pianistka i pedagog, zasłużona dla Podkowy Leśnej. Jej jeszcze jedną zasługą dla Podkowy jest fakt, że udzielała pierwszych lekcji gry na fortepianie panu Kazimierzowi Gierżodowi. W razie potrzeby i możliwości pomagała chórowi przez akompaniament, jeśli jej czas na to pozwalał. Według wspomnień pani Ireny Pachnik, siostry ówczesnego proboszcza, w roku 1948 chór liczył już 26 osób. Proboszcz osobiście uczył śpiewu chórzystów i ustawiał im głosy. Według wspomnień pana Karola Borosiewicza, chór liczył wtedy 30 osób. Chór był mieszany czterogłosowy i miał poważny, trudny program.

W tym czasie zdarzył się fakt pozornie mało ważny: do chóru zapisał się uczeń szkoły muzycznej Kazimierz Gierżod. Był to rok 1953. W szybkim tempie nowy chórzysta zaczął przejmować od pana Kozaneckiego obowiązki dyrygenta. W roku 1954 został szefem chóru.

Już w tym okresie zaczęły się pozamuzyczne imprezy chóru, pielgrzymki, kuligi i wycieczki. Opis charakteru tych imprez podałem w osobnych podrozdziałach. Tutaj chciałbym tylko podkreślić jedną zasadę łączącą te imprezy: wszystkie powstawały z inicjatywy szefa, pana Kazimierza Gierżoda, podchwytywanej skwapliwie przez członków zespołu.

Warto tu też podkreślić niecodzienne zjawisko: ogromne zżycie się ze sobą członków zespołu chórowego. Spotykali się nie tylko dla śpiewu, ale też dla celów towarzyskich, dla zabaw, dającym ujście bujnym temperamentom. W opisywanym okresie powstał też młodzieżowy zespół chórowy.

Wielkość zespołu chórowego falowała bardzo w tym okresie. Bywały lata obfite i lata posuchy. W jednym z tych ostatnich szef zmuszony był z powodu braku śpiewaków męskich zmienić charakter chóru z czterogłosowego na trzygłosowy. I takim pozostał on do końca. Ale to już historia trzeciego okresu.

Okres trzeci 1965- 1993

Chór był teraz mieszany, trzygłosowy. Pod względem metod pracy w parafii nie zmieniło to niczego, ale najbliższe lata wniosły zasadnicze zmiany w życiu parafii podkowiańskiej. Oto w roku 1967 zmarł ksiądz Franciszek Barański. Nastąpiły zdarzenia, w których samo istnienie chóru miało pewien wpływ na bieg zdarzeń. Sprawę znam z opowiadań księdza Leona Kantorskiego. Oto pewnej niedzieli zjawił się w naszym kościele onże ksiądz Leon Kantorski, któremu władze kościelne zaproponowały objęcie stanowiska proboszcza w podkowiańskiej parafii św. Krzysztofa. Przybył incognito w stroju cywilnym, chciał w ten sposób lepiej poznać teren swojej ewentualnej przyszłej działalności. Gdy zbliżał się do kościoła, usłyszał z podziemi śpiew chóru, odbywającego próbę. Potem, podczas mszy św. wysłuchał śpiewu chóru. I wtedy pomyślał sobie: No, nie jest to pustynia. Będzie się na kim oprzeć. Ksiądz Leon nie zwierzał się, jaką rolę pełnił chór w jego pozytywnej decyzji objęcia parafii podkowiańskiej, ale sam fakt wspominania tej sprawy coś jednak mówi. Był jakiś udział chóru w pozytywnej decyzji księdza Leona, która sprawiła, że w następnych latach kościół podkowiański stał się sławny nie tylko w Polsce, ale nawet za granicą.
Po tym wstępie spieszę zaznaczyć, że trzeci okres w historii chóru był nie tylko najdłuższy (28 lat - 52%), ale chyba i najważniejszy. Owo "chyba" wynika z faktu, że pomimo wysiłków moja wiedza o dwu pierwszych okresach historii chóru jest na pewno niekompletna, a więc i osąd niepewny. Jednakże doświadczenie życiowe podpowiada mi, że szczęśliwe zbiegi okoliczności zdarzają się rzadko, a jeden po drugim, to już wyjątkowo. Za taki zbieg okoliczności uważam spotkanie i zaprzyjaźnienie się dwu niecodziennych indywidualności w osobach pełniących zasadniczą rolę w historii każdego chóru parafialnego: proboszcza Leona Kantorskiego i kierownika chóru, profesora Kazimierza Gierżoda.

I tu znów potrzebne jest wyjaśnienie. Występuję tu w roli historyka. Na ogół historycy nie pracują nad postaciami żywymi, jak to się mnie przydarzyło. A w takim szczególnym przypadku następuje konflikt pomiędzy prawdą historyczną, a dyskrecją. Otóż tu świadomie stawiam prawdę historyczną wyżej od dyskrecji. Tak się zdarzyło, że rozmawiałem zarówno z księdzem Leonem o panu Kazimierzu, jak i z panem Kazimierzem o księdzu Leonie. Co więcej, niejednokrotnie byłem świadkiem ich rozmów w rozmaitych sytuacjach. Obaj - umiejący bronić swego zdania, obaj krewcy w dyskusji, nieraz się spierali, a przy tym - o dziwo, ani o jotę nie odstępowali od wzajemnego głębokiego szacunku. W tej sytuacji nie waham się postawić tę tezę. Chór podkowiański miał niebywałe szczęście, traf, że dwie funkcje, decydujące o losie i roli chóru parafialnego - kierownika chóru i proboszcza parafii - pełnili dwaj wspaniali ludzie, głęboko ze sobą zaprzyjaźnieni i mający jednakowe cele.




PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY  —> spis treści numeru